Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Znak litera nova. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Znak litera nova. Pokaż wszystkie posty

środa, 27 lipca 2022

Katarzyna Zyskowska "Szklane ptaki"



Wydawnictwo Znak litera nova
data wydania 27 lipca 2022
stron 416
ISBN 978-83-240-8344-2

O pięknej i tragicznej miłości, którą zabiła wojna

Moi Drodzy!

Napisałam już w swoim życiu setki recenzji, ale chcąc Wam opowiedzieć o najnowszej książce Katarzyny Zyskowskiej czuję ogromną tremę. Nie jest mi łatwo, bo boję się, że nie będę w stanie słowami oddać w pełni jej geniuszu . A jest ona przepiękna, smutna i romantyczna, eteryczna, bardzo intymna i chwytająca za serce. Mało który Autor potrafiłby słowami tak cudownie opowiedzieć dzieje jednego z najbardziej utalentowanych polskich poetów, który oddał życie w obronie Ojczyzny. 

"Szklane ptaki" to zbeletryzowana biografia Krzysztofa Kamila Baczyńskiego oraz jego żony i matki. Dwóch najbliższych mu kobiet, które niewątpliwie go kochały, ale jedna z tych miłości była niestety toksyczna. Obie były prawdziwe i nieudawane. Jednak nie mogły obok siebie w zgodzie ze sobą współistnieć i funkcjonować. Rywalizacja nie wychodziła im na zdrowie i utrudniała i tak paskudną rzeczywistość.

Krzysztof zakochał się nagle i niespodziewanie, mocno i na poważnie. Z ukochaną Basią dość szybko zdecydowali o tym, że chcą wziąć ślub. Rodziny obu stron nie były zachwycone. Zwłaszcza matka przyszłego pana młodego. Zaborcza Stefania Baczyńska wpadła dosłownie w czarną rozpacz. I nie chodziło jej o argumenty, że wojna i ciężkie czasy. Dla niej ożenek syna równał się z jego utratą. Tragizowała jakby jej ukochany Krzyś miał być dla niej stracony bezpowrotnie. Basi przyszło mierzyć się z teściową z piekła rodem, tajnymi studiami, działalnością męża w konspiracji, ale i utratą bliskiej istoty, okropnościami wojny i śmiercią młodych ludzi, których znała. Jeśli jesteście ciekawi losów tego małżeństwa, jeśli chcecie odkryć osobę znanego poety jakiego do tej pory nie znaliście zapraszam do lektury powieści od której ja nie mogłam się oderwać. 

Czytając chłonęłam wojenną rzeczywistość, ludzkie losy naznaczone śmiercią i tragedią. Nie będę ukrywać, że z moich oczu płynęły łzy. Dużo łez. Bo w tej historii jest tak wielka moc tragizmu, okrutności losu, a zarazem piękna i romantyzmu. Ci młodzi ludzi nie mieli czasu na szczęście, dlatego każdą chwilę życia wyszarpywali by poczuć to, co byłoby im dane bez pośpiechu w czasie pokoju. 
Narracja tytułu jest trzyosobowa. Autorka oddaje głos każdej z trzech głównych postaci. Każdemu z trojga bohaterów pozwala przedstawić swoje myśli, pragnienia, marzenia. Wyżalić się, wyspowiadać z tego, co ich boli, co rani. Dzięki temu na całą rzeczywistość patrzymy z trzech stron, a każda z nich jest inna i odmienna.

Raz po raz przyrównywałam parę Baczyńskich do historii Romea i Julii, To byli dla mnie tacy wojenni Capuletti, którzy poczuli smak prawdziwego uczucia. Niestety los szybko im je zabrał, a parę złączyła dopiero śmierć i grób. W wielu momentach lektury zastanawiałam się jak Basia i Krzyś spędziliby ze sobą życie gdyby nie wojna, czy ich miłość by nie zgasła, czy nie pogubiliby się w wirze życia. 

Ta książka nie ma minusów i wad. Jest niecodzienna i niesztampowa. Eteryczna, delikatna i brutalna zarazem, pełna uczuć i namiętności, ale i prozy życia, która ma to do siebie, że bywa okrutna. Czytałam ją z prawdziwą przyjemnością, a lekturze towarzyszył tak wielki ogrom emocji, że nie wygasały one do dziś. Myślę, że refleksje z lektury długo zostaną w mojej głowie, a ja tę publikację zapamiętam na zawsze. Z serca Wam ją polecam. To wyjątkowa książka po którą musicie sięgnąć. Koniecznie znajdźcie dla niej czas i zatopcie się w jej treści.


 

poniedziałek, 28 marca 2022

Sofi Oksanen "Psi park"

 




Wydawnictwo Znak litera nova 
data wydania 2022
stron 496
ISBN 978-83-2407-314-6


Cień przeszłości bywa czasem ogromnym balastem

"Psi park" to moje pierwsze spotkanie z piórem Sofi Oksanen, cenionej przez czytelników pisarki o fińsko-estońskich korzeniach. Jej powieść zrobiła na mnie ogromne wrażenie i wprawiła w spore osłupienie. O ile nie mam wątpliwości co do oceny tej lektury, o tyle nie potrafię ocenić jej głównej bohaterki z której losem splecione jest życie innej młodej kobiety. Nie mam jakiegoś skomplikowanego kręgosłupa moralnego, ale postępowania Oleńki, ukraińskiej dziewczyny, która chciała wyrwać się z jarzma biedy, nie jestem w stanie otaksować. Z jednej strony rozumiem co nią kierowało, z drugiej mimo wszystko nie powinna zejść na drogę, którą wybrała, a która szczęścia i zadowolenia jednak jej nie dała. Doskonale wiem, że jest ona tylko symbolem wielu, naprawdę wielu młodych Ukrainek, które nie chcą szarpać się z życiem i brakiem środków finansowych. 

Życie Oleńki nigdy nie było usłane różami. Nie zaznała dostatku, jej rodzice nie byli majętni, doświadczała za to zmian adresu i przeprowadzek. Mimo to jej rodzinie ciągle skromnie się powodziło. Po śmierci jej ojca matka dziewczyny zamieszkała z jej ciotką, a Oleńka postanowiła wyrwać się z dobrze znanego jej marazmu i niedostatku. Spróbowała swoich sił w modelingu, a potem weszła w świat biznesu związanego z surogacją. Tam zaczęła zarabiać niezłe pieniądze, ale i jej życie splątało się i silnie pogmatwało. Było nieciekawie na tyle, że musiała uciec do Finlandii, zamieszkać w Helsinkach i pracować jako sprzątaczka. I nagle w jej życiu pojawiła się kobieta z przeszłości, która zburzyła jej jako taki spokój...

"Psi park" to książka przede wszystkim naładowana emocjami i sekretami. Tu na początku właściwie nic nie jest jasne i klarowne, a czytelnik czuje się jak w gęstym lesie, w gęstwinie drzew w której nie ma żadnej ścieżki, po której można się bezpiecznie poruszać. Wszystko, dosłownie wszystko jest tajemnicą, a fabuła krąży w dwóch przestrzeniach czasowych, pomiędzy którymi w życiu głównej bohaterki wiele się wydarzyło. Czytając, strona po stronie, odkrywamy życie młodej dziewczyny, której bagaż jest naprawdę ciężki. Idąc przez życie Oleńka mając całkiem dobre intencje popełnia błędy, potyka się i upada. Pracuje w agencji, której fundamentem działalności jest dziedzina kontrowersyjna moralnie, która działa gdzieś na granicy moralności. Na Ukrainie jest prawnie dozwolona, ale na ile człowiek jest w stanie kupczyć częścią siebie, swego ja, swego ciała? Czy świadome rodzenie dzieci innym jest dobre? Zwłaszcza jeśli robi się to przede wszystkim dla pieniędzy? 

"Psi park" to książka, która pokazuje w świetle dziennym pewne bardzo kontrowersyjne i dyskusyjne sprawy : płatne surogactwo, nielegalne operacje, handel ludzkimi komórkami, a w końcu przemoc, siłę i podejrzane interesy oraz działalność na granicy prawa. Autorka wyraziście pokazuje kontrasty jakie panują w Europie na początku XXI. Świat biedy i bogactwa, w którym prawie wszystko jest na sprzedaż i prawie wszystko można kupić. Przez fabułę przewija się najnowsza historia Rosji i Ukrainy, konflikt o wschodnią część państwa ze stolicą w Kijowie. Czytając tę powieść, której premiera miała miejsce w 2019 roku, właśnie teraz patrzymy na ukazany całokształt jeszcze głębiej i wrażliwiej. To na pewno książka niezapomniana, trudna w odbiorze, ale i taka od której naprawdę trudno się oderwać i wobec treści której nie można być obojętnym. Autorka stopniowo dawkuje w niej odkrywanie sekretów, trzyma czytelnika w napięciu i dostarcza mu naprawdę silnych emocji i wrażeń. Warto sięgnąć po ten tytuł, a ja go z serca polecam. 

piątek, 3 grudnia 2021

Igor Rakowski-Kłos "Dzień przed. Czym żyliśmy 12 grudnia 1981?

 



Wydawnictwo Znak Litera nova
data wydania 2021
stron 304
ISBN 978-83-240-7392-4

W wigilię wielkiej zmiany

Dziś zapraszam na post o najlepszym, piszę to bez wahania, reportażu, po jaki sięgnęłam w tym roku, ale i tej dekadzie. To książka wyjątkowa, której wydarzeń byłam naocznym świadkiem. Jako mała dziewczynka całkiem dobrze pamiętam te dwa dni za sprawą może zwyczajnych zdarzeń, ale jednak zapisały mi się one mocno w pamięci. 
Był grudzień, był weekend, choć wtedy jeszcze o końcu tygodnia tak nie mówiono. Sobota. Przeglądałam bombki, szklane i polskie, piękne ręcznie malowane, nie mogłam doczekać się kiedy zawieszę je na choince. I była niedziela bez Teleranka, więc smutek na twarzy, który osłodziła kartka z szopką, posypana brokatem, wtedy po prostu wtedy hit. Bo niczego nie było, bo każdy umiał w tamtych czasach cieszyć się wszystkim. I był spacer w parku, nieco pobielonym śniegiem w ciepłym niebieskim swetrze i były patrole milicji z wojskiem. I był poniedziałek bez szkoły i nagłe oraz niespodziewane ferie. 

Dlaczego o tych moich wspomnieniach piszę? Bo na fundamencie wspomnień zbudowana jest oś książki, która skupia się na 12 grudnia 1981 roku, na dacie, która poprzedzała specyficzną zmianę w historii Polski. Tę datę, a zarazem klimat tamtego czasu, poznajemy na podstawie relacji różnych Polaków i Polek, mieszkających w różnych miejscach kraju, parających się różnymi zawodami, stojących po jednej i tej drugiej stronie barykady. W relacjach tych osób drzemie to "coś", co można było jakoś tak specyficznie namacalnie wyczuć w powietrzu. Taki duch zwiastujący, że wrzód pęknie. Pęknie, bo musi, bo już jest tak mocno nabrzmiały, że dłużej nie da rady. To była dla całego narodu wielka niewiadoma, bo różnie mogło się to skończyć i różnie mogła potoczyć się historia. Z perspektywy czasu moim zdaniem i tak wyszliśmy z tego dość obronną ręką. Ale, wróćmy do książki i wrażeń z lektury. 

Dla mnie to była bardzo sentymentalna lektura, która zabrała mnie w podróż do przeszłości. Zobaczyłam ją oczami konkretnych ludzi, bardzo różniących się od siebie. Byli oni na różnym etapie życia, w którym działy się rozmaite rzeczy. Miały miejsce ślub, narodziny dziecka, udział w życiu politycznym czy służba w mundurze. Każdy patrzył na świat oczami jedynego w swoim rodzaju obserwatora, każdy widział to, co się działo inaczej. Z zapisanych słów wyłania się dziwny świat w nietypowym momencie jego istnienia, swoista cisza przed burzą, którą czuć, że namacalnie nadchodzi. Każde z zamieszczonych czarno białych zdjęć mówi tak mocno i tak wiele. To kopalnia wiedzy o tamtej rzeczywistości, to niepowtarzalna lekcja historii, to obraz tamtych szarych czasów, kiedy królował z jednej strony marazm i beznadzieja, ale z drugiej nie składano broni na laurach i mimo niemocy starano się coś, mimo trudności, zmienić na lepsze. 

Autor podjął się ciekawego wyzwania i naprawdę genialnie je zrealizował. Wyszło mu ono po prostu perfekcyjnie. Zamysł na tytuł został zrealizowany z kunsztem, talentem i pomysłem. Lektura wciąga i nie daje się odłożyć na półkę. Czyta się ją szybko i zachłannie. To naprawdę wyjątkowa książka, która idealnie wyczerpuje poruszony w niej temat i daje obraz rzeczywistości, która dziś wydaje się tak bardzo inna od współczesnego świata. Bardzo się cieszę, że miałam okazję przeczytać ten tytuł i z serca zainteresowanym tą tematyką oraz osobom lubiącym dobre reportaże ją rekomenduję. 



wtorek, 3 marca 2020

Angela Hunt "Królewskie piękno. Estera"


Wydawnictwo Znak litera nova
data wydania 2020
stron 416
ISBN 978-83-240-7005-3
seria Królewskie Piękno tom I

Miłość czyni cuda, miłość ma moc

Zagłębiając się w najnowszą powieść Angeli Hunt przeniosłam się daleko zarówno w czasie, jak i w przestrzeni. Znalazłam się w świecie, który jest znany z kart Biblii i poznałam niezwykłą młodą kobietę. Żydówkę z pochodzenia, której życie miało biec diametralnie innymi torami. Tak planowali jej opiekunowie. Uroda dziewczyny sprawiła, że spełniło się jej marzenie by mieszkać na królewskim dworze. Wyobrażenia okazały się jednak całkiem inne niż realna rzeczywistość, a życie u boku króla wcale nie miało wiele z bajki. Było niczym róża mająca spore kolce.

Hadassa była wychowywana przez kuzyna i jego żonę, którzy zaopiekowali się sierotą najlepiej jak potrafili i traktowali jak własną córkę. Planowali jej przyszłość i małżeństwo mając na uwadze zarówno reguły swojej społeczności, jak i szczęście dziewczyny. Wybrali jej męża za aprobatą młodej kobiety. Gdy para wyruszyła w podróż do Jerozolimy by tam złożyć małżeńską przysięgę Hadassa została porwana i trafiła do haremu króla Kserksesa. Władca po oddaleniu królowej Waszti poszukiwał kolejnej żony. Hadassa, która przybrała imię Estera zauroczyła go od pierwszej nocy. Wkrótce odbyła się jej koronacja. Czy to był początek szczęścia i bajkowego życia uroczej Żydówki? 

Choć czytam bardzo dużo już dawno żadna powieść tak mocno mnie nie oczarowała. Gdy rozpoczęłam jej lekturę od razu czułam się zniewolona jej urokiem. Momentalnie oczami wyobraźni znalazłam się w innym, nieznanym mi świecie. Wśród ludzi nie mających pojęcia o postępie technicznym i cyfrowych nowinkach, żyjących wobec niekiedy trudnych do zrozumienia współcześnie reguł, mających jednak te same słabości, wady i zalety. Kierujących się podobnymi emocjami i chcących być szczęśliwymi. 
Główna, tytułowa bohaterka stała mi się momentalnie bliska i od razu obdarzyłam ją wielką sympatią. Estera była piękna, ale uroda przysporzyła jej w życiu więcej kłopotów niż korzyści. Okazała się też kobietą mądrą i odważną, odpowiedzialną i delikatną. Zdecydowanie wyróżniała się na tle swoich rówieśniczek i mieszkanek pałacu z którymi przyszło jej mieszkać. Żyjąc na królewskim dworze przeszła metamorfozę i dojrzała. Stała się świadoma swoich walorów, poznała siłę uczucia i smak ryzyka. Obcy był jej egoizm. Wierna religii i dobru swojej nacji postawiła wszystko na jedną kartę. Zaryzykowała, postawiła na szali własne życie. Stała się bohaterką, osobą godną podziwu. 

Powieść jest napisana przystępnym i łatwym w odbiorze językiem. Autorka z łatwością oddała słowami klimat starożytności i przybliżyła bardzo plastycznie obcą współczesności rzeczywistość. Książkę czyta się lekko i przyjemnie. Jej treść jest przejrzysta i zrozumiała, a zarazem obrazowa i wciągająca. Tytuł nie okazał się nudny, zbyt obciążony realiami historycznymi. Wątek romansowo-miłosny poprowadzono bardzo konstruktywnie. Angela Hunt zastosowała ciekawy sposób narracji. W powieści jest dwoje głównych narratorów: Estera i najbliższy sługa króla eunuch Harbona. Każde z tej pary przekazuje wydarzenia swoimi oczami. Oboje okazują się bardzo inteligentnymi i spostrzegawczymi obserwatorami wydarzeń. Pokazują świat komentując dziejące się na ich oczach wydarzenia i nie zawężają zbytnio swojej perspektywy. Dzięki temu czytelnik ma wrażenie, że przeniósł się do tamtych lat i obserwuje na żywo świat biblijny. To bardzo ciekawe i niepowtarzalne doświadczenie. 

Akcja powieści jest wartka, choć niezbyt szybka. Opisy nie dominują nad dialogami. Tytuł z pewnością przypadnie do gustu miłośnikom dworskich romansów i powieści historycznych napisanych ze starannością i pedantyczną precyzją o szczegóły. Ta książka jest niczym barwna mozaika, mieni się przeróżnym barwami i niesamowicie przyciąga do siebie. Gorąco polecam jej lekturę, która gwarantuje wspaniałe wrażenia. Dajcie się ponieść jej treści, poznajcie Esterę i odległe czasy, które miały w sobie niepowtarzalny urok. Gwarantuję, że się nie rozczarujecie. Wspaniały początek serii, której kolejne tomy będą poświęcone takim kobietom z kart Biblii jak Batszeba i Dilala. Na pewno po nie sięgnę. 

czwartek, 2 stycznia 2020

Paulina Jóźwik "Strupki"


Wydawnictwo Znak litera nova
data wydania 2020
stron 256
ISBN 978-83-240-7020-6

Wspomnienia są bezcenne

Lubię sięgać po debiuty. Czuję się wtedy jak podróżnik udający się w nieznane. Mam świadomość, że mogę odkryć nowe literackie lądy. Nowe książki, które podbiją moje serce. Mogę uzupełnić listę ulubionych autorów o kolejne nazwiska. Oczywiście nie zawsze jest rewelacyjnie, ale ostatni debiut jaki przeczytałam w grudniu ubiegłego już roku okazał się mega sztosem. Strzałem w samo wrażliwe czytelnicze serce, które ma dość książek podobnych do siebie, książek kalek. Fakt, dużo czytam i trudno mnie zaskoczyć, ale Paulinie Jóźwik udało się to fenomenalnie. Jej książkę rekomenduje i poleca sama Joanna Bator. Ja też, bo takich tytułów trzeba szukać ze świecą. Wszystko w nim mnie zauroczyło i zachwyciło, oczarowało i migiem się w nim rozkochałam. Gdyby ktoś kazał mi wymienić tylko jedną cechę tę książki, jej największy atut to pasowałoby mi tylko jedno słowo. Klimat. 

Ta powieść jest ogromnie klimatyczna, a klimat wyzwala sentymentalizm i czułość do wspomnień. Wspomnień z dzieciństwa i młodości, które niezaprzeczalnie nas kształtują. Nadają naszym osobowościom szlif. Oczywiście niektórzy się wypierają swoich korzeni, wstydzą się ich. Czy warto? Ależ nie jakiekolwiek by one nie były. Do tego przekonuje główna bohaterka książki, która dzieciństwo i młodość spędziła na wsi, a potem przeprowadziła się do miasta. Zmieniła się, wchłonęło ją inne życie. Podróż na wieś jednak ruszyła w jej duszy czułe struny. Przypomniała o latach, które były jedyne w swoim rodzaju. I wytworzyła się magia. Magia, która otula nie tylko Polę, ale i czytelnika. Magia, która oczarowała i mnie i zepchnęła mój umysł do lat minionych. Bo ja też bywałam na takiej wsi, w której życie było inne niż dziś. To był inny świat. bardziej prosty ale jakże urokliwy!!!

Pola wraca do rodzinnego domu na pogrzeb babki. Hanna Maj dożyła sędziwego wieku, ale w ostatnich latach towarzyszyła jej podstępna choroba. Choroba, która przysłoniła jej otaczający świat i bliskich, która zabrała ją z życia kiedy jeszcze biło jej serce. Utrata pamięci Hanny chyba bardziej uderzyła w jej bliskich niż w nią samą. Pozostały nierozwikłane rodzinne sekrety, tajemnice, które zaciekawiły Polę...

To wyjątkowa książka, która pozwoliła mnie na zajrzenie do świata przeszłości, do magicznej rzeczywistości, którą wyparł czas, technika i moje, podobnie jak i głównej bohaterki dorośnięcie. Jako dzieci, jako młode osoby postrzegamy inaczej, a świata nie przesłania nam materializm, proza życia i wieczna pogoń za pieniądzem. Tak było kiedyś, gdy Pola była mała i gdy ja miałam dużo lat mniej. To pozwoliło mi momentalnie zjednoczyć się z młodą kobietą, która otworzyła furtkę do przeszłości. I to nie był absolutnie żaden błąd a fascynująca wyprawa. Książka jest napisana wspaniale. Jest wyważona i chwyta za serce nutą sentymentalizmu, roztkliwieniem za tym, co bezpowrotnie minęło. Proza Pauliny Jóźwik jest dojrzała, styl wywołuje zachwyt, dlatego tę książkę chce się czytać bez końca. Nie chce się z niej wynurzać, dusza buntuje się na słowo koniec. Niestety ten kiedyś jednak nadchodzi. Trudno mi było rozstać się ze światem opisanym w lekturze, dobrze się stało, że czytałam ją w okresie grudniowym kiedy więcej niż zwykle się wspomina i odkurza pamięć. To książka ambitna, odważna, pokazująca jak wiele się w naszych duszach dzieje, jak ważne są korzenie. 

W treści jest jakaś poetyka, jest hołd oddany przeszłości, jest tęsknota, jest bolesne godzenie się z upływem czasu, zmianami na które nie mamy ochoty, jest nostalgia i refleksja nad sensem naszego życia, bo z pewnością nie może nim być lansowany wszem i wobec konsumpcjonizm. Nie musimy mieć kolejnej sukienki, telefonu, perfumy czy samochodu. Musimy mieć świadomość własnej tożsamości i życie duchowe. Musimy mieć swoje wnętrze by dostrzec to, co istotne.
Na pozór niezwykle prosta i przejrzysta opowieść powaliła mnie na kolana, odurzyła treścią i postawiła do pionu wobec tego, co mnie otacza. Cokolwiek by się działo warto łapać chwile, które są ulotne, pielęgnować wspomnienia, dokumentować codziennośc, sycić się nią. Doceniać to, co się ma. 

"Strupki" to tytuł stojący w opozycji do szalonego współczesnego świata, który nie powinien, nie może przesłaniać tego, co najbardziej istotne. 
To nie jest zbyt trudna, ale niezwykle wartościowa lektura. Gratuluję Autorce Genialnego debiutu. Proszę o kolejne książki. 

wtorek, 12 listopada 2019

Katarzyna Michalak "Uśmiech losu"


Wydawnictwo Znak litera nova
data premiery 13 listopad 2019
stron 296
ISBN 978-83-240-5613-2
Saga Mazurska tom V

Życie składa się z rozstań i oczekiwań na powrót

Droga Czytelniczko! 
Już niedługo święta. Ich klimat jest wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju i niepowtarzalny. Tworzą go zapachy, dekoracje, zwyczaje, potrawy i ... książki. Na księgarskim rynku pojawia się wiele pozycji przeznaczonych dla kobiet utrzymanych w klimacie Bożego Narodzenia. W tym roku jest ich wyjątkowo wiele, a ja będę starała się Ciebie przekonać byś sięgnęła po książkę Katarzyny Michalak. Jej twórczość jest mi znana od wielu lat. Przy Jej powieściach płakałam, uśmiechałam się i przeżywałam wielokrotnie wyjątkowe emocje. Pani Katarzyna pisze w sposób niezwykły i przemawiający prosto do serca. 

V już tom wspaniałej Sagi Mazurskiej na pewno Ci się spodoba. To wyjątkowo piękna historia, która rozpoczyna się w ten jedyny dzień w roku. W Wigilię. 
Tego dnia Natalii jest wyjątkowo smutno. Na wieczerzę zaproszeni są goście z dziećmi. A ona właśnie dowiedziała się, że macierzyństwo ze względów medycznych nie jest jej pisane. Duszę młodej, wrażliwej kobiety skuł w swoje okowy porażający ból. Dlatego postanowiła po cichu uciec z domu. Los na jej drodze postawił tego dnia porzuconego, słabego i bezbronnego psa. Piękną, puchatą białą kulę, którą ktoś bez serca porzucił. Natalia postawiła zwierzę ocalić. Wycieńczony piesek okazał się suczką, która lada moment miała się oszczenić i zmienić jak się później okazało życie swojej wybawicielki na lepsze...

Droga Czytelniczko!
Rozsiądź się wygodnie, otul miłym w dotyku ciepłym kocykiem, zapal zapachową świecę, zrób sobie kubek kakao, weź do ręki książkę Katarzyny Michalak i zagość na Mazurach. Od razu mniej świadomość, że przepadniesz dla otaczającej Cię rzeczywistości i nie odłożysz powieści dopóty, dopóki nie przeczytasz ostatniego jej zdania. A fabuła porwie Cię i dzięki niej zagościsz wśród ciekawych postaci z których jedne polubisz bezgranicznie, a drugie doprowadzą Cię do złości i pasji. 
Lektura dostarczy Ci wielu emocji. Będziesz się uśmiechała, ale i z Twoich oczu popłyną łzy. Fabuła okaże się skomplikowana niczym długi i kręty labirynt. Nie zabraknie zaskakujących chwil i nieoczekiwanych zakrętów. Dobro będzie toczyło walkę ze złem, a los nie oszczędzi bohaterom przykrych niespodzianek. To bardzo chwytająca za serce historia, która jest napisana z pomysłem. Pisarka gloryfikuje siłę przyjaźni, która bywa w trudnych sytuacjach bezcennym kołem ratunkowym. Katarzyna Michalak wyraźnie protestuje przeciwko krzywdzeniu słabych, złemu traktowaniu zwierząt i okrucieństwie wobec nich. Pokazuje, że życie nie jest bajką, ale mogą zdarzyć się w nim bajkowe zakończenia za sprawą miłości i dobrych ludzi. W treści tej książki jest nutka magii, ale i dużo wiary w dobroć, która mieszka w ludzkich sercach. 
"Uśmiech losu" to idealna lektura na świąteczny czas i długie zimowy wieczory. To doskonały pomysł na mikołajkowy czy gwiazdkowy prezent. Z serca gorąco polecam i zachęcam do przeczytania. 

poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Agata Jakóbczak "Transformersi. Superbohaterowie polskiej reklamy 80.-90."



Wydawnictwo Znak litera nova 
data wydania 2018
stron 288
ISBN 978-83-240-4704-8

Jak rodziła się reklama w Polsce i czy można było na niej zarobić?


Dziś jest z nami od rana do nocy. Niewykluczone też, że się nam śni. Ale przeważnie jej nie zauważamy, bo ona jest czymś tak bardzo oczywistym jak powietrze. Mowa o reklamie, którą nawet starsze pokolenia w pełni zaakceptowały. Ale były czasy, że jej nie było! No ba! Aż się wierzyć nie chce, że kiedyś nie emitowano jej w tv, nie było jej w radio ani na bilbordach. Kiedy się narodziła? 

Dawno temu, gdzieś w latach 80-tych zaczęła pojawiać się okazjonalnie. Była tak skuteczna, że łatwo i dość szybko opanowała media. Była inna niż dziś. Mniej elegancka, mniej wyrafinowana, mniej dopracowana technicznie, a jednak była lubiana i oglądana. Ba, odbiorcy ją chłonęli. I nikt wtedy nie robił herbaty w czasie bloku reklamowego. Minęło wiele lat. Zmienił się rynek. Powstały liczne agencje, a ludzie dziś od reklamy już stronią. Nie wierzą zbytnio jej. Co się zmieniło?  Jak wyglądały początki rynku reklamowego? Jak ułożyło się życie zawodowe jej prekursorów? Jak  zmienił się ten biznes na przestrzeni lat? Te wszystkie kwestie są bardzo szczegółowo wyczerpane w książce  napisanej przez Agatę Jakóbczak dla której świat mediów i reklamy jest pasją. Trafiła do niego na początku lat 90-tych i została na długo. 

Publikację czyta się jednym tchem. Osobiście pochłonęłam ją w dwa dni i była ona dla mnie sentymentalną podróżą do lat dzieciństwa i młodości. Moje pokolenie chłonęło reklamę jak gąbka. Posiadanie reklamowanego produktu - soczku i chipsów - było powodem do dumy i zadzierania głowy. Hasła reklamowe młodym ludziom przewracały w głowach. A słowo zagraniczny działało jak magiczny. Jednak żyjąc wtedy jak większość ludzi nie miałam wiedzy jak wielkie kokosy ta branża przynosiła. A wtedy rodziły się ogromne fortuny. Wystarczyło mieć troszkę układów, dobre pomysły i obrobinę znajomości języków obcych. Do świata reklamy trafiali różni ludzie - byli tam przedstawiciele świata filmu, kultury, ale i młodzi kreatywni - niczym "Młode wilki". Wszystko działało na prawdziwym spontanie, na wariackich papierach. Improwizacjom nie było końca, a branża, która dynamicznie się rozwijała musiała na początku radzić sobie bez telefonów mobilnych i internetu. Mimo to spełniał się biznesowy americam dream i portfele pęczniały. 

"Z pewną dozą nieśmiałości" na nieboskłon wchodziły nowe gwiazdy, które po nagraniu reklam stawały się sławne, bogate i otwierały drzwi do kariery. A płacono w tym świecie bardzo hojnie. 
Dziś czyta się te informacje z uśmiechem i przymrużeniem oka, ale i z nostalgią i sentymentem. Prześledzenie rozwoju tej branży pokazuje jak zmieniła się po transformacji Polska, jak zmieniła się nasza świadomość, preferencje, gust. Dziś jesteśmy bardziej światowi, bardziej wymagający, mniej odbiegamy od Zachodu. Dogoniliśmy nieco świat, nabraliśmy dystansu do informacji zawartych w reklamach. 

Lekturę polecam i młodszym i starszym czytelnikom. Czyta się ją przyjemnie i z ciekawością. Temat ujęty jest zgrabnie i dogłębnie. Nie brak anegdot i humoru. Świetnie oddany jest klimat i tamta rzeczywistość, która już przeszła do lamusa. Te czasy jakże barwne i kolorowe, pełne nadziei i spełnionych marzeń nie wrócą. Dzięki książce możemy je powspominać i przeżyć jeszcze raz. To był cudownie spędzony czas. To jak, przeczytacie jak powstała polska reklama? Wrażenia gwarantowane!!!

wtorek, 24 lipca 2018

Gillian Flynn "Ostre przedmioty"



Wydawnictwo Znak litera nova
data wydania 2018
stron 336
ISBN 978-83-240-4830-4

Gdy strach wisi niczym mgła, a zło czai się w powietrzu

Od czasu do czasu mam ochotę na ciężką i mroczną książkę. Taką przy czytaniu której mogę się bać, mieć gęsią skórkę i dreszcze. Taką, po lekturze której jakoś ciężko wyłączyć światło i pobyć w ciemności. Skuszona opisem sięgnęłam po powieść G. Flynn i zatopiłam się w dość ciężkiej atmosferze amerykańskiego miasteczka. To nie była łatwa i pełna dynamiki lektura. Powietrze było tak ciężkie, że można je było kroić nożem. W książce znalazłam klimat którego szukałam. 

Camille Preaker jest dziennikarką śledczą i pracuje w gazecie w Chicago. Pochodzi z małej mieściny, którą opuściła z ulgą. W tymże miasteczku dochodzi do dwóch brutalnych zabójstw. Ofiarami zbrodni są małe dziewczynki, które morderca do zgładzeniu pozbawia zębów. Miejscowa społeczność jest zszokowana i przestraszona. Mimo śledztwa i wsparcia policji z zewnątrz zagadka jest dalej nierozwiązana. Wind Gap huczy od plotek. Szef Camille wysyła ją w rodzinne strony by mieć świetne artykuły do kolejnych wydań gazety. Camille musi zmierzyć się ze swoją przeszłością, spotkać z rodziną, której daleko od ideału, wrócić do miejsca z którego uciekła i skąd ma przykre wspomnienia. To tam zmarła jej siostra, to tam dziennikarka zaczęła kaleczyć swoje ciało...

Zacznę od pochwalenia się, że szybko odkryłam odpowiedzi na pytania, które rodzi każda sensacyjna fabuła - kto i dlaczego?! Ale to nie oznacza, że powieść Flynn była lekturą nudną i rozczarowującą. Czytało mi się ja adekwatnie do klimatu jaki panuje w tym tytule. Ta mała mieścina i jej społeczność oraz rodzina głównej bohaterki mnie przytłoczyła. Poczułam się osaczona jak Camille, poczułam się jak mucha w mazi, jak owad w pajęczynie. Autorka połączyła bardzo udanie i sprytnie kryminał i powieść psychologiczną. Przy czym prym wiedzie ta druga. Czytelnik równoległe z wątkiem kryminalnym odkrywa przeszłość głównej bohaterki, jej koszmary i ciężkie przeżycia, które wracają jak bumerang. Utrudniają życie i pracę, otwierają zamkniętą księgę przeszłości. Camille musi sobie z tym radzić, a nie jest to wcale łatwe zadanie. Podobnie jak odnalezienie się w miejscu, które źle się kojarzy. Główna bohaterka nie jest idealna. Jest zagubiona i zraniona. Nie ma oparcia ani w matce, ani w ojczymie. Szuka pocieszenia w alkoholu. Musi walczyć o siebie. Jest bardzo ciekawie skonstruowaną postacią, ma skomplikowaną osobowość i dodaje lekturze atrakcyjności. A sama fabuła? Ma niepowtarzalny klimat, który nie poprawia nastroju, który pokazuje mroczne oblicze małej społeczności i ludzkich dusz, które potrafią dać nagiąć się złu. 

Powieść czyta się dobrze, jest duszno, jest przygnębiająco, jest ciekawie. Dobre zakończenie jest niczym wisienka na torcie. Czy warto poznać tę historię? Tak, choć przekonanie do tego wniosku jest całkowite dopiero po przeczytaniu ostatniego zdania. W fabule jest bowiem ważniejsze nie kto, ale dlaczego. I to wcale nie jest zła koncepcja na dobry tytuł. Zatem zapraszam wraz z Gillian Flynn do Wind Gap. 

czwartek, 18 sierpnia 2016

Magda Stachula "Idealna"





Wydawnictwo Znak litera nova
data wydania 17 sierpnia 2016
stron 384
ISBN 978-83-2403-718-6

Zemsta - słodka jak cukierek czy gorzka jak piołun?

Czy zdarzyło Wam się zaczytać się w książce na którą nie byliście mentalnie przygotowani? To uczucie jest identyczne jak jazda rollercoasterem w wesołym miasteczku bez zapięcia pasów. To przeżycie dokładnie takie jak wypadnięcie w czasie sztormu do wzburzonego morza bez ratunkowego kapoka osoby, która nie potrafi pływać. Biorąc do ręki debiutancką powieść Magdy Stachuli nie spodziewałam się po książce genialności, choć wiedziałam, że zbierała w opiniach recenzentów same pochwały. W czym tkwi jej geniusz? Co gwarantuje jej sukces? I co tak bardzo mi się w niej spodobało? Spróbuję odpowiedzieć w tej notce, choć uprzedzam, że tak świetne książki recenzuje się chyba najtrudniej. 

Fabuła książki rozgrywa się w ciągu kilku miesięcy w Krakowie i Pradze. Jest rok 2015. Anita i Adam są małżeństwem od kilku lat. Oboje pracują, mają piękne mieszkanie, osiągnęli stabilizację finansową. Do szczęścia brakuje im tylko dziecka. Maluszka o którym oboje marzą. Starają się dwa lata, ale rezultatu nie widać. Choć Anita leczy się w ekskluzywnej prywatnej klinice wciąż nie nosi potomka po sercem. Kobieta wpada w psychiczny dół. Boi się wychodzić z domu, nie może patrzeć na kobiety w ciąży, ani na mamy z dziećmi. Zamyka się w sobie, nie wychodzi nawet po zakupy. Wpada w obsesję, a robiąc kolejny test ciążowy na którym pojawia się tylko jedna kreseczka coraz bardziej traci nadzieję na happy end. Cierpi, staje się nie do zniesienia dla męża. Adam coraz częściej unika żony, spędza czas poza domem, pracuje byle tylko nie być sam na sam z Anitą. W końcu zaplątuje się w romans. Wydaje się, że to już koszmar. Ależ nie! Los przygotował o wiele mocniejsze wrażenia dla tej pary. Ich sytuacja ma się dopiero skomplikować. Oni dopiero spadają na dno piekła. Co zatem może być gorszego niż brak spełnienia marzeń i zdrada? Na tę kwestię odpowie książka "Idealna"!

Powieść Magdy Stachuli pochłonęłam w niewiele więcej niż dobę. Jej lektura mocno mnie wyczerpała emocjonalnie. Zbyt mocno wkręciłam się w jej fabułę, która opowiada o ludziach, którzy wcale nie są jacyś niezwykli czy wyjątkowi. Dziś mnóstwo par ma problem z bezpłodnością. Pieniądze nie zawsze są w stanie rozwiązać te kłopoty. Łatwo wpaść w depresję, szybko można zatracić się we własnym bólu i zapomnieć o parterze którego kochamy. W takiej sytuacji błyskawicznie rodzą się nieporozumienia, nietrudno oddalić się od siebie. Prędko można popełnić błąd, który rani, zawrotnie szybko może trafić w objęcia kogoś przypadkowego. Bigos gotowy, galimatias idealny. Parę, którą poznamy spotyka jednak o wiele więcej. Emocje są tak mocne, że trudno mi było je ogarnąć i normalnie funkcjonować pomiędzy światem literackim a realnym. I choć w książce dzieje się zawrotnie wiele, bo wcale w żadnym jej punkcie nie wydało mi się to zabiegiem nienaturalnym czy przesadzonym. Powieść jest niesamowicie dopracowana, dopieszczona i spójna. Nie zauważyłam żadnego poważnego słabego punktu. Autorka zadebiutowała mocno i błyskotliwie. Pokazała się z jak najlepszej strony i udowodniła, że dysponuje świetnym piórem i ma talent do tworzenia skomplikowanych historii, które rodzą się z ludzkich niedoskonałości. Ten tytuł robi spore wrażenie. Ma wiele atutów wśród których na uwagę zasługuje perfekcyjny sposób budowania napięcia i wyjątkowy klimat, ciekawy model narracji i postacie z nietuzinkową osobowością, które budzą u czytelnika wiele uczuć - od troski po litość, od żalu po gniew. W powieści miesza się obyczaj i sensacja, romans i erotyk - a ta mieszanka jest idealną recepturą na księgarski hit. Polecam tę lekturę, bo nie chcę by zabrakło jej siły przebicia wśród wielu nowości. Zasługuje ona w pełni na miano wybitnego debiutu i świetnej powieści w swoim gatunku. 
Warto, naprawdę warto poświęcić jej czas i poznać warsztat Magdaleny Stachuli.

niedziela, 6 grudnia 2015

Katarzyna Michalak "Sekretnik czyli przepis na szczęście"


Wydawnictwo Znak litera nova
data wydania 2015
stron 224
ISBN  978-83-240-3550-2

Nie czekaj! Spełniaj marzenia!

To, co ciągle nam umyka, to, co stale gonimy to uciekający czas. Nikt go nie zatrzymał i mamy go ograniczoną ilość. Bo nasze życie trwa konkretną liczbę dni. Masz marzenia? No pewnie, bo kto ich nie ma! Nie czekaj, spełniaj je! Bo czas płynie!

Powyższe przemyślenia urodziły się w moim umyśle po lekturze "Sekretnika" Katarzyny Michalak, po który sięgnęłam właśnie ze względu na nazwisko jego Autorki. Od razu dodam, że ja niezbyt często czytam poradniki, a jeśli już po nie sięgam to powtarza się pewien schemat. Od początku do końca zawsze, tak dokładnie  - ZAWSZE polemizują z czytaną treścią. Przykładam swoje poglądy do tego, co zawiera dana publikacja i porównuję sobie. Zwykle to jest ostra polemika, czasem wręcz kłótnia. Jak było z "Sekretnikiem"?

Pierwsze, co zrobiło na mnie wrażenie to piękne wydanie. Takie nietypowe pod względem rozmiaru książki, która przypomina pamiętnik. Śliczna okładka, piękna kolorystyka, złocone litery - brawo dla Wydawcy. Nie przypominam sobie lepiej wydanej książki w tym roku. No dobrze, zaraz pojawią się głosy, że książka to nie okładka i... itd.
Zatem zajmę się treścią. To już tradycja, że żaden autor poradnika nie trafił do mnie w 100%. W tym konkretnym wypadku też tak było. Były fragmenty z którymi się zgadzam, ale były i takie które ... Ok, dlaczego piszę o "Sekretniku" jak o poradniku? Bo dla mnie taka właśnie jest ta książka. To doradca jak żyć lepiej i spełniać swoje marzenia. Wychodzę z podobnego założenia jak Katarzyna Michalak, że najpierw trzeba wiedzieć czego się chce tzn. o czym marzymy. Lista konieczna, marzenia trzeba weryfikować. One mają prawo się zmieniać, czasem nawet po dyktando i potrzeby chwili. A potem trzeba myśleć jak zabrać się do ich realizacji. Odnośnie treści chwilami lektura mnie ciekawiła, ale i były momenty, gdy ... czułam się nieco skonsternowana. Może to i dobrze, bo nie każdy jest taki sam, nie każdy tak samo myśli, nie każdy musi być kalką drugiego.
Ta publikacja podobała mi się i chwilami nużyła. Ale przeczytałam ją dokładnie do końca. I mimo, że nie zawsze miałam spójne zdanie z Panią Kasią wiele z lektury wyniosłam. Ba, jak szybko, jak błyskawicznie zaczęłam to wcielać w życie. Bo czas nam dany jest tak krótki. I to przede wszystkim zrozumiałam dogłębnie. Zabrałam się za pewne plany i projekty, które zalśniły w mojej głowie, zaczęłam żyć każdą minutą i mam nadzieję, że w tym wytrwam. Że przeżyję swój czas jeszcze bardziej intensywnie, mocno, na maksa. Bo tak właśnie trzeba. Bo to filozofia stara jak świat, a bardzo słuszna.
Nie można narzucić odbioru takiej właśnie książki w sposób jednolity i schematyczny. Każdy jest inny i powinien odbierać rady najlepiej dla swojej osoby. Bardzo się cieszę, że przeczytałam "Sekretnik". Mnie pomógł od razu i konkretnie, choć nie ocenię najwyżej tej książki.

piątek, 15 maja 2015

Richard Paul Evans "Drzwi do szczęścia"


Wydawnictwo Znak litera nova
data wydania 2015
stron 176
ISBN 978-83-240-2629-6

Evans niebeletrystycznie

Recenzję tej lektury zacznę od przedstawienia jej Autora. To znany pisarz mający na swoim koncie ponad dwadzieścia książek, które zostały okrzyknięte księgarskimi hitami, laureat wielu nagród. Do tej pory znałam go jako twórcę ciekawych fabuł powieści, które wzruszały i chwytały za serce. I nagle pojawiła się książka opatrzona jego nazwiskiem, która jest z gatunku poradników. O czym traktuje? Na co daje receptę? Na lepsze życie najkrócej mówiąc. Evans propaguje w niej zasadę czterech drzwi czyli czterech prostych i zarazem trudnych w realizacji zasad, które sprawią, że będziemy szczęśliwsi, spełnieni, które zapoczątkują naszą przemianę na lepsze. 
Autor nie wymyślił sobie swojej teorii z kosmosu, ot tak gdzieś bujając w obłokach, ale oparł ją na swoich osobistych doświadczeniach. Owszem teraz jest majętnym i zadowolonym z życia człowiekiem sukcesu, ale nie zawsze miał życie usłane różami. Zdarzały się i lata pełne ostów i kolców. Teoria Evansa nie jest jakaś rewolucyjna. Opiera się na połączeniu w jedno starych jak świat prawd. Najkrócej reasumując - uwierz w siebie, poczuj swoją wyjątkowość, nie wmawiaj sobie, że nie dasz rady, że ci się nie uda, spełniaj swoje marzenia, nie bój się porażek, nie użalaj się nad sobą i kochaj, a  będziesz kochanym. Proste? Nie zawsze! Czasem bardzo trudne do wykonania. Ale nie niemożliwe. 
Przeczytałam tę książkę z sentymentu do jej Autora, dlatego, że cenię jego prozę i z ręką na sercu dodam z czystej ciekawości. Bo ja niewierny Tomasz do kwadratu (może to nieco masochistyczne) lubię sobie czytać książki-dobre rady i się z nimi w czasie czytania kłócić, polemizować, dyskutować. Zgadzać się lub drzeć koty. Zwykle kończy się to tak, że stwierdzam iż publikacja została wydana z chęci zysku i jest stekiem bzdur. W tym wypadku nie uwierzę oczywiście ślepo we wszystko co napisano, ale z całą szczerością jaką otaczam ten blog stwierdzę, że w pewnych aspektach się z pisarzem zgadzam. Otóż rada by się nad sobą nie użalać jest naprawdę celna i sama na sobie ją sprawdziłam. Po drugie nie warto zakopywać marzeń choćby wydały się nierealne. Warto próbować je spełnić. Czy warto kochać wszystko wokoło nas? Tu mam wątpliwości, bo może jestem zbyt mała na kochanie wrogów. Wybaczać można, ale nie na siłę. 
Czytając tak sobie rozmawiałam z treścią książki. Zastanawiałam się kto ma rację - czy ja czy Evans, gdy moje zdanie było rozbieżne z tym co pochłaniałam. Mam oczywiście mieszane uczucia, ale - co uważam za duży plus - nie odrzucam w całości treści, co według mnie już jest sukcesem publikacji. 
Czy warto poświęcić czas tej książce? Moim zdaniem tak, bo nie musimy jej ślepo wierzyć, bo jest napisana ciekawie i przyjemnie, bo zamiera informacje z życia jej twórcy. 
Szczególnie polecam ją tym, którzy są na życiowym zakręcie, którzy usychają z zazdrości wobec innych. Zawsze przecież można zmienić swoje życie na lepsze. Ta lektura z pewnością Wam w tej misji nie zaszkodzi. 
Moja ocena 6/10.