środa, 11 marca 2015

TadeuszWodzicki "Brudna wolność"


Wydawnictwo Novae Res
data wydania 2015
stron 130
ISBN 978-83-7942-562-4

Sentymentalna podróż z posmakiem goryczki

Kilka minut temu skończyłam lekturę książki, która nie jest grubym tomem, ale która jeszcze długo będzie w mojej pamięci. To powieść obyczajowa z najnowszą historią Polski w tle, która rozgrywała się na moich oczach. Byłam mała, młoda ale patrzyłam na to co działo się na przełomie lat 70- tych i 80-tych. Główny bohater brał czynny udział w tych wydarzeniach. Na początku lat 90- tych po upadku rządu Olszewskiego wyjechał do Szwecji. Sam, bo rozpadło się jego małżeństwo. Urządził się na obczyźnie. Znalazł pracę w swoim zawodzie. Po latach wraca do Polski. Jego była żona już nie żyje. Wraca na zaproszenie ośmioletniego wnuka, którego nigdy osobiście nie poznał. Wraca na jego I Komunię Świętą. Jest to zarazem sentymentalna podróż do miejsc z młodości. 

Książka porwała mnie bez reszty. Ba, zaczęłam przeżywać dzieje bohatera jakbym sama była w jego skórze. Bardzo utożsamiłam się z Romanem. Polubiłam go i stał mi się bardzo, bardzo bliski. Wspomnienia Romana z dawnych lat chłonęłam. Odczuwałam jak on sentyment do starego. Bo wiele się podczas nieobecności Romana zmieniło. Zmieniła się Warszawa pod względem architektury, zmienił się ustrój i nastały nowe czasy. I w tym miejscu dodam, że nasz bohater je ocenia. Niestety krytycznie, bardzo krytycznie. I od razu dodaje, że nie o taką rzeczywistość walczył jako członek największego związku zawodowego jakim była kiedyś Solidarność. Nie o taki kraj walczyli jego towarzysze. Niestety ideały poszły w kąt, do śmieci. Do władzy doszli ludzie którzy walczyli o własne korzyści, a nie o idee. Oni tylko się nimi podparli niczym laską by wejść na szczyty władzy. I jest jak jest. A rzeczywistość współczesna zarówno Romanowi jak i mnie się nie podoba. Nic z haseł nie wcielono w życie. A solidarność ludzka staje się rzadkością. Bo zastąpił ją wyścig szczurów, pęd po innych oby do mety. A to co po drodze się nie liczy. Smutna prawda, ale prawda. Romana wiele we współczesnej ojczyźnie razi. Razi komercja, razi przebieg uroczystości komunijnych, razi pogoń za kasą. Razi zniszczenie byłego zakładu pracy, wzrusza los jego kolegów, którzy nie zostali docenieni. Smutna konkluzja wprowadza raczej w ponury nastrój. A miało być tak pięknie i sprawiedliwie po upadku komuny. Niestety wyszło inaczej niż w zamysłach uczestników strajku okupacyjnego, którym autor swoją książkę dedykuje. 
 
Książka bardzo mną poruszyła, skłoniła do wspomnień, do refleksji nad przyszłością Polski. Nie jest to lektura idealna do tego by się przy niej zrelaksować, ale warto znaleźć dla niej czas. Książka ma ciekawą okładkę, której projekt przypadł mi również do gustu. Na jej kartach przeczytacie o sławnych postaciach tamtych dni jak ksiądz Jerzy Popiełuszko czy Prymas Wyszyński, a i o zwykłych towarzyszach doli głównego bohatera, którzy podjęli kroki by nam żyło się lepiej. Trudno podsumować, że ich trud poszedł w dużym stopniu na marne, ale nie sposób uciekać od prawdy, że po raz kolejny nie wyciągnęliśmy wniosków ze wiktorii. Nie pierwszy to w historii już raz.

2 komentarze:

  1. Też mi sie ta książka podobała. Szybko sie czyta.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zainteresowałaś mnie tą pozycją, wcześniej nie zwróciłam na nią uwagi.

    OdpowiedzUsuń