sobota, 31 grudnia 2016

Na ten Rok Nowy...





Puk! Puk! kto tam do drzwi stuka?
Nowy Rok już miejsca szuka.
Otwórz jemu drzwi szeroko,
potem patrz w niebo wysoko.
Tam rozbłysną dziś światełka
i zabawa będzie wielka.
Niech się wszyscy cieszą wraz
bo radości przyszedł czas.
Niech szampany otwierają
i życzenia dziś składają.
Niech krzyczą głośno: Do siego roku!
nie szczędząc tanecznego kroku.
Zaczytanego 2017 roku !

czwartek, 29 grudnia 2016

Czytelnicze podsumowanie 2016 roku

Dobrze, że to blog, a nie kanał. Dobrze, że mnie nie widzicie. Bo owszem jestem przeziębiona i mam czerwony nos z kataru, ale... Ale czerwienię się ze wstydu za słaby wynik. Tak, tak w kończącym się roku przeczytałam mało książek. Mniej chyba niż w poprzednich latach. Nie liczyłam, ale tak na oko czuję. Choć poczekajcie ... policzę ...
No jest tak, jak się spodziewałam 114 przeczytanych książek. Słabo. Co mnie usprawiedliwia? Ostatnio choroby i mały piesek. Ale to i tak w skali roku nic nie daje. To nie był zaczytany rok, ale trafiłam na sporo świetnych książek i naprawdę trudno było mi wybrać najlepszą szesnastkę. Zatem, żeby nie przedłużać w przypadkowej kolejności top 16 A.D. 2016!!!!

1 - Powieść która będzie miała premierę w przyszłym roku. Jej recenzję znajdziecie już na blogu. To była trudna lektura, ale było warto płakać.
2 - inne oblicze Pani Rowell, które niezwykle przypadło mi do gustu. Podobna książka do Harrego? Owszem, ale mnie to kompletnie nie przeszkadzało. Minus tej książki to okładka.
 
3 - Kocham sagi, a ta zauroczyła mnie w 100%. Świetna historia, cudowny Kraków, piękne klimaty. Yes, yes, yes!!! Czekam na ciąg dalszy!!!




4 - Góry, góry kochane i On. Perfekcjonista, sława i zwyczajny człowiek. Ta biografia to cukiereczek, majstersztyk. Wrócę do niej nie jeden raz. Ochów i Achów nie ma końca.



5 - Ujęte w jedno dwa tomy rewelacyjnej, idealnej, mistrzowskiej sagi. Cudo i dziwo. Książki na jedenastkę w skali dziesięciostopniowej. Gorąco polecam!




6- Ach co to były za emocje. Ach co to były za dreszcze, ach i tak mogę bez końca. Wielkie i długie brawa dla znakomitego duetu. Perfekcja w każdym calu.



7- Ta książka zmasakrowała mnie emocjonalnie. Totalnie i bez reszty. Bo miłość to nie tylko słodkie romansidła. 



8 - Tak, po prostu IDEALNA książka, wyłączyła mnie z życia na amen. Przegrałam zakład o czekoladkę, ale warto było. 



9 - Życie to nie bajka, ale zdarzają się happy endy. Prawdziwa opowieść o sile miłości. Już niedługo nowe wydanie tej powieści. 



10- Podróże ze Stasiukiem są jedyne w swoim rodzaju. Nikt mu nie dorówna, to idealny przewodnik po świecie, który kocham. 



11- Perfekcyjny debiut. O takie pisarki wydawcy powinni się bić. Rewelacyjna powieść, która smakowała niczym ulubiony smakołyk. 



12 - Powieść napisana z pomysłem i orientalnym klimatem. Rozkosz dla każdego, kto lubuje się w napisanych z głową i talentem obyczajówkach.



13- Cała prawda o górach i ludzkich słabościach. Opowieść jak jedna wycieczka potrafi zmienić życie. Książka, która znów nakręciła by napaść na bank i ruszyć w Himalaje.



14 - Jak umrę na zwał z emocji to przez Tę Pisarkę. Agnieszko Lingas-Łoniewska jesteś Genialna. 



15 - Kocham, kocham, kocham. Tyle, aż tyle słów. Kto nie czytał niech rzuca wszystko i pochłania.



16 - Cała prawda o życiu klasztornym. Lektura szokująca, wstrząsająca, pokazująca nieidealne oblicze Kościoła. 

I tak Kochani wygląda moje podsumowanie tego roku co do hitów. 

To teraz co mnie rozczarowało. Dwie książki okazały się lekturami kompletnie nietrafionymi. Z perspektywy czasu widzę, że nie warto było po nie sięgać. Ale pamiętajcie - co rozczarowało mnie nie musi Was rozczarować. 




To teraz czas na poszczególne kategorie:

NAJLEPSZA POWIEŚĆ POLSKA
 
 


NAJLEPSZA POWIEŚĆ ZAGRANICZNA
 
 


NAJLEPSZA KSIĄŻKA PODRÓŻNICZA
 
 


NAJLEPSZA BIOGRAFIA
 
 


NAJLEPSZY KRYMINAŁ
 
 


NAJLEPSZA MŁODZIEŻÓWKA
 
 


NAJLEPSZY REPORTAŻ
 
 


MOJE ODKRYCIE ROKU 
 
 


NAJLEPSZA KSIĄŻKA HISTORYCZNA
 
 


Dziękuje za obejrzenie mojego werdyktu. Mamy jakieś gusta wspólne - napiszcie jeśli tak. 








Nina George "Księga snów"


Wydawnictwo Otwarte
data premiery luty 2017
stron 424

Między bytem a niebytem

Tekst, który właśnie zaczynacie czytać dotyczy jednej z najlepszych książek jakie przeczytałam w 2016 roku. Mowa o najnowszej powieści Niny George, autorki znanej mi z tytułu "Lawendowy pokój". Jej najnowsze dzieło to "Księga snów", która na księgarskich półkach ukaże się w lutym 2017 roku. Dzięki Wydawnictwu Otwarte mogłam ją poznać już teraz i jestem tą opowieścią zauroczona i zachwycona. Jej piękno i kunszt przeszedł wszelkie moje oczekiwania. Ale od razu dodam, że to lektura nie dla każdego. Jeśli szukacie w czytaniu relaksu i ukojenia, odpoczynku od realnego a zarazem trudnego życia to jednak to pozycja nie dla Was. To nie jest lekka i przyjemna obyczajówka. To smutna, wymagająca i dramatyczna opowieść, której bardzo blisko do zwyczajnego życia w którym ostatecznością jest śmierć. W trakcie czytania będzie refleksyjnie, melancholijnie i raczej minorowo. Ale zapewniam, że przeczytanie tej historii wniesie coś istotnego do Waszego życia, uwrażliwi Was, być może też nieco oswoi z tematem, który jest bolesny i nie ma od niego ucieczki.

Żyjemy i umieramy. Rodzimy się i gaśniemy. Nikt z nas nie wie, ile czasu jest nam dane tu, na ziemi. Wielu z nas myśli, że dożyjemy sędziwej starości. Los jednak ma swoje własne karty i układa je jak mu się podoba. Śmieszą go czasem nasze plany i perspektywy. Los robi co chce i bywa niełaskawy. Często mając za nic reguły przecina szczęście, burzy spokój i nie daje drugiej szansy. 
Tak brutalnie obeszło się życie z dwójką bohaterów "Księgi snów" - Henrim i Maddie. Jeśli chcecie poznać ich losy sięgnijcie po lekturę, która doprowadzi Was do łez, ale i pozwoli docenić życie i to, co macie.
 
Henri przez wiele lat był wojennym reporterem. Żył w ciągłym strachu i napięciu. Narażał swoje zdrowie i życie, bywał tam, gdzie toczy się wojna. Przeżył niejedną dramatyczną chwilę. Nieszczęście dopadło go w spokojnym Londynie, gdy postanowił uratować tonące dziecko. Potrącił go samochód i w ciężkim stanie trafił do szpitala z licznymi obrażeniami w tym z uszkodzeniem mózgu. Zapadł w śpiączkę. O wypadku ojca dowiedział się jego trzynastoletni syn Sam, który nie spotkał się z tatą choć byli umówieni. Nad wyraz inteligentny nastolatek spędzał godziny przy łóżku rodzica w tajemnicy przed matką. Tam poznał młodą dziewczynkę, która również po wypadku zapadła w stan na krawędzi życia i śmierci. Samowi przy łóżku Henriego towarzyszyła jego była partnerka, którą ten uznał za swoja potencjalną opiekunkę w razie dramatu jeszcze gdy był pełni zdrowy. Jak potoczyły się losy wspomnianych postaci? Jak ich życie zmieniła choroba i śpiączka? Czy to historia z happy endem? Gorąco zachęcam Was do poznania tej powieści, do jej lektury i do refleksji nad poruszonymi w fabule trudnymi kwestiami. 

"Księga snów" to lektura, która uświadamia jak kruche jest życie i zdrowie, jak cienka jest granica między życiem i śmiercią. Jej przeczytanie wywołuje w czytelniku prawdziwą burzę myśli, refleksji, przemyśleń. Nie da się przeczytać tej książki na zimno, bez zaangażowania się w jej fabułę całym sobą. Zdaję sobie sprawę, że to trudna pozycja, że wiele osób ją odłoży. Autorka zdecydowała się na poruszenie najdelikatniejszych kwestii przed którymi stajemy zaskoczeni i bezbronni jak dzieci. Wielu w realnym świecie takie problemy przerastają, doprowadzają do depresji, rozpaczy i załamania. Nie da się jednak od nich uciec, tak jak nie da się na nie przygotować. 
Brakuje mi słów by w pełni oddać z jakim pietyzmem, wrażliwością i wyczuciem Nina George pisze o śmierci, odchodzeniu, chorobie. To bardzo niepogodna i hiobowa lektura, która pokazuje siłę miłości. Uczucie nie jest w stanie odwrócić biegu rzeczy ostatecznych, ale nadaje im odmienny klimat, barwę i pomaga oswoić się z bólem, żałobą, rozpaczą i brakiem nadziei. 
Tę książkę polecam osobom, które mają dość odwagi jak autorka by zmierzyć się z tym, co w człowieczym losie nieuniknione i ostatecznie.

sobota, 24 grudnia 2016

To, co dziś istotne ...

Jak bombka na choince
 i gwiazdka na niebie,
 tak mała Dziecina,
 zjawia się u Ciebie,
 a wraz z Nią me serdeczne życzenia:
 zdrowia, miłości i powodzenia.

środa, 21 grudnia 2016

Piękna rocznica!!! Dziękuję!!!

Wstałam rano i brakowało niewiele. Wróciłam z zakupów i spojrzałam - bo piękny prezent od Was drodzy moi Czytelnicy. Z serca Wam dziękuję za docenienie mojej pracy. Wiem, może przez ostatnie dni nieco zaniedbałam to miejsce. Wytłumaczę się niedługo dlaczego. Jeszcze raz dziękuję i ściskam każdego z osobna. Dajecie mi power, siłę i zmieniacie moje życie na lepsze. Podobnie jak książki. Dziękuję Wydawcom, Autorom, koleżankom i kolegom z Blogosfery. Dziękuję każdemu, kto choć raz tu zajrzał. I zapraszam na kolejne posty, recenzje, opinie, podsumowania. 
700 000 odwiedzin.


niedziela, 18 grudnia 2016

Patryk Vega "Niebezpieczne kobiety"


Wydawnictwo Otwarte
data wydania 2016
stron 400
ISBN 978-83-7515-112-1

Książka mocna jak spirytus

Takiego tytułu nie nadałam jeszcze recenzji żadnej książki. Takiej książki, ostrej, mocnej i niesamowicie prawdziwej bowiem jeszcze nie czytałam. I dodam od razu, że jeszcze żadna książka nie zmieniła tak diametralnie moich poglądów na temat jaki porusza jak ten tytuł. Od chwili jej poznania inaczej patrzę na panie w policyjnych mundurach. Darzę je ogromnym szacunkiem, podziwiam za odwagę i poświęcenie - bo ta funkcja, ta praca, ten zawód, ta służba wymaga od kobiety bardzo, bardzo wiele. Nie każda pani jest w stanie podołać temu wyzwaniu. Osobiście znając siebie wiem, że bym się poddała i nie wytrzymała presji związanej z tak specyficzną służbą.

Mamy równouprawnienie, coraz więcej kobiet podejmuje się policyjnej służby. Z dystansu widać ją inaczej. Bardziej sielankowo, powiedzmy książkowo i filmowo - jak to w kryminałach. A tymczasem jest zgoła odmiennie. Mniej idealnie, bardziej brutalnie, bardziej ostro, bardziej trudno i stresująco. 
Wymarzona praca wygląda niestety mniej kolorowo niż się na początku wydaje. Ba, jest wręcz szaro, czasem czarno i to bardzo czarno i smutno. Dlaczego? Bo ten zawód to praca, której nie można zostawić, zresetować się i zwyczajnie wrócić do domu. Stać się mamą i żoną. Tę pracę okupuje się olbrzymim wysiłkiem i stresem. To trudne dla mężczyzny, a co dopiero dla wrażliwszych z natury kobiet.
 
Książka Patryka Vegi pokazuje prawdę na przykładzie kilku sylwetek pań które wybrały swoją ścieżkę zawodową w zawodzie policjantki. Opisane historie to całkiem inna rzeczywistość niż ta pokazana w kinie czy na kartach lektur sensacyjnych. Zamiast partnerstwa jest rywalizacja, zamiast wsparcia jest krytyka, zamiast spełniania misji i czynienia dobra jest stres i brutalne życie. Interwencje z narażeniem zdrowia, akcje z koniecznością użycia broni, procedury, które utrudniają prowadzenie czynności, regulaminy, które nie zawsze da się stosować w zgodzie z logiką. A scenariusz pisze brutalne życie, ludzie ogarnięci złem, tragedie i nieszczęścia. Czytając niezwykle interesujące zapisy rozmów ma się wrażenie, że ta praca wysysa do cna, ograbia z życia prywatnego, wciąga niczym wir. W policji nie jest kolorowo, kobiety tylko w teorii mają ulgi. 
 
Ta książka jest mocno szokująca, obala mity o pracy w zawodzie stróżów prawa. Pokazuje od podszewki pracę w różnych wydziałach i komórkach. Nie jest to tytuł dla osób delikatnych, które boją się zobaczyć prawdziwe życie. Czyta się ją szybko, ale były momenty, kiedy musiałam przerwać lekturę na złapanie oddechu. Myślę, że tę pozycję powinni poznać zwłaszcza ci, którzy marzą o założeniu policyjnego munduru. Taka decyzja bowiem głęboko zmienia życie, ten zawód nie pytając o pozwolenie wkracza z butami w naszą prywatność. Trudno ułożyć sobie rodzinną ścieżkę, niemożliwym jest nieprzeniesienie naprawdę sporych emocji za próg domu. Służba nie drużba, zabiera często czas świąt, krzyżuje rodzinne plany, pochłania urlop, nadaje życiu własny rytm. 
Lektura jest naprawdę mocna, bezpardonowa, pokazuje bezlitosny świat w którym królową jest presja, a królem zło. Po jej przeczytaniu w stu procentach wiem, że ten mundur po prostu na mnie nie pasuje. 
Książkę polecam, autora za formę, treść, świetnie dobrane pytania, pokazanie policji wczoraj (milicji) i dziś mocno chwalę.

środa, 7 grudnia 2016

Dinah Jefferies "Córka handlarza jedwabiem"



Wydawnictwo Harper Collins
data wydania 2016
stron 416
ISBN 978-83-276-2185-6

Romans w kolonialnym klimacie

Nie tak dawno czytałam wspaniałą powieść noszącą tytuł "Żona plantatora herbaty". Ta książka wywarła na mnie ogromne wrażenie, a pióro jej autorki Dinah Jefferies bardzo mnie zachwyciło. Z ogromnym apetytem rozpoczęłam lekturę kolejnej książki tej pisarki licząc, że i tym razem wpadnę w czytelniczy zachwyt i trafię na prawdziwą literacką perełkę. Dokładnie tak się stało. Lektura w kolonialnych klimatach spełniła wszelkie moje oczekiwania i okazała się smakowitym kąskiem z grona tytułów obyczajowych. Ba, spodziewając się dużo dostałam sporo więcej. Co mnie zatem powaliło na kolana? 
Klimat, historia, wątek obyczajowy, egzotyka, doskonały styl, barwność opowieści i rewelacyjne wyważenie powyższych elementów. 

Autorka przenosi nas do połowy ubiegłego stulecia, a więc w czasy nie tak bardzo odległe. Rozpoczynając lekturę udajemy się do egzotycznego jak dla nas Europejczyków kraju - Indochin Francuskich, które obecnie istnieją na mapach świata jako Wietnam. To tu mieszka pewien mężczyzna - Francuz, który jest ojcem dwóch córek - Nicole oraz Sylvie. Siostry są od siebie diametralnie różne. Starsza bardziej przypomina ojca, osiągająca pełnoletność Nicole podobna jest do nieżyjącej matki Wietnamki. Gdy pan Duval rozpoczyna pracę dla gubernatora swoje interesy przekazuje dzieciom. Starsza córka w schedzie otrzymuje ekskluzywny dom handlowy, młodsza mały sklepik z jedwabiem w ubogiej dzielnicy Hanoi. Nicole czuje się rozczarowana, rozgoryczona i rozdarta. Życia nie ułatwia jej wojna jaka toczy się pomiędzy walczącymi o niepodległość krajanami jej matki i rodakami ojca. Codzienność komplikuje także pojawienie się w jej życiu dwóch mężczyzn, którzy darzą ją uczuciem - Marka, który popiera rodaków jej papy i Trana, który jest rebeliantem. Osiemnastolatka w gąszczu przeróżnych zdarzeń usiłuje odpowiedzieć sobie na pytanie kim naprawdę jest i odnaleźć samą siebie, odkryć swoje korzenie, poznać własną tożsamość...

Przyznam szczerze, że przed rozpoczęciem lektury praktycznie nic konkretnego nie wiedziałam o historii Wietnamu. Nie miałam pojęcia czyją był kolonią, nie wiedziałam jak przebiegała droga tego kraju do suwerenności. Właśnie ta powieść była nie tylko lekturą obyczajową przeczytaną dla relaksu, ale i swoistym podręcznikiem historii który odkrył przede mną wiele nieznanych mi zdarzeń i faktów. Poznawanie losów bohaterów i zamorskiego kraju okazało się mieszanką nad wyraz ciekawą i ekscytującą. Fabuła jest świetnie skrojona, a powieść to moim zdaniem oryginalny, barwny romans historyczny, który czyta się rewelacyjnie. Akcja z każdą kolejną stroną nabiera tempa i  rumieńców. Staje się czymś więcej niż tylko cukierkową opowieścią o porywach serca młodziutkiej dziewczyny. Powieść ma przepiękną okładkę, która zapowiada moc egzotyki. Daje ona złudzenie, że będzie wyłącznie romantycznie i sielsko. Ale to złudzenie, bo na kartach książki pojawia się wojna w trakcie której ludzkie serca mimo ogromu tragizmu nie zamierają i poddają się sile uczuć. Piękne opisy, dobre dialogi to kolejne atuty, które sprawiają, że ten tytuł po prostu się podoba. Łatwo też odczuć, że pisarka do swojej pracy dogłębnie i drobiazgowo się przygotowała. To procentuje i daje uczucie autentyczności. Książka Dinah Jefferies ma niejedno oblicze, każde z nich jest ekscytujące i kuszące. Gorąco polecam przeczytanie tym, którzy doceniają lektury wielowątkowe, którzy lubią być zaskakiwani w trakcie książkowych podróży w czasie i przestrzeni, którzy lubią egzotykę i odkrywanie świata, innych kultur i obyczajów poprzez chwile z literaturą.

Ania Szubert, Piotr Mieśnik "Jak zabiłam swojego raka"


Wydawnictwo The Facto
data wydania 2016
stron 250
ISBN 978-83-9460-580-3

Na krawędzi życia i śmierci

Ania Szubert to młoda i utalentowana kobieta, która zawodowo zajmuje się fotografią i prowadzi własną firmę. To także matka, partnerka, narzeczona, córka i osoba, która mimo młodego wieku ma za sobą stoczoną wielką bitwę na śmierć i życie. Jej bagaż doświadczeń jest ciężki i bogaty, a ona sama pokonała niezwykle groźnego przeciwnika. Swojego raka, która zaatakował nagle i znienacka. Nie pytał o zgodę, podstępnie rozsypał świat pięknej kobiety w gruzy. Ona po złapaniu oddechu powiedziała rakowi nie! Postanowiła walczyć o życie i zdrowie wszystkimi siłami. Została wojowniczką, a o walce mówiła i pisała „To jest Sparta”. Z planu zdjęciowego trafiła błyskawicznie do szpitala. Jej stan był wówczas krytyczny, diagnoza okazała się najgorszą z możliwych. Czekało ją długie i intensywne leczenie, odarcie z kobiecości przez okrutną „fryzjerkę” jak określają chemioterapię w żargonie chorzy, ból do granic wytrzymałości, tygodnie w szpitalu, tęsknota za kilkuletnim synkiem i mocowanie z chorobą do kresu sił. Otuchy dodawał personel i przyjaciele, których grono się zmieniło.

W social mediach nasza bohaterka zamieszczała swoje fotki nie wstydząc się zmian zachodzących wskutek leczenia i choroby. Udzielała wywiadów, uśmiechała się, by zapomnieć o bólu poświęcała czas na zrobienie makijażu. Niektórzy okrzyknęli Anię onkologiczną celebrytką. Niestety, znaleźli się ludzie, którzy uważali, że robi to dla sławy. Nie pomyśleli o tych, którym swoją postawą dodawała otuchy. Wśród chorych znalazła bliskie sercu osoby, z którymi stworzyła zgraną paczkę. Nie wszyscy z niej przeżyli.
Jednemu z bliskich szpitalnych przyjaciół, Kubie, który odszedł, zadedykowała książkę, którą tym tekstem chcę przybliżyć. To wyjątkowy tytuł, który jest opowieścią o zmaganiu się ze śmiertelną chorobą, życiu przed nią i po niej. Bo rak pozostawił nie tylko bliznę na skórze, ale i odmienił wnętrze autorki. Przewartościował świat młodej kobiety, sprawił, że dojrzała, spojrzała inaczej na świat i doceniła wiele rzeczy.
Książka jest napisana w formie wywiadu rzeki. Z Anią rozmawia Piotr Mieśnik – dziennikarz i scenarzysta. Ta rozmowa jest nietuzinkowa nie tylko ze względu na jej temat. Wiele osób opowiadało o swoich chorobach, ale nie spotkałam się, by ktoś zdecydował się na taką bezwarunkową szczerość jak Ania Szubert. Młoda kobieta odrzuciła wszelkie zasłony, ukazała się w pełni, w świetle jupiterów nie zostawiając ani odrobiny prywatności. Przed swoim rozmówcą stanęła w prawdzie, w pełni odkrywając swoje „ja”, swoje upadki i wzloty, słabości, wady i grzechy, swoje zwycięstwa i radości, sukcesy i uśmiechy.

Ten wywiad czyta się na jednym wdechu, a lektura aż kipi od emocji. Czuć klimat szczerości, chęć wyrzucenia z siebie tego, co tak bardzo zabolało i zapadło w pamięć. Bohaterka w pełni otwarta i szczera chce opowiedzieć o tym, jak to jest, gdy śmierć czyha tuż obok, gdy każdy oddech jest wysiłkiem na miarę maratonu, gdy morfina staje się krynicą wytchnienia i najlepszą przyjaciółką. Ania daje świadectwo, że dopóki jest choć cień szansy warto walczyć. To także tytuł opowiadający o toksycznej miłości szkodliwej jak nowotwór, o przyjaźni, o pracy, która jest zarazem wielką pasją i o macierzyństwie, które jest bezcenną pigułką z wielką dawką mocy i siły.

Polecam publikację osobom chorym, by stała się dla nich lekarstwem, a jej przeczytanie terapią, która doda sił, pocieszy i zmotywuje do walki. Polecam ją zdrowym, by bardziej zrozumieli tych, który zmagają się z chorobą, by udzieliła im się płynącą z tekstu determinacja do pokonywania trudnych przeżyć.

niedziela, 4 grudnia 2016

Joanna Fabicka "#me"


Wydawnictwo YA!
data wydania 2016
stron 208
ISBN 978-83-280-2144-0

Strach leczy się tylko miłością

Do przeczytania tej powieści szykowałam się od wiosny. Los zdecydował, że poznałam ją dopiero późną jesienią. W sumie dobrze, bo na kartach tej opowieści można odnaleźć świąteczno-noworoczne klimaty. Książka jest niesamowita, niezwykła, powalająca na kolana i nie dająca o sobie bardzo długo zapomnieć. Przypomina mi nieco powieści pióra Siesickiej i Snopkiewiczowej, które czytałam jako nastolatka. Charakteryzuje ją to, że jest mocna i konkretna. Wszystko w niej jest niezwykle realne i prawdziwe, a sam tekst jest namacalnie żywy. Non stop w trakcie lektury miałam wrażenie, że to prawdziwy reportaż, a nie literacka fikcja. Oprócz "#me" tak dogłębnie wzruszyła mnie tylko baśń "Dziewczynka z zapałkami" Andersena. 
To powieść genialna, którą polecam nie tylko grupie wiekowej do której jest adresowana czyli młodzieży. Każdy może dać się jej pochłonąć i zapewniam, że w krótkiej treści kryje się bardzo, bardzo wiele. Wiele treści, wiele emocji, wiele trudnych tematów o których autorka napisała wprost, a nie każdy pisarz ma na to odwagę.

Główna bohaterka ma na imię Sara. Jest uczennicą renomowanego liceum. Wychowuje ją samotnie matka, którą jest lokalną dziennikarką. Niestety kobieta nie jest dobrym rodzicem. Rządzi nią alkohol. Robi to do tego stopnia, że Sara nie ma niekiedy ciepłego obiadu, domu do którego chce się wrócić, najpotrzebniejszych rzeczy codziennego użytku. Zamiast spokoju życie Sary toczy się od ciągu alkoholowego matki i kolejnych awantur do samotnie spędzonych nocy, kiedy pani redaktor baluje w swoim gronie i ramionach kolejnych kochanków. Sara jest nieszczęśliwa, zagubiona, zamknięta w sobie. Ukojenia szuka w samotności. Jedynym pocieszeniem są słodycze i przekąski, które powodują nadwagę. Mimo to Sara jest bardzo wrażliwa, wyjątkowa i silna. Dojrzalsza od jej rówieśniczek, dojrzalsza od matki, która w szponach nałogu staje się nieodpowiedzialną marionetką. Sara nie ma grona przyjaciół, rodziny, znajomych u których mogłaby szukać pomocy. I nagle zjawia się w jej życiu Ktoś, dla kogo mocniej zaczyna bić nastoletnie serce dziewczyny. Czy los pozwoli wreszcie Sarze być szczęśliwą? 
 
Joanna Fabicka w swojej powieści ukazała wiele trudnych problemów, które niestety burzą szczęśliwe życie dzieci i młodzieży. Nałóg rodzica zamienia życie dziecka w koszmar, problem rodzi problem i tak wokół małego człowieka powstaje pętla, która krępuje, jest powodem do wstydu i zamknięcia w sobie, do odsunięcia się od otoczenia. Sara zamiast zajmować się swoją edukacją musi troszczyć się sama o siebie, choć to nie ten czas i wiek. Jej problemy powaliłyby niejednego dorosłego. Mimo wszystko Sara jakoś sobie radzi, mimo, że zamroczona wódką matka funduje jej kolejne "atrakcje". Sara budzi litość i współczucie. Tak po ludzku chce się ją przytulić, pomóc jej i powiedzieć, że wreszcie karta się odwróci i będzie lepiej. Przedstawiona w powieści konkretna sytuacja objawia nieudolność szkoły, placówek pomocy rodzinie, zobojętnienie sąsiadów, znajomych z których każdy uważa, że lepiej widząc dramat udać, że nic złego się nie dzieje. 
To niestety nie jest tylko przypadek wymyślony na potrzeby książki. Ta lektura ma nas uwrażliwić, udowodnić nam, że nie wolno dać się omotać znieczulicy, że trzeba reagować, mieszać się w cudze sprawy, wścibiać nos do cudzego domu choć może to nie wypada jeśli w grę wchodzi krzywda dziecka.
"#me" to lektura mocno chwytająca za serce, która wywołuje bunt wobec zła, wobec nieodpowiedzialności, wobec obojętności. To powieść, która wyzwala gniew, w której nie ma miejsca na bajkę, ale jest ukazana realna i brutalna rzeczywistość. Autorka nie pisze w sposób delikatny, naiwny, infantylny. Patologia niejedno ma imię, nałóg chwyta w szpony nie pytając o zawód czy wykształcenie. I to jest konkretnie na przykładzie losów Sary i jej matki ukazane. Ta powieść to przestroga, ta powieść to lekcja czego w życiu unikać. Nietuzinkowe jest również zakończenie, które nieco mnie zirytowało. Uczucie niedosytu nie wpływa jednak na moją ocenę tego tytułu, która jest najwyższa z możliwych. Piękna i mądra powieść, którą z całego czytelniczego serducha polecam i nastolatkom i ich rodzicom.




piątek, 2 grudnia 2016

Ewa Matuszewska "Lider. Górskim szlakiem Andrzeja Zawady raz jeszcze"


Wydawnictwo Annapurna
data wydania 2016
stron 320
ISBN 978-83-6196-819-1

Opowieść o Wielkim Liderze

Polscy odnoszą sukcesy na światowej arenie w przeróżnych dziedzinach. Na całym globie od wielu lat głośno jest o tryumfach polskich wspinaczy, którzy osiągają wspaniałe i godne pozazdroszczenia wyniki w zdobywaniu najwyższych szczytów. Rewelacyjne osiągnięcia mamy zwłaszcza w himalaizmie zimowym. Wiele ośmiotysięcznych szczytów zdobyli po raz pierwszy zimą właśnie „nasi”. Wiele rekordów najzimniejszą porą roku kojarzy się z biało-czerwonym proporcem. Program Polski Himalaizm Zimowy można uznać za wielce udany. Kto stoi za tym sukcesem?

Wiele osób, a korowód ten otwiera osoba uznana za legendę i okrzyknięta liderem – Andrzej Zawada. Choć odszedł szesnaście lat temu jego nazwisko nadal jest żywe i doceniane. Nic dziwnego, bo to właśnie ten człowiek był „ojcem” pierwszych polskich wypraw w najwyższe góry Azji i świata, to on zaczepił ponadczasowe idee i standardy, które we współczesnych czasach bywają niesłusznie lekceważone. Zawada był wielkim orędownikiem teorii braterstwa liny. Uważał również, że na sukces wyprawy składa się w równym stopniu praca całego zespołu, a nie tylko jednostek, które postawiły nogę na szczycie. Zawada był również zwolennikiem odpowiedzialności za siebie nawzajem wszystkich członków wyprawy i był zdania, że w górach nie można być egoistą, nie można zostawiać partnera w potrzebie.

O Wielkim Liderze Ewa Matuszewska po raz pierwszy napisała trzy lata po jego śmierci. Nowe, zmienione, uzupełnione i przeredagowane wydanie tej książki ukazało się jesienią bieżącego roku nakładem Wydawnictwa Annapurna. Miałam okazję przeczytać ten tytuł w obu odsłonach. Ta druga jest zdecydowanie lepsza pod wieloma względami.
Z tekstu obu wyłania się niezwykła osobowość, która może być wzorcem dla wielu osób, które górom oddały cześć swojego serca. Zawada nie urodził w góralskiej rodzinie, choć u podnóży gór spędził młode lata. Patrząc na majestatyczne szczyty Tatr szybko się w nich zakochał. I rozpoczął swoją górską drogę, którą przez wiele lat ozdobiło mnóstwo sukcesów. Do historii przeszedł jako kierownik wielu wypraw, z ich uczestników stworzyła się wyjątkowa drużyna. O jej członkach było często głośno. Andrzeja Zawadę doceniano jako perfekcyjnego organizatora, duszę wypraw, wspaniałego mediatora i wielki autorytet. Jego nazwisko otwierało wiele drzwi niedostępnych dla innych. Za swoją działalność otrzymał szereg nagród i wyróżnień.

Ewa Matuszewska o Liderze napisała niezwykle szczegółowo. Drobiazgowo i starannie opisała jego wyprawy i podróże, idealnie przybliżyła świat gór. Świetnie pokazała też wnętrze człowieka, jego charakter, priorytety, wartości, którym hołdował, a także prywatne oblicze. Wielu twierdzi, że czasy dużych wypraw kierowanych w sposób dyktatorski odeszły bezpowrotnie, że dziś liczy się bardziej niż braterstwo i solidarność sportowy sukces, że sponsoring diametralnie zmienił klimat wspinaczki, że i tam, wysoko w górze trwa wyścig szczurów. Mimo to poglądy Andrzeja Zawady wydają się nadal godne szacunku, poważania i atencji. W tej publikacji o Zawadzie mówi nie tylko autorka. Tekst został wzbogacony także wypowiedziami wielu sław z górskiego świata, znajomych i żony Anny Milewskiej. Wielkim atutem tego wydania jest jego jakość – elegancki papier i dziesiątki wspaniałych fotografii w doskonałej jakości, które dopełniają całości.

Końcowym efektem prac jest świetna książka, idealna pod względem i treści i formy. Bije z niej dopracowanie i szacunek dla opisywanej postaci. Ten tytuł to gratka zarówno dla fanów literatury wysokogórskiej, jak i miłośników perfekcyjnych biografii, które w pełni wyczerpują temat.