poniedziałek, 31 października 2016

Jacek Pałkiewicz "Dubaj. Prawdziwe oblicze"


Wydawnictwo Zysk i S-ka
data wydania 2016
stron 340
ISBN 978-83-7785-949-0

Dubaj - niezwykłe miejsce na świecie

Kolejna książka w dorobku Jacka Pałkiewicza wiedzie nas do miejsca niczym z tysiąca i jednej nocy - gdzie niemożliwe staje się możliwe. Gdzie w zasadzie nic nie jest niemożliwe. Wszystkie przeszkody usuwają pieniądze. Właśnie, czy to jest możliwe? 
Wiele osób zna to miasto uważane za świątynię luksusu z filmów i zdjęć. Wielu turystów marzy by spędzić tam chociaż kilka dni. Bo Dubaj wydaje się idealny, perfekcyjny, wystawny. Otoczony zbytkiem, polukrowany bogactwem i królewskością. Czy taki jest w rzeczywistości czy może jest coś otulone cieniem, co by szkodziło wizerunkowi tego emiratu? 

Do Dubaju zaprasza w swojej najnowszej książce Jacek Pałkiewicz - znany reporter, eksplorator, podróżnik w którego towarzystwie byłam na Syberii i w Amazonii. Tym razem w tak doborowym gronie mamy okazję podejrzeć miejsce w którym mieszka ponad dwa miliony ludzi, a większość to obcokrajowcy. Do współczesnego Babilonu udajemy się z Autorem i jego żoną towarzysząc tej parze w trakcie luksusowych wakacji, pierwszych po przeżyciu z sobą czterdziestu lat. Hotel jest pięciogwiazdkowy, a podróż ma być wyprawą marzeń. 

Książka ukazuje prawdziwe oblicze raju wybudowanego na piskach pustyni ( już samo to wydaje się niewiarygodne!). Jego plusy i minusy, wady i zalety.  Nie jest aż tak kolorowo jak chcieliby gospodarze. O tym zakątku Pałkiewicz pozwala opowiedzieć zarówno rdzennym mieszkańcom jak i osobom przyjezdnym, których w Dubaju nie brakuje. Opinie są jak łatwo się domyślić różne. Autor w lekturze zamieszcza wiele informacji o Dubaju, który jest młodym królestwem zbytku zaledwie z kilkudziesięcioletnią historią. W publikacji nie brak szczegółów, nie brak też wnikliwie pokazanych ciemnych stron, które nie powinny ujrzeć światła dziennego z punktu widzenia władz. Dubaj jest jak kalejdoskop - barwny i dynamiczny, jedyny w swoim rodzaju. Wydaje się, że tu spełni się każde życzenie, fortuna się do nas uśmiechnie, a gdy znudzi się nam zwiedzanie spędzimy czas na stoku narciarskim - dokładnie tak, choć średnia roczna temperatura wynosi tu aż 33 stopnie, czy na zakupach. A mimo to robotnicy z państw azjatyckich pracują tu w niewolniczych warunkach. Autor oprócz tematyki podróżniczej pisze też o swoim życiu prywatnym. Tym samym osiąga taki biograficzno-turystyczny mix, który mocno mnie zaintrygował. Mam pewną wiedzę o świecie arabskim, więc ten tytuł nie zaszokował mnie aż tak mocno jak kogoś zielonego w tym temacie. Mimo to czytało mi się przyjemnie i lekko. Publikacja nie jest typowym przewodnikiem, a jednak mocno zachęca by udać się do Dubaju na wakacje. Owszem nie jest tu tanio, ale najbardziej wybredny turysta znajdzie coś dla siebie.  
Tekst uzupełniają zdjęcia, które ogląda się zapewne z nutką zazdrości. Bo kto z nas nie chciałby choć na chwilę posmakować bycia krezusem? Jeśli kogoś interesuje świat arabski to idealna lektura dla niego, jeśli ktoś szuka wyjątkowego miejsca na urlop musi z tą pozycją się zaznajomić. Jeśli ktoś polubił pióro Pałkiewicza i jego relacje niech nie zapomni tego tytułu. 
Jesteście gotowi odkryć perłę orientalnego świata? Zapraszam do lektury.

niedziela, 30 października 2016

Rainbow Rowell "Nie poddawaj się"






Wydawnictwo Harper Collins
data wydania 2016
stron 512
ISBN 978-83-2762-062-0

Welcome to Watford!

Od kiedy poznałam historię Eleonory i Parka jestem dozgonnie zakochana w książkach Pani Rowell. Kocham jej styl, kocham jej pomyły na fabułę i wykreowanych przez nią bohaterów. Niecierpliwe wypatruję kolejnych jej powieści. "Fungirl" pochłonęłam i bardzo miło mi się ją czytało. W trakcie lektury poznałam Cat i jej ulubionego bohatera literackiego Simona Snow'a. Sama Autorka nie mogła zapomnieć tego sympatycznego czarodzieja i "dała" mu "nowe życie" kreując go głównym bohaterem swojej kolejnej powieści. Ochoczo zabrałam się za jej lekturę i zatonęłam w niej bez reszty. I co może wydać się dziwne - choć znałam Simona z kart "Fungirl" dopiero teraz pokochałam go do granic możliwości. Za co? Szczerze nie potrafię dokładnie tego wytłumaczyć, ale nawet pokusiłabym się o napisanie o nim funfic'a.

"Nie poddawaj się" to książka dość specyficzna. Zbiera przeróżne recenzje - od tych bardzo pochwalnych po ostrą krytykę i posądzenie o plagiat. Mnie niesamowicie przypadła do gustu. Moja czytelnicza dusza bardzo potrzebowała mnóstwa magii, czarów i tajemnic. Potrzebowała zajrzenia do innego świata, spotkania z wampirami i korowodem przeróżnych potworów. Było wspaniale...

Simon Snow ma osiemnaście lat. Nie ma rodziców. Wakacje spędza w zwyczajnej rzeczywistości w ośrodku opiekuńczym. Gdy kończy się kanikuła wraca do świata w którym jest mu dobrze i w którym czuje się jak ryba w wodzie. Wraca do Świata Magów i elitarnej szkoły dla czarodziejów. I choć nauka czarowania i posługiwania się magiczną różdżką idzie mu powiedzmy średnio (no dobrze, mniej niż średnio) to tam, w  Watfordzie ma dziewczynę, przyjaciółkę, ulubione potrawy, Ukryty Las i swój pokój. Tam też ma specyficznego współlokatora Baza, który wydaje się być jego śmiertelnym wrogiem oraz Szarobura, który chce go unicestwić. Simon rozpoczyna właśnie ostatni rok nauki, w jego związku z Agathą dzieje się źle, a Mag nakazuje mu opuszczenie szkoły by go chronić. Czuć, że robi się niespokojnie, że szykuje się burza. Czuć, że atmosfera robi się gorącą, ba wręcz wrząca. Co dalej? Jeśli jesteście ciekawi sięgnijcie po powieść, która nie pozwoli Wam się w trakcie czytania nudzić.

Atutów jak zwykle jest wiele. Po pierwsze wspaniały magiczny klimat, dynamiczna akcja, błyskotliwe dialogi, świetny styl. Ciekawym zabiegiem jest wieloosobowa narracja i oddanie głosu wielu bohaterom. Nie brak wspaniałej magii, lekkości i plastyczności. Bohaterowie są mocno i wyraziście nakreśleni, nie brak tych dobrych, ale i czarnych charakterów. Autorka postawiła na mocną, w sam raz zawiłą treść, dopracowała szczegóły, których w książce jest cała masa. Dobrze wszystko wyważyła, wymieszała w magicznym kociołku i uzyskała wyśmienitą miksturę książkową. Osobiście dawno nie sięgałam po gatunek jaki reprezentuje ten tytuł. Przeczytanie książki z półki young adult fiction pióra Rowell świetnie mi zrobiło. Zatraciłam się w tym baśniowym, nierealnym świecie i poczułam jak mała dziewczynka w sklepie z zabawkami. Jedynym małym minusem jest słaba pod względem grafiki okładka. Tą skrzywdzono wspaniałą treść. Zabrakło wielokolorowej grafiki, idealnie sprawdziłaby się paleta barw ze złoceniami, aksamitem. Tym samym uczulam okładkowe sroki, by zauważyły ten tytuł bo naprawdę warto.
Lekturę polecam dla każdego bez względu na wiek. Nieważne czy jesteś mężczyzną czy kobietą, jeśli lubisz magię, przygodę, sekrety i tajemnice to lektura dla Ciebie. Jeśli pociąga Cię fantastyczny świat śmiało ją kup i czytaj. To idealna pozycja dla tych, którzy lubią wielowymiarowe błyskotliwe historie z odrobiną uczuć. Ta książka udowadnia, że dzięki takim pisarzom jak Rainbow Rowell świat baśni nie zamyka się dla dorosłych. Polecam na każdą pogodę za oknem, na zły nastrój i relaksujące popołudnie czy wieczór. Uwaga: tę książkę trudno się odkłada w trakcie czytania i w pełni działa zasada "jeszcze jeden rozdział, jeszcze jeden rozdział przeczytam..."

piątek, 28 października 2016

Katarzyna Majgier "Kuchennymi drzwiami. Gra pozorów"


Wydawnictwo Zwierciadło
data wydania 2016
stron 376
ISBN 978-83-6545-622-9

A w Krakowie tak wiele się dzieje...

Uwielbiam sagi i łakomię się na każdą, która ukazuje się na księgarskich półkach. Zaczynając lekturę książki Katarzyny Majgier marzyłam, bym trafiła na majstersztyk, by to był cykl książek, które ustawię na półce z ulubionymi lekturami. Marzenie się spełniło, a ja nie mogę ochłonąć i nie mogę przestać myśleć, co stanie się w kolejnym tomie. Ta seria porwała mnie i jestem jej zagorzałą fanką. Co jest genialnego w tytule, które akcja toczy się w XIX-wiecznym Krakowie? Na sukces składa się wiele elementów.

W podkrakowskim dworku ciężko pracując na codzienny chleb służy w kuchni młoda dziewczyna o imieniu Zosia. Jej narzeczony został powołany do wojska. Po jego powrocie para ma w planie wspólną przyszłość, ale młodą i niedoświadczoną służącą bałamuci jej pracodawca, a jego żona wyrzuca przyszłą młodą matkę z domu. Zosia jako ciężarna panna nie może wrócić do rodzinnego domu. Udaje się do Krakowa do krewnej, która sama była kiedyś w podobnej sytuacji. Właścicielka zakładu krawieckiego przyjmuje ją pod swój dach oferując wszystko to, co sama posiada. Na ulicy Grodzkiej, w pobliżu Wawelu, w pięknej kamienicy mieszka bogaty obywatel – Teodor Lutoborski. Pewnego dnia ów krakowianin spisuje notarialny testament. Swój pokaźny majątek rozdziela między oddanych mu służących i dalekiego krewnego Floriana, który pracując w urzędzie i sporo wylewając za kołnierz marzy o zostaniu artystą i karierze na deskach teatru. Przychodzi dzień, kiedy los ma dla niego wiele niespodzianek – coś odbiera, ale i w zamian wiele daje..

Akcja pierwszego tomu małopolskiej sagi rozpoczyna się dwutorowo. Zagłębiając się w jej lekturę bądźcie przygotowani na wielowątkową, mocno rozbudowaną fabułę z licznym korowodem przeróżnych ciekawie wykreowanych postaci, które reprezentują różne warstwy ówczesnego krakowskiego społeczeństwa. Bohaterowie są biedni jak kościelne myszy i bogaci, spokojni i tacy, którym blisko do czarnego charakteru. Oni kochają i nienawidzą. Bez względu na swój status mają kłopoty i troski, bo te nie omijają ani służących ani ludzi z wyższych sfer. Akcja powieści toczy się niezwykle wartko. Kolejne sceny szybko przesuwają się przed oczami czytelników, a w tle widzimy przepiękny, nostalgiczny i majestatyczny dziewiętnastowieczny Kraków. Młodopolską atmosferę czuć w wielu miejscach fabuły, autorka wspomina też o panującej modzie na bratanie się bohemy artystycznej z chłopami.

Napisana prostym, poprawnym językiem książka wręcz czyta się sama. Naprawdę trudno odłożyć ją choćby późną nocą, jednak jej objętość nie pozwala przeczytać jej w jeden wieczór. Dialogi są zgrabne i żywe, opisy niedługie, bardzo plastyczne i łatwo pobudzają wyobraźnię, a tekst wciąga od pierwszej strony. Wszystkie sceny na kartach tej książki wydają się żywe, ma się wrażenie, że rozgrywają się na naszych oczach. Łatwo jest dać się uwieść tej lekturze, trudniej się z nią rozstać. Po przeczytaniu ostatniego zdania marzy się by drugi tom ukazał się jak najszybciej. Pomysł na fabułę, która ukazuje zwyczajne życie – jego blaski i cienie okazał się rewelacyjny, a wpleciona w tło historia pobudza umysł do wyobrażenia sobie ówczesnych realiów i warunków bytowania. Zagłębiając się w tekst łatwo odczuć, że pisarka włożyła w swoje dzieło wiele talentu, mnóstwo serca i pracy. Efektem jest książka, która zachwyca i która z pewnością podbije wiele czytelniczych serc. Jestem o tym w pełni przekonana i gorąco ten tytuł na jesienne oraz zimowe wieczory polecam.

Krystyna Mirek "Spełnione marzenia"



Wydawnictwo Filia
data wydania 2016
stron 350
ISBN 978-83-8075-156-9
Seria Jabłoniowy Sad tom III

Miłość jest tajemnicą i rządzi się swoimi prawami

Trzeci tom sagi Krystyny Mirek opowiadającej o rodzinie Zagórskich to „Spełnione marzenia”. Wydaje się, że ten tytuł uchyla rąbka tajemnicy o tym, co spotka lubiane i znane postacie z poprzednich tomów. Można odnieść wrażenie, że wszystkie wątki tej powieści skończą się happy endem, a marzenia staną się rzeczywistością. Czy tak będzie? Na to pytanie odpowie sama książka.

Krystyna Mirek w tym tomie najwięcej uwagi poświęca kobietom – Julii, Marylce, Gabrysi oraz ich mamie, a także nowej drugoplanowej bohaterce Angeli. Siostry Zagórskie mają znów w życiu pod górę. Czekają ich nowe wyzwania i uporządkowanie spraw z przeszłości. Pewne fakty trzeba rozliczyć, z pewnych zdarzeń wyciągnąć wnioski. Bohaterki stają mimo wszystko na wysokości zadania: weryfikują swoje kłopoty i mężnie starają się im sprostać za wszelką cenę, oczywiście miewają chwile słabości, zdarza im się uronić łzę, ale mimo wszystko starają się nie poddać. Swoją postawą dodają otuchy i siły tym czytelniczkom, które znajdują się w podobnej sytuacji. Postać Angeli jest bardzo wyrazista. Wiele osób może zbyt szybko i łatwo ją osądzić, zaszufladkować, przypiąć jej łatkę, na którą wcale nie zasługuje. Autorka z pewnością chce podkreślić, że nie powinno się pobieżnie szafować osądami o innych, że łatwo kogoś zranić plotką, szybką i nieprzemyślaną opinią, a potem trudno naprawić pewne błędy. Na przykładzie Maryli i jej męża można się przekonać, że czasem warto wybaczyć, dać komuś drugą szansę i zacząć wszystko od nowa. Nieodzownym elementem jest w takiej sytuacji dialog. Szczera rozmowa czyni cuda, burzy najtwardsze mury i eliminuje przeszkody.

„Spełnione marzenia” to kolejny, doskonały tom rodzinnej sagi, który nie odbiega poziomem od pozostałych. Krystyna Mirek wciąż ma świetne pomysły na życie swoich bohaterów, którzy budzą sympatię i ciepłe uczucia. Z tej książki bije serdeczny klimat. Jej lektura jest skutecznym antidotum na jesienną szarugę, na smutek drzemiący w sercu, na obudzoną przez mgły nostalgię i melancholię. Miłość, szacunek, zrozumienie okazują się być sprawdzoną receptą na zło i bolączki tego świata. Ten tytuł znakomicie sprawdzi się w długie jesienne i zimowe wieczory. Ta powieść emanuje ciepłem, które otula czytelnika. Nie brakuje też emocji i trzymających w napięciu scen. Równocześnie lekturę charakteryzuje realizm, nie ma w niej nic sztucznego, naciąganego i oderwanego od życia przeciętnych ludzi. Przez to łatwo dodać Zagórskich do swoich znajomych, szybko można zadomowić się w ich rodzinnym domu i przepięknym jabłoniowym sadzie. Czytając miałam wrażenie, że wokół mnie pachnie jabłkami, że jestem częścią opisanego rodzinnego klanu, że znam te postacie od lat i wpadłam do nich z kolejną wizytą.

Od książki trudno się oderwać, a lektura jej okazuje się miłą odskocznią od codziennego świata. Książka jest przepełniona optymizmem, a wypływa z niej morał, że nie ma sytuacji bez wyjścia, że kłopoty przemijają, że marzenia się spełniają, że mając trudności warto uzbroić się w odrobinę cierpliwości a dystans stanie się naszym sojusznikiem. Przeczytanie tego tomu i całej serii polecam tym, który doceniają wartościowe książki obyczajowe, które łagodzą obyczaje, optymistycznie nastrajają do rzeczywistości i otulają ciepłym klimatem.

środa, 26 października 2016

Magdalena Witkiewicz "Pracownia dobrych myśli"






Wydawnictwo Filia
data wydania 26 październik 2016
stron 312
ISBN 978-83-8075-161-3

Szczęście można uszyć z kawałków jak patchwork

Dziś do księgarń trafiła 16 książka autorstwa Magdaleny Witkiewicz, która wielokrotnie udowodniła, że doskonale wie jak trafić w gust polskich czytelniczek. Wśród powieści Autorki "Milaczka" znajdziemy tytuły w których króluje humor oraz takie w których prym wiodą uczucia i emocje. "Pracownia dobrych myśli" to lektura zdecydowanie mocno naładowana dobrymi fluidami, ciepłem, pogodnością, radością. Nie wierzę, że znajdzie się ktoś kogo ta książka nie rozweseli, komu nie poprawi humoru, nie sprawi radości.

W pewnym Miasteczku przy ulicy Przytulnej 26 znajduje się kamienica. Jej parter zajmuje lokal użytkowy, w którym kiedyś istniała pracownia krawiecka. Prowadziła ją nieżyjąca już Pelagia, a miejsce było nie tylko zakładem w którym powstawały ubrania, ale i ciepłym gniazdem, gdzie rodziły się dobre, pozytywne myśli. Po śmierci babci Floriana mieściły się tu różne firmy - był sklep motoryzacyjny, był zakład pogrzebowy, była i możliwość kupna szamba czy betoniarek. W pustym na obecną chwilę lokalu swoje marzenia postanowił zrealizować młody mężczyzna, który rzucił narzucone mu przez rodzicielkę studia i ukończył kursy florystyczne. Florian zapragnął by pełne stukotu maszyn do szycia kiedyś wnętrze przesiąkło zapachem kwiatów i stało się kultową kwiaciarnią. Ta idea była kompletnym zaskoczeniem dla jego matki- malarki, której w Pracowni przygotowano kącik do pracy artystycznej. Czy uda się spełnić marzenia, jak zareagują na nowe oblicze lokalu mieszkańcy tej kamienicy i czy znów stanie się on czymś więcej niż sklepem z kwiatami?

Lektura tejże powieści jest niezwykle miła, optymistyczna i relaksująca. Doskonale działa na zły humor i przegania jesienną chandrę. Wywołuje szczery i niewymuszony uśmiech na twarzy u nawet największego malkontenta - jak ja. Wykreowane postacie są niezwykle sympatyczne i oryginalne. Każda z nich ma swój świat, ale żadna nie należy do gatunku szczurów, które pędzą w chorym wyścigu po sukces, który zwykle i tak nie da się złapać. I dzięki temu książka zyskuje ujmujący klimat, w którym królują dobrosąsiedzkie relacje. W fabule tej powieści jest po prostu przytulnie, wesoło, kolorowo, a marzenia się spełniają. Lektura nie daje się od siebie oderwać, wręcz czyta się sama, więc warto zarezerwować dla niej jeden wieczór i zaserwować ją sobie na raz. Jest to powieść figlarna, promienna i rozweselająca. Każdego z bohaterów nie można nie polubić. Akcja biegnie szybciutko i żwawo. Nuda w tej lekturze nie mieszka. Jak zwykle atutami tytułu są wspaniałe i błyskotliwe dialogi, specyficzny dla Pisarki styl i lekkość. W tej książce zakochają się fani "Szkoły żon" czy "Moralności Pani Piontek", zaś ci, którzy czytali tylko "Opowieść niewiernej" odkryją inne oblicze Magdaleny Witkiewicz.
Reasumując - nie żałuję czasu poświęconego na przeczytanie tej powieści, w trakcie lektury świetnie się bawiłam i oderwałam od codzienności. Chciałabym mieć tak wspaniałych sąsiadów jak postacie związane z adresem Przytulna 26. Magdalena Witkiewicz znów mnie nie zawiodła i jestem pewna, że spod jej pióra nigdy nie wyjdzie zła książka. Dodatkowy duży plus przyznaję za przepiękną, naprawdę prześliczną okładkę. Mogłabym się w nią patrzeć godzinami, bo rzadko który tytuł ma taką piękną oprawę graficzną. To idealna lektura dla tych, który lubią powieści o miłości, przyjaźni, które zawierają w sobie moc dobrej energii. Świetny pomysł, doskonałe wykonanie. Niech ta książka Was nie ominie. Z serca polecam.

wtorek, 25 października 2016

Dominik Szczepański, Piotr Tomza "Nanga Parbat. Śnieg, kłamstwa i gora do wyzwolenia"



Wydawnictwo Agora
data wydania 2016
stron 320
ISBN 978-83-2682-387-9

Zimowy sen o Nanga Parbat

 
Do ubiegłego sezonu tylko dwa z czternastu ośmiotysięcznych kolosów pozostawały niezdobyte zimą. Ludzka noga nie była w stanie odbić swojego śladu na szczycie drugiego co do wysokości K-2 oraz na Nanga Parbat. W umysłach wielu sławnych i mniej znanych wspinaczy pojawiał się sen o zdobyciu zimą dziewiczego szczytu i tym samym o zapisaniu się na trwałe w kronikach himalaizmu.
Nanga Parbat to dziwna góra. Liczy sobie „tylko” 8 126 metrów i jest niższa od Everestu o ponad siedemset metrów. Można ją zdobyć z dwóch stron – od strony Doliny Rupal i od Doliny Diamir. Sama w sobie Nanga jest piękna, potężna i dostojna. Z jednej strony skąpana w słońcu, z drugiej pozostająca w cieniu. Z każdej wydaje się być niesamowita. Z każdej kusi, podnieca i prowokuje. Mówią, że mieszkają na niej wróżki. Nic dziwnego, że z roku na rok pojawiali się pod nią w grudniu ci, którzy zamierzali się o tym przekonać. W tym wyścigu nie zabrakło i śmiałków z Polski.

Finałową rozgrywkę o solidny rekord śledził cały świat. Polskie media reprezentowali dwaj doskonali dziennikarze – Dominik Szczepański i Piotr Tomza. Efektem ich ciężkiej pracy i spędzenia wielu dni w mrozie, śniegu, lodzie i wietrze jest wyjątkowa książka. To tytuł z pewnością należący do literatury wysokogórskiej, ale to też specyficzna publikacja, której nie napisała ręka wspinacza, co zwykle ma miejsce. Autorzy nie należą do świata tych, którzy są praktykami. Mieli oni wyjątkową okazję zajrzenia do hermetycznego świata himalaistów, opisania ich działań w górskim żywiole. W tekście zawarli także swoje opinie i obserwacje, które symbolizują punkt widzenia zwyczajnych zjadaczy chleba. I te wszystkie elementy sprawiają, że lektura jest naprawdę przednia i fascynuje niczym góra, która jest główną bohaterką. Obok niej na pierwszym planie stoją zebrani w kilku zespołach wspinacze (wśród nich jedna kobieta jak rodzynek w cieście) oraz wspomagający ich szerpowie, tragarze i kucharze. Generalizując wszyscy są wysportowani, odważni, dzielni i nieco szaleni. Bo czyż to nie szaleństwo marzyć o zdobyciu szczytu na którym temperatura odczuwalna spada do -60 stopni Celsjusza?

Podzielona na dwie części lektura to relacja dzień po dniu o tym, co działo się w dwóch bazach i opisy akcji górskich. To opowieść o życiu tych, którzy by spełnić swoje marzenie kładą na szali zdrowie i życie. Nie trzeba bowiem być fachowcem, by dostrzec, że bezpiecznie tej góry złoić zimą się nie da. Siła natury z którą trzeba się zmierzyć jest niebotycznie mocniejsza. Przeszkodami są niskie temperatury, huraganowe wiatry, potężne lawiny, ogromne seraki i morze lodu tak twardego, że trudno wbić nawet ostry czekan. Mieszkańcom baz jednak one nie były straszne. Kim więc byli ci ludzie? To osobistości i sławy jak Simon Moro czy Adam Bielecki, którzy mieli już zaliczone zimowe wejścia i zdobyty niejeden ośmiotysięcznik, ale to też tacy jak Paweł Witkowski , który był po raz pierwszy w tak wysokich górach czy Tomasz Mackiewicz, który pod Nanga Parbat zjawił się po raz szósty.

Lektura to pasjonujący tytuł, który czyta się z wypiekami na policzkach, a który nie ma w sobie patosu, sztuczności i powagi. Relacja jest prawdziwa i wyważona, idealnie odtwarza bazowe życie i jego zwyczajne elementy, wysokogórskie priorytety i drobiazgi, które komplikują życie. Tekst to wyrysowane słowami przeróżne obrazy naładowane niekiedy dużą niczym Himalaje dozą emocji. Atutem tytułu jest spontaniczność relacji, jej prawdziwość i brak retuszu. Dzięki zagłębieniu się w tekst można podejrzeć wzajemne relacje międzyludzkie w ekstremalnych warunkach, radości i złości, zmieniające się nastroje i prawdziwe przeżycia tych, którym ekstremalne zimno nie jest straszne. Nie wszystkim sen o zimowej górze się spełnił. Nanga okazała się łaskawa dla nielicznych, za to liczni czytelnicy mogą dzięki lekturze doświadczyć wyjątkowych przeżyć jakie gwarantuje zimowy himalaizm. Gorąco ten tytuł polecam i zapraszam do wzięcia udziału w ekstremalnej wyprawie oraz przeżyciu snu o Nanga Parbat.

piątek, 7 października 2016

Matthew Quick "Wszystko, co wyjątkowe"


Wydawnictwo Harper Collins
data wydania wrzesień 2016
stron 256
ISBN 978-83-276-1995-2

Warto być zawsze sobą!

Człowiek to stworzenie stadne. Przeważnie żyje w grupie, pustelnicy są rzadkością. Żyjąc w społeczności ludzie narzucają sobie pewne wzorce, schematy, reguły zachowań. Tworzą pewne modele, normy którym się podporządkowują. Coś wypada, coś należy, a coś jest niestosowne. Większość ludzi żyje właśnie w ten sposób. Można rzec wegetuje ramowo. Robi to, co ogół, martwi się tym, co o nim powiedzą inni. Spełnia oczekiwania bliskich, idzie utartą ścieżką. Tak właśnie robią ci, którzy nie mają odwagi być indywidualnością. Choć czasem czują w sobie chęć postępowania inaczej boją się opuścić swoją życiową klatkę. Trzeba mieć odwagę by postępować tak, jak chcemy tylko my sami. Gdy zrobimy już pierwszy krok do wolności to zaczniemy delektować się innym, naznaczonym ową wolnością smakiem życia. Tak właśnie zrobiła nastoletnia, stojąca u progu dorosłości bohaterka powieści Matthew Quicka - Nanette O'Hara.
Wzorowa uczennica, oczko w głowie rodziców, zdolna piłkarka to osiemnastolatka, która tak naprawdę żyje pod dyktando innych. Robi to, co inni jej narzucają, co od niej wymagają i oczekują. Jednak nachodzi pewien dzień w którym wszystko się zmienia. Metamorfoza ma miejsce wskutek lektury pewnej książki, którą Nanette otrzymuje od swojego nauczyciela. Egzemplarz "Kosiarza balonówki" jest podniszczony, ale zmienia życie dziewczyny diametralnie. Budzi w niej siły do bycia sobą, dodaje odwagi by wyjść z ram stereotypów, zmusza do zrzucenia szat córeczki rodziców i obleka ją w odwagę. Niedoszła gwiazda boisk rzuca football, poznaje autora ulubionego dzieła i niesamowitego chłopca...

Powieść Quicka jest niesamowitą lekturą. Choć należy do książek napisanych dla młodego czytelnika świetnie sprawdzi się jako lektura dla dorosłych. Powód? Ona niesie w sobie ponadczasowe i ponad wiekowe prawdy. Większość z nas żyje w klatce, dostosowuje się do często niepasujących nam norm. Jesteśmy potulni jak baranki i wolimy być w tłumie innych. Wiemy, że nasze życiowe klatki są otwarte, a z nich nie wychodzimy. Tym samym tracimy, jak wiele nawet trudno sobie wyobrazić. Nanette staje się rebeliantką. Nagle ma odwagę powiedzieć dość. Jej "nie" szokuje rodziców i trenera. Może nawet nieco szokuje nią samą. Ale tym samym nasza bohaterka łapie bezcenny oddech wolności i staje się sobą. Nanette staje się pełną i jedyną właścicielką swego losu. To dobra lekcja dla każdego czytelnika, bo życie mamy tylko jedno i jest ono dosyć krótkie. Szkoda marnować każdy dzień. Należy jednak pamiętać, że za bycie sobą trzeba zapłacić określoną cenę, że bunt jest kosztowny.

Lektura napisana jest prostym i łatwym w odbiorze językiem. Styl jest poprawny, a treść skłania do zastanowienia się na codziennością. Autor porusza w fabule trudne tematy, czyni to w sposób naturalny i prosty. Zbędne mu są do tego naukowe dysputy, uczone tyrady i moralizatorskie wstępy. Niepozorna okładka, która nie za bardzo przypadła mi do gustu kryje w sobie interesującą treść,  która ukazuje niesamowitą metamorfozę i jej konsekwencje. Powieść kryje w sobie wiele mądrych rad, cennych uwag i nietuzinkowych myśli. Czytając zaznaczyłam dużo wartościowych cytatów - na koniec pozwolę sobie przytoczyć jeden z nich:
"Możesz być kimkolwiek zechcesz. Ale to ma swoją cenę. Twoi rodzice i wszyscy inni ukarzą cię, jeśli zdecydujesz się być sobą, a nie taka jak oni. To cena wolności. Klatka jest otwarta, ale wszyscy zbyt się boją, żeby z niej wyjść, i przywalą ci, kiedy spróbujesz to zrobić, i to przywalą solidnie.  .... Ale kiedy już znajdziesz się kilka kroków za drzwiczkami, nie będą mogli cię dosięgnąć, a wtedy ciosy ustaną." (str. 25)
Gorąco polecam lekturę tej książki, bo ona tak jak w jej fabule "Kosiarz balonówki" może zmienić Wasze życie i zrobić z Was rebeliantów. A to może mieć same plusy. Idealna lektura dla dusz niepokornych, typów nietuzinkowych, osób, które nie chcą być w życiu tylko aktorami, a reżyserami swojego losu.

środa, 5 października 2016

Aleksandra Zaprutko-Janicka "Piękno bez konserwantów"


Wydawnictwo Znak Horyzont
data wydania 2016
stron 288
ISBN 978-83240-4163-3

A wszystko to by piękną być!

Kobiety troskę o swoją urodę mają w genach. Od zarania dziejów panie robiły wszystko by dbać o swoje atuty otrzymane od Matki Natury. Starały się także poprawiać i tuszować to, co było niedoskonałe oraz podejmowały kroki by zatrzymać czas i jak najdłużej zachować młody wygląd. Dawniej mogły pozwolić sobie na to zwłaszcza bogate damy. Z chwilą nadejścia XX wieku sytuacja zaczęła się poprawiać i ogół kobiet miał lepszy dostęp do higieny i możliwości pielęgnacji urody. Pokolenie naszych babć i prababek nie miało instrumentów współczesnych kobiet, a jednak wyglądało świetnie. Choć nie było chirurgii plastycznej, choć kosmetyki nie były dostępne w prawie każdym sklepie nasze babcie czarowały urodą. A zetem jak o nią dbały bez lasera, botoksu i ulic z mnóstwem salonów kosmetycznych? O tym traktuje najnowsza książka Aleksandry Zaprutko-Janickiej, która jest autorką "Okupacji od kuchni". 
 
"Piękno bez konserwantów" przenosi nas w okres dwudziestolecia międzywojennego, które jest czasem niesamowitych zmian i latami, kiedy życie kobiet uległo ułatwieniu i polepszeniu. Panie zaczęły rozwijać się zawodowo, zmieniła się moda z niewygodnej na wygodną i praktyczną. W modzie wprowadzono nowe bardziej przyjazne swobodzie trendy. Do lamusa odeszły długie suknie, treny, gipiury, gorsety. Panie mogły oddychać i poruszać się swobodnie. Pojawiły się pomysły na krótsze fryzury, mniej loków a prostsze włosy. Zaczął powstawać masowy przemysł kosmetyczny, a nasze antenatki mogły nabyć gotowe środki do pielęgnacji urody, kolorowe kosmetyki i odwiedzać miejsca na których gruncie powstały dzisiejsze spa. 
 
Publikacja dzieli się sześć rozdziałów, jest poprzedzona prologiem a zakończona epilogiem. Każdy z działów opowiada o pielęgnacji innej części ciała. Z tekstu dowidujemy się jak kobiety sto lat temu dbały o dłonie, jak pielęgnowały paznokcie, jaki skład miały ich kosmetyki - kremy, szampony czy toniki. Jakimi sposobami nawilżały cerę, jak wyglądał wtedy modny makijaż. Z uwagą czytałam o początkach fabryk i marek które są obecne na rynku do dziś. Porównywałam, co się zmieniło, a co pozostaje nieco zmodyfikowane do teraz w składzie produktów kosmetycznych. 
Książkę czytało mi się szybko, miło i przyjemnie. Zawarte w niej infomacje to nie tylko teoria, ale i przepisy konkretnych receptur, praktyczne porady a wszystko napisane przystępnym językiem i w ciekawy sposób. Tekst uzupełniają zdjęcia i ryciny. Jestem przekonana, że tytuł zaciekawi dzisiejsze kobiety bez względu na wiek. Polecam tę kosmetyczną podróż w przeszłość i poznanie urodowych sekretów naszych babć.



wtorek, 4 października 2016

Katja Kettu "Akuszerka"


Wydawnictwo Świat Książki 
data wydania 14-09-2016
stron 328
ISBN 978-83-8031-117-6

Miłość w czasach wojennej zarazy 

Miłość dość łatwo i naturalnie rodzi się w czasach pokoju, kiedy ludzkie serca biją spokojnie, a mężczyźni i kobiety są w stanie cieszyć się życiem. A jak jest gdy świat ogarnia wojna? Czy wtedy ludzie są w stanie zatracić się w uczuciu i zapomnieć o niebezpiecznej rzeczywistości, która ich otacza? A może miłość jest antidotum na lęk o własne życie i dodaje sił do walki o przetrwanie? A może miłość to potężny balast, który usypia czujność i bardziej naraża na wojenne niebezpieczeństwa? Odpowiedzi na te kwestie szukam od wielu lat w książkach należących do kategorii literatury wojennej. Dlatego też postanowiłam przeczytać powieść nieznanej mi dotąd fińskiej autorki. Liczyłam, że będzie to nietypowa lektura i miałam rację. Okazało się także, że to bardzo trudna proza, której czytanie wymaga sporego wysiłku i samozaparcia, by jej nie odłożyć na półkę. To niezwykle brutalna książka, która ukazuje, że wojna hartuje, ale i uczy twardości, brutalności i egoizmu.

Katja Kettu przenosi nas na północ Finlandii, do Laponii, która wielu kojarzy się jako kraina Świętego Mikołaja. W książce znajdziemy jednak szare, mroźne, złowrogie tło. To tu, w miejscu zwanym Fiordem Martwego Człowieka (i nazwa ta nie jest wcale przypadkowa) żyje kobieta, której życie toczy się w surowych warunkach moralnych, jak i klimatycznych. Nazywają ją Krzywe Oko. Dziewczyna nie jest urodziwa, nie ma przyjemnej aparycji, ale zajmuje się niezwykle przydatnym i pożytecznym zajęciem. Leczy ludzi i przyjmuje porody. Wydaje się oczywistym, że jej sąsiedzi powinni ją szanować, cenić, darzyć życzliwością i ciepłem. Tak jednak nie jest. Samotna bohaterka ponoć jest okryta klątwą i przyjmując na świat dzieci sama nie może ich mieć. Pewnego dnia Krzywe Oko zakochuje się. Wybrankiem jej serca jest niemiecki esesman i fotograf, człowiek z paskudną przeszłością. Na jego życie ponury cień kładzie zło, którego dokonał będąc na Ukrainie, a konkretnie w Babim Jarze. Nasza bohaterka mimo tego zakochuje się w nim bez pamięci i by być blisko ukochanego zgłasza się do pracy w obozie dla jeńców, w miejscu, które przypomina piekło. Czy to dobre przestrzeń do kochania i bycia kochanym?

„Akuszerka” to książka mroczna, brutalna i okrutna. Wszelkie dobro jakby z jej fabuły uleciało. Klimat jest w stanie przyprawić o depresję. A lektura może być idealnym podkładem do koszmarnych snów. Byli jednak ludzie, którzy w takim piekle musieli żyć i walczyć o każdy dzień. Wojna ma tu równie brutalne oblicze, jak w całej Europie. Nie polecam lektury tej powieści osobom zbyt młodym i zbyt wrażliwym. Trzeba mieć mocne nerwy, by wgryźć się w losy bohaterów, którzy o pięknym życiu mogli tylko marzyć. Nie ma miejsca na sentymenty, marzenia, słodycz – wszystko otula zło, które wydaje się dominować nad światem. Opowieść przedstawiona jest bez zachowania chronologii, co jeszcze bardziej utrudnia lekturę, a samą książkę można dopiero ocenić po głębszym oddechu od jej przeczytania. Mimo to warto podjąć wyzwanie i zagłębić się w jej treść.

„Akuszerka” to historia miłości niemożliwej, która nie miała prawa się narodzić. To wymagająca lektura napisana w brutalnym stylu, która razi, ale tym samym idealnie odzwierciedla świat, w jakim jej bohaterom przyszło przeżywać swoje dni. To książka, która na długo zostaje w pamięci, nawet jeśli tego nie chcemy.