czwartek, 9 kwietnia 2015

Dorota Schrammek "Stojąc pod tęczą"


Wydawnictwo Świat Książki
data wydania 2015
stron 208
ISBN 978-83-7943-627-9
Seria Leniwa Niedziela

W życiu nie wolno niczego odwlekać

Życie - ile jest nam go dane, tego nie wie nikt. Statystyki podają, że żyjemy coraz dłużej, medycyna coraz lepiej radzi sobie z różnymi chorobami, ale mimo to często odchodzą ludzie młodzi. Mówi się, że ich śmierć jest niepotrzebna, że mogli jeszcze trochę żyć, że ich płomień mógł jeszcze się palić. Nie znamy chwili naszego odejścia, a zarazem mnóstwo rzeczy w życiu planujemy. Snujemy marzenia o pracy zawodowej i życiu prywatnym. Stawiamy sobie różne cele oraz zadania i dążymy do ich realizacji. Niektóre rzeczy odkładamy na później, myśląc, że mamy jeszcze na nie czas. Nie zawsze jest to dobre rozwiązanie. Bo życie bywa czasem zbyt krótkie i nie powinno się w nim niczego ważnego odwlekać.
Powyższe zdania są może utrzymane w podniosłym, refleksyjnym i nieco smutnym klimacie, ale właśnie w taki wprowadziła mnie najnowsza powieść wydana w serii Leniwa Niedziela. Tym razem jest to książka polskiej autorki, która mieszka nad polskim morzem i publikuje opowiadania oraz reportaże w prasie kobiecej – Doroty Schrammek. Lektura zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie, którego się nie spodziewałam. Najkrócej mówiąc to książka o życiu i śmierci, a jej bohaterkami są cztery kobiety, które różni bardzo wiele, a łączy miejsce pracy. Patrycja, Magda, Aneta i Jagoda pracują w szczecińskiej agencji nieruchomości. Okładkowy opis podaje, że są przyjaciółkami. Cóż, to mnie nieco zirytowało, bo nie łączy ich zbyt głęboka przyjaźń, nie znają się długo, a najczęściej spotykają się w miejscu pracy. Dopiero choroba jednej z nich zacieśnia ich więzy. Patrycja jest sama wskutek doświadczeń z dzieciństwa związanych z ojcem tyranem i perfekcjonistą. Jej współlokatorem jest dog niemiecki, bez którego jego opiekunka nie wyobraża sobie życia. Magda jest typową „córeczką tatusia” co jej bardzo ciąży. Ma dość nadopiekuńczego taty i podawania wszystkiego w życiu na tacy. Aneta to żona i mama trzech chłopców, której życie biegnie w wirze domowego kołowrotu, masy obowiązków i pracy domowo-zawodowej. Jagoda ma męża i kochanka. Dla tego drugiego chce porzucić męża artystę. Aż pewnego dnia jedna z tych kobiet dowiaduje się, że jest bardzo poważnie chora, a choroba jest śmiertelna...
Ta książka bardzo mi się spodobała, choć miałam problemy z jej skończeniem. Trudno mi było czytać jej końcowe strony, bo ryczałam jak bóbr. I tu od razu doradzę, by zasiąść do niej z paczką chusteczek. Nie jest to powieść błaha, nie jest to lektura, którą polecę tylko dla relaksu, nie jest to propozycja, którą można poznać bez echa, przeczytać i zapomnieć. To literatura kobieca, która pozostawia w czytelniczkach ślad, która zmusza do zastanowienia się nad własnym życiem. W jej treści poruszane są takie tematy jak miłość, odpowiedzialność, wierność, przyjaźń. Lektura uświadamia, jak ważny jest nasz każdy dzień, jak wiele dobrego i złego możemy w nim uczynić. Ile błędów popełnić, a ile naprawić. Ważne, by tych napraw nie odwlekać, ważne by zastanawiać się nad swoimi krokami, bo kiedyś może się okazać, że na poprawki jest po prostu za późno. Nie jest to gruba książka, ale niezwykle treściwa.
To ciekawa propozycja dla lubiących ambitną prozę obyczajową. Książka poruszająca do głębi, która uświadomiła mi cenną myśl – śmierć jest tylko drzwiami do nowego życia, czasem trudno te drzwi otworzyć, ale nie warto się tego bać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz