sobota, 30 maja 2015

Jurgen Roth "Tajne akta S."


Wydawnictwo Zysk i S-ka
data wydania 2015
stron 320
ISBN 978-83-7785-692-5


W poszukiwaniu prawdy czy co stało się z polskim Tupolewem nad Smoleńskiem

To już kolejna książka o wydarzeniach z 10 kwietnia 2010 roku którą dane mi było przeczytać. Ale tym razem nie napisał ją polski autor. Jurgen Roth jest niemieckim dziennikarzem śledczym, który ma odwagę podejmować trudne tematy tabu od których większość jego kolegów po fachu trzyma się z daleka. Temat smoleński opisuje on w szerokim kontekście. Nie skupia się bowiem tylko na wydarzeniach jakie miały miejsce owego feralnego dnia, ale patrzy perspektywicznie dalej i próbuje je ocenić uwzględniając politykę Putina i Rosji w latach 2010 do 2014. W tym czasie wydarzyło się bowiem w Europie całkiem sporo. A rosyjski polityk pokazał na co go stać. Odsłonił swoje dyktatorskie oblicze. Doszło do wybuchu konfliktu ukraińsko-rosyjskiego. Zginęli ludzie po obu stronach barykady, ponadto miała miejsce katastrofa samolotu malezyjskiego z której nikt nie ocalał a który ponoć został celowo zestrzelony.  
 
Autor w swojej publikacji szuka prawdy i tylko prawdy. Nie stoi po żadnej ze stron, jest w pełni obiektywny. Gdyby jego słowa napisał Polak momentalnie przypięto by mu etykietkę człowieka PiS-u, oszołoma, zwolennika pewnego radio z Torunia. Niemiec dokładnie analizuje poszczególne fakty, które miały miejsce. Podchodzi do nich sceptycznie, niczego z góry nie odrzuca i nie przekreśla. Nie ma według niego nieistotnych tropów. Każdy podlega rozważeniu. By w pełni wyczerpać temat sięga nawet do czasów drugiej wojny światowej. Czytając ma się wrażenie, że tekst jest dopracowany, skrupulatny a zarazem napisany fachową ręką. Widać gołym okiem od samego początku tej lektury wielką determinację w dążeniu do ustalenia faktycznych przyczyn rozbicia się prezydenckiego Tupolewa. Autor jest bezlitosny. Obnaża błędy jakie popełniono w śledztwie. Krytykuje winnych, zarówno Polaków jak i Rosjan. Ale nie do końca jest przekonany o teorii spiskowej. Twierdzi, że zrobiono jeszcze zbyt mało by być jej w stu procentach pewnym. Pada podsumowanie, które jest oczywiste i konkretne:
"Istnieje już zbyt wiele przesłanek przemawiających za tym, że oficjalne wyjaśnienia strony rosyjskiej i rządu polskiego na temat przyczyn katastrofy są w znacznej części fałszywe." (str. 306)
Dobitne słowa padają po wnikliwym drążeniu tematu, po analizie faktów, szukaniu podobieństw, ocenianiu dochodzenia prowadzonego odnośnie tego zdarzenia do innych wypadków lotniczych. Są wypowiedzi rodzin ofiar, jest i wiele rozważań politycznych. 
I końcu pojawia się moja konkluzja po lekturze. Dość mocna, która mnie przeraziła. Pokój za cenę milczenia? Podobieństwo do katastrofy w Gibraltarze? Bezkarne działanie mocarza jakim jest Rosja, któremu każdy boi się stanąć na drodze? Zamiatanie pod dywan przez inne kraje bezprawnych działań? 
Lektura jest warta poświęcenia jej czasu. Największym jej atutem jest obiektywizm i gorące pragnienie w rozwiązaniu historycznej zagadki. Są analizy, są wyczerpujące słowa fachowców, są prognozy polityczne. Autor podsumowuje śledztwo i po stronie polskiej i Kremla. Uwypukla błędy, wysnuwa wnioski. Lektura nie wywołuje trzęsienia ziemi, nie jest napisana pod kątem sensacji i dlatego warto ją przeczytać. Gorąco Wam ją rekomenduję bez względu na Wasze poglądy polityczne i zapatrywania na to, co zdarzyło się 10 kwietnia 2010 na lotnisku Smoleńsk Siewiernoje.

piątek, 29 maja 2015

Bogusław Linda, Magda Umer "Zły chłopiec"


Wydawnictwo Pascal
data wydania 18 maj 2015
stron 256
ISBN 978-83-7642-525-2

Just bad boy

Bogusław Linda mój ulubiony aktor, reżyser, scenarzysta, ale i pedagog. Ikona polskiego współczesnego kina. Typ faceta, na widok którego kobiety piszczą z zachwytu. Ma w sobie to coś, co sprawia, że jego role są perfekcyjne i niepowtarzalne. Ciekawa osobowość. To, co napisałam powyżej wystarczyło bym sięgnęła po książkę "Zły chłopiec" wydaną przez Wydawnictwo Pascal. Zanim omówię jej treść, zanim opiszę swoje wrażenia z lektury pozwolę sobie ocenić Wydawcę. Dlaczego? Bo ta książka jest cudnie wydana. Perfekcyjnie. Twarda oprawa, aksamitna w dotyku okładka ciekawa pod względem graficznym, idealnie pasująca do treści. Bialutki papier, ciekawy wybór czcionki, która przypomina maszynopis, a mnie kojarzy się ze scenariuszem filmowym (sama nie wiem czemu tak jest). Zdjęcia oraz jeszcze coś, co jako mol książkowy uwielbiam. Zapach, cudny zapach nowej książki. Aż chce się ją czytać, oglądać, dotykać, smakować.
To przejdźmy do treści. Forma tej publikacji to wywiad. Wywiad rzeka lub jak kto woli zapis rozmowy, konwersacji, dialogu pomiędzy Magdą Umer i Bogusławem Lindą, którzy są sąsiadami w życiu prywatnym. Mieszkają obok siebie i dobrze im się ze sobą gawędzi. Ta rozmowa jest dość szczera, choć bywają kwestie niedopowiedziane w których odtwórca roli księdza Robaka w "Panu Tadeuszu" Wajdy wykręca się od wyczerpującej odpowiedzi. Właściwie to gdy otrzymałam tę książkę wzięłam ją do ręki by tylko przejrzeć. Odłożyłam dopiero gdy przeczytałam do ostatniej strony. Mimo, że to nie kryminał porwała mnie, zaciekawiła do bólu i przeczytałam na jednym wdechu. 
Poznałam wspaniałego aktora, niepokornego artystę i ciekawego faceta. Nietuzinkową osobowość, kogoś, kto ma wybitny talent, osiągnął spory sukces, a komu sodówka nie uderzyła do głowy. Poznałam też Bogusława Lindę od strony prywatnej. Małego chłopca, młodzieniaszka, który lubił poszaleć, młodego i zdolnego aktora, który dopiero co zaczynał, ale już miał swoje zdanie. Dojrzałego aktora zakochanego w swojej pracy, reżysera mającego nietuzinkowe pomysły i wreszcie pasjonata, który aktorstwem chce zarażać kolejne pokolenia i podejmuje trud ich scenicznej edukacji. Jaki jest Bogusław Linda? Wyjątkowy - to pierwsze skojarzenie. Utalentowany, ale i nie siadający na laurach popularności. Skromny, choć ma swoje wady. Ciekawy świata, chętnie podejmujący różne wyzwania. W lekturze znany aktor odsłania swoje prawdziwe oblicze, zdejmuje sceniczną maskę, odsłania swoją duszę. Nie jawi się jako arogancki twardziel, ma w sobie wiele wrażliwości. Ale też nie tuszuje swoich słabości, popełnionych błędów, nie upiększa się i nie koloryzuje na temat swojej osoby.
Czytałam tę książkę szybko i zachłannie, chłonęłam tekst. Poznałam fakty mi dotąd nieznane. Miałam wrażenie jakbym sama rozmawiała z odtwórcą roli Michała Suleckiego z "Taty". Gorąco polecam tę książkę -wywiad nie tylko miłośnikom kina.

środa, 27 maja 2015

Stosik - mam nadzieję na czytanie w słoneczne lato

Stosik, stosik się kolejny zebrał - wspaniałości w nim co niemiara. Aż ślinka leci, bo cuda nad cudy. Wymarzone, wytęsknione same cukiereczki. Chciałbym je czytać na świeżym powietrzu i mam nadzieję, że pogoda się poprawi. Dziś u mnie leje i tylko 9 na plusie. Zmarznięta i zmoknięta przedstawiam:

- Marcin Wilk "Tyle słońca Anna Jantar Biografia" od Lubimy Czytać
- Magdalena Witkiewicz "Moralność pani Piontek" j.w.
- Grażyna Jeromin-Gałuszka "Złoty sen" j.w.
- Igor Sokołowski "Spokojnie. To tylko Rosja" od Wydawnictwa MG
- Marek Kamiński "Moje życie polarnika" od Lubimy Czytać
- Jeffrey Small "Oddech Boga"  - od Wydawnictwa Czwarta Strona
- Marlena de Blasi "Wieczory w Umbrii" od Lubimy Czytać
- Susan Mallery "Za milion dolarów" od Wydawnictwa Mira 
- Jakub Porada "Polska da radę" od Pascala
- Bogusław Linda, Magda Umer "Zły chłopiec" jw.

a na czytnik dostałam od Wydawnictwa Prószyński i S-ka
Coś Wam szczególnie przypadło do gustu?

wtorek, 26 maja 2015

Anna Karpińska "Sakramnet niedoskonały"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania kwiecień 2015
stron 360
ISBN 978-83-7961-201-7


Kryminał lekki jak piórko


Anna Karpińska ma w swoim dorobku kilka dobrych powieści obyczajowych. Jej najnowsza książka to jednak lektura w innym gatunku. To kryminał z domieszką obyczaju, którego akcja rozgrywa się współcześnie.
Ślub, wesele i noc poślubna mają być początkiem nowej życiowej drogi dla pary, która mówi sobie sakramentalne „tak”. Mają żyć długo i szczęśliwie. Przypadek Blanki i Donata jest jednak odmienny. Świeżo upieczony mąż umiera w małżeńskim łożu kilkanaście godzin po odejściu od ołtarza. Gdy Blanka budzi się, z przerażeniem stwierdza, że obok śpi już nieżywy mąż. Wezwany lekarz pogotowia potwierdza zgon. Rodzina denata od razu podejrzewa, że ktoś pomógł mu w przejściu na tamten świat. Zostaje wezwana policja i wszczęte śledztwo. Osób mających motyw wydaje się sporo. Mógł być to przecież ktoś z rodziny, jeden z weselnych gości lub sama świeżo upieczona żona i wdowa w jednej osobie...
Sięgając po ten kryminał trzeba mieć świadomość, że nie jest to książka mroczna, ponura niczym te rodem ze Skandynawii. Sensacja bowiem miesza się z obyczajem, a samą książkę mimo trupa na pierwszym planie bardziej zaliczyłabym do literatury dla kobiet niż pozycji traktujących o morderstwach. Autorka wzbudziła od samego początku moją ciekawość, ale nie czułam przerażenia, dreszczy czy nie bałam się po lekturze zasnąć. Zabrakło scen mrożących krew w żyłach, wzbudzających lęk opisów, analiz psychologicznych. Zabrakło też wyrazistej kreacji stróżów prawa, którzy działają bez adrenaliny, bez determinacji, nie mają instynktu łowców zabójców i nie są zbyt błyskotliwi czy wyjątkowo inteligentni. A mimo to, ta książka mi się spodobała. Przypadła mi do gustu choć jest zdecydowanie inna niż cenione przeze mnie typowe kryminały. Ujęły mnie lekkość pióra, szybkie tempo akcji, ciekawie pomyślana konstrukcja fabuły. Do samego końca nie rozwikłałam zagadki kto trafi za więzienne kraty. Wybór winnego uważam za nietuzinkowy i czyniący tym samym lekturę intrygującą. Anna Karpińska ciekawie przestawiła klan Królów. Bogatej rodziny, która idealna wydaje się tylko na pierwszy rzut oka. Gdy bliżej się im przyjrzymy, zobaczymy wstydliwe tajemnice, mające nie ujrzeć światła dziennego sekrety, moc oskarżeń i wzajemnych pretensji, antypatie i gorące spory. Ciekawym zabiegiem jest dwutorowe śledztwo, które z jednej strony prowadzą policjanci, a z drugiej dziennikarze. I to właśnie pismaki wydają się być górą.
Książka świetnie ukazuje ludzką słabość do pieniędzy, wobec których nawet braterskie więzi są bez szans. Autorka skupiając się na tym zagadnieniu dostarcza czytelnikom emocji na równi z tymi związanymi z morderstwem.
Reasumując - flirt Anny Karpińskiej z kryminałem okazał się całkiem niezły choć pozbawiony perfekcji. Widać pewne braki, a z drugiej strony sama książka jest dobra i może się spodobać. Kryminał w wersji light to moim zdaniem jej najtrafniejsze określenie. Kto nie lubi książek w stylu Lackberg, kogo męczy mrożąca krew w żyłach sceneria rodem z horrorów z pewnością w niej zagustuje. Wszak nie wszystkie koty są czarne, a nie wszystkie kryminały muszą mieć ogromną dozę mroczności.


poniedziałek, 25 maja 2015

Agnieszka Lingas-Łoniewska "Szukaj mnie wśród lawendy. Gabriela"


Wydawnictwo Novae Res
data premiery czerwiec 2015
stron 224
ISBN 978-83-7942-697-3

Miłość wszystko zwycięża!

Trzecia i ostatnia część cyklu z Chorwacją i lawendą w tytule już za mną. Szkoda, że to już koniec. III tom serii jest najlepszy, a na pierwszym planie znajduje się najmłodsza ze sióstr Skotnickich Gabriela, która mieszka wraz z synkiem w słonecznej Chorwacji. Pracuje w hotelu jako masażystka. Tylko jej gorąca miłość ostygła. Związek z Ivo rozpadł się. Para ma ze sobą poprawne stosunki, ich synek Dario rośnie. Gabi nie jest jednak szczęśliwa. Bo wie, że nigdy nie przestała kochać ojca swego dziecka. I gdzieś w głębi duszy pragnie znów go odzyskać, choć sama nie ma odwagi się do tego przyznać. Bo Gabi kocha Ivo bardzo mocno... Mimo wszystko kocha...

Trzeci tom cyklu z lawendą w tytule to książka mocna, pełna emocji, która poruszyła mnie do głębi. Bo jestem osobą bardzo wrażliwą, która ma romantyczną duszę i od lat uważa, że każda niespełniona miłość to wielka strata dla tych, których serca biją ku sobie, a mimo to nie są oni razem. Gabriela pokochała od pierwszego wejrzenia miłością szaloną, gwałtowną ale i prawdziwą. Jednak nie potrafili się z Ivo dogadać. Tak to już w życiu jest, że czasem nie wystarczy ambaras by dwoje chciało na raz. Czasem to za mało. Czasem do związku ktoś się wkrada. Wcale nie ta trzecia - kochanka czy trzeci -  kochanek. Czasem jest to ktoś z rodziny, nadopiekuńczy rodzic, nadwrażliwy przyjaciel, pozornie tylko ktoś niezwykle "życzliwy" i burzy, niszczy, robi spustoszenie.
Tak zgubili się Gabi i Ivo. Gdy czytałam o ich perypetiach zrobiło mi się potwornie ich żal. Bo w sumie przez głupotę, nieporozumienia, mącenie fałszywego przyjaciela rozprysło się ich szczęście, pokrzyżowały plany. A znaleźć ponownie się wcale nie jest tak łatwo. To właśnie o szukaniu jest ta powieść. O szukaniu i odnajdywaniu się w dżungli życia. O odbudowywaniu wzajemnych relacji. Autorka pięknie przedstawiła perypetie Polki i Chorwata. Ich życie toczy się w uroczej południowej scenerii. Tak, uroczej Chorwacji, magicznej wyspy Korculi w tym tomie nie brakuje, a brakowało w tomie drugim.
Lektura szybko podbiła moje serce. Zapomniałam o rozczarowaniu poprzednim tomem i dałam się ponieść fabule. Kibicowałam bardzo mocno zaciskając kciuki do białości by para znów była razem, by Ivo przejrzał na oczy i dostrzegł co stracił. Były emocje, było sporo humoru, były szalone siostry. Była romantyczna sceneria i romansowe momenty. Było samo życie. I gloryfikacja siostrzanych więzów i przyjaźń, tolerancja i szacunek dla kogoś innego. I w końcu było zakończenie. Przewidywalne aczkolwiek wzruszające.
Po lekturze chętnie odwiedziłabym ten uroczy zakątek Europy. Autorka przekonała mnie, że to miejsce jest naprawdę wyjątkowe.

Ałbena Grabowska "Stulecie Winnych. Ci, którzy wierzyli"


Wydawnictwo Zwierciadło
data wydania 2015
stron 356
ISBN 978-83-6477-640-3
Cykl Stulecie Winnych tom III

Rodzina - doskonałe antidotum na tarapaty i kłopoty


Trzeci i wieńczący sagę o klanie Winnych tom znalazł się na księgarskich półkach. Sięgnęłam po niego z przyjemnością, a lektura okazała się dokładnie taka, jak się spodziewałam. Utrzymana na równie wysokim poziomie jak poprzednie części cyklu, porywająca i bardzo bliska mojemu sercu z racji tego jaki czas obejmuje. Akcja toczy się bowiem w latach mojego dzieciństwa i młodości aż po czasy współczesne. Powieść$ rozpoczyna się w roku 1971. Wtedy to, pewnego czerwcowego dnia na świat przychodzi para bliźniąt. Są córkami Basi, a otrzymują imiona Julia i Urszula. Są jak ogień i woda, mają odmienne charaktery. Tego dnia w tym samym pruszkowskim szpitalu rodzi się też pewien chłopiec – Jeremi. Losy niemowląt urodzonych 26 czerwca splatają się z sobą jeszcze nie raz...
Opisane w tym tomie czasy są burzliwe i trudne. Polskę ogarnia kryzys gospodarczy, rozpoczynają się protesty i strajki, upada komunizm, dochodzi do pierwszych wolnych wyborów, w których licznie i zwycięsko startuje opozycja, rodzi się kapitalizm a z nim wszelkie jego plusy i minusy. Na tle tych wydarzeń toczą się dzieje kolejnych pokoleń Winnych mających swoje korzenie w podwarszawskim Brwinowie. Owa familia dzieli losy tysięcy Polaków. Musi radzić sobie z reglamentacją żywności i pustymi półkami w sklepach, dotykają ją represje wobec członków opozycji, ograniczenia wprowadzone w związku z ogłoszeniem stanu wojennego. Winni jak inni Polacy przeżywają zabójstwo księdza Popiełuszki, cieszą się upadkiem komuny, wolnością słowa i likwidacją cenzury. Na ich oczach rodzi się mafia, której członkiem staje się ktoś z bliskich znajomych córek Basi.
W książce naprawdę wiele się dzieje, a jej akcja jest bardzo szybka i dynamiczna. Dzięki lekturze odbyłam sentymentalną podróż w czasy młodości i jeszcze raz przeżyłam na nowo te niespokojne dni. Doszłam też do pewnego wniosku. Otóż śledząc losy Winnych odkryłam prawdę o wpływie historii na nasze życie. Możemy być apolityczni, możemy stronić od polityki, możemy nie wiedzieć kto rządzi, a kto tworzy opozycję. Zawsze jednak historia będzie miała wpływ na nasze losy, zawsze fakty zapisywane w kronikach będą weryfikować nasze marzenia, pomagać im się spełnić lub sprawiać, że zawsze pozostaną niezrealizowane.
Przeczytanie tej sagi było niezwykle przyjemne. Autorka ciekawie poprowadziła fabułę, rozbiła ją na wiele wątków, które ze sobą sprawnie i spójnie połączyła. Ałbena Grabowska w swojej książce doceniła i podkreśliła moc rodzinnych więzi. W jej mniemaniu najbliżsi krewni są dla siebie niezastąpioną siłą, wspaniałym gronem, z którym można dzielić i radości i smutki. Losy Winnych poznawałam z ciekawością. Doceniam to, iż autorka nie przerysowała swojego dzieła historycznie, nie była w tym względzie ani nadgorliwa ani zbyt dokładna. Z wydarzeń historycznych zabrakło mi sceny związanej z wyborem Polaka na Stolicę Piotrową, ale brawo biję za rewelacyjne pokazanie wątku represji wobec zwolenników Solidarności.
Podsumowując ten tom stwierdzam, że to pasjonująca i porywająca lektura, wspaniale i z rozmachem nakreślony portret polskiego rodu, w którym są i bohaterowie, i patrioci i czarne owce. Autorce udało się świetnie zapanować na skomplikowanymi losami swoich bohaterów, ich pogmatwanym życiem. Czytając nie pogubiłam się w rodzinnych koligacjach i sekretach, łatwo kojarzyłam postacie co przy takim ich bogactwie uzmysławia talent Pani Grabowskiej do pisania świetnych sag. Wspaniała książka, wspaniała seria, którą polecam czytać w kolejności. Wtedy można stwierdzić z całym przekonaniem, że satysfakcja w 100% gwarantowana.

wtorek, 19 maja 2015

Santiago Pajares "Książka, której nie ma"


Wydawnictwo Pascal
data wydania 20 maja 2015
stron 320
ISBN 978-83-7642-534-4

Pisarzu, kim jesteś?

Dziś w świetle blogowych reflektorów książka - odkrycie. Powieść, co do której nie miałam pojęcia co mnie czeka w trakcie jej czytania. Okazało się, że to propozycja która jest strzałem w dziesiątkę mojego gustu. Bo ja bardzo lubię książki, które z każdą przeczytaną stroną wciągają coraz mocniej, oplątują czytelnika swoją fabułą i wywołują serię zachwytów, której długo nie ma końca.

Po literaturę hiszpańską sięgam bardzo rzadko. Może to błąd? Pomyślałam sobie, gdy poznałam zakończenie "Książki, której nie ma". A może po prostu odkryłam kolejnego autora, którego dodam do listy ulubionych i będę śledzić kolejne ukazujące się pozycje? Jakby nie było tę książkę chcę Wam w dniu jej premiery gorąco polecić, bo jest naprawdę doskonała. Powieść ma w zasadzie dwóch głównych bohaterów. Jednego z nich poznajemy od pierwszej strony. Jest nim David, który pracuje w Wydawnictwie Khoan. Opiekuje się pisarzami, pomaga im w twórczych kryzysach, doradza, dodaje otuchy. Jego szef bardzo go ceni i pewnie dlatego zleca mu zadanie trudne, za wykonanie którego czeka go sowita nagroda w postaci awansu i podwyżki albo dość prawdopodobna wizja bezrobocia. Wydawnictwo w którym pracuje David ma swoją wielką gwiazdę. Swojego asa, przysłowiową kurę znoszącą złote jajka. Jest nią pisarz mający w dorobku znakomitą sagę, której kolejne tomy podbiły serca milionów czytelników, a wydawcę uratowały od bankructwa i przyniosły mu krociowe zyski. W miarę upływu czasu ów tajemniczy, anonimowy pisarz wysyłał na madrycki adres kolejne tomy i numer konta dla przelania gaży. Od pewnego czasu milczy, nie dosyła swoich książek. David ma go odnaleźć sugerując się wskazówkami zatrudnionego detektywa i sprawić, by fani Thomasa Mauda dostali to, na co czekają. Nowe książki. Śledztwo prowadzi do małej wioski położonej w Pirenejach. To tu ma prawdopodobnie mieszkać ów pisarz mający sześć palców... i ogromny talent. Cy uda się go odnaleźć? Odsyłam do powieści, która zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie, jak najbardziej pozytywne i którą wręcz pokochałam.

Wcześniej wspomniałam jeszcze o drugim głównym bohaterze. To młody mężczyzna, który spadł na życiowe dno. Jest w szponach nałogu, ale pewnego dnia kradnie przypadkowo pierwszy tom sagi Mauda. I ta książka, oczywiście oprócz jego woli i zacięcia zmienia jego życie. Fran postanawia skończyć po wielu latach z narkomanią. Jego walka oprócz poszukiwań autora "Spirali" stanowi jeden z dwóch głównych wątków na których oparto fabułę powieści Pajaresa. Ale to nie wszystko o czym przeczytacie na jej kartach. Przewiną się też wątki o miłości, przyjaźni, ludzkiej solidarności wobec bólu, cierpienia i choroby. Kto się zagłębi w lekturę tej książki będzie miał okazję zawitać do małej wioski położonej na końcu świata, w górach, która jest miejscem zarówno urokliwym jak i specyficznym. Tu czas płynie inaczej niż w Madrycie, co podkreśla przybywający tu David z żoną. Ludzie nie spieszą się, mają dla siebie więcej czasu, ale i traci się w tym miejscu anonimowość. No i nie brak ciekawych zwyczajów, obrzędów, tradycji. Są klimatyczne miejsca jak pewna aleja drzew, jest ciekawa gospoda o nazwie Era Humaneja. Są lokalne potrawy i specyficzna społeczność. Bredagos, owa wioska o której piszę wcześniej jest na tyle niesamowita, że chętnie sama spędziłabym w niej wakacje.

To nie jest kryminał, nie żadna sensacja, jednak książka trzymała mnie mocno w napięciu i z wypiekami na policzkach czekałam na rozwiązanie zagadki. Podczas czytania wzruszałam się, dopingowałam w walce z nałogiem Frana, delektowałam się klimatem tej lektury. Byłam w ciekawym świecie, w którym mieszkające postacie są bardzo wyraziste, ludzkie, nieidealne, przeżywają prawdziwe życie, w którym nic nie jest perfekcyjne i zdarzają się wzloty oraz upadki. Powieść niesie w sobie dużą dawkę optymizmu, umacnia wiarę w dobroć ludzkich serc, zachęca do pracy nad sobą, do przezwyciężania własnych słabości. Każdy z nas może wiele, czasem by osiągnąć sukces trzeba mocno pracować, ale wylany pot może przynieść wspaniałe efekty. Nic w życiu nie przychodzi łatwo, dlatego nie można się poddawać. I warto mieć marzenia, warto dążyć by stały się rzeczywistością. "Książka, której nie ma" jest idealną propozycją dla moli książkowych, bo mogą w niej podejrzeć pracę wydawnictwa i osób jak David, które pracują wraz z autorami by księgarskie półki nie były puste. By w pełni uświadomić Wam jakie wrażenie wywarła na mnie ta pozycja posłużę się cytatem z niej, który idealnie oddaje moje uczucia: "Historia i postacie złapały ją w swoją sieć, wytwarzając w niej jakiś rodzaj nieuchronnej fascynacji." (str. 133)
Polecam tę powieść wrażliwcom, miłośnikom dobrego obyczaju, nie tylko kobietom, bo to nie typowe babskie czytadło. To naprawdę wyśmienita czytelnicza gratka. 

poniedziałek, 18 maja 2015

Stosik na kończącą się wiosnę

Nie, niestety nie byłam na Targach. Na pocieszenie jest stosik i świetna pogoda do czytania na powietrzu. Są i nowe propozycje, bo spodziewam się kilku książek jeszcze. Nie mam zatem innego wyjścia, jak czytać o nocach. Co do mnie przybyło:
Jurgen Roth "Tajne akta S" od Zysku
Karolina Wilczyńska "Zaplątana miłość" od Lubimy Czytać
Agnieszka Lingas-Łoniewska "Szukaj mnie wśród lawendy" tom 3
Monika Witkowska "Góry z duszą" od Lubimy Czytać
Aleksandra Zalewska "Tajemnice Lestorii" od Novae Res
Anna Kokesz "Tysiąc rupii" j.w.
Monika Nowicka "Kenia widziana moimi oczyma" j.w.
Renata Czarnecka "Księżna Mediolanu" od Lubimy Czytać

Na czytnik:



niedziela, 17 maja 2015

Agnieszka Lingas-Łoniewska "Szukaj mnie wśród lawendy. Zofia"


Wydawnictwo Novae Res
data wydania 2015
stron 223
ISBN 978-83-7942-518-1

Trudna prawda

II tom lawendowej serii przeczytany. Wrażenia oczywiście są,  ale i czuć lekkie rozczarowanie. Bo lawendy i Chorwacji było mało, bo książka zbyt krótka. Sam pomysł na fabułę wyrwany życiu. Ileż kobiet na świecie ma podobne dylematy jak Zosia. Pierwsza poważna miłość nie zawsze kończy się wypowiedzeniem sakramentalnego "tak", ale zawsze zapada w pamięć. I nie daje się zapomnieć nawet po wielu, wielu latach. Mnóstwo mężatek w chwilach kryzysu porównuje małżonka do tego, co kiedyś był tym "naj". I zastanawia się, czemu tamten związek się skończył, czemu jest się z kimś innym. Życie to korale utkane z wyborów, decyzji, których możemy żałować, albo rozpamiętywać, analizować wielekroć przez lata. I tak właśnie jest w życiu Zosi, jednej z sióstr, która niby ma to, o czym marzą miliony kobiet, ale gdy się przypatrzeć z bliska jej życiu, to już nie jest tak różowo.
Mąż, dwójka dzieci w wieku lat nastu, stabilizacja, brak trosk finansowych. Sielanka? Nie pozory. Co nie gra? Życie obok, a nie z kimś. Codzienna mijanie się, chłód w sypialni, brak bliskości, samotność we dwoje. I nagle, w całej sytuacji pojawia się się Max, miłość z młodości, który ciągle kocha...

Pierwsza miłość nie rdzewieje? Sporo w tym prawdy, co udowadnia fabuła tej książki. Ale jest tu jeszcze coś więcej. Jest pewna rozgrywka, układ, który wydał mi się nieco przerysowany. Trudno mi było i nadal jest uwierzyć, że faceci tak potrafią. Za to łatwo mi zrozumieć kobietę w nieżywym związku, która szuka ciepła, miłości, która chce się czuć adorowana, kochana. Zosia wdaje się w romans nie mając gwarancji jak to się skończy. Miłość i kochanie kogoś to gra w rosyjską ruletkę. To właśnie uświadomiła mi ta książka. I ta myśl mnie poraziła. Ale tak właśnie jest. Kochając nie ma się gwarancji, że uczucie wróci jak bumerang. Miłość to cholerne ryzyko, a każda z nas może znaleźć się na miejscu głównej bohaterki. Nie chcę tu pisać jak to było w przypadku Zosi, doczytacie w książce, a recenzja nie będzie spojlerem, ale dodam, że powieść czyta się bardzo szybko. Ocean emocji przyszedł do mnie z ogromną siłą kilka dni po lekturze. Miałam wrażenie jakby jej pełna treść i wymowa dotarły do mnie po pewnym czasie. Musiało się to wszystko we mnie poukładać i stwierdzam, że powaliło mnie na kolana. Co złożyło się na taki zbieg okoliczności? Może fakt, iż lektura to przede wszystkim dialogi. Mało opisów, a wartka akcja. Zakończenie tajemnicze i dobrze, że ostatni tom już w mojej biblioteczce. Bo ciekawość podrażniona do granic możliwości. 
Nie jest to najlepsza książka tej Autorki, ale Agnieszka Ligas-Łoniewska przyzwyczaiła mnie do takiej wysokiej poprzeczki, że mam wobec jej powieści ogromne wymagania.

piątek, 15 maja 2015

Richard Paul Evans "Drzwi do szczęścia"


Wydawnictwo Znak litera nova
data wydania 2015
stron 176
ISBN 978-83-240-2629-6

Evans niebeletrystycznie

Recenzję tej lektury zacznę od przedstawienia jej Autora. To znany pisarz mający na swoim koncie ponad dwadzieścia książek, które zostały okrzyknięte księgarskimi hitami, laureat wielu nagród. Do tej pory znałam go jako twórcę ciekawych fabuł powieści, które wzruszały i chwytały za serce. I nagle pojawiła się książka opatrzona jego nazwiskiem, która jest z gatunku poradników. O czym traktuje? Na co daje receptę? Na lepsze życie najkrócej mówiąc. Evans propaguje w niej zasadę czterech drzwi czyli czterech prostych i zarazem trudnych w realizacji zasad, które sprawią, że będziemy szczęśliwsi, spełnieni, które zapoczątkują naszą przemianę na lepsze. 
Autor nie wymyślił sobie swojej teorii z kosmosu, ot tak gdzieś bujając w obłokach, ale oparł ją na swoich osobistych doświadczeniach. Owszem teraz jest majętnym i zadowolonym z życia człowiekiem sukcesu, ale nie zawsze miał życie usłane różami. Zdarzały się i lata pełne ostów i kolców. Teoria Evansa nie jest jakaś rewolucyjna. Opiera się na połączeniu w jedno starych jak świat prawd. Najkrócej reasumując - uwierz w siebie, poczuj swoją wyjątkowość, nie wmawiaj sobie, że nie dasz rady, że ci się nie uda, spełniaj swoje marzenia, nie bój się porażek, nie użalaj się nad sobą i kochaj, a  będziesz kochanym. Proste? Nie zawsze! Czasem bardzo trudne do wykonania. Ale nie niemożliwe. 
Przeczytałam tę książkę z sentymentu do jej Autora, dlatego, że cenię jego prozę i z ręką na sercu dodam z czystej ciekawości. Bo ja niewierny Tomasz do kwadratu (może to nieco masochistyczne) lubię sobie czytać książki-dobre rady i się z nimi w czasie czytania kłócić, polemizować, dyskutować. Zgadzać się lub drzeć koty. Zwykle kończy się to tak, że stwierdzam iż publikacja została wydana z chęci zysku i jest stekiem bzdur. W tym wypadku nie uwierzę oczywiście ślepo we wszystko co napisano, ale z całą szczerością jaką otaczam ten blog stwierdzę, że w pewnych aspektach się z pisarzem zgadzam. Otóż rada by się nad sobą nie użalać jest naprawdę celna i sama na sobie ją sprawdziłam. Po drugie nie warto zakopywać marzeń choćby wydały się nierealne. Warto próbować je spełnić. Czy warto kochać wszystko wokoło nas? Tu mam wątpliwości, bo może jestem zbyt mała na kochanie wrogów. Wybaczać można, ale nie na siłę. 
Czytając tak sobie rozmawiałam z treścią książki. Zastanawiałam się kto ma rację - czy ja czy Evans, gdy moje zdanie było rozbieżne z tym co pochłaniałam. Mam oczywiście mieszane uczucia, ale - co uważam za duży plus - nie odrzucam w całości treści, co według mnie już jest sukcesem publikacji. 
Czy warto poświęcić czas tej książce? Moim zdaniem tak, bo nie musimy jej ślepo wierzyć, bo jest napisana ciekawie i przyjemnie, bo zamiera informacje z życia jej twórcy. 
Szczególnie polecam ją tym, którzy są na życiowym zakręcie, którzy usychają z zazdrości wobec innych. Zawsze przecież można zmienić swoje życie na lepsze. Ta lektura z pewnością Wam w tej misji nie zaszkodzi. 
Moja ocena 6/10.

czwartek, 14 maja 2015

Diana Gabaldon "Obca"


Wydawnictwo Świat Książki
data wydania 2015
stron 709
ISBN 978-83-2471-878-8
Cykl Obca tom I


Niespodziewana podróż w czasie

Zasięg podróży w przestrzeni zależy od zasobności naszego portfela. Podróże w czasie w realnym świecie nie są możliwe bez względu na koszty. Ale od czego mamy książki! Tu, w stworzonych przez autorów fabułach można przenieść się w czasy, które dawno już za nami lub poszybować ku przyszłości. A jak nam się nie spodoba to zamknąć książkę i szybko wrócić. Ta sytuacja nie będzie miała miejsca, o czym jestem głęboko przekonana, przy lekturze powieści Diany Gabaldon „Obca”. Od tej książki bowiem trudno się oderwać i wcale nie chce wracać się do współczesności.
Jej akcja rozpoczyna w 1945 roku w Szkocji. Właśnie skończyła się II wojna światowa i ludzie wracają do normalnego życia. Claire Randall wraz z mężem spędza urlop w tym uroczym miejscu. To jej pierwsze wakacje od kilku lat, to jej pierwsze wolne chwile po wyczerpującej pracy pielęgniarki w wojennym szpitalu. Claire i jej mąż Frank chcą odpocząć, marzą o poczęciu dziecka. Dodatkowo szukają śladów po przodku męża Claire, który ponoć tu kiedyś mieszkał. Pewnego dnia staje się coś niespodziewanego. Claire udaje się w pewne miejsce niedaleko kamiennego kręgu, by zerwać nietypową roślinę do swojej kolekcji. Gdy dotyka jednego z głazów świat wokół niej wiruje, traci świadomość i nagle przenosi się w przeszłość. Magiczny krąg kamieni przemieszcza ją do XVIII wieku nie zmieniając jej miejsca pobytu. Do kobiety w pierwszej chwili nie dociera co się stało. Spotykając mężczyzn w dziwnych strojach myśli, że znalazła się na planie jakiegoś historycznego filmu... Ale to nie film, to jej nowe życie!
„Obca” to książka, która otwiera cykl „Outlander”, którym Gabaldon podbiła serca czytelników na całym świecie. Jej powieści przetłumaczono na 19 języków i wydano w 23 krajach. Ale ten sukces mnie nie dziwi. Jeśli pisze się tak znakomicie, nie może być inaczej. Powieść to udane połączenie lektury historycznej z romansem, przygody z nutką bajkowości i fantastyki. Lektura jest niezwykle barwna, napisana z rozmachem. Bardzo dopracowana, dopieszczona w najmniejszych szczegółach. Akcja nie toczy się zbyt szybko, ale przenosi nas do całkowicie innego świata pełnego legend, klanów, celtyckich wierzeń. Życie toczy się inaczej niż dziś. Są prawa klanowe, są intrygi i knowania, jest walka o wpływy i władzę, są i brutalne sceny pełne okrucieństwa i przemocy, ale i nie brak napisanych ze smakiem fragmentów erotycznych.
Książkę mimo dość licznych i długich opisów czyta się lekko i przyjemnie. Chwilami jej lektura przypomina powieść fantasy, chwilami baśń, a bywają momenty, że staje się uroczym romansidłem. Przez jej karty przewija się ogromna liczba postaci barwnie nakreślonych, wśród których nie brak i jasnych i ciemnych charakterów. Sama główna bohaterka jest może nieco infantylna, naiwna, trochę irytująca i zbyt kochliwa, ale wszelkie błędy i potknięcia czyni w tak uroczy sposób, że nie sposób jej choć troszkę nie polubić. Wrażenie robią opisy. Są dokładne, szczegółowe i pełne detali. Tym samym łatwo nam wyobrazić sobie realia i miejsca akcji tej książki nie mając zielonego pojęcia o przeszłości Szkocji. Gruby liczący kilkaset stron tom nie sposób przeczytać od razu. Jeśli jednak zdecydujecie się sięgnąć po „Obcą” spodziewajcie się, że ta powieść zaabsorbuje Was całkowicie, wyłączy na czas czytania z realnego świata, przyczyni się do zaniedbania nawet koniecznych i ważnych obowiązków. Ta książka bowiem ma moc czarodziejskiej różdżki i pochłania tego, kto się w nią zatopi. Tę powieść polecam zwłaszcza miłośnikom lektur historyczno-przygodowych, fanom Szkocji i kultury celtyckiej.

wtorek, 12 maja 2015

Małgorzata Wassermann, Bogdan Rymanowski "Zamach na prawdę"


Wydawnictwo M
data wydania 2015
stron 220
ISBN 978-83-7595-948-2


Prawdy nie można zabić!

„Zamach na prawdę” to książka utkana z rozmów córki jednej z ofiar katastrofy smoleńskiej i znanego dziennikarza. To dialog, który Małgorzata Wassermann prowadziła z Bogdanem Rymanowskim. Książka składa się z siedmiu części. Padają pytania i odpowiedzi dotyczącego tego, co zdarzyło się tuż przed feralnym lotem i po nim. Padają trudne kwestie, z pewnością bolesne dla córki, która nagle straciła swój wielki autorytet, rodzica, przyjaciela, doradcę w jednej osobie.
Małgorzata Wassermann na zadawane pytania odpowiada bardzo rzeczowo, wyczerpująco i moim zdaniem szczerze. Jej prawdomówność oceniam jako niekwestionowaną. Wyraża się prosto, logicznie, bez zbędnej retoryki. Choć widać, że jest osobą niezwykle inteligentną, elokwentną i wykształconą unika trudnych pojęć, metafor i tym samym blichtru. Chce przez to trafić do każdego i powiedzieć to, czego dowiedziała się na temat tragicznego zdarzenia z 10 kwietnia 2010 roku. To były bardzo bolesne i trudne dla niej chwile. To był dramat, o którym opowiada, a jej relacja wywołuje współczucie. W książce padają słowa opowiadające o pobycie w Moskwie, procedurze identyfikacyjnej, próbie jej werbunku przez Rosjan, zachowaniu ze strony polskich i rosyjskich przedstawicieli władz i urzędników. I wreszcie padają słowa o śledztwie. I tym polskim i tym prowadzonym przez stronę rosyjską. Krok po kroku przedstawiane są absurdy, sytuacje, które od razu wydają się nieprawdopodobne, wręcz komiczne.
Córka byłego posła nie boi się stawiania przeróżnych tez, które bardzo dokładnie i wnikliwie argumentuje. Nie boi się pytań, na które bez ustanku szuka odpowiedzi. Chce dojść do prawdy, choćby miałaby być ona bolesna i trudna nie tylko dla niej, ale i całego narodu polskiego. Swoimi słowami ukazuje jak w sposób skandaliczny prowadzone były działania strony polskiej oraz jak stanowczo i bez możliwości wtrącania manipulowali sprawą Rosjanie.
„Zamach na prawdę” ukazuje to, co nie pojawiło się w mediach, to, o czym piszą w komentarzach internauci, to, co dzieje się wokół tej sprawy. Zdarzenie z 10 kwietnia to najtragiczniejsza polska katastrofa lotnicza, w której zginęła elita polskiej polityki i para prezydencka. Prawda o przyczynach rozbicia się Tupolewa bezwzględnie powinna ujrzeć światło dzienne. Bo zginęło 96 osób, bo tragedia dotknęła ich rodziny, bo przez pamięć dla ich zasług nie można zapomnieć co się stało i nie odpowiedzieć na pytanie dlaczego.
Powyższa publikacja jest warta uwagi. Ukazuje pełną determinacji walkę o prawdę wielu osób, które nie dały się zmanipulować i ogłuszyć medialnej propagandzie. Rozmówczyni dziennikarza TVN jest odważna w swoich wypowiedziach, ale zarazem precyzyjna, dokładna i stanowcza.
Oby ta lektura wywołała merytoryczną debatę, oby pomogła w odkryciu prawdy.

poniedziałek, 11 maja 2015

Magdalena Kordel "Tajemnica bzów"


Wydawnictwo Znak
data wydania 2015
stron 400
ISBN 98-83-2403-400-0
Cykl Malownicze tom 3

Niech moc pierścienia będzie z Tobą!

W świecie literackim, podobnie jak i w realnym, są miejsca, które kocham i lubię odwiedzać, do których lubię notorycznie wracać, których klimat uwielbiam i wiem, że spotkam w nich darzone sympatią postacie. Takim miejscem jest wymyślone przez Magdalenę Kordel miasteczko Malownicze. Z książką w ręce powróciłam tam po raz kolejny. I nie mam pomysłu jak wrócić do świata realnego, bo wciąż mam przed oczyma książkowe sceny. Tak bardzo spodobała mi się ta lektura, tak niesamowicie mną zawładnęła!
Książka jest troszeczkę inna niż te, które poprzedzają ją w cyklu. Czytając mamy okazję podróżować w czasie i przestrzeni. Częściej wracamy do pierwszej połowy XX wieku niż jesteśmy we współczesnym świecie, a na pierwszy plan wysuwa się postać starszej pani, która ma na imię Leontyna i prowadzi sklep Kuferek. Można w nim kupić niezwykle bibeloty i stare przedmioty z duszą, a prowadząca sklep jest osobą romantyczną, sentymentalną i wiele w życiu przeżyła. Jej historia oraz historia jej bliskich są niesamowite. Poznawałam je z wypiekami na twarzy, zapartym tchem, a w oku nie raz zakręciła mi się łza. Przy końcu powieści płakałam już bez reszty.
Do Malowniczego przyjeżdża pewien starszy mężczyzna. Decyduje się odbycie podróży błyskawicznie, a motorem tej decyzji jest zobaczona w internecie fotografia. Tajemniczy pan zjawia się u podnóża Sudetów i śledzi Leontynę. Wpatruje się w wystawę jej sklepu i zbiera informacje o prowadzącej Kuferek. Z jakiego powodu to czyni? Dowiecie się tego przy samym końcu książki. W trakcie czytania wasza ciekawość będzie nie raz łechtana, a dreszczyk emocji gwarantowany.
Książka to opowieść o życiu leciwej Leontyny, zwanej też Leosią, której przyszło żyć w trudnych czasach, podobnie jak jej rodzicom. Wojny, które się toczyły za ich życia zmieniały nie tylko mapę polityczną Europy, ale wpływały też bezpośrednio na losy całej rodziny, zmuszając ich do ciągłych przesiedleń. Rodzina była jednak w posiadaniu pewnego przedmiotu, który miał niezwykłą moc chronienia jego posiadacza, błyskotki, przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Mowa o wyjątkowej urody pierścionku z kiśćmi bzu, świecącym czerwienią rubinu.
Magdalena Kordel stworzyła książkę, o której nigdy nie zapomnę. Pisząc ją udowodniła, że potrafi tworzyć nie tylko świetne powieści obyczajowe, ale i zasługuje na miano mistrzyni sag rodzinnych. O przodkach Leontyny napisała w sposób czarujący, elegancki i arcyciekawy. Przestawiła dzieje polskiej rodziny pochodzącej z Kresów i tym samym zabrała nas do świata, którego już nie ma, który umarł wraz ze zmianą granic. Przedwojenny Lwów był wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju. Miał niepowtarzalny klimat, urocze zaułki, specyficznych mieszkańców, swoją gwarę, sztukę. Swój niesamowity czar, którego dziś poszukują tłumy udające się w sentymentalne podróże. Jednak próżno go szukać w dzisiejszym Lwowie. W książce Kordel udało mi się go odnaleźć. A skąd mam tę pewność? Bo znam to miasto z opowiadań dziadków. Oni byli w nim w tamtych czasach, autorka już nie, ale identycznie jak moi antenaci oddała ten klimat.
Na pochwałę zasługuje ciekawa fabuła, doskonałe wplecenie historii w dzieje bohaterów, świetny język z elementami lwowskiej gwary, znakomite porównania. Bardzo chwyciło mnie za serce przedstawienie II wojny światowej, a zwłaszcza czasu powstania warszawskiego, bo akcja książki w pewnym momencie przenosi się z kresów do stolicy.
„Tajemnica bzów” to trzecia książka z serii, po którą możecie jednak sięgnąć nie czytając poprzednich tomów. To powieść o miłości i wojnie, o przyjaźni i bohaterstwie. To książka pachnąca bzami, lasem, ale i wonią krwi i palącego się miasta. To lektura, którą nie sposób przeczytać bez sentymentu, natłoku emocji i łez. Wykreowane na jej kartach postacie szybko ożywają w naszej wyobraźni. Nie są jednoznacznie dobre czy złe. Szukają, błądzą, kochają i nienawidzą, pragną zemsty, są romantyczne i liryczne, a zarazem dzielne i bohaterskie. To idealna lektura bez względu na wiek. To wspaniała czytelnicza uczta, której żaden miłośnik książek kochający doskonałe powieści obyczajowe nie powinien sobie odmówić. Najlepsza książka Magdaleny Kordel, najlepsza książka którą przeczytałam w tym roku, jedna z najlepszych powieści jakie dotąd dane mi było poznać.

piątek, 8 maja 2015

Paulina Młynarska " Na błędach! Poradnik-odradnik"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania 2015
stron 272
ISBN 978-83-7961-189-8

Dobre rady od Pauliny czyli kobieto ucz się na błędach

Najnowszą książkę Pauliny Młynarskiej zobaczyłam w zapowiedziach Wydawcy, ale nie trafiła na listę książek, które miałam w planie przeczytać. Wersja elektroniczna trafiła w moje ręce przypadkiem. Sięgnęłam po lekturę "skuszona" dość krytyczną recenzją (bo mnie też i takie teksty zachęcają do czytania!). I jak zaczęłam czytać, to nie mogłam odłożyć czytnika. Usiadłam na balkonie, na obiad zjadłam suchy prowiant i zaczytałam się. Książka zrobiła na mnie wrażenie dość pozytywne. I tu będzie "ale!". To nie tak, że w 100% zgadzam się z Autorką. W pewnych sprawach mamy dość rozbieżne zdanie. Mocno doceniłam fakt, że Pani Paulina pisze sobie od serca, szczerze i odważnie prezentuje swoje poglądy. A są one niekiedy dość odbiegające od tych zakorzenionych w mentalności polskich kobiet. 
Autorkę lubię i cenię. Kojarzę ja przede wszystkim z programem "Miasto kobiet". Z książki, gdybym tylko oceniała Młynarską przez jej pryzmat wyłania się kobieta dojrzała, inteligentna, mądra i doświadczona, która w życiu z wielu pieców chleb jadła. Ma swój bagaż doświadczeń, który jest spory. I dzieli się nim, a swoje słowa kieruje do grona kobiet. To nie znaczy, że tej lektury nie mogą przeczytać Panowie. Mogą, by poznać co kobietom w duszy gra.
Młynarska pisze bez ogródek, nie ukrywa żadnych trudnych tematów, nie ma spraw tabu. Na wierzch wyciąga i swoje grzeszki i dokonania. Autorka nie miała życia usłanego różami. Mimo pochodzenia z dobrego domu i znanego nazwiska. Od wczesnej młodości stała się samodzielna, ale i spotkały ją różne przeżycia. Wcześnie stanęła na nogi, poznała smak miłości i zauroczenia, macierzyństwa w pojedynkę, dbania o siebie i dziecko pod względem finansowym. Były wzloty i upadki. Doświadczeniami z nich dzieli się z czytelniczkami. W książce jest mowa o feministkach, samotnych podróżach, babskich spotkaniach, typach facetów jakich możemy spotkać. I jest coś, co przebija się od początku do końca tej publikacji. Myśl - katalizator. Myśl, która jest niczym najlepszy dopalacz. Kobieto weź się w garść, możesz wiele, ale nie rozpaczaj tylko działaj. Nie tkwij w nieudanym związku, idź przez życie z głową do góry!
Czytając często skłaniałam się do refleksji nad tekstem, polemizowałam z Autorką porównując swoje zdanie z jej. Jak już wspomniałam nie zawsze były one zbieżne. Pojawiały się rozbieżności, a ja starałam się dociec, która z nas ma rację. 
Ta książka to coś naprawdę nietuzinkowego - połączenie autobiografii czy pamiętnika z poradnikiem. Trudno jednoznacznie ocenić "Na błędach! Poradnik-odradnik". Mam mieszane uczucia, ale jednak polecam tę książkę. Nie musicie się jej wszak dokładnie podporządkować. Ale coś dobrego dla siebie z pewnością z lektury wyniesiecie. Nie każdy jest sławną dziennikarką, ale każdy musi z dystansem patrzeć na swoje życie, znaleźć w nim czas tylko dla siebie. Czasem warto uciec na chwilę od codzienności i wybrać się w samotną podróż. Ale zawsze, choćby świat walił się na głowę, nie można się poddawać. Lektura tej publikacji niesie w sobie dawkę optymizmu, dobrej energii, powera do działania. Czytając możecie też poznać ciekawą osobowość, kobietę aktywną, która się nie użala, ale prze do przodu. Jednym słowem podobało mi się, choć było czasami dość kontrowersyjnie.

Moja ocena 7/10

środa, 6 maja 2015

Anna Szepielak "Młyn nad Czarnym Potokiem"


Wydawnictwo Nasza Księgarnia
data wydania 2014
stron 528
ISBN 978-83-1012-417-3


Opowieść pełna tajemnic

Sagi rodzinne to mój ulubiony rodzaj książek. Sięgam po nie niczym dzieciak po ulubione słodycze. Delektuję się familijnymi opowieściami i mocno je przeżywam. Staram się sięgać po wszystkie nowości, których bohaterami są kolejne pokolenia należące do jednego klanu rodzinnego. Po powieść Anny Szepielak sięgnęłam skuszona też piękną okładką. Powieść okazała się książką, która od samego początku chwyciła mnie za serce i idealnie trafiła w mój gust. Owszem, urzekła mnie opowieść o bliskich Marty, ale nie tylko. W lekturze odnalazłam coś jeszcze, a mianowicie niezwykle trafne ujęcie współczesnej rzeczywistości i świetne oddanie słowami bolączek współczesnych małżeństw, które często muszą decydować się na rozłąkę, by związać koniec z końcem.
Główną bohaterką jest Marta, trzydziestolatka, matka pięcioletniej Uli i żona Adama. Kobieta, która wychowuje córkę i zajmuje się domem. Nie pracuje zawodowo, choć o podjęciu pracy marzy. Marta bardzo chcę pracować w swoim zawodzie i zajmować się konserwacją dzieł sztuki, ale los pisze inny scenariusz. To jej mąż jest jedynym żywicielem rodziny. Jego pensja niestety nie jest zbyt wysoka i Marta musi nieźle kombinować, by przeżyć od wypłaty do wypłaty. Pewnego dnia Adam dostaje propozycję wyjazdu na wykopaliska do Anglii. Jest tą ofertą zafascynowany w przeciwieństwie do żony. Wyjazd jednak ma miejsce, a Marta musi radzić sobie z grymasami i tęsknotą córki za tatą. Rozdrażniona i zdeprymowana, zła na męża postanawia wyjechać do rodziców, do niewielkiej miejscowości niedaleko Nowego Sącza. Ten wyjazd odmienia jej życie. Marta zmienia się i zaczyna odkrywać rodzinne sekrety. Historia jej przodków zaczyna ją niezwykle pasjonować.
„Młyn nad Czarnym Potokiem” to książka po prostu znakomita, którą pochłonęłam błyskawicznie. To powieść traktująca o problemach i bolączkach współczesnych kobiet, od których życie wymaga niekiedy heroicznych postaw i skazuje na samotne macierzyństwo, choć wcale pannami czy rozwódkami nie są. Wiele osób podobnie jak Adam kusi się na pracą w innym miejscu niż rodzinny dom. Owszem konto rośnie, ale rodzinne i małżeńskie więzi ulegają rozluźnieniu. Bilskie osoby stają się sobie obce. Dzieci bezdusznie dotyka tęsknota.
Marcie w trudnych chwilach pomaga rodzina, przede wszystkim rodzice i siostra. Autorka pięknie podkreśla jak wielką siłę mają rodzinne więzy w ciężkich momentach, jak wielką podporą mogą stać się bliscy i jak bardzo mogą pomóc stanąć ponownie twardo na nogach i wziąć się w garść.
Ta powieść daje czytelnikowi okazję do zagłębienia się w losy rodziny niby z pozoru zwyczajnej i przeciętnej jakich wiele, ale jednak mającej wiele tajemnic i sekretów. Przodkowie Marty jak się okazało mieli swoje słabości i grzeszki, popełniali błędy, które stawały się niekiedy tematami tabu omijanymi w tracie wielopokoleniowych dyskusji. Jak to w życiu bywa ścieżki antenatów Marty bywały bardzo pokręcone. Ich odkrywanie szalenie zaabsorbowało naszą bohaterkę i sprawiło, że zaczęła inaczej patrzeć na swoje życie. Dodało jej pewności siebie i pozwoliło wyjść z cienia męża. Nauczyło odważnie mówić o tym co ją boli, co jej się nie podoba. Wyzwoliło w niej asertywność. Marta z szarej myszki zmieniła się w pewną siebie kobietę. I ta przemiana pozwoliła jej przegonić złe emocje, pójść odważnie do przodu.
Powieść Anny Szepielak to książki idealna dla pań w podobnej sytuacji jak Marta. To lektura tchnąca optymizmem, dająca siłę i odwagę. To świetna propozycja na długie jesienne wieczory. To także książka głosząca pochwałę bliskich rodzinnych relacji i lektura podkreślająca radość jaka płynie ze wspólnego przygotowywania posiłków i odkrywania smaków domowych specjałów. Książka ciepła i rodzinna. Polecam ją tym, którzy cenią przekazywane z pokolenia na pokolenie tradycje i lubiącym odkrywać rodzinne sekrety. A tym, których ta lektura urzecze równie mocno jak mnie polecam przeczytanie kolejnej powieści tej autorki „Wspomnienia w kolorze sepii”

Beata Szlezyngier-Jagielska, Tomasz Jagielski "Podróże z obiektywem. Ameryka Środkowa"


Wydawnictwo Poligraf
data wydania 2014
stron 262
ISBN 978-87-7856-250-4

Barwna pocztówka ze Środka Ameryk

Podróże to pasja wielu ludzi na świecie. Podróżować można na wiele sposobów. Jedni, a jest ich większość, zwiedzają pod opiekuńczymi skrzydłami biur podróży i agencji turystycznych nie trudząc się o nic. Wszystko mają podane na tacy – zapewnione bilety, zarezerwowane hotele, opiekę rezydentów i przewodników. Wtedy jednak można dotrzeć tylko do turystycznych kurortów, poznać to, o czym piszą foldery, reasumując tak można tylko „liznąć” zakątka, do którego się udaje. Wtedy widzi się tylko to, co chcą nam pokazać. By prawdziwie poznać miejsce, do którego się udajemy, poznać jego mieszkańców, zajrzeć okiem wytrawnego podróżnika wszędzie, ujrzeć problemy i bolączki trzeba już raczej podróżować na własną rękę. Nie jest to może łatwe i wygodne, ale w zamian czekają nas niespodzianki, podróżnicze przygody i o wiele więcej emocji. Wtedy mamy niepowtarzalną okazję powiedzieć po wyprawie, że naprawdę widzieliśmy to i owo.
Autorzy książki, której poświęcony jest ten tekst właśnie taką metodę podróży preferują. Jak sami piszą nie są zawodowymi pisarzami ani dziennikarzami. Podróże są ich pasją. Lubią poznawać nowe miejsca, ich mieszkańców, spotykać się z nimi i słuchać, co mają do powiedzenia o swoich zwyczajach, kulturze, codziennym życiu. Właśnie wtedy podróże mają swój smak i sens, bo nie jest to coś pobieżnego, sztampowego i skomercjalizowanego. I w takim stylu podróże są o wiele tańsze.
Książka, którą właśnie przeczytałam to relacja z ponad dwumiesięcznej podróży po krajach Ameryki Centralnej. Rejonie, który na pierwszy rzut oka wydaje się niebezpieczny i niezbyt przyjazny dla turystów. Owszem, jest w tym troszkę prawdy, ale to nie oznacza, że nie można tam pojechać, zobaczyć ten świat i wrócić cało i zdrowo do domu bogatszym o wrażenia, doświadczenia i pełnym wiedzy o terenach dla Europejczyków bardzo egzotycznych.
Owa podróż to siedem etapów, siedem różnych krajów: Gwatemala, Belize, Honduras, Salwador, Nikaragua, Kostaryka i Panama. Jedne z nich radośniej witają przybyszy ze świata, inne są bardzo niebezpieczne i nieprzyjazne, co nie znaczy, że nie da się ich zwiedzić. Pani Beata podróż zaczyna sama, mąż dołącza do niej potem. Swoje wrażenia zapisują i to właśnie one są treścią tej publikacji. I w tym miejscu będą pochwały, bo książka napisana jest świetnie, z pasją, z emocjami. To nie są zebrane tylko suche fakty niczym w przewodniku. To wszelkiego rodzaju wspomnienia, obserwacje, opinie. Tekst uzupełniają kolorowe, liczne zdjęcia. A zatem wyobraźnia i zmysły pobudzone są do granic możliwości. Autorzy bardzo ciekawie i rzetelnie, z mnóstwem szczegółów i dygresji relacjonują swoje wojaże. Piszą o tym, co godne zobaczenia, ale i nie oszczędzają smutnych wiadomości, piszą o problemach miejscowej ludności, o biedzie, o podeptanej miejscami ekologii, o zaśmieconych i brudnych plażach. W ich relacji jest także miejsce na anegdoty, na relacje z rozmów z osobami, które po drodze spotkali.
Z ręką na sercu przyznaję, że Ameryka Środkowa nigdy mnie zbytnio nie kusiła i nie fascynowała. Nie miałam też zbytniej wiedzy o tym rejonie. Wydawało mi się, że małe kraje są do siebie bardzo podobne. Nic bardziej mylnego! I właśnie dzięki tej książce nabrałam ochoty, by lepiej poznać te rejony. Książka zawiera cenne informacje z historii, geografii, polityki, która jest tam bardzo dynamiczna i burzliwa. Autorzy opowiadają o turystycznych atrakcjach, zabytkach, przyrodzie, pięknie krajobrazu. Ich opowieść jest niezwykle barwna, ciekawa i zajmująca. Czytanie ich relacji nie nudzi i nie nuży. A od książki trudno się oderwać. Po jej skończeniu rodzi się chęć do wojaży, do założenia plecaka i odkrycia egzotycznych miejsc. A to wcale nie jest niemożliwe. Wystarczy jak Jagielscy uwierzyć w swoje możliwości, odłożyć troszkę funduszy, zaplanować podróż i ruszyć w drogę. Piękna i egzotyczna Ameryka czeka!

wtorek, 5 maja 2015

Lucyna Olejniczak "Kobiety z ulicy Grodzkiej"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania 2015
stron 344
ISBN 978-83-7961-202-4
 
Córka dwóch matek
 
Jak wiecie systematycznie śledzę co nowego pojawi się na rynku wydawniczym. Po co? By nie przegapić książek ulubionych autorów oraz by nie przepuścić okazji przeczytania każdej pojawiającej się na księgarskich półkach sagi rodzinnej. Tak, ja właśnie te książki ubóstwiam najbardziej. A jak jeszcze jest historia w tle to już piszczę z zachwytu.
 
Tak właśnie wypatrzyłam najnowsze dzieło Lucyny Olejniczak, pisarki już mi znanej i już polubionej. Zatem wpisałam tytuł na listę "muszę przeczytać" i w majowy weekend oddałam się lekturze. Dodam, że humor miałam podły i dwie książki, które zaczęłam szybciej jakoś mnie nudziły, choć nie były złe. Wzięłam do ręki tę powieść, przeczytałam kilka stron i przepadłam. Ocknęłam się, gdy przeczytałam ostatnie zdanie. I zasmuciłam się, bo przyjdzie pewnie trochę poczekać, gdy zostanie wydany kolejny tom z tej serii. Co mnie tak urzekło? 
 
Jest to dość długa lista. Zatem po pierwsze - miejsce akcji jakim jest mój ulubiony gród - Kraków. I to Kraków nie współczesny, a ten z przełomu XIX i XX wieku. Taki w kolorze sepii, z czasów moich pradziadków, z czasów kiedy na ulicach świeciły się nie ledowe, a gazowe latarnie, gdy nie było szpecących bilbordów. Po drugie wspaniała fabuła. Ta książka to opowieść o rodzinie krakowskiego aptekarza, który słynął nie tylko z renomy zawodowej, ale miał opinię kobieciarza, bałamutnika, który nie popuścił żadnej ze swoich służących. Miał wiele dzieci z nieprawego łoża, które rodziły się w piwnicach jego domu i szybko znikały. Ponoć umierały, rodziły się martwe, topiono je w rzeczce lub podrzucano do kościoła. Franciszek Bernat miał żonę, ale ta mimo wielu ciąż nie miała dziecka. Pewnego dnia rodziła i Bernatowa i Hanka służąca. Obie nosiły pod sercem dziecka  aptekarza. Dziecko prawowite zmarło, dziecko będące bękartem przeżyło dzięki sprytowi akuszerki. I to właśnie o tej dziewczynie której nadano imię Wiktoria jest głównie ta książka. Ona, którą ojciec uważa za prawowitą córkę jest na pierwszym planie. Ale i oczywiście poznajemy jej rodzinę, na którą umierająca Hanka rzuciła klątwę.
 
Książka bardzo, bardzo i jeszcze raz bardzo mi się spodobała. Czytając ją nie mogłam przestać, musiałam ją połknąć na jeden raz, na jedno popołudnie i wieczór. Po pierwsze pasjonowałam się losami bardzo interesująco nakreślonej familii, ale i po drugie byłam w Krakowie jakiego już nie ma. Byłam w mieście, którego oblicza w takiej odsłonie nie znałam. Zajrzałam na krakowski rynek, do apteki z tamtych lat jakże innej niż te współczesne, poznałam życie kobiet w czasach, kiedy dopiero co mogły one marzyć o byciu studentkami słynnej Jagiellonki. 
Uważajcie jeśli bierzecie tę książkę do ręki! Ona Was omami i oczaruje, zauroczy i mocno chwyci za serce. Wzruszy, odstresuje i pochłonie bez reszty. I będzie trzymała w napięciu, i zaskoczy Was splotem wydarzeń. Autorka pisze prosto, wyraziście, czytelnie. Oczarowuje krakowskim klimatem, światem z tamtych lat innych od współczesności pod względem norm, zachowań i zwyczajów. Innym, bo nie istnieją jeszcze dzisiejsze wynalazki. Ale i niezwykle ciekawym, pełnym tajemnic i zagadek. Osobiście się w tamtej rzeczywistości świetnie odnalazłam. 
To książka o dzielnej dziewczynie i kobiecie, którą los wyjątkowo doświadcza od samego początku. To książka o bohaterce, która jest bardzo śmiała, ma dobre serce, wiele odwagi. To też lektura o walce dobra ze złem. O pewnej niby zwyczajnej rodzinie, która pod płaszczykiem ukrywa przyprawiające o dreszcze tajemnice. Jest w tej książce i odrobina ludowej magii. 
Temu tomowi, jak i całemu cyklowi wróżę spore powodzenie. Myślę, że podbije on serca kobiet w każdym wieku. Atutami tej książki jest niebanalny pomysł na fabułę, dopracowanie w najmniejszych szczegółach, ciekawa oprawa i klimat. Klimat, który czuć na ulicy Grodzkiej i nigdzie indziej. 
Zajrzyjcie na tę jedną z najstarszych ulic grodu Kraka. Wstąpcie do domu Bernatów, poznajcie członków tej rodziny i dajcie się ponieść cudownej powieści. Nie wiem, jak wytrzymam do wydania kolejnego tomu tej serii. Już bym chciała go mieć!

niedziela, 3 maja 2015

Katarzyna Zyskowska-Ignaciak "Upalne lato Gabrieli"


Wydawnictwo MG
data wydania 2015
stron 272
ISBN 978-83-77779-264-3

Zawikłane życie Gaby Kern

Saga Upalne lato już za mną. Właśnie skończyłam lekturę trzeciego i ostatniego jej tomu. I strasznie mi żal, że to koniec. Książki o Mariannie, Kalinie i Gabrieli uznałam za lektury perfekcyjne. Takie, które na długo zapisały się w mej pamięci. Można o nich mówić i pisać wiele. Osobiście dodam, że najlepiej czytać je w kolejności.
Akcja ostatniej części rozgrywa się współcześnie. Postacią pierwszoplanową jest córka Kaliny i wnuczka Marianny. Gabriela, zwana przez przyjaciół Gabą. Matka dorosłego syna, była żona, kochanka i zdolna pisarka, o której książkach jest głośno. Kobieta, która powinna czuć się spełniona i szczęśliwa, ale taką nie jest. Winna jest przeszłość i dzieciństwo. Lata, gdy była małą dziewczynką, owszem, otoczoną troskliwą opieką, ale bez pełnej i kochającej się rodziny. Brak tradycyjnego stadła domowego kładzie się cieniem na jej życiu. Przez kilka dobrych lat wychowuje ją niania. Ojciec robi karierę naukową, wikła się w działalność opozycyjną, a matka wyjeżdża do Francji z której nie wraca. Gabrysia czuje się samotna, brak jej rodzinnego ciepła. Czując dotkliwie brak matki postanawia w przyszłości być idealną mamą dla swoich dzieci. Czy jej się to udało? Zapraszam do lektury.

Powieść to przede wszystkim książka o trudnych relacjach pomiędzy matką i córką. Na losach obu zaważyły i ludzkie decyzje i nieszczęśliwe sploty zdarzeń i historia, która w tej sadze jest w tle. Gabriela nie potrafi być w życiu w pełni szczęśliwa, nie potrafi cieszyć się tym, co tu i teraz. Przeszłość ciągle nie daje jej spokoju. Ma żal do matki, ma też pretensje do ojca, któremu niby przebaczyła, ale coś tam jeszcze w niej z urazy drzemie. Z Kaliną Gaba jest jednak na złej ścieżce. Nie przyjmuje do wiadomości, że ich relacje mogą ulec zmianie, mogą się poprawić, że może pojawić się przebaczenie. Gabriela traktuje matkę jak obcą kobietę. Czy słusznie?
Z powieści płynie pewna refleksja. Gniew nie sprawdza się na dłużej, a przebaczenie często bardziej potrzebne jest przebaczającemu niż temu, któremu wybaczono. Stare zadry, głęboko wrośnięte w duszę, w serce, nawet zabliźnione mogą mocno ranić wiele lat.
Gdy czytałam tę lekturę miotały mną różne uczucia, raz bliższa mi była Gabrysia, raz jej matka. Raz trzymałam stronę jednej, raz drugiej. Gdy skończyłam czytać stwierdziłam, że obie popełniły pewne błędy. Jak widać na tym przykładzie dziecku nigdy łatwo nie żyje się w rozbitej rodzinie. Choćby miało zapewnione inne dobra zawsze odczuje brak domowego ogniska. Trauma wyniesiona z rozstania rodziców może nieść się długo i wejść nawet w dorosłość dziecka.
To nie jest książka relaksująca, nie czyta się jej łatwo. Dzięki Autorce zbyt głęboko wchodzimy w duszę głównej bohaterki. Poznając losy Gaby zastanawiałam się co ja bym zrobiła będąc nią. Przyznawałam rację, po czym krytykowałam i ganiłam. Współczułam jej zagmatwanej sytuacji rodzinnej, ale i zastanawiałam się czy w życiu dorosłym nie powinna pójść inną drogą.
Rzadko zdarza mi się tak mocno zżyć z książkową postacią. W tej powieści miało to miejsce. I zamykając okładkę miałam ochotę po prostu z Panią Korn porozmawiać, jak ze starą znajomą, jak z kimś kogo znam od lat. Zapytać co dalej? Czy podjęte decyzje sprawiły jej prawdziwą ulgę?!
Cały cykl, jak i jego ostatnią część z serca rekomenduję. To idealna propozycja dla osób lubiących książki refleksyjne, z kontekstem psychologicznym. 

piątek, 1 maja 2015

Aleksandra Kowalska "Mgła nad Bosforem"


Wydawnictwo Novae Res
data wydania 2015
stron 160
ISBN 978-83-7942-723-9

Romans nad Bosforem

Miłość jest tematem niezwykle często poruszanym w książkach. Miłość ma różne oblicza w literaturze. Autorzy piszą i o miłości platonicznej i tej odwzajemnionej i o fascynacjach czy zauroczeniach. O miłości można oczywiście pisać w różny sposób - ckliwie, sentymentalnie, romantycznie, ale i wulgarnie. Osobiście bardzo długo wśród książek o miłości lub z miłością w tle szukałam pozycji, która zachwyciłaby mnie do bólu osobistą relacją bohaterki czy bohatera dotyczącą jego uczuć. I wreszcie po długich poszukiwaniach znalazłam taką powieść. To książka pióra Aleksandry Kowalskiej "Mgła nad Bosforem". 
Narratorką jest główna bohaterka, a narracja ma miejsce w pierwszej osobie. Klimat tej książki daje się odczuć od samego początku, od pierwszej strony. I nie sposób odmówić tej książce jednego - kameralności, która czyni ją wyjątkową i niepowtarzalną. 
Ewa jest młoda, zdolna i wykształcona. Pracuje jako analityk w londyńskiej ambasadzie. W ramach obowiązków służbowych zostaje wysłana na konferencję ekonomiczną do miasta leżącego na pograniczu Europy i Azji, jedynego w swoim rodzaju, do Stambułu. Czas w Turcji rozplanowano jej pomiędzy konferencyjne panele a zwiedzanie w ramach rozrywki pod opieką tureckiego przewodnika. To właśnie ten mężczyzna zwraca uwagę naszej bohaterki. Wpada jej w oko od pierwszego wejrzenia, a ona również robi na nim wrażenie. Mają niewiele czasu do spędzenia razem, zaledwie kilka dni. Ale to wystarczy by między nimi wybuchł gorący romans... 
Jak się skończy?
Zapraszam do książki, która pociąga od pierwszego wejrzenia. Od okładki, która moim zdaniem jest urocza, doskonale dopasowana do treści. Nie sposób odmówić tym kolorom wymowy. Wszak czerwień i jej odmiany kojarzą się bezapelacyjnie z najgorętszym z uczuć.
Nie wiem, czy mam rację, ale na stan naszych uczuć, na nasze samopoczucie spory wpływ ma otoczenie. W miejscu tak pięknym jak Stambuł chyba łatwiej się zakochać, zauroczyć, tym bardziej, że Turcy są dość przystojni. Ewa zapatruje się w jednego z nich. Nie jest ona kobietą, która marzy o domowym stadle i obrączce na palcu. Jest wolna, w jej życiu pojawiają się na chwilę mężczyźni, ale to związki przelotne. I ten wydaje się Ewie takim być. Wszak konferencja dobiegnie końca i trzeba będzie wracać do Londynu. Ewa myśli swoje, ale gdzieś w jej duszy coś się zmienia. Pojawiają się głęboko w umyśle pewne pragnienia. Dotyczące czegoś na dłużej, czegoś na poważnie. To z pewnością zadziwia panią analityk. Na wierzch wychodzi to, co drzemie w duszy większości kobiet na całym świecie. To odkrycie jest dla Ewy niespodzianką i to przez duże "N". 
"Mgła na Bosforem" to książka o poznawaniu samego siebie. O odkrywaniu swoich pragnień, marzeń, oczekiwań. O podróży w głąb siebie. To lektura także o tym, jak wiele zależy od nas samych i od naszych wyborów. To książka z zaskakującym zakończeniem i pewną puentą. Z morałem, który jednak w wyjątkowych przypadkach się nie sprawdzi.
W tle fabuły jest urocza Turcja. Ze swoimi osobliwościami, zabytkami, klimatem. Turcja, która z zawartych w lekturze opisów mnie bardzo zachwyciła. Zauroczyła na tyle, że miałam ochotę na spontaniczną podróż do jej serca.
Ciekawa propozycja na wiosnę dla Pań, która polecam.