środa, 31 grudnia 2014

Do siego roku!!!

Zbliżający się Nowy Rok niesie wszystkim nadzieję
na uspokojenie, życzliwość i spełnienie marzeń.
W te piękne i jedyne w roku chwile
chcę złożyć najlepsze życzenia
pogodnych, zdrowych i radosnych dni
oraz szczęśliwego Nowego Roku.
Malineczka 74 

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Top 15 roku 2014 według Malineczki74

Kończy się rok. Dla mnie rok trudny i rok zmian. To przełożyło się na wyniki czytelnicze. Nie porywa mnie liczba przeczytanych książek. Było ich 135. Podobnie jak przed rokiem. Zdecydowanie mniej niż dwa lata temu. Ale wszystko jakoś się ułożyło i mam apetyt na czytanie. To najważniejsze, mam sporo ciekawych książek przed sobą i zapał do pisania bloga, który pod tym adresem 11 stycznia skończy 4 latka. Wzrasta jego popularność co cieszy. Zatem by nie przedłużać w przypadkowej kolejności 15 najlepszych książek 2014 roku. Oto ich okładki:











Osobiście jestem bardzo zszokowana. Wybór mój jest obiektywny, ale co mnie zdziwiło wśród finałowej piętnastki nie znalazła się żadna książka zagranicznego pisarza. Królują tylko polscy autorzy. Nie będę szczególnie wyróżniać żadnej z powyższych książek.
Dodam tylko, że za
- Debiut roku uważam książkę "Perska miłość"
- Odkrycie Roku - proza Beaty Gołembiowskiej .
 I jak Wam się podoba mój wybór? Czekam na komentarze! Dodam, że nie wszystkie recenzje wybranych książek ukazały się już na blogu. Kilka z nich czeka na publikację, stanie się to równolegle z zamieszczeniem ich na portalu Lubimy Czytać.

niedziela, 28 grudnia 2014

Agnieszka Kaluga "Zorkownia"

Wydawnictwo Znak
data wydania 2014
stron 288
ISBN 978-83-240-2882-5

W hospicjum toczy się życie, ale ono zwykle tam gaśnie

Byliście kiedyś w hospicjum? Tak w odwiedzinach? Ja nie i nie wiem czy miałabym odwagę tam pójść. Szczerze boję się takich miejsc, szpitali, które można nazwać sanktuariami cierpienia. Miałam dość po pobycie w szpitalu na "ciężkim" oddziale. Ze mną wszystko ułożyło się książkowo, ale to na co się napatrzyłam do dziś mam przed oczami, do dziś słyszę i do dziś wywołuje przerażenie. Cierpienie, odchodzenie, nieuleczalna choroba są potworne i straszne. Może to co tu napiszę, ale pozwolę się sobie nieco rozpisać, będzie szokowało, ale... Jeśli myślicie, że jak dopadnie Was ból znajdzie się środek który go zawsze ukoi to się mocno mylicie. Nawet najsilniejsze leki nie do końca działają. Osławiona morfina nie jest cudownym antidotum. Los bywa okrutny i skazuje na potworne cierpienia. Po tym co widziałam w szpitalu i o czym przeczytałam w książce jeszcze bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że są przypadki kiedy człowiek bywa nazywając po prostu męczony. Traktowany gorzej niż zwierzę. Eutanazja powinna być dopuszczona. Mówi się, że zwierzęta mogą się wściec z bólu. Otóż nie. Mogą być agresywne, ale wścieklizna to całkiem inna bajka i choroba. U ludzi też są przypadki, że można z bólu oszaleć. A lekarz nie poda kolejnej dawki leku bo zabije. Trudna, arcytrudna sytuacja. Ok dość moich myśli, choć właśnie takie przemyślenia pojawiły się w mojej głowie po lekturze "Zorkowni"
 
"Zorkownia" to książka wyjątkowa, ale i trudna. Czytałam ją na raty, raczej nie przed snem, aby nie śnić o tym co zapisane słowami. Podziwiam autorkę za jej postawę, za jej zachowanie, za jej charakter. Dla mnie jest bohaterką, podobnie jak ludzie, którzy w hospicjum pracują zawodowo bądź pomagają z dobrego serca. Opisywana książki to dziennik z pracy wolontariuszki, z życia kobiety, która wcześniej musiała poradzić sobie ze śmiercią córki. To ją w pewnym stopniu zahartowało, ale przecież nikt nie uodporni się w 100% na ból, cierpienie, śmierć. Nie da się. Dlatego pobyty w hospicjum kosztują wiele, wyczerpują emocjonalnie. Agnieszka pomaga, a jej działanie jest wspaniałe i bezcenne. Trwa, gdy życie gaśnie, gdy rak wygrywa, gdy nie ma już nadziei, gdy zbliża się koniec. Pomaga, uśmiechem, podaniem herbaty, poprawieniem poduszki, napisaniem listu. Rozmawia z bliskimi i tymi, którzy szykują się w ostatnią podróż. Jest niczym anioł, który nie ma skrzydeł, ale ma dobre serce. Wnosi promyk dobra w mrok cierpienia. 
"Zorkownia" to nie jest książka dla każdego. Mnie, która już sporo w życiu widziała, która utraciła kochaną Istotę przez raka trzustki było trudno ją czytać. Płakałam, płynęły łzy, łkałam bezgłośnie, wyłam w duchu. Odkładałam książkę by do niej wrócić. Targały mną emocje,żal, rozpacz, ale i bunt. Usta krzyczały pytanie "Dlaczego?" Nie potrafię ocenić tej książki słowami, bo to moim zdaniem niezwykle trudne. A może nawet dla mnie niemożliwe?! Tę książkę pisze w sporym stopniu życie, okrutny los. Nie zgodzę się ze słowami modlitwy " od nagłej, a niespodziewanej śmierci chroń nas Panie". Nie, bowiem ta śmierć to cud. Od cierpienia chroń nas Boże, od raka, od utraty świadomości z bólu. Od chemioterapii, od nowotworów wszelakich, od diagnoz, że już nic się nie da zrobić. Amen.
P.S. Wybaczcie styl, język, błędy wszelakie tej recenzji. Nie potrafię jej napisać inaczej. 

sobota, 27 grudnia 2014

Aleksander Ławski "Rzeź wołyńska"


Wydawnictwo Novae Res
data wydania 2014
stron 208
ISBN 978-83-7942-331-6

A na Wołyniu krew się lała, łzy płynęły

Tytuł powieści Aleksandra Ławskiego jest bardzo wymowny i z góry zdradza o czym będzie książka. Jest to powieść obyczajowa z historią w tle. Z wydarzeniami o których długo nie można było mówić, opowiadać ani nauczać na lekcjach historii. Ta czystka etniczna jakiej dokonano w okresie od 1943 do 1944 roku jest dziełem ukraińskich nacjonalistów wobec ludności polskiej zamieszkałej województwo wołyńskie. Nie jest znana dokładna liczba ofiar tej masowej zbrodni. Szacunkowo podaje się liczbę ponad 50 tysięcy zabitych. Wiele rodzin straciło nie tylko bliskich, ale i dach nad głową, dorobek całego życia. Zmuszono je do ucieczki. 
Tak właśnie stało się z familią głównego bohatera książki o której chcę napisać. Uważam, że jest to pozycja warta przeczytania choć warsztat pisarski autora nie jest doskonały i wymaga jeszcze drobnego szlifu. 
Józef ma ponad siedemdziesiąt lat. Jest synem polskiego legionisty, który za zasługi dla ojczyzny otrzymał ziemię na Wołyniu. Tu osiadł, zbudował dom i zapuścił korzenie. Tu wraz z rodziną, żoną i dziećmi pracował w pocie czoła, a że był pracowity bieda nie gościła w jego progach. Rodzinny spokój zakłóciły wydarzenia z 1943 roku. Żyjący dotąd w zgodzie sąsiedzi stali się wrogami. Zaczęły się mordy, podpalenia, grabieże i gwałty. Napadano na polskie zagrody, na ludzi pracujących w polu. Bestialsko mordowano wbijając widły. Ginęły całe rodziny. Wołyń broczył polską krwią. Ludność polska zaczęła organizować się w zbrojne grupy by stawić czoło niebezpieczeństwu. Ludzie koczowali w lasach, kobiety i dzieci wysyłano do krewnych w głąb kraju. Tak właśnie uciekła z Wołynia rodzina i narzeczona Józefa. On z ojcem został bronić polskości. Młody chłopiec musiał pogodzić się ze śmiercią taty ugodzonego w płuca. Życie nie pieściło go i musiał oglądać przerażające sceny, zabijać, walczyć. Potem wstąpił do partyzantki, a później do Wojska Polskiego. 
Ta powieść to doskonała lekcja historii. Na przykładzie konkretnej rodziny pozwala poznać okrucieństwo ukraińskich nacjonalistów działających za aprobatą Niemców. Książka jest napisana w ciekawej formie. Józef spotyka w kole myśliwskim młodszego od siebie mężczyznę, któremu w trakcie kolejnych polowań opowiada swoje losy. Nie brakuje bardzo wzruszających zwierzeń, dramatycznych opisów, ale i obrazków z życia prywatnego, bo przecież ono toczyło się i w trakcie wojny. 
Snuta na kartach książki opowieść Józefa bardzo mną poruszyła, wstrząsnęła i uświadomiła jak wiele wycierpiał nasz naród. Nie podobały mi się natomiast migawki z polowań, ich opisy. Ale to już nie wina tej książki, a mojego stosunku do myślistwa i zabijania zwierząt. Drażnił mnie również stosunek narratora powieści do kobiet. 
Reasumując polecam książkę tym, którzy lubią wspomnienia, tym, których interesują białe plamy w historii Polski, ciekawym losów polskich rodzin w czasie II wojny światowej.

wtorek, 23 grudnia 2014

W ten świąteczny czas..

Przy wigilijnym stole łamiąc opłatek święty,
Pomnijcie, że dzień ten radosny w miłości jest poczęty.
Że jak mówi Wam wszystkim dawne, odwieczne orędzie.
Z pierwszą na niebie gwiazdką Bóg w Waszym domu zasiędzie. 
Zdrowych, pięknych Świąt życzy autorka bloga
Bernardeta Łagodzic-Mielnik - Malineczka74 wraz z Rodziną. 


piątek, 19 grudnia 2014

Stosik z Mikołajem

Witajcie u progu świąt. Zmęczona, ba skonana, ale wszystko co planowane załatwione. Prawie wszystkie zakupy za mną, karpik w lodówce, szynki też, boczek również, składniki do placków, które piekę sama mam. Choinka ubrana, pokój prawie też ustrojony. I stosik, który pojawił się u mnie. W nim i prezenty z których bardzo się cieszę i książki recenzyjne.
Zatem wkrótce przeczytam:
- Sarah Jio " Jeżynowa zima" od Pachnącej Szafy
- Charles Dickens "Opowieści wigilijne" od Zysku i S-ka
- Bill Bryson "Śniadanie z kangurami" j.w.
- Konrad T. Lewandowski "Czas egzorcystów" j.w
- ks. Gaston Courtois " Gdy Pan mówi do serca" od Promicu
- Ewa Bartkowiak "Ja, judaszka" od IRKA
- Frederick D'Onagalia  "Dom nad Lazurowym  Urwiskiem" j.w.
- Piotr Drożdż " Krzysztof Wielicki Mój wybór" od Lubimy Czytać.
A jak Wam mija czas przed świętami? Czytacie czy może jesteście zapracowani?

środa, 17 grudnia 2014

Jarosław Kret "Mój Madagaskar"


Wydawnictwo Świat Książki
data wydania 2014
stron 320
ISBN 978-837943-441-1
Z Kretem na Wyspie Lemurów

Jarosław Kret to nie tylko sympatyczny prezenter pogody, ale i ciekawy świata podróżnik, który swoje wrażenia z wyjazdów, tych bliskich i tych dalekich, opisuje w interesujących podróżniczych książkach. Mnie zdarzyło się już czytać publikacje z wojaży po Polsce („Polska według Kreta”) i po Egipcie („Mój Egipt”). Zachęcona stylem i dowcipem autora zdecydowałam się odwiedzić w jego towarzystwie Madagaskar. Niesamowitą wyspę, którą młodsi czytelnicy skojarzą przede wszystkim z popularnym amerykańskim filmem, a ci starsi, tak jak ja, z prozą Arkadego Fiedlera.
Na lekturę składają się wrażenia z szesnastu lat. Autor dwa lata toczył w sobie walkę czy tę książkę napisać, bo nie jest to optymistyczna historia cudownego miejsca do odpoczynku, ale opowieść o miejscu, które z roku na rok jest coraz bardziej niszczone, eksploatowane i degradowane wskutek rabunkowej gospodarki i panującej tu biedy. Flora i fauna Madagaskaru umierają. A przecież mógłby tu być turystyczny raj, mogłyby istnieć rezerwaty przyrody, w których żyłyby gatunki endemiczne, których próżno szukać gdzie indziej.
Książka Jarosława Kreta jest z wyżej wymienionych powodów nieco smutna i refleksyjna. Jego relacja jest dość niezwykła i wyczerpująca. Przestawia Madagaskar od podszewki, ukazuje i to, co znalazłoby się w folderach reklamowych biur podróży, ale i i to, co przemysł turystyczny chciałby ukryć. Nie ma bowiem co ukrywać, że Madagaskar ma różne oblicza. Książka opowiada o kulturze mieszkańców tej wyspy, o ich zwyczajach i obrzędach, o ich bolączkach i radościach. Mamy okazję uczestniczyć w Famadihanie czyli obrzędzie przebierania i czyszczenia zmarłych, a także wybrać się do jakże tajemniczej wioski Ambinanitelo rozsławionej przez Arkadego Fiedlera. W książce nie zabrało opowieści o przyrodzie, o lemurach będących symbolem tej wyspy, o misjonarzach, handlu, zwyczajnym życiu zamieszkujących tu plemion. Tekst uzupełniają naprawdę urocze zdjęcia, które niekiedy zapierają dech w piersi.Czy książka ma wady? Tak. Otóż nie czyta się jej z równomierną uwagą i zaciekawieniem. Owszem, bywają fragmenty od których nie sposób się oderwać, ale i są urywki, w których nie króluje relacja a statystyka. Są strony, które przypominają encyklopedię, zawierając wyliczanki danych, które i tak ulecą. Czy warto sięgnąć po tę lekturę? Myślę, że tak. Choćby dlatego, by uświadomić sobie jak łatwo zniszczyć naturalne piękno i by zrozumieć wagę ekologii. By docenić działania osób zrzeszonych na całym świecie w organizacjach broniących natury. Widać na Madagaskarze ich zabrakło. Mam nadzieję, że tę czwartą co do wielkości wyspę uda się jeszcze uratować i przywrócić jej naturalne, pierwotne piękno.
Książka zrecenzowana dla portalu Lubimy Czytać.


wtorek, 16 grudnia 2014

Anna Fryczkowska "Kurort Amnezja"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania 2014
stron 424
ISBN 978-83-7961-061-7


W odmętach niepamięci

Najnowsza powieść Anny Fryczkowskiej nosi dość zaskakujący tytuł. Kurort to miejsce kojarzące się pozytywnie, obiecujące wypoczynek, relaks, miłe wrażenia. Amnezja z kolei to utrata pamięci, jej czasowy lub całkowity zanik - coś bardzo trudnego i traumatycznego. Już tytuł i oprawa graficzna książki zdradzają jej klimat i charakter. Łatwo wywnioskować, że nie będzie to miła lektura, przy której odpoczniemy i się zrelaksujemy. Mimo to książka bardzo mnie zaskoczyła. Zdumiała ogromem smutku i mroczną atmosferą, poraziła negatywnymi emocjami, jakie targają bohaterami.
Morze zimą jest całkiem inne niż latem - raczej budzi grozę niż podziw. Nadmorskie kurorty pustoszeją. Żywioł bierze górę, aura nie zachęca do spacerów. Ta sceneria idealnie pasuje do stanu psychiki dwóch kobiet ze stolicy, które w lutowe dni przyjeżdżają do Brzegów, nadmorskiej miejscowości, która latem tętni życiem, a zimą zamiera. Dwie bohaterki dzieli spora różnica wieku, łączy znajomość z tym samym mężczyzną, który już nie żyje. Wanda dobiega czterdziestki. Od dwóch miesięcy jest wdową. Męża straciła wskutek wypadku samochodowego. Paweł, jadący z kochanką nie wiadomo dokąd, nie przeżył zderzenia. Zginął na miejscu, pogrążając w żałobie swoją małżonkę, która nie miała pojęcia o jego romansie. Kobietą targa rozpacz, smutek z powodu zarówno utraty męża, jak i jego zdrady. Chce wykrzyczeć swój ból, ale nie ma komu. Zrozpaczonej kobiecie nie pozostaje nic innego, jak dojść prawdy, kontaktując się z kochanką męża. Dlatego właśnie Wanda udaje się śladem Marianny nad morze. Chce być jak najbliżej tej kobiety, by znaleźć odpowiedzi na nurtujące ją pytania i się zemścić. Tylko że młoda Mania wskutek wypadku całkowicie straciła pamięć. Czy w tak zagmatwanej sytuacji uda się uleczyć zranione serca obu kobiet?
Aby przeczytać „Kurort Amnezja”, trzeba mieć mocne nerwy. Śledząc losy tych kobiet, można przekonać się, do czego mogą doprowadzić człowieka traumatyczne przeżycia. Obie bohaterki nie przeżywają najlepszego czasu w życiu. Obie powinny jak najszybciej starać się uporać z tym, czego doświadczają. W życiu jednak nie można zrobić pewnych rzeczy w mgnieniu oka - trzeba przeżyć ból, rozpacz, wylać łzy, pogodzić się z tym, że zostaliśmy zranieni. Złych emocji nie da się zakopać głęboko w ziemi.
Książka Anny Fryczkowskiej jest utrzymana w mrocznym klimacie. Przypomina ponure niczym listopadowa aura skandynawskie kryminały. Autorka wchodzi bardzo głęboko w zranione dusze swoich bohaterek. Czy zemsta bywa najlepszym rozwiązaniem? Czy pośpiech pomaga w gojeniu się ran? Sprawdza się bardziej maksyma, że czas może zaleczyć rany.
Lektura „Kurortu Amnezji” była wyczerpującym czytelniczym doświadczeniem, była spotkaniem z książką wypełnioną cieniami życia. Anna Fryczkowska pisze odważnie i bez skrupułów, wnikliwie, dramatycznie i skomplikowanie. Stworzyła ciekawe kreacje i pokazała, jak kruche bywa szczęście i spokój. Można tę powieść ocenić na wiele sposobów, ale jedno nie ulega dyskusji. To książka oryginalna, niesztampowa i nietuzinkowa, która robi spore wrażenie.

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Pomarańczowo mi - post zapachowy

Wczoraj był jeden z fajniejszych dni w roku. Ubierałam choinkę. W tym roku mamy prawdziwą, z systemem korzeniowym w donicy, którą wiosną zamierzamy wysadzić. Te chwile do końca życia będą mi przypominać święta z dzieciństwa. Czas, gdy bożonarodzeniowe drzewko było prawdziwe. Jako mała dziewczynka święta wręcz chłonęłam i pamiętam do dziś szczegóły. Pamiętam smak pieczonych ciast, pamiętam świąteczne aromaty. Zapachy pieczonego tortu orzechowego, makowca i ... i zapach pomarańcz. Tak, właśnie zapach tych owoców zawsze będzie mi się tak kojarzył. Dlaczego? Bo jestem dzieckiem, którego dzieciństwo przypadło na czasy PRL-u. Wtedy też był kryzys, ale innego typu niż teraz. Były pieniądze, była praca, ale sklepowe półki świeciły pustkami. Pewne towary dostępne dziś w każdym spożywczaku były na wagę złota. Jeśli już "rzucili" je przed świętami to sprzedawano je reglamentowane. Tak było z owocami cytrusowymi a konkretnie z pomarańczami. Jak już się wystało swoje w kolejce, to z radością niosło się do domu pomarańczowe kule, które wykorzystywało się do cna. Zaradne gospodynie obierały skórkę i parzyły ją. Potem kroiły i smażyły w cukrze. Środek oczywiście zjadano, ba zajadano się nim. Pomarańcze w sklepach bywały rzadko. Jak się miało się twardszą walutę to kupowało się je w sklepach dewizowych. Zatem zapach pomarańczy zawsze kojarzy mi się z czymś odświętnym, luksusowym i wyjątkowym. Bardzo go lubię i mam do niego sentyment. Oczywiście jestem przekonana, że tuż przed świętami pomarańcze pachną jeszcze bardziej wyjątkowo.
Wczoraj mój dom pachniał pomarańczą dzięki produktowi zapachowemu firmy Pachnąca Szafa.
Znów odpaliłam mój ceramiczny kominek. Tym razem do wody dodałam olejku zapachowego
Palący się kominek wyglądał tak:
A jak pachnęło? Bardzo intensywnie i naturalnie. Aromat przypominał smażącą się skórkę pomarańczową. Nie było czuć sztucznych dodatków. Nie ukrywam, że ten zapach pobudził kubki smakowe do wypicia szklanki soku z tego owocu. W domu zrobiło się tak przyjemnie i świątecznie. Choinka została ubrana, a ja wiem, że ten zapach zaliczę do tych moich najbardziej ulubionych obok lawendy. Produkt znów mnie nie uczulił. Polecam go na wiele okazji, na święta będzie idealny. Olejek ten możecie kupić tutaj:
http://pachnacaszafa.pl/sklep/olejki-zapachowe/61-olejek-zapachowy-pomara%C5%84cza-.html#.VI7WNns8Wfg
Kosztuje niewiele ponad 5 pln, a możecie go użyć wiele razy. Świetny pomysł na świąteczny prezent.


piątek, 12 grudnia 2014

Cynamonowo mi - post zapachowy

Wczoraj po raz pierwszy w moim domu zapłonął kominek. Nie, nie, ja wcale nie ogrzewałam mieszkania, tylko je pachniłam. Wczoraj po raz pierwszy przetestowałam kominek ceramiczny.
Było wcześnie rano. Wróciłam ze spaceru z moją Viką. Troszkę zmarzłam, więc zaparzyłam gorącą herbatkę malina z kardamonem. Vika usnęła, a ja nalałam do kominka odrobinę wody, dodałam do niej 7 kropelek olejku zapachowego
Po paleniska włożyłam małą świeczuszkę i zapaliłam. Zgasiłam światło, zapatrzyłam się w blask ognia. Moje dłonie przyjemnie grzał kubek z herbatą, wokół było cicho, ciemno.

Zamyśliłam się i nagle otulił mnie zapach. Zapach cynamonu, przyprawy którą chętnie dodaję do szarlotek i naleśników z jabłkami. Co mnie mile zdziwiło zapach nie był przyprawiony nutą sztuczności, tak jak to czasem bywa w produktach zapachowych. Był niesamowicie naturalny, taki jakbym otworzyła torebkę z cynamonem. Woda z olejkiem w kominku wypaliła się dość szybko, ale aromat trwał długo, przez cały dzień. Pokój o powierzchni 20 metrów kwadratowych pachniał do wieczora. Zapach był miły dla nosa. Ani ja ani pies nie kichaliśmy. Aromat nie drażnił. Ba, on budził kubki smakowe, bo miałam wrażenie jakby coś się w piekarniku piekło. Wieczorem przyszedł do domu po pracy mąż. Nie wiedział, że paliłam kominek. Gdy się rozebrał z kurtki i butów zapytał tylko: "Kochanie gdzie ta szarlotka?" No cóż wyjaśniłam, że jej nie ma, że to tylko produkt zapachowy. Nie chciał wierzyć, ale w końcu dał wiarę.
Ten produkt przypomniał mi ciasto pieczone przez babcię, lata dzieciństwa i moje pierwsze kroki w kuchni. Aromat jest naturalny. Opakowanie o pojemności 10 ml starcza na długo. I nie kosztuje wiele. A daje tyle radości. Produkt możecie kupić tutaj
http://pachnacaszafa.pl/sklep/olejki-zapachowe/55-olejek-zapachowy-cynamon.html#.VIq6iXs8Wfg
Olejek możecie dodać do kominka ceramicznego, pokropić nim susz roślin lub dodać do nawilżacza na kaloryferze. 



wtorek, 9 grudnia 2014

Mariola Jarocka "Legendy polskie"

Wydawnictwo Wilga
data wydania 2014
stron 112
ISBN 978-83-2800-679-9

Niesamowite opowieści 

Właśnie wróciłam z niesamowitej literackiej podróży. Podróżowałam z książką w ręce i w czasie i w przestrzeni. Zawitałam do każdego z szesnastu polskich województw i poznałam legendy z nimi związanie. Zakradałam się do magicznego świata w którym bajkowa fikcja łączy się z opowiadanymi przez wieki podaniami i opowieściami. Ta lektura naprawdę mnie urzekła, oczarowała, choć mam o wiele więcej lat niż czytelnicy do których książka jest skierowana. 
Zbiór zawiera 16 legend, a każdą poprzedza opis województwa z jakim jest związany dany tekst. Autorka czytelnie, prosto i wyraziście przedstawia specyfikę danego terenu, wylicza ciekawe miejsca, które warto tam odwiedzić. Nacisk kładzie nie tylko na zabytki, ale i osobliwości przyrody i obiekty nowo powstałe. Jeśli chodzi o same legendy nie są one zbyt długie. Opowiadają o wydarzeniach z przeszłości, które wprawdzie nie mają potwierdzenia w kronikach i przekazach historycznych, ale o których opowiadano sobie z pokolenia na pokolenie. Nie znajdziemy zatem dowodów, że istniał Szewczyk Dratewka, że żyli San czy Wars i Sawa, ale i też nie można wykluczyć, że ich nie było. Każda z zebranych legend jest głęboko zakorzeniona w kulturze i tradycji, każdą poznało w swoim dzieciństwie wiele maluchów. I śmiało można zaryzykować stwierdzenie, że te teksty są żywe, że dzięki przekazowi  i wciąż cieszą się popularnością. 
Czytając tę książkę przypomniało mi się dzieciństwo i lektura szkolna "Klechdy domowe". Kto je czytał wie w jakim utrzymane są klimacie. 
Uważam, iż ta propozycja wydana nakładem Wilgi to idealna lektura dla dzieci i tych, które nie potrafią jeszcze samodzielnie czytać i tych, które już rozpoczęły edukację. Książka z pewnością zainteresuje przeszłością naszego kraju, historią i zwyczajami, tradycją i tym jak żyło się dawniej. Ma ona walory edukacyjne i poznawcze, świetnie rozwija wyobraźnię. Pokazuje bogactwo kulturowe naszego kraju. Uświadamia odrębność poszczególnych regionów. Kreśli obrazy życia przed wiekami. Jest napisana przystępnym językiem i pozwala odkrywać ciekawe miejsca, zabytki, symbole. 
Wśród występujących postaci znajdziemy i te bajkowe i te zwyczajne. W opowieściach dobro wygrywa ze złem. 
Książka jest niezwykle starannie wydana. Twarda okładka, kredowy papier, ciekawa szata graficzna i naprawdę piękne, kolorowe ilustracje sprawiają, że aż chce się ją wziąć i do ręki i czytać. 
Ta publikacja to wspaniałe źródło wiedzy o polskiej kulturze, folklorze, obyczajach. Idealna propozycja na prezent i dla chłopców i dziewczynek. 

Virginia C. Andrews "Upadłe serca"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania 2014
stron 464
ISBN 978-83-7961-067-9

Bogactwo i szczęście nie zawsze idą w parze

Gdyby ktoś poprosił mnie o wymienienie pisarki, która najbardziej komplikuje życie swoich bohaterów, bez wahania odpowiedziałabym, że taką osobą jest Virginia C. Andrews. Tak właśnie myślę po przeczytaniu trzeciego tomu sagi opowiadającej o rodzinie Casteel, wywodzącej się ze Wzgórz Strachu. Autorka tak bardzo namieszała w życiu głównej bohaterki, Heaven Casteel, że lektura bardzo przypomina mydlaną operę, w której wciąż mają miejsce rodzinne sensacje, śluby, rozwody i wciąż nie wiadomo, kto jest czyim ojcem i kto kogo z kim zdradził. Ale o ile oglądanie takiego tasiemca bywa zwykle nudne, to czytanie książek Andrews jest ekscytujące i dostarcza naprawdę wielu emocji.
Heaven, którą poznaliśmy w poprzednich tomach jako małą, nieszczęśliwą dziewczynkę, jest już dorosłą kobietą. Jest status majątkowy zmienił się diametralnie. Dziś panna Casteel jest milionerką, a to za sprawą wkroczenia ojca, Tony'ego Tattertona w jej życie. W dodatku spełniają się jej młodzieńcze marzenia: kończy studia i podejmuje pracę jako nauczycielka w szkole, do której sama niegdyś uczęszczała. Zaręcza się też z Loganem, swoją pierwszą młodzieńczą miłością. Heaven udaje się także odremontować rodzinny dom, w którym spędziła dzieciństwo. Wydaje się, że w życiu naszej bohaterki zagości sielanka. Nic bardziej mylnego. Wszystko zmieni podróż poślubna młodej pary, w trakcie której odwiedzi ona posiadłość Tattertona. Ojciec młodej mężatki skutecznie omami swoją fortuną Logana, a Heaven odkryje pewien sekret, który, gdy prawda wyjdzie na jaw, bardzo namiesza w jej życiu.
Lektura tej książki sprawiła, że czułam deszcz sporych emocji i rumieńce na policzkach. Oczywiście powieść kończy się w takim miejscu, że natychmiast pojawia się pytanie: co dalej? Heaven wkroczyła do grona moich ulubionych bohaterek i nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejny tom, który obiecuje wkrótce wydawca.Jeśli ktoś czytał już „Rodzinę Casteel” i „Mrocznego anioła”, to bez dwóch zdań sięgnie i po „Upadłe serca”. Są one równie świetne, jak poprzednie powieści. To książka idealna dla tych, który lubią powieści o miłości, rozterkach serca, zdradzie, namiętności i burzy uczuć, które targają bohaterami. Silne emocje są gwarantowane. Może niekiedy lektura wyda się nieco nierealna, ale i tak nie sposób jej porzucić.

niedziela, 7 grudnia 2014

Laila Shukri "Perska miłość"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania 2014
stron 528
ISBN 978-83-7961-063-1
Bajka bez happy endu
Właściwie ledwie co wyłączyłam czytnik ale wyjątkowo szybko chcę się podzielić moją opinią o tej książce. Powód? Jest niesamowita i wręcz ją pochłonęłam. Wcale, ale to wcale nie chce mi się wierzyć, że to debiut. Bo jest napisany świetnie. Zatem jeśli to debiut ukrywającej się pod pseudonimem Polki podróżującej i mieszkającej pod krajach Wschodu to jest to debiut doskonały. I myślę, że właśnie tę książkę ogłoszę mianem debiutu tego roku w moim prywatnym rankingu.
Zastanawiałam się czy w tytule recenzji nie zdradzam za dużo. Bo to, że wiele zdradzam nie ulega wątpliwości.Tematyką arabską interesuję się od wielu lat pod wpływem osobistego poznania osób pochodzących z krajów arabskich i jakoś nie przypominam sobie książki, która opowiadałaby o losach Europejki czy Amerykanki poślubiającej Araba, która byłaby bez gorzkiej pigułki. 
Główną bohaterką powieści jest Lidka, dwudziestokilkulatka pochodząca z prowincji. Jej rodzina nigdy nie była bogata, a status materialny pogorszył się jeszcze po śmierci ojca. Mimo trudności Lidka wyjechała do stolicy, skończyła studia licencjackie i zaczęła rozglądać się za pracą. Chciała zarabiać jak najlepiej by nie żyć skromnie i pomóc matce oraz rodzeństwu. Pewnego dnia dostała świetną ofertę - możliwość odbycia stypendium w Kuwejcie i nauki języka arabskiego. Ta umiejętność byłaby świetną furtką do zarabiania godziwej pensji. Lidka bez wahania się zdecydowała na trzyletnią naukę. Wyjechała zostawiając w kraju narzeczonego Jarka. Trafiła do innego świata, w którym na początku trudno jej było się połapać. Ann przyjaciółka z akademika wprowadziła Polkę w egzotyczny świat i zwyczaje. Lidka dość szybko uległa urokom Orientu. Na sylwestrowej imprezie poznała uroczego mężczyznę, która zawładnął jej sercem. Pochodzącego z Damaszku Hassana, który bez reszty zawrócił jej w głowie. Niedługo szarmancki Arab zaproponował jej ślub. Lidka się wahała, ale w końcu powiedziała "tak". Zaczęła się sielanka, która nie miała jednak trwać wiecznie...

Powieść mimo sporej objętości czytałam jednym tchem, na bezdechu. Chłonęłam ją, bo ciekawiła treść, a język okazał się prosty i przystępny. Łatwy w odbiorze. Sama powieść po prostu ekscytuje mnie tym bardziej, że wiem jak bardzo świat z tysiąca i jednej nocy, jak szybko mężczyźni z niego mogą podbić serca Polek. Na pierwszy rzut oka wydają się o niebo lepsi, bardziej szarmanccy i uroczy niż Polacy. Potrafią uwodzić, potrafią adorować, potrafią dać kobiecie do zrozumienia, że jest dla nich jedyna, najważniejsza i wyjątkowa. Tak właśnie poczuła się Lidka na początku znajomości z przyszłym mężem. Wydawało się, że będzie to idealny związek, że nasza bohaterka wygrała los na loterii. Niestety bolesna rzeczywistość zburzyła jej bajkę. Kto zawinił? Odpowiedź nasunie się sama - jak zwykle teściowa! Ale czy tylko? Lidka poślubiając Araba - partnera wyznającego inną religię nie zdawała sobie do końca sprawy w co się pcha. Nie miała pojęcia o obyczajach, swoich prawach i obowiązkach, obowiązującym prawie i zwyczajnej arabskiej codzienności. Można rzec, że zaślepiła ją miłość i zachowanie Hassana. Zdrowy rozsądek Lidki zawiódł i musiała potem przeżyć piekło.
Książka napisana jest bardzo dynamicznie  i ze smakiem. Nawet największego laika, który nie ma pojęcia o Wschodzie autorka powoli wprowadzi w świat arabskiej kultury, zwyczajów, świąt, religii, historii. Wyjaśnia obco brzmiące słowa. Swoją powieść opatruje w świetne przypisy. Opisując losy naszej rodaczki pokazuje specyfikę życia w Kuwejcie i innych krajach zamieszkanych przez Arabów. Tam się po prostu żyje inaczej. Tam kobiety mają inny status i role niż gdzie indziej. Tam nie bardzo legalnie się da żyć tak jak w Polsce. Tam rzeczy zakazane dzieją się w prywatnym gronie. Tam nie da się przeszczepić polskich obyczajów. Jeśli kobieta godzi się na status żony musi dostosować się do innego świata, przyjąć nie tylko nazwisko męża, ale i jego kulturę. I należy to zrobić bez szemrania, bez najdrobniejszych wyjątków. Losy Lidki dowodzą, że inna opcja nie może być przyjęta. 
"Perska miłość" to książka naprawdę świetna, napisana z rozmachem, polotem. Autorka bez fikcji przedstawia arabski świat, jego specyfikę, plusy i minusy. Pisze lekko, ciekawie i wnikliwie. Jej talent literacki przejawia się i w świetnych dialogach i uroczych opisach. Powieść jest łatwa w odbiorze, ma dynamiczną pełną niespodzianek fabułę. Przy niej i wzruszyłam się i oburzyłam. I śmiałam się i płakałam. Znakomita propozycja dla kobiet lubiących czytać lektury obyczajowe i osób zainteresowanych specyfiką Orientu. 
Rewelacyjna lektura, która zasługuje na tytuł arcydzieło. Dlaczego? Bo jest doskonała w swoim gatunku.

sobota, 6 grudnia 2014

Stosik na zimę

Już prawie zima. W ostatnim czasie dość sporo się działo pod kątem przyboru w biblioteczce. I tym chcę się dziś z Wami podzielić. Pokazać książki, które do mnie ostatnio przybyły. W papierze były to następujące lektury:
- Michael Bond "Paddington" od Znaku emotikon - właśnie zaczęłam czytać i książka bardzo mi się podoba
- Szymon J. Wróbel "Jego oczami" od Wydawnictwa M - dostałam dość dawno, ale chyba nie było w stosiku
- Krzysztof Ziemiec "Rozmowy z dystansu" j.w.
- Anna Fryczkowska " Kurort Amnezja" - od Lubimy Czytać właśnie kończę
- Jolanta Kosowska "Niemoralna gra" od Novae Res - skusiłam się na tę książkę po recenzji Kingi z bloga http://esaczyta.blogspot.com/
- Marcin Sobecki "Anatomia spisku" od Novae Res
- Paweł Mirosław Szlachetko "Adwokat spraw ostatnich" od Wydawnictwa Prószyński
- "Zwrotnik Ukraina" pod redakcją Jurija Andruchowycza od Lubimy Czytać
- Anna Kleiber "Głupia baba" od Lubimy Czytać
- Zbiór opowiadań "Cicha 5" od Lubimy Czytać
- Paweł F. Nowakowski "Maryja. Biografia Matki Bożej" od Lubimy Czytać
- Mariola Jarocka "Legendy polskie" od Stowarzyszenia Autorów Polskich

A na czytnik przybyły:



piątek, 5 grudnia 2014

Christine Watkins "Historie cudownych uzdrowień i nawróceń"


Wydawnictwo Promic
data wydania 2014
stron 296
ISBN 978-83-7502-491-3

Odmienieni z pomocą Matki

Wierzycie w cuda? Spodziewam się, że jedni powiedzą tak, a inni nie. Bez względu na to jakiej odpowiedzi udzielicie cuda i tak się dzieją. I właśnie dlatego, że są cudami, że są czymś więcej niż ludzki umysł jest w stanie pojąć nie wszyscy w nie wierzymy. Dla Boga rzeczy niemożliwe nie istnieją. I właśnie dlatego może On wszystko. Może zmienić coś co po ludzku jest niemożliwe do zmiany. Ale czy dzisiejszy świat jest w stanie to dostrzec?
Jak świat długi i szeroki są miejsca, gdzie łaski spływają wyjątkowo szerokim strumieniem. Do tych miejsc pielgrzymują ludzie, którzy albo za cuda dziękują, albo o nie proszą. Jednym z wyjątkowych miejsc na ziemskim globie jest mała miejscowość położona na terenie byłej Jugosławii. Medjugorie leży na terenie Hercegowiny niedaleko Mostaru. To tam objawia się od 1981 roku Matka Boża. To tam na lud spływa morze łask. Dzięki temu to miejsce przyciąga tłumy pielgrzymów. Wielu po pielgrzymce wraca odmienionych, lepszych, uzdrowionych. Nie sposób wyjaśnić racjonalnie fenomenu tego miejsca, ale i nie sposób odrzucić tego, czym obdarza ludzi Bóg. Te historie budzą ciekawość, ale i pobudzają wiarę w prawdziwość cudów. 
Książka Christiny Watkins to historie prawdziwe, które miały miejsce współcześnie. To historie z życia ludzi, którzy mówiąc zwyczajnie po ludzku pobłądzili. Upadli na dno, stoczyli się. A jednak Bóg za sprawą Matki Bożej wyciągnął do nich rękę. Dał drugą szansę, by poprawili się, wyrzekli zła i grzechu, pokonali nałogi, złe przyzwyczajenia. By weszli na ścieżkę dobra i odmienili swoje życie. Opisane historie są bardzo, bardzo osobiste. Gdy się je czyta wręcz bije z nich szczerość. Bo język nie jest wyszukany, lecz prosty. Słowa mają jednak olbrzymią moc. Opisują ludzką słabość, kruchość i nędzę człowieczeństwa. Uzmysławiają  jak marni jesteśmy, jak wiele czeka na nas niebezpieczeństw i jak trudno wyrwać się z sideł zła, grzechu, nałogu. Gdy człowiek sam nie może pozostaje ratunek w Bogu, pozostaje zdanie się na Jego działanie. Autorka poznała osobiście każdego z bohaterów swojej książki, którą oparła na autentycznych relacjach. Ci ludzie opowiedzieli jej o swoich losach, otworzyli się przed nią niczym na spowiedzi. Nie było miejsca na wstyd, na tajemnice, na upiększanie i tuszowanie tego co brzydkie, nie było miejsca na tabu. Była tylko prawda czasem dla czytelnika bardzo szokująca, porażająca, doprowadzająca do łez, wzruszenia i współczucia. Tak właśnie odebrałam opisane relacje, które są pierwszoosobowe. Pani Watkins oddała głos swoim rozmówcom. Ich wyznania robią olbrzymie wrażenie, nie sposób czytać ich bez emocji. Te historie uświadamiają jak wielkiego mamy Opiekuna w Bogu i Matce Bożej. Pokazują, że wiara to nie coś martwego i skostniałego, że modlitwa ma moc i siłę. Bohaterowie tacy jak Goran, Chistine czy Angela przeszli pewną granicę, znaleźli się za burtą, ale Maryja rzuciła im koło ratunkowe. Pozwoliła się nawrócić, skłonić ku Bogu, wyjść na prostą. Każdą z opisanych historii kończy Maryjne orędzie, które po poznaniu ludzkiego losu nie wydaje się pustymi słowami, ale przesłaniem płynącym prosto z serca. Po nim następują tematy do rozważań indywidualnych bądź wspólnotowych i pytania. 
Gorąco polecam tę książkę i wierzącym i niedowiarkom. Nie sposób przeczytać ją bez refleksji.

środa, 3 grudnia 2014

Świetny pomysł na trafione prezenty!

Już niedługo święta. Za pasem Mikołajki, Gwiazdka. W grudniu przypadają też popularne imieniny - Ewy, Adama, Barbary. Czas szukania prezentów już nastał. Kilka osób radziło się mnie co kupić. I tu mam propozycję produktów doskonałej jakości, które z pewnością przypadną do gustu każdemu bez względu na wiek, płeć czy upodobania. To produkty zapachowe marki Pachnąca Szafa.
Dlaczego je polecam? Bo je przetestowałam, bo są warte wydanych pieniędzy, bo wreszcie ja, alergiczka do potęgi mogę mieć pachnący dom bez objawów uczulenia i kichania. Firma przygotowała dla swoich klientów coś w klimacie zapachów kojarzących się z Bożym Narodzeniem.
I tak osobiście nie wyobrażam sobie domu w okresie przygotowań bez zapachu cynamonu.
Tu idealnym będzie olejek zapachowy wraz z kominkiem




Producent pisze o nim tak "
Kominek ceramiczny i olejek zapachowy to idealne połączenie formy i zapachu. Profilowana górna część kominka stworzona jest po to, by przyjąć kilka kropel wybranego przez nas olejku zapachowego, dolna zaś, by umieścić w niej zapaloną świecę. Ciepło płomienia sprawia, że misa u zwieńczenia ceramicznej formy lekko się rozgrzewa, dzięki czemu po pomieszczeniu roznosi się delikatny i przyjemny aromat. Dzięki swojej oryginalnej formie jest on ozdobą zarówno nowoczesnego jak i tradycyjnego wnętrza. Olejek o zapachu cynamonu przeniesie nas do czasów dzieciństwa przywołując na myśl ciepło rodzinnego domu. W portfolio Pachnącej Szafy znajdziemy również zapachy białych kwiatów, dzikiej orchidei, grejpfruta, kwiatów polnych, lawendy, lilii wodnej, pomarańczy, róży, trawa cytrynowej oraz wanilii."

Inną propozycją będzie Dyfuzor z serii Home&Nature. Jakiś czas temu pisałam o produkcie z tej serii - Zapach len& jaśmin. Świątecznie nastroi nas kompozycja Wanilii i Pieprzu.
Zestaw prezentuje się bardzo elegancko i starcza na długo. Z pewnością na 7-8 tygodni. Producent pisze o nim tak:
Dyfuzor z kolekcji Home Nature z rattanowymi patyczkami i esencją zapachową przeszedł prawdziwą metamorfozę. Aby uatrakcyjnić wygląd dyfuzora, projektanci postanowili umieścić we flakoniku kolorowe suszone kwiaty i rośliny. W kolekcji wykorzystano m.in. zbierane z polskich pól i łąk, a potem delikatnie suszone rośliny. Każdy kwiat i każda gałązka umieszczona wewnątrz flakonika, została poddana odpowiedniej selekcji. Dlatego każdy dyfuzor jest niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju. Dyfuzor o zapachu Wanilia & Czerwony Pieprz – to zmysłowy i romantyczny zapach. Umieszczona w środku czerwona suszka pieprzu, ożywi każde pomieszczenie nadając mu świąteczny charakter.


Tym którzy lubią palące się kadzidełka polecam 
Zapewne czując ten aromat zechcemy skosztować szarlotki lub piernika albo grzańca z dodatkiem przypraw korzennych.
Te produkty nie są drogie, możecie je kupić w sieci internetowej pod adresem http://zapachydomu.pl/
lub w sieci drogerii Rossmann. Gorąco polecam. Mnie Mikołaj szepnął, że coś z tych cudów mi przyniesie. Czekam niecierpliwie.
 
 

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Krystyna Mirek "Podarunek"


Wydawnictwo Filia
data wydani 2014
stron 380
ISBN 978-83-7988-248-9

Moc wigilijnych marzeń

Święta Bożego Narodzenia to wyjątkowy czas. W wigilijny wieczór składamy sobie życzenia i, patrząc w rozgwieżdżone niebo, prosimy Opatrzność, by spełniły się nasze najskrytsze marzenia. Często tak się dzieje, bo noc wigilijna ma w sobie magiczną moc...
Marta, jedna z dwóch głównych bohaterek, u progu Bożego Narodzenia prosi los o szczęście, o odmianę swojego bytu, o przysłowiową gwiazdkę z nieba. Jest jej w życiu źle, czuje się samotna i smutna. Problemy w kontaktach z mężem, chłód w sypialni, wieloletni konflikt z teściową i zamknięte w swoim świecie dzieci, doprowadzają Martę na skraj rozpaczy. Nic dziwnego, że marzy o rodzinnym porozumieniu, harmonii i spokoju.
Kaja ma z Martą niewiele wspólnego, chociaż pracują w tym samym krakowskim banku. Kaja nie ma dzieci, wciąż zmienia partnerów i tak naprawdę lubi te zmiany. Żyje beztrosko z dnia na dzień, lubi luksusowe rzeczy, dobre jedzenie i zabawę. Tylko że jest to życie na kredyt. Z każdym dniem, mimo stałych zarobków, jej zadłużenie wzrasta. Wreszcie dochodzi do sytuacji, gdy brakuje jej środków na spłatę zobowiązań. Pętla długów zaciska się na jej szyi, a obok brak partnera, który pomoże jej finansowo. W życiu kobiety robi się niebezpiecznie, grożą komornicy, licytacje i bankructwo.
Powieść Krystyny Mirek jest znakomita Utrzymana w świąteczno-zimowym klimacie książka zawładnęła mną bez reszty. Poddałam się jej magii, zatopiłam bez reszty w lekturze i spędziłam z nią dwa niesamowite wieczory. Spodobało mi się wszystko – fabuła, język, styl, okładka, zakończenie, klimat. Jest to świetna powieść obyczajowa, w której więcej jest życiowego realizmu niż słodkiej fikcji. Uważam to za atut, bo dzięki temu bardzo szybko polubiłam Kaję i Martę. Dwie zwyczajne, współczesne kobiety, które muszą sobie radzić z wieloma problemami, które błądzą, ale ze swoich błędów potrafią jednak wyciągnąć wnioski.
Tę powieść polecam czytelniczkom w każdym wieku. I tym szczęśliwym, i tym na dnie rozpaczy. Lektura z pewnością doda otuchy i natchnie optymistycznymi myślami. Każdy jest kowalem swojego losu i każdy go może zmienić. Czasem wystarczy kompromis, jedno słowo, uśmiech, opanowanie nerwów, trochę cierpliwości. Polecam też refleksję nad teorią jednej z bohaterek dotyczącą mężczyzn. Dochodzi ona do naprawdę ciekawych wniosków, które po głębszej analizie z pewnością pomogą porozumieć się niejednej skonfliktowanej parze.
To ciepła, serdeczna i familijna powieść. Znalazłam w niej wiele mądrych rad. Na koniec podzielę się fragmentem mówiącym o szczęściu, który bardzo mnie zaintrygował:
Szczęście jest nadpobudliwe. Dziś jest tu, jutro gdzie indziej. Przysiądzie w jakimś miejscu, potem leci dalej. Trzeba je łapać na każdym kroku, łowić najmniejsze okruszki w każdej chwili życia. Żeby potem nie żałować. Kto raz się nauczy, jak szukać powodów do radości, potem widzi je wszędzie. Ta powieść trafi w mojej biblioteczce na półkę z ulubionymi książkami, z którymi nie rozstanę się nigdy w życiu.
Książka pod patronatem medialnym portalu Lubimy Czytać.
Książka zrecenzowana dla wyżej wymienionego portalu.