niedziela, 30 października 2011

Niedzielny spacer

Skuszona pogodą i kolorami jesieni wybarłam się na niedzielny spacerek w towarzystwie moich Panów ( są na jednej z fotek). Kolory jesieni jak zwykle spwodowały ochy i achy - ślicznie ta przyroda maluje liście. A to już moje foteczki





Zaproszenie do konkursów !

Dziś z racji spokojnej niedzieli polceam Wam udział w konkursach.
Pierwszy z nich organizowany jest na blogu http://miedzystronami.blox.pl/html, a do wylosowania
Kolejny konkurs znajdziecie na blogu http://notatnikkulturalny.blogspot.com/2011/10/stosik-nr-5-czyli-losowania-nowa.html. Do wygrania do wyboru m.in Mankell lub Pawlikowska .
A kolejny konkurs organizuje Znak . Do wygrania cenne nagrody oto info
KONKURS
 
Wyraź swój nastrój kolorem
 
 
O co chodzi?:)
 
Mamy dla Was konkurs pełen kolorów na przekór jesiennej szarościJ Zainspirował nas do tego Leo – główny bohater bestsellerowej książki Biała jak mleko, czerwona jak krew, który opisuje swój świat za pomocą barw.
 
 
Jakie macie zadanie?
 
Zrób zdjęcie nawiązujące do hasła  konkursowego: wyraź swój nastrój kolorem. Masz pełną swobodę w interpretacji hasła, najważniejsze jest, żebyś zdjęcie podpisałJ
 
Jak działa konkurs?
 
Ty umieszczasz zdjęcie (www.bialajakmleko.pl) , a inni na nie głosują. Możesz zachęcać swoich znajomych, żeby wsparli Twoje dziełoJ Masz czas do 31 grudnia (jeśli do tego czasu Twoja praca zawiśnie w galerii, masz szansę na wygraną)! Jeśli Twoje zdjęcie zdobędzie najwięcej głosów – wygrywasz!
 
Co możesz wygrać?
 
Kolorowego iPoda – Ty wybierasz kolor! I oczywiście książkę, od której wszystko się zaczęło czyli egzemplarz Białej jak mleko, czerwonej jak krew.
Będą też 3 wyróżnienia, a za nie kody zakupowe na 100 zł każdy do wydania w naszej księgarni internetowej.
 
Do dzieła!

www.bialajakmleko.pl

sobota, 29 października 2011

Susanne James "Dziedzic z Kornwalii"


Wydawnictwo Harlequin
data wydania październik 2011
stron 160
ISBN 978-83-238-8111-7
seria Światowe Życie Ekstra

Tak jak herbata wymaga cukru (przynajmniej ta pita przeze mnie ) tak moje czytelnicze życie czasem zagłębia się w meandry książek o miłości. "Dziedzic z Kornwalii" to właśnie książka opowiadająca o tym jak na dwoje ludzi wcale nie szukających partnera za siłę i za wszelką cenę spada strzała amora. Ona ma na imię Fleur i jest obdarzona przez naturę wspaniałym głosem. Ale ma jeszcze rodziców, którzy odradzili jej muzyczną karierę i nieco zdominowali jej życie. Pracując jak naukowiec zajmujący się badaniami klinicznymi nie bardzo ma czas i ochotę na romanse, po tym jak poprzedni związek ją rozczarował. On jest prawnikiem i ma na imię Sebastian. Jest bratem serdecznej przyjaciółki Fleur - Mii z czasów szkolnych. Dziewczyny nadal utrzymują ze sobą kontakt i Mia zaprasza Fleur na Boże Narodzenie do starej rodzinnej posiadłości w Kornwalii. Tu Sebastian i Fleur się poznają. Czy mimo, że różni ich tak wiele zostaną parą ? Czy Fleur ulegnie pokusie bycia partnerką i nie będzie bała się, że Sebastian zdominuje jej życie jak ma to miejsce w jej rodzinnym domu ? Czy prawnik będzie w stanie zaufać kobiecie, po tym co zrobiła mu poprzednia kandydatka na żonę ?
Książka to lekki i ciekawy romans rozgrywający się w pięknym i romantycznym klimacie kornwalijskim oraz w Londynie. Powieść napisana staranie i dopracowana w szczegółach będzie doskonała na długi jesienny wieczór. Akcja jej nie jest zbyt rozciągła i nie nuży. A w tej lekkiej treści autorka porusza ważne dla mnie tematy. Czy rodzice mają prawo ustawiać życie swoich pociech i dokonywać za nich wyborów ? Moim zdaniem nie ! Szkoda, bo może Fleur zrobiłaby karierę w operze . I czy związek musi ograniczać partnerów ? Czy jedno musi dominować nad drugim ? Bycie z kimś moim zdaniem wcale nie powinno i nie może ograniczać partnera . A jak to się potoczyło w książce - po prostu przeczytajcie !
Za książkę dziekuję Wydawnictwu Mira/Harlequin.

piątek, 28 października 2011

Stosik ostatni w październiku

W tym tygodniu zawitały do mnie :
Santa Montefiore "Smak szczęścia" od serwisu Lubimy Czytać
Krzysztof Sengorz "Sen życia " od Wydawnictwa Radwan
Monika Orłowska "Cisza pod sercem " od serwisu Lubimy Czytać
Carlos RuIz Zafon "Światła września " od serwisu Lubimy Czytać
Melissa De La Cruz "Zapach spalonych kwiatów" od Znaku - UWAGA WKRÓTCE TA KSIĄŻKA BĘDZIE DO WYGRANIA W KONKURSIE NA MOIM BLOGU !
Za książki dziękuję !
Cóż pozostaje mi życzyć Wam miłego weekendu i ciekawej lektury. A ja zaraz mykam pod kocyk z książką .

środa, 26 października 2011

Patricia Atkinson "Sezona na winobranie"


Wydawnictwo Literackie
data wydania październik 2011
stron
ISBN 978-83-08-04793-4404
Patricia przeprowadziła się do południowo-zachodniej Francji w 1990 roku. Tym samym zrealizowała marzenie męża Jamesa, który chciał mieć dom i winnicę. Jednak życie nie jest bajką i małżeństwo niegdyś szczęśliwej pary rozpadło się. James wyjeżdżał do Anglii służbowo, potem zachorował i leczył się w ojczystym kraju, a rozłąka spowodowała ostateczne rozstanie. Particia została sama w obcym kraju nie znając dobrze języka i nie bardzo mając pojęcie o uprawie winorośli. A jednak znalazła swoje miejsce na ziemi. O tym pisała w swojej pierwszej powieści.
“Sezon na winobranie “ to kontynuacja bestsellera “W dojrzewającym słońcu”. Autorka mieszka już w słonecznej Francji od 14 lat. Świetnie się tu zadomowiła, pokochała uroczy dom i winnicę, nauczyła się języka i tajników produkcji wybornego wina. Wrosła w malowniczy region i poznała wielu przyjaciół. Choć nie było łatwo. Pogodzenie się z rozpadem małżeństwa nie przyszło jej tak po prostu. Kobieta robiła wszystko, aby zagłuszyć ból po stracie mężczyzny, z którym myślała, że się zestarzeje. Smutkiem napawała ją także nieobecność dzieci, które odwiedzały mamę tylko w czasie wakacji. Lekarstwem i doskonałą terapią okazała się praca – ciężka fizyczna praca w winnicy, życie zgodne z porami roku i kaprysami pogody. Nie jest bowiem łatwo hodować winorośl i produkować wino. Nieocenioną pomoc bohaterka znalazła w sąsiadach. Zawarła długotrwałe przyjaźnie i zaczęła udzielać się towarzysko. O ile w pierwszej książce autorka pisze głównie o winnicy, winobraniu i procesie produkcji wina, o tyle w drugiej książce koncentruje się na okolicy i ludziach, tradycjach i zwyczajach tego regionu, wspaniałej kuchni oraz opisuje relacje sąsiedzko- przyjacielskie. W życiu dzielnej właścicielki winnicy pojawia się też pewien mężczyzna. Jest przyjacielem jej sąsiadów i pochodzi ze Szwecji. Ta znajomość rozwija się bardzo powoli – Patricia boi się znów zostać zraniona i porzucona, boi się cierpienia, a jednak bardzo lubi Fiddiego...
Co jeszcze oprócz uczuć czeka nas na kartach książki? Wiele niespodzianek!
Wraz z główną bohaterką znajdziemy się na francuskim prowincjonalnym targu, gdzie odnajdziemy bogactwo różnego rodzaju gatunków sera, zapolujemy na bażanty, zające i dziki (polowania są tradycją kontynuowaną od pokoleń w tym regionie), znajdziemy się na targu trufli, których ceny sięgają nawet 1600 euro za kilogram. Będziemy mieli okazję poznania od kuchni pracy dobrej restauracji, zagościmy na różnego rodzaju ucztach i biesiadach w mniejszym lub większym gronie. Autorka zaprosi nas też na grzybobranie i morską farmę ostryg, wybierzemy się z nią na ryby i poszukamy szczeniaka dla sąsiadów, którzy musieli uśpić ukochaną suczkę. A wszystkie te przygody wzbogacą opisy wyjątkowo malowniczego krajobrazu i wspaniałych dań kuchni francuskiej. Na Czytelników czeka zatem wiele przygód i niespodzianek.
Tylko jest jedno ale... Nie polecę lektury tym, którzy są na diecie. Specjały kulinarne są tak plastyczne opisane, że cieknie ślinka i ma się od razu ochotę samemu coś upitrasić.
Ta książka to pogodna opowieść o pięknym zakątku świata, o serdecznych i otwartych mieszkańcach, o ludziach, którzy ciężko pracują, ale równocześnie czują się wolni, szczęśliwi i spełnieni. Lektura tchnie pogodą ducha, spokojem i ciepłem, choć pod koniec znajdziecie też momenty smutne i wzruszające. Książkę czyta się dość szybko i płynnie. Prowincja, również ta we francuskim wydaniu, jest urocza i moim zdaniem wpływa niczym balsam na swoich mieszkańców. Widać, że robią to co lubią i wkładają w to nie tylko swoje siły, ale i serce. Bo pewnie taka właśnie jest recepta na dobry, wręcz wyśmienity trunek – ciężka praca, promienie słońca, wilgoć deszczu i miłość do tego co się robi.
Cieszę się, że autorka odniosła sukces, podołała wyzwaniu i odnalazła miejsce, gdzie czuje się znakomicie. Zachęcam Was do lektury powieści pogodnej, pełnej słońca, zapachów wybornego wina, owoców i lawendy, odgłosów grających cykad i tchnącej spokojem. Doskonała propozycja czytelnicza na jesienne słotne i zamglone dni, kiedy słońca jak na lekarstwo. W książce je znajdziecie i mam nadzieję, że tak jak ja zauroczycie się winnicami, lasami i aromatami płynącymi z kuchni.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję serwisowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu Literackiemu

Jarosław Klonowski "Ognie świętego Wita"


Wydawnictwo MG
data wydania październik 2011
stron 208
ISBN 978-83-7779-003-8

Pióro Jarosława Klonowskiego już poznałam czytając wiosną jego debiutancką powieść "Tajemnicę świętego Wormiusa". Książka tak średnio przypadła mi do gustu, ale pomysł na fabułę wydał mi się dość interesujący. Na półkach księgarskich pojawiła się kolejna powieść tego autora, która również jest powieścią historyczną. Jej akcja rozgrywa się na przełomie XV i XVI wieku na Kujawach i w Baranowie Sandomierskim. Spotykamy w niej bohaterów znanych już z kart debiutu Klonowskiego jak Ostenwald czy Miriam, ale pojawiają się też całkiem nowe postacie. Jedną z nich jest pochodząca ze stanu mieszczańskiego Katarzyna Kucharczykowa - kobieta o rudych włosach i zmysłowej sylwetce. Zostaje ona oskarżona o otrucie męża tojadem i co gorsza posądzona o czary. Ale nie spodziewajcie się powieści fantasy. Katarzyna nie lata na miotle tylko kipi seksem (co wtedy było potępiane - seksapil był uważany za wielki grzech ) i zna się na ziołach. Owszem sama czuje się czarownicą - ale to raczej chęć poznania tajników alchemii i sztuczek chemicznych - jak byśmy dziś określili. Katarzyna cudem unika stosu. Bo zostaje na niego skazana - wtedy za podobne "przestępstwa " nie istniała inna możliwość. Dzięki temu, że miała za kochanka samego starostę Andrzeja Kościeleckiego zostaje wywieziona potajemnie z Bydgoszczy i umieszczona w Kruszwicy. Tam ma okazję terminować u alchemika, który bada legendę Św. Wita i informacje z nią związane zawarte w dziele samego Kadłubka. Tam też Katarzyna rodzi syna Mateusza Kościeleckiego, który natychmiast po urodzeniu jest jej zabrany i zostaje osadzony w klasztorze cystersów. Czy Katarzyna zobaczy jeszcze syna ? Czy poszukiwany kielich trafi w ręce alchemika ? Czy Kościelecki dowie się, że ma potomka ? I kto jest winny pożarowi zamku na którym urodził się Mateusz ? A w końcu co łączy ojca Mateusza z burgrabią Nieciszewskim ? 
Wszystkie te zagadki wyjaśni Wam przeczytanie powieści, która czyta się dość szybko, choć wymaga niesamowitej uwagi. Bowiem jej akcja toczy się bardzo szybko i przenosi się błyskawicznie z miejsca na miejsce oraz w przestrzeni czasu. Intryga goni intrygę, fabuła obfituje w wiele tajemnic i spisków. Nie brak scen nieco okrutnych i nie brakuje trupów. Bo w powieści pojawia się też tajemniczy zabójca, który zabija swoje ofiary ze słowem Adonai na ustach ! Kto się kryje za zbrodniami ? To już tajemnica tej powieści , która stanowi połączenie  książki historycznej z sensacją. Wielowątkowa fabuła jest chwilami nieco mało przejrzysta, co powoduje konieczność dużego skupienia i uwagi. Minusem książki jest brak przepisów - autor użył wielu słów, które dziś już nie są w użyciu. Byłoby lepiej gdyby zostało wyjaśnione ich znaczenie ( np. houppelande czy wams to dla mnie mało zrozumiałe nazwy . Język książki jest dość prosty i współczesny. Dialogi dość zgrabnie skonstruowane. Troszkę za ubogie moim zadaniem są za to opisy miejsc, w którym rozgrywa się akcja - to właśnie nimi też można zbudować ciekawy nastrój grozy i tajemniczości, który powinien omotać Czytelnika niczym pajęczyna. Książka ma jeszcze pewne niedociągnięcia, ale widać spory postęp w warsztacie literackim Klonowskiego. Spodobała mi się też okładka. Polecam lekturę tej powieści miłośnikom Średniowiecza, czarownic i sekretów, które często kryją grube mury zamków położonych niedaleko Gopła. 
Za egzemplarz do recenzji dziękuję ślicznie Wydawnictwu MG. 

niedziela, 23 października 2011

Magdalena Kawka "Rzeka zimna"


Wydawnictwo Sol
data wydania październik 2011
stron 320
ISBN 978-83-62405-21-3

To pierwsze moje spotkanie z prozą tej autorki - ale jakże miłe ! Po prostu zatopiłam się w tej książce i z każdą przeczytaną stroną coraz bardziej mi się podobała ta lektura. Bo lubię, gdy książka jest napisana z polotem i dopracowana w nawet najdrobniejszych szczegółach. A "Rzeka zimna " dokładnie taka jest. Biorąc książkę do ręki spodziewałam się przewagi obyczaju nad wątkiem sensacyjnym. Ale im wyższy numer strony, tym te proporcje się zmieniały na odwrót. A mnie rosły wypieki na twarzy !
Tamara mieszka w Paryżu, jest żoną Cyryla, choć jej związek do idealnych nie należy. Francuzki mąż jest rozpieszczony przez mamę i gdy coś idzie nie po jego myśli po prostu tupie nogą w proteście i zachowuje się jak mały chłopiec. A gdy do tego dojdzie alkohol to Cyryl staje się męczący i agresywny. Tamara czuje się nieco zagubiona w swym małżeństwie i naciskana do bycia mamą. A ona nie czuje się gotowa na macierzyństwo i nie jest do końca przekonana czy podoła roli matki.
 Pewnego dnia otrzymuje telefon od pracownicy wydawnictwa, z którym współpracuje jej matka. Małgosia jest uznaną pisarką i autorką kilku bestsellerów. Zbliża się termin oddania kolejnej książki, a ona niespodziewanie znika bez śladu. Jej dom w Grzmotach, małej mieścinie na Pomorzu, gdzieś między Gryficami a Trzebiatowem stoi pusty. Tamara postanawia przyjechać do Polski i poszukać matki, choć stosunki obu pań są bardzo zimne. Córka nie może matce wybaczyć jak ją traktowała w dzieciństwie - ma żal o brak normalnego domu, obojętność wychowawczą, podrzucanie do dziadków i kolejnych kochanków, którzy frapowali ją całkowicie, iż zapominała, że ma córkę i obowiązki względem dziecka. Tamara łatwo nie miała - szybko musiała stać się samodzielna i np. w wieku 10 lat robić samodzielne zakupy. Cóż nie dziwiłam się jej - miała prawo do pretensji. Po przylocie do Polski Tamarze pomaga opiekunka pisarki z wydawnictwa Weronika.
Grzmoty okazują się mało przyjazne. Mimo, iż postać pisarki jest powszechnie znana nie była lubianą osobą w miasteczku. Kobiety powoli zaczynają poszukiwania i własne śledztwo ...................
Książkę czytało mi się rewelacyjnie. Napisana świetnym piórem z każdą przeczytaną stroną coraz bardziej przyciąga Czytelnika jak magnes. I trudno ją odłożyć na półkę przed dotarciem do końca. Bo coraz bardziej skomplikowana intryga jest tak misternie utkana .Coraz więcej znaków zapytania się pojawia ! Nie dość, że nadal nie wiadomo gdzie podziała się pisarka to okazuje się, że miasteczko Grzmoty to nie spokojna sielankowa miejscowość, gdzie czas płynie spokojnie i ludzie tworzą serdeczną i spokojną społeczność. Klimat mroczności, tajemnicy i grozy budują różne elementy - pojawiający się duch zmarłego tragicznie na torach myśliwego, śledzący Tamarę schizofrenik, legenda białej damy z zamku. Już sama pogoda jak panuje owego stycznia w Grzmotach przyprawia o dreszcze i gęsią skórkę. Akcja powieści toczy się dość szybko i ciągle pojawiają się nowe wątki - ale są tak misternie wprowadzane, że Czytelnik nie czuje się zagubiony czy zdezorientowany. Los dla Tamary jest nieubłagany - nie dość, że sypie się jej małżeństwo musi uporać się równocześnie z trudnymi wspomnieniami z przeszłości i grozi jej spore i realne niebezpieczeństwo. A mąż jest daleko i nie podtrzymuje ją na duchu tylko dodatkowo przytłacza humorami przez telefon. Stąd postać Tamary wzbudziła moją sympatię i pokłady babskiej solidarności. Jedyną pomocną dłonią okazuje się dla niej Weronika.
 Autorka śmiało pisze o ludzkich emocjach, problemach i lękach - pokazuje prowincję jako miejsce, gdzie panuje bieda i marazm, gdzie trudno zmienić status majątkowy, chyba, że wyzuje się z sumienia jak uczyniła to niejedna z postaci. Kawka pisze bez ogródek o trudnych problemach, które niestety nie są tylko literacką fikcją. Zakończenie - cóż nie wiem czy zawiodła mnie moja intuicja, czy myślę jesiennie i wolno - ale okazało się dla mnie sporą niespodzianką. Nie przewidziałam wykorzystanych przez autorkę pomysłów i tym ciekawej czytało mi się książkę do ostatniego zdania.
Najnowszą powieść Kawki mogę polecić i tym co lubią powieści obyczajowe i miłośnikom kryminałów. Zaczytanie gwarantowane !
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Sol.

piątek, 21 października 2011

Stosiki, stosiki i moc książek do recenzji !!!!!!!!!

To się jeszcze w moim życiu nie zdarzyło. Wczoraj patrzyłam w kalendarz czy nie pomyliłam daty , czy to nie mikołajki albo jakaś inna wyjątkowa okazja. Zasypały mnie paczki z książkami ! Dostałam ich wczoraj aż 11 - a tygodniu też kilka przyszło. Zrobiła się olbrzymia kolejka do recenzji - na szczęście mam olbrzymi apetyt na czytanie, a lektury to same perełki. Zatem wybaczcie mi moje chwalenie się .....

Od portalu Lubimy Czytać i Wydawnictwa Literackiego - Powrót do Poziomki - to pierwszy tego typu egzemplarz w moim życiu !

Od Pani Moniki z Miry/ Harlequin :
Susanne James "Dziedzic z Kornwalii"
Maggie Cox "Miłość w Buenos Aires"
Charlene Sands "Zakochana oszustka"
Bronwyn Jameson "Tajemnica diamentów"
Debbie Macomber "Oczy anioła"
Diana Palmer "Splątane serca"
Carol Drinkwater "Oliwkowa farma " z wymiany z LC
Olgierd Dziechciarz "Miasto odorków" - nagroda w głosowaniu Złotej Zakładki od Wydawnictwa Amea
Carol Drinkwater "Oliwkowe drzewo" od portalu Lubimy Czytać i Wydawnictwa Literackiego
Patricia Atkinson "Sezon na winobranie " od portalu Lubimy Czytać i Wydawnictwa Literackiego
Barbara Delinsky "Nie moja córka" od portalu Lubimy Czytać i Świata Książki

A to uzbierało się w tygodniu
Hanna Babińska "Mamo, opowiedz mi bajkę " od Wydawnictwa Radwan
Jean D'Ormesson "Traktat o szczęściu " od Znaku
Magdalena Kordel "Okno z widokiem " od Wydawnictwa Sol - recenzja już na blogu
Magdalena Kawka "Rzeka zimna " od Wydawnictwa Sol - teraz czytam
Lucy Dillon "Spacer po szczęście " od Wydawnictwa Prószyński
Candance Camp "Panna z dobrego domu " - to prezent od portalu IRKA
Bardzo gorąco za każdą książkę dziękuję - postaram się jak najszybciej przeczytam i zrecenzować . I strasznie się cieszę - cudowne książki przede mną !!!!!

Magdalena Kordel "Okno z widokiem "


Wydawnictwo Sol
data wydania październik 2011
stron 304
ISBN 978-83-62405-20-6

Magdalena Kordel to dobrze znana autorka miłośniczkom polskiej literatury kobiecej. Osobiście przeczytałam "48 tygodni ", a w Malowniczym jeszcze do tej pory nie gościłam ( na półce domowej biblioteczki czekają bowiem na przeczytanie "Uroczysko" i "Sezon na cuda"). Ale gdy tylko zaczęłam czytać "Okno z widokiem" w malutkim sudeckim miasteczku poczułam się jak w domu i bardzo szybko się  tam zadomowiłam. Bo ja uwielbiam takie prowincjonalne mieściny, w których czas wcale nudo nie płynie.
Główna bohaterka powieści ma na imię Róża i jest doktorem na wydziale archeologii w stolicy. Praca naukowca na uczelni wcale do spokojnych nie należy. I w takim wykształconym i statecznym gronie zdarzają się podłe charaktery, które dążą do celu po trupach i wykorzystają wszystkie możliwości , nawet te niezgodne z prawem, by dotrzeć do stołka. Taka właśnie jest koleżanka Róży, która rozpuszcza podłe plotki na jej temat. Dotyczą one romansu ze studentem, a w sieci pojawiają się nawet spreparowane zdjęcia erotyczne. Bogu ducha winna Róża bardzo przeżywa ów skandal i mimo wyjaśnienia sprawy postanawia na zaległym urlopie zaszyć się w miejscu, skąd pochodzi i gdzie spędziła dzieciństwo. Ma dość wielkomiejskiego życia, kariery i pracy. Bo przecież nie ma to jak odwiedzić babcię i przyszywanego dziadka, pojechać do ukochanych miejsc z lat dzieciństwa - które mają ukoić zbolałą dusze i uspokoić zszargane nerwy. Tylko w Malowniczym wcale nie jest spokojnie .............. Za sprawą niejakiego pana Walczaka, który w miejscu, gdzie od lat na rozstaju dróg stoi kapliczka z figurką świętego Antoniego postanawia wznieść kompleks magazynów. Społeczność Malowniczego jest przeciwna temu projektowi , a do burmistrza, proboszcza i innych dołącza Róża. Dziewczyna jest wściekła, bo to miejsce jest dla niej szczególne - tu mieszka ponoć i święty i diabeł , tu właśnie mała Róża lubiła spędzać beztroskie chwile jako mała dziewczynka. Czy akcja ratowania kapliczki się uda ? Czy podanie o istniejącej tu kiedyś karczmie jest prawdą czy bajką wyssaną z palca ?
Gorąco Was zachęcam do przeczytania świetnej powieści i poznania tajemnic Malowniczego oraz rodzinnych sekretów babci Matyldy i jej ukochanego Juliana. Wizyta w Malowniczym na pewno Was nie rozczaruje i okaże się świetną literacką przygodą. Choć "Okno z widokiem" to typowe babskie czytadło to czyta się  je jak powieść sensacyjną - mnie niesamowicie zaciekawił wątek "kapliczkowy". Gorąco dopingowałam mieszkańcom, by uchronili od zabudowy urocze miejsce. Powieść czyta się lekko i przyjemnie. Książka napisana prostym, ale i dobrym stylem jest łatwa w odbiorze i świetnie nadaje się na lekturę przed snem po ciężkim dniu. Przygoda goni przygodę , akcja toczy się dość szybko, a bohaterowie poza inwestorem są sympatyczni i uroczy. Policjanci budzą salwę śmiechu za swoją nagorliwość. Główna bohaterka nie jest typem nudnego naukowca - to świetna i pełna wigoru młoda osóbka, która choć jest singielką to w głębi duszy marzy o romantycznych randkach i byciu kochaną. Tytułowe okno na świat to typowa literacka przenośnia - nie chodzi tu bowiem o drewniane ramy z pięknym widokiem za szybą , ale o perspektywy na lepsze jutro i  plany na dalsze życie. 
Uroku książce dodają świetne dialogi tryskające humorem , wartka akcja i wiele wątków, które autorka doskonale powiązała w całość. Moim skromnym zdaniem książka ma jeden mankament. Szkoda, że autorka poskąpiła opisów Malowniczego i otaczającej go pięknej okolicy. 
Zakończenie wcale nie jest banalne i doskonale pasuje do fabuły. Gdy dotarłam do ostatniej strony zrobiło mi się żal, że to już koniec tej książki. Bo ja z chęcią śledziłabym losy Róży i Patrycji , domu należącego ponoć do przodków pani profesorowej - a może to właśnie w nim mieszka też ów diabeł ? Chciałabym, żeby autorka w kolejnej powieści opowiedziała o dalszych losach bohaterów "Okna z widokiem "! 
Powieść polecam Czytelniczkom bez względu na wiek i upodobania !
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Sol . 

środa, 19 października 2011

Grażyna Trela "Obrazki z Nebraski "


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania wrzesień 2011
stron 280
ISBN 978-83-7648-923-0

Dzieciństwo i dorastanie to bardzo wyjątkowe okresy w życiu człowieka. Bo wtedy widzi się świat zdecydowanie inaczej - bardziej różowo i przyjaźnie. Gdy dorośniemy to przekraczamy pewną granicę i zamykamy chyba najpiękniejsze lata. Bo potem nic już nie jest takie samo - a okres młodości wydaje nam się czasem doskonałym i często porównujemy do niego rzeczywistość, która zwykle wypada gorzej i bledziej. I chyba nie przypadkiem wielu z nas oddałoby wiele, aby znów, choć na krótki moment powrócić do tamtych szalonych czasów i mieć mniej lat na liczniku.
Moje dzieciństwo i wczesna młodość przypadły podobnie jak głównej bohaterki książki Grażyny Treli na okres PRL-u. Czasy zdecydowanie szare i ponure, ale w moich wspomnieniach wspaniałe i niepowtarzalne. Bo choć było biedne i kryzysowo to miało się te naście lat i od czego była wyobraźnia ! A ponadto było o czym marzyć - bo był gdzieś na zachód od Polski raj, gdzie nie rządził ktoś z Kremla i to ten świat był obiektem westchnień i marzeń - eldorado do którego chciało się uciec.
Akcja książki "Obrazki z Nebraski " przenosi nas do roku 1969. W Polsce kwitnie komunizm, ludzie pracują i nic z tego nie mają, półki sklepowe nie uginają się od towarów i świecą pustkami. A główna bohaterka ma 11 lat i staje się dumną nastolatką. Dorastać tak jak ona w PRL-u było niełatwo, ale dość ciekawie. I o tym z sentymentem opowiada autorka. Tytułowa Nebraska to po prostu zwyczajne blokowisko nazwane tak na cześć świata, w którym żyje się lepiej i dostępne są jeansy. Takie prawdziwe jak ma jeden z uczniów szkoły podstawowej w niewielkim podkrakowskim miasteczku.
Trela z nostalgią i sentymentem wspomina czasy, gdy mandarynki były dobrem dostępnym tylko z okazji świąt, oranżada w proszku była smakołykiem, a wolny czas na podwórku spędzało się skacząc w gumę. Pochody pierwszomajowe, marzenia o lekcjach wf-u na prawdziwym basenie, lekcje religii w kościele, a nie w szkole - to dla jednych czytelników pełna egzotyka i historia, a dla drugich - takich jak ja po prostu wspomnienia na wagę złota. Doskonale pamiętam czasy, gdy do szkoły musiało się chodzić w nylonowym fartuszku z tarczą, telewizja ograniczała się do jednego programu - a z niego wiało tylko propagandą i nudą - może poza małymi wyjątkami jakimi były choćby przygody Reksia czy Bolka i Lolka.
Bohaterka Treli jest typową przedstawicielką pokolenia, dla którego punktem popołudniowego relaksu było podwórko z trzepakiem, a w szkole uczono nieprawdziwej historii pomijając istotne fakty. Te czasy są mi takie bliskie i dlatego czytałam tę lekturę z niesamowitym sentymentem i wzdychaniem niczym przy ckliwym romansie. Cóż "Obrazki z Nebraski" czyta się -NIESTETY !!!! - szybko, zbyt szybko, bo ja chciałabym czytelniczo zagościć w tamtym świecie o wiele dłużej i jeszcze trochę powspominać młodość. Tyle mam z główną bohaterką i jej rówieśnikami wspólnego !!!
Proza Treli mnie powaliła na kolana, urzekła, zafascynowała i oczarowała. Nie mogę inaczej ocenić książki, która mnie zabrała w sentymentalną podróż jak doskonała i rewelacyjna. Te czasy nie wrócą, ale dzięki właśnie takim książkom można je w łezką w oku powspominać! Bo dla mnie i mojego pokolenia mimo wad socjalizmu one były wspaniałe i na zawsze pozostaną w pamięci. Pewnie młodsi ode mnie Czytelnicy w trakcie lektury będą nie raz zdziwieni absurdami jakie wtedy były oczywistością . Ale pewne rzeczy są i obecne teraz - bo i dziś wielu zapracowanych rodziców, aby związać koniec z końcem pracuje ponad normę.
Szczególnie polecam tę lekturę pokoleniu dzieciaków w PRL-u . Nie sposób bowiem  nie ulec jej urokowi i powrócić z sentymentem do czasów gdy mp3 zastępowały adaptery i winyle, a syrenka była obiektem westchnień .
Dla mnie po prostu rewelacja ! Polecam szczególnie gorąco !!!!!
A książce stawiam ocenę "6" i to z wykrzyknikiem.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

wtorek, 18 października 2011

J.P. Gallagher "Purpura i czerń"


Wydawnictwo Promic
data wydania 2010
stron 248
ISBN 978-83-7502-220-9

Chętnie sięgam po literaturę związaną z okresem II wojny światowej. Książka "Purpura i czerń" opowiada o księdzu, który wpisał na karty historii jako człowiek, który uratował od śmierci wielu ludzi w czasie działań wojennych i stał się bohaterem watykańskiego podziemia.
Hugh O'Flaherty urodził się 1898 roku i został katolickim księdzem. W 1922 roku przyjechał do Wiecznego Miasta, by kontynuować studia teologiczne. Szybko awansował w hierachii kościelnej i był bardzo lubiany. Pełnił misje m.in. w Czechosłowacji i Egipcie. Wojna zastała ojca Hugh w Rzymie. Watykan stał się terytorium neutralnym, ale działo w nim wiele osób, którze niosły pomoc wrogom III Rzeszy. Bo idea Mussoliniego nie pociągnęła za sobą całego włoskiego społeczeństwa. Wielu arystokratów i zwykłych, prostych ludzi było wrogami faszyzmu. To właśnie z nimi współpracował nasz bohater i stworzył sprawnie działająca grupę ludzi pomagających alianckim jeńcom zbiegłym z obozów i Żydom. Ponad 50 kleryków i księży oraz wielu mieszkańców Italli niosło pomoc udzielając schronienia, karmiąc i lecząc wojennych jeńców i ludzi wyznania mojżeszowego. Wielu z nich ukrywało się w prywatnych mieszkaniach, ale i za murami Watykanu. O'Flaherty działał ofiarnie z narażeniem życia aż do wyzwolenia miasta. Czesto stał na stopniach watykańskiej świątyni i wypatrywał tych, którzy szukali pomocy. A niósł ją całkowicie bezinteresowanie. Zdobywał środki na jedzenie, ubranie i lekarstwa, ogranizował pomoc medyczną oraz powiadamiał rodziny jeńców o ich losie. Ten kapłan jak się później okazało uratował życie blisko 4 tysiącom ludzi. Wielokrotnie polował na jego osobę podpułkownik Kappler - ale los oszczędził dzielnego sługę Bożego. Po wojnie ksiądz odwiedzał swego niedoszłego kata w więzieniu, gdzie odsiadywał on wyrok dożywocia, przebaczył mu, udzielił chrztu, a nawet wnioskował o jego uwolnienie.
Postać irlandzkiego księdza jest niezwykła - to człowiek o wielkim sercu, który doskonale wypełniał swoje powołanie, a sądzenie i wyroki pozostawiał Boskiej Opatrzności - on sam niósł tylko pomoc tym, którzy jej potrzebują.
Nie znałam przed przeczytaniem książki Gallaghera postaci ojca O'Flaherty. Dzięki lekturze poznałam niezwykłego bohatera, który zasługuje na podziw i uznanie jako człowiek i kapłan. Książka jest połaczeniem biografii z powieścią z wątkami sesacyjnymi. Czyta się ją dość szybko, a jej akcja mnie parokrotnie zaskoczyła. Pomysłowość wspólpracowników irlandzkiego kapłana zasługuje na uznanie. Pewna hrabina posunęła się np. do zdobycia atografu wysokiego rangą oficera w operze na okładce programu. Potem ten podrabiany podpis posłużył do spreparowania wielu przepustek.
 W książce nie brak wydarzeń niczym z dobrego fimu akcji - przez co czyta się ją z wypiekami na twarzy. A wszystko przecież jest oparte na udokumentowanych faktach. Faszystów często gubiła przesadna biurokracja i  schematyczność. Postać księdza, który uwielbiał grać w golfa mnie bardzo zaimponowała. Ciekawa osobowość, wniosłe ideały i dobre serce.
Dodam jeszcze, że na podstawie losów niezwykłego księdza nakręcono film pod takim samym tytułem jak książka  w reżyserii Londona. Główną rolę zagrał w nim Gregory Peck.
Za egzemplarz recenzyjny dziękuję pięknie Wydawnictwu Promic.


poniedziałek, 17 października 2011

Antonina Markowska "Fatum"


Wydawnictwo Radwan
data wydania 2011
stron 260
ISBN 978-83-7745-142-7

"Fatum " to debiutancka powieść Antonimy Markowskiej. Książka ta to połączenie powieści obyczajowej z sagą rodzinną. Główna bohaterka nazywa się Emilia Haniewska i poznajemy ją, gdy już jest u kresu życia. Nestorka rodu wspomina swoje losy, a trzeba przyznać, że były one dość burzliwe. Życie nie rozpieszczało ją i ciągle rzucało jej pod nogi nowe kłody. Gdy jedne problemy zostały rozwiązane na ich miejsce pojawiały się kolejne. A Emilia musiała im podołać. Dodatkowo nad jej rodziną zawisło istne fatum - wiele osób z rodu Haniewskich zmarło bowiem w młodym wieku, w tragicznych okolicznościach i nagle.
Emilia urodziła się w połowie XX wieku gdzieś na północy Polski, niedaleko Gdańska w małym miasteczku. W domu panowała niesamowita bieda, jej matka aby utrzymać dzieci najmowała się do prac fizycznych na wsi. Emilce wydawało się, że jeżeli w przyszłości jej rodzinie nie będą dokuczały problemy finansowe to wszystko będzie dobrze. Niestety - okazało się, że pięniądze to nie wszystko i czasem szczęścia nie dają, a przyciągają problemy. Zakochana w Adamie młoda dziewczyna wyszła za mąż z miłości. Dzięki pracowitości męża - człowieka prostego i dobrego oraz własnej zaradności doszła do stabilizacji finansowej i jej dzieciom żyło się dostatnio. Ale gdy dorosły nie potrafiły docenić pracy i wyrzeczeń rodziców. Zaczęły się kłótnie o majątek ............
Główna bohaterka "Fatum" to kobieta prosta, niewykształcona, ale pełna tej życiowej mądrości, której nie uczą w żadnej szkole. Tu nauczycielem jest życie, a pomyłki w "odrobieniu zadania" bywają bolesne i przykre. Emilia okazuje się wspaniałą żoną, która wspiera męża i dodaje mu otuchy. Tworzy ciepły dom, który jej dzieci czasem nie doceniają. Im uderza do głowy woda sodowa, bo rodzinie zaczyna się nieźle powodzić materialnie. A ona sama pozostaje skromna i pracowita, serdeczna i pełna dobroci. Wybacza swoim dzieciom, pomaga ile może, mimo to spotyka ją wiele przykrości. Szczególnie zgorszyło mnie zachowanie rodzeństwa Haniewskich po śmierci Adama. To wprost oburzające jak pieniądze zaślepiły dzieci. 
Emilia jest jak współczesny Hiob. Autorce udało się stworzyć bardzo realną postać zwyczajnej kobiety, typowej Matki-Polki. Współczułam jej wielokrotnie i bardzo polubiłam. Prosta, a doskonała i bardzo sympatyczna osoba. 
Książka jak na debiut wypada dobrze. Może nie jest napisana jakimś wyjątkowym piórem i warsztat literacki autorki wymaga jeszcze doskonalenia , ale pomysł na fabułę jest dobry i oryginalny. Tu drogie Czytelniczki nie znajdziecie świata z marzeń i zza różowej szybki. Tu króluje proza życia i realizm do bólu. Lekturę czytało mi się szybko i powiem z ręką na sercu, że wciągnęła mnie ta powieść. Byłam bowiem niezmiernie ciekawa, czy los Emilii da wreszcie chwilę wytchnienia i spokojną jesień życia. Zakończenie książki jest bardzo dramatyczne i smutne. W moich oczach pojawiły się łzy. Emilia przyjęła wszystko godnie i ze spokojem, choć po takim ciosie trudno się tak po prostu pogodzić z losem i żyć dalej. 
Odebrałam książkę Markowskiej jako hołd złożony tym zwyczajnym matkom, żonom i kobietom, które idą dzielnie przez życie, cierpią z godnością i nie pytają "Dlaczego właśnie ja ? Dlaczego mnie to spotyka ?". 
Lektura smutna, aczkolwiek piękna i wzruszająca. 
Za egzemplarz do recenzji dziękuję serdecznie Wydawnictwu Radwan. 

piątek, 14 października 2011

Stosik kolejny

Tak się słodko złożyło, że się uzbierał kolejny stosik w tym tygodniu.
Do recenzji otrzymałam
Teresa Southwick "Oaza szczęścia" - (jaki słodki tytuł - do takiego miejsca trafić - po prostu marzenie )
Elizabeth Flock "Dogonić rozwiane marzenia " - obie książki od Pani Moniki z Wydaniwctwa Mira/Harlequin
Jarosław Klonowski "Ognie świętego Wita" od Wydawnictwa MG (zapowiada się bardzo ciekawie - bo mają torturować czarownicę )
Maria Ulatowska (cudowna osoba, którą znam dzięki netowi ) "Domek na morzem" - od serwisu Lubimy Czytać - już przeczytałam a moją recenzję opublikuje serwis
Antonina Markowska "Fatum"
Andrzej Sikora "Diable ziele" - obie książeczki od Wydawnictwa Radwan
Zrobiło się zimno. A ja bardzo nie lubię jak pogoda ogranicza długość moich spacerów ! Przeraża mnie ta zima, książki są osłodą i poprawiają humor. Trzymajcie się cieplutko !

środa, 12 października 2011

Maria Nurowska "Requiem dla wilka"


Wydawnictwo WAB
data wydania wrzesień 2011
stron 240
ISBN 978-83-7747-517-1

“Requiem dla wilka “- najnowsza powieść pióra Marii Nurowskiej to kontynuacja jej ubiegłorocznego bestsellera “Nakarmić wilki”. Znów przenosimy się wraz z głównymi bohaterami w urocze Bieszczady, w okolice Łupkowa i Komańczy. W te mało jeszcze objęte cywilizacją i na wpół dzikie tereny przenosi się znany i wybitny filmowiec Jerzy Glinicki, by osiąść w bieszczadzkiej głuszy ze swoim najlepszym przyjacielem owczarkiem niemieckim o imieniu Bruno.
Glinicki ma dość zgiełku wielkiego świata i po wielu latach spędzonych na Florydzie odnajduje spokój i ciszę zamieszkując na skraju leśnej polany w drewnianym domu. Zachwycony bieszczadzkim odludziem reżyser oddaje się swojej drugiej poza filmem pasji – malowaniu. Glinicki tworzy nowe obrazy, sporo czyta, spaceruje po lesie, delektuje się ciszą i obcowaniem z przyrodą.
Pewnego dnia do drzwi jego domu puka młoda kobieta. Joanna Pasierbska jest absolwentką łódzkiej szkoły filmowej i chce nakręcić film dokumentalny o Glinickim, którego twórczością i talentem jest zafascynowana od lat i myśli o reżyserze jak o wielkim mistrzu. Ta koncepcja nie zostaje jednak zrealizowana. Filmowiec jest twardy w swoim uporze i nie udziela wywiadów, ani nie chce być bohaterem filmu. Jednak Joasia mieszkając w leśniczówce poznaje historię Katarzyny- doktorantki SGGW, która zginęła tragicznie w lesie. Pasierbska wynajmuje od uczelni domek w lesie zwany chatką naukowców i zaczyna zbierać materiały do filmu. Joanna okazuje się twardą osóbką, która doskonale radzi sobie w domku bez prądu i bieżącej wody. Spartańskie warunki nie są dla niej żadną przeszkodą. Podobnie jak Katarzyna zachwyca się przyrodą, bieszczadzkim klimatem oraz wilkami. Z jednym z nich nawiązuje nawet coś na kształt przyjaźni. A ze sławnym sąsiadem i jego Brunem zaczynają ją łączyć bliskie więzi.....
Pióro Nurowskiej po raz kolejny mnie zachwyciło. Z przyjemnością powróciłam w leśną knieję, by poznać dwójkę głównych bohaterów szukających na odludziu spokoju, ciszy, tematu do twórczej pracy, którym los zesłał dodatkowo burzę w sferze uczuć. W tak uroczym miejscu łatwiej zajrzeć w głąb własnej duszy, odnaleźć siebie i zrobić szczery rachunek sumienia. Dowiedzieć się czego tak naprawdę chcemy, kto jest nam bliski i jak pragniemy ułożyć dalsze życie. Na obie artystyczne dusze pobyt blisko natury działa jak balsam i motywuje do doskonałych pomysłów zawodowych.
Tym razem na pierwszym planie są losy ludzi, a przyroda i zwierzęta stanowią ich tło. Książka jest łatwa w odbiorze i czyta się szybko. Nie ukrywam, że bardzo mnie wzruszyły losy Czarnego i jego rodziny.
Autorka, jak w wielu swoich książkach, pisze o miłości, emocjach, ludzkich namiętnościach i pasjach zawodowych, a także o konieczności dokonywania wyborów, które są nieodłącznym elementem życia.
Czytając byłam pod wpływem wielu emocji – nie ukrywam, że nie spodziewałam się, iż Nurowska wplecie w obyczajową fabułę wątki polityczne. Myślę, że to błąd. Sięgając po książkę nie miałam ochoty czytać o wojnie pomiędzy partiami, czy krytyce polskiego papieża. To zdecydowany minus tej powieści.
Ciekawy sposób narracji ocenię jednak jak najbardziej pozytywnie. Ogólnie “Requiem dla wilka” bardzo przypadło mi do gustu i szczerze polecam lekturę wszystkim, którzy lubią powieści obyczajowe i mądre książki o miłości. Lektura obowiązkowa dla miłośników Bieszczad i wilków.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję serwisowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu WAB

wtorek, 11 października 2011

Jacques Delarue "Historia Gestapo"


Wydawnictwo Muza S.A.
data wydania wrzesień 2011
stron 368
ISBN 978-83-7758-049-3
Pierwsza połowa XX wieku to chyba najgorszy i najbardziej bolesny okres w historii ludzkości. W tym czasie wybuchły aż dwie wojny światowe, które pochłonęły morze ofiar. Jako nastolatce nie raz do głowy cisnęło mi się pytanie – skąd ludzkość po bolesnej I wojnie tak szybko “nabrała ochoty “ na kolejną wojenną zawieruchę? Czemu nie wyciągnięto wniosków z krwawej bądź co bądź potyczki europejskich mocarstw i nie umocniono na wiele lat pokoju ? Na pytanie skąd narodził się w Niemczech faszyzm znajdziecie odpowiedź już w wstępie książki “Historia Gestapo “ autorstwa Jacquesa Delarue'a. Cóż, Niemcy to naród dumny i wielu jego obywateli nie pogodziło się z klęską z 1918 roku – żołnierze czuli się po prostu zdradzeni i oszukani przez podpisujących kapitulację. Na dodatek jak to po wojnie gospodarczo nie było ciekawie. To właśnie dało podwaliny na dojście do władzy faszystów i stworzenie państwa totalitarnego – czyli takiego w którym rządzi dyktator – a skoro władza jest skupiona w jednym ręku musi istnieć solidny aparat, który będzie niszczył wszelkie formy buntu, opozycję itd.
Gestapo czyli Geheime Staatpolizei to policja polityczna powstała w 1933 roku, a jednocześnie organizacja, która pozbawiła życia tysiące istnień w Niemczech i krajach, które III Rzesza zaatakowała. Praktycznie nie było dziedziny życia, w która by nie wkroczyło Gestapo. Jej członkami nie mogli być ludzie mający ludzkie odruchy. Tu liczyła się tylko ideologia – okrutne metody działania, a tortury, zsyłanie do obozów koncentracyjnych były aktami powszechnymi w codziennej działalności. Gestapo narażał się każdy kto miał cokolwiek przeciw władzy nazistów – a konsekwencje tego były okrutne.
W swojej książce Delarue opisuje proces powstania i ewolucję tej organizacji , przedstawia sylwetki jej przywódców i krok po kroku opisuje wszelkie działania jakie miały miejsce w okresie 1933-1944. Autor pokazuje bestialstwo jakiego dopuszczało się Gestapo najpierw w Niemczech a potem w całej Europie. Jego funkcjonariusze to ludzie bez sumienia, ślepo wykonywujący rozkazy , potrafiący bez skrupułów zabijać. Dla nich liczył się tylko Hitler i to jego postawili na swoim piedestale.
Ta książka to wstrząsająca opowieść o potworze jakim było Gestapo – jak podkreśla sam autor ludzkość powinna wyciągnąć wnioski z tak bolesnej historii i nie dopuścić, aby kiedykolwiek na ziemi odrodził się faszyzm.
Nie jest to łatwa lektura – czytałam ją dość długo,można nawet stwierdzić, że ją studiowałam. Powoli, strona po stronie pogłębiłam wiedzę wyniesioną z lekcji historii na temat III Rzeszy, wojny i faszyzmu. Poznałam mechanizmy działania funkcjonariuszy Gestapo – których dziś mogę porównać do członków najbardziej terrorystycznych organizacji. Jakimż trzeba było być potworem, aby wyzbyć się ludzkich uczuć i tak gorliwie mordować i torturować ? Czy Ci ludzie zabili najpierw swoje sumienia ?
Książka jest napisana w sposób bardzo rzetelny i skrupulatny – myślę, że zaciekawi tych , którzy interesują się historią XX wieku .
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Muza.

Alessandro D'Avenia "Biała jak mleko, czerwona jak krew"


Wydawnictwo Znak litera nova
data wydania październik 2011
stron 312
ISBN 978-83-240-1653-2

Do przeczytania tej powieści skusił mnie ciekawy opis i interesująca okładka. Bardzo rzadko sięgam po literaturę włoską, ale skoro książka zbiera same pozytywne recenzje i sprzedaje się w sporym nakładzie to coś w tym musi być. I rzeczywiście jest. Lektura mnie po prostu oczarowała, zadziałała na mnie jak muzyka na cobrę, co wije się w jej rytm. Chyba nie sposób przeczytac powieści D'Avenii bez nawału emocji, ale i zastanowienia nad kluczowymi sprawami ludzkiej egzystencji. Cóż myślałam, że to powieść taka bardziej dla młodego czytelnika, ot powiastka o pierwszych uczuciach, platonicznych zauroczeniach i życiu nastolatków. Ale poraziła mnie dojrzałość głównych bohaterów, którzy stają się szybko dorośli dzięki uczuciom i cierpieniu. 
On ma na imię Leonardo ale wszyscy wołają nań po prostu Leo. 16- letni młodzieniec, nie, jednak ze względu na jego psychikę napiszę mocniej - 16-letni mężczyzna jest uczniem liceum humanistycznego i widzi uczucia przez kolory. Miłość kojarzy mu się z czerwienią, przyjaźń z błękitem, a biel to smutek, rozpacz i zło. I owej bieli się on boi, a koloru białego nie lubi. 
Ona chodzi do innej klasy owego liceum, ma śliczne rude, długie włosy i zielone oczy. Jest uroczą dziewczyną pełną życia i planów na przyszłość, ale Beatrice los te plany krzyżuje. Nagle zsyła chorobę i to poważną - wyrok jest bardzo okrutny -białaczka.
On zwierza się ze swoich uczuć przyjaciółce Sylvii, a ona ............. no właśnie tu więcej nie napiszę, bo za dużo bym wyręczyła autora i zepsuła Wam przyjemność czytania. 
Już po kilku stronach wiedziałam, że ta książka to wyjątkowa lektura, która zasłużyła na porównanie do "Love Story". Ona cierpi , on jest niezrażony jej chorobą . Cieszy go każda chwila spędzona w jej towarzystwie. Zegar tyka szybko, a mimo to nadzieja ciągle jest. Leo wierzy, że bolesne terapie, przeszczep i leki przyniosą zwycięzstwo. A równocześnie Leo dojrzewa -staje się odpowiedzialnym i zakochanym partnerem - jest wzorem romantycznego zakochanego faceta chyba nawet lepszym od Romea.
Ta książka to lektura niosąca olbrzymi ogrom emocji , to powieść przy której idzie się poryczeć i to jest dowodem nie słabości , a po prostu człowieczeństwa. To szczera podróż w głąb duszy pewnego zwyczajngo nastolatka, który w młodym wieku jest bardzo mocno doświadczony przez okrutny los. Nie sposób przeczytać tej książki i nie zastanowić się co mu tu na tej Ziemi robimy, czemu służy cierpienie i czy ona ma jakiś choćby najmniejszy sens. Autor tworzy niesamowicie ciekawe kreacje bohaterów, którzy są tacy zwyczajni-niezwyczajni, którzy na medal i najwyższą notę zdają egzamin z człowieczeństwa. Jestem pod olbrzymim wrażeniem tej lektury - jej autor z pewnością musi być niesamowitym romantykiem, skoro napisał tak pięknie o miłości. D'avenia pokazuje słabość ludzkiego ciała, podatnego na choroby i zarazem moc ludzkiej duszy, którą te choroby nie muszą zniszczyć wraz z ciałem. Jesteśmy istotami bardzo kruchymi, ale drzemie w nas moc. I warto kochać, choć miłość to nie zawsze słodycz, ale i czasem ogromny ból.
Książkę polecam każdemu - obojętnie czy ma naście lat , czy jest się w jesieni życia. Mądra i wzruszająca historia, o której tak łatwo nie zapomnę .
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Znak litera nova.
A teraz mała niespodzianka - dla tych którzy chceli zajrzeć do książki nie wychodząc do księgarni - kliknijcie w link, a możecie przeczytać początek tej powieści - moim zdaniem to świetny pomysł

niedziela, 9 października 2011

Bohdan Smoleń, Anna Karolina Kłys "Niestety wszyscy się znamy"


Wydawnictwo Otwarte
data wydania październik 2011
stron 258
ISBN 978-83-7515-183-1

Lubię czytać biografie zwłaszcza o osobach, które cenię i darzę sympatią. Ale pod jednym warunkiem - taka książka opowiadająca o jakieś postaci musi być rzetelnie napisana, bez zbędnych sensacji i ploteczek, ot po prostu musi być do bólu szczera i obiektywna. Taką właśnie jest lektura wydana przez Wydawnictwo Otwarte opowiadająca o postaci chyba znanej w Polsce doskonale - Bohdanie Smoleniu. Popularny aktor, gwiazda kabaretu i piosenkarz sześciokrotnie spotkał się z Anną Karoliną Kłys - dziennnikarką i reporterką w roku 2010 w swoim domu i opowiedział jej o sobie. Ta opowieść jest niezwykle szczera. Smoleń odpowiedział na wszelkie pytania i te dotyczące pracy i te dotyczące życia prywatnego. I powstała niezwykła książka,  która jest opowieścią o Geniuszu, a zarazem skromnym i takim zwyczajnym facecie - mężu, ojcu, koledze.
 Pewnie niewielu z Was wie o węgierskich korzeniach członka Tey'a. Jego dzieciństwo nie było łatwe - ojciec lekkoduch nie świecił przykładem, a mały Boguś musiał wraz z siostrą opiekować się sparaliżowaną mamą. Potem był czas nauki, studiów i początków kariery scenicznej. A to w latach socjalizmu miało inny wymiar i smak niż dziś. Teksty wymagały zatwierdzenia cenzorów, występy wymagały zgody władz - a pensje ustalała Estrada. Artysta opowiada bez ogródek o tych czasach, które same w sobie miały sporo z kabaretu. Czytając mamy szansę poznać kulisy przygody Smolenia z kabaretem "Pod Budą " i "Tey" oraz dowiedzieć się jak tak naprawdę układały się jego stosunki z Zenonem Laskowikiem oraz poznać kulisy podróży w czasach PRL-u na Zachód i do Stanów. Pan Bohdan szczerze opowiada też o swoich projektach po zakończeniu współpracy z "Tey"em oraz o karierze discopolowca. Tekst książki wzbogacają fragmenty najbardziej znanych i lubianych przez publiczność skeczy kabaretowych oraz archiwalne zdjęcia prywatne i zawodowe. Książka ma też smutne oblicze, gdy dowiadujemy się o prywatnych tragediach satyryka oraz o jego chorobie i smutnej doli aktora emeryta.
Książka zrobiła na mnie mocne wrażenie. I jeszcze bardziej polubiłam Aktora ! To wspaniały Człowiek o Wielkim Sercu i wybitny Artysta ! Sława nie uderzyła mu do głowy - pozostał sobą mimo olbrzymiej popularności. A mnie w pamięci najbardziej pozostanie jako Pelagia - skecz o niej mogę oglądać milion razy dziennie i zawsze uśmieję się do łez. 
Naprawdę warto przeczytać książkę, która pozostaje w pamięci i do której powrócę. 
Za egzemplarz recenzyjny dziękuję Wydawnictwu Otwarte. 
A z tego miejsca pozwolę sobie podziękować Wspaniałemu Aktorowi za każdy wywołany na mej twarzy uśmiech, za wiele wspaniałych ról kabaretowych i za piosenkę "Dziewczyny, które mam na myśli " oraz za kreacje aktorskie i całokształt pracy artystycznej . Dziękuję Pani Bohdanie z całego serca !!!!!

A dla tych co chcą się pośmiać filmik

sobota, 8 października 2011

Joanna Miszczuk "Matki, żony, czarownice"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania wrzesień 2011
stron 496
ISBN 978-83-7648-917-9

Uwielbiam czytać sagi rodzinne. To taki rodzaj książek dla których odłożę nawet najbardziej fascynującą sensację czy romans. Lubię książki, w których fabuła jest wielowątkowa, występuje multum postaci, które są ze sobą spokrewnione, a rodzinne więzi obfitują w szereg sekretów i niespodzianek. Do takich książek zaliczę niedawno wydaną powieść Joanny Miszczuk. Czytając ją przeżyłam wiele ekscytujących chwil, towarzyszyły mi naprawdę ogromne emocje - byłam wzruszona, płakałam i wściekałam się czasem na niektóre z bohaterek. Bo głównymi postaciami tej książki są właśnie kobiety wywodzące się z jednej rodziny, które łączą pewne dziedziczne szczegóły anatomiczne - wszystkie mają płomiennie rude włosy, które kręcą się w niesforne pukle i zielone oczy, które w blasku świec lśnią jak szmaragdy. No i jeszcze owe damy przekazują swoim córkom z pokolenia na pokolenie przepiękny pierścień - brylant otoczony wianuszkiem błękitnych szafirów - zwany pierścieniem miłości i przebaczenia. A na dodatek niektóre panie z owe rodu dziedziczą zdolności uzdrawiające i mają ciepłe ręce zdolne leczyć, uśmierzać ból i przynosić ulgę w chorobie. Za te pokłady energii i umiejętność posługiwania się mieszankami ziół zasłużyły one na miano czarownic.
Najwięcej miejsca autorka poświęca Asi - kobiecie nam współczesnej, która ma bardzo barwne życie. Kocha, dwukrotnie wychodzi za mąż, ale nie jest szczęśliwa u boku mężów - którzy doprawiają jej rogi. Gdy wali się jej drugie małżeństwo, a próba jego ratunku zawodzi, na dodatek Asia traci pracę - nagle los okazuje się dla niej łaskawy i sprawia śliczny prezent. Asia dostaje świetnie płatną i ciekawą posadę , zarabia krocie, święci sukcesy zawodowe, podróżuje i nagle otrzymuje olbrzymi spadek. To dla niej kompletne zaskoczenie - w końcu która z nas nie byłaby zaskoczona, gdyby odziedziczyła wspaniały paryski pałacyk i gdyby okazało się, ze mamy bardzo sławnych przodków?! I poznaje losy swoich przodkiń.

O tej książce nawet gdybym nie wiem jak się starała nie mogę napisać nic negatywnego. Ona jest po prostu wspaniała. Napisana w świetnym stylu z wielkim rozmachem sprawia, że czyta - a raczej pochłania się ją z olbrzymią przyjemnością. Jej bohaterki to kobiety dzielne i odważne,umiejące czasem być upartymi i postawić na swoim, a zarazem kruche i pełne kobiecości istotki, które były kochane, ale i zdradzane oraz bardzo boleśnie ranione przez kochanków i mężów. Los nie oszczędzał ich i wielokrotnie płaciły olbrzymią cenę za uczucia. Były wykorzystywane i pogardzane, ale i uwielbiane. Najbardziej wzruszyły mnie losy Marii z Kolonii, którą spalono na stosie wyłącznie za niewinność i uwodzicielski wygląd - cóż była winna swojej urody i seksapilu ? Poruszyły mnie losy Marii - babki Joanny, która w czasie drugiej wojny światowej musiała dokonywać bardzo trudnych i dramatycznych wyborów.
Autorka napisała wspaniałą książkę o kobietach i dla kobiet, którą czyta się jednym tchem. Jej walorem jest wielka dbałość o szczegóły, misterne połączenie faktów historycznych z losami bohaterek, bardzo rozbudowana fabuła i wartka akcja. Występują w niej postacie i fikcyjne i historyczne - a ich kreacja jest mistrzowska. Czytając "Matki, żony, czarownice" nie sposób się nudzić i być obojętnym na losy rudowłosych kobiet, które są postaciami bardzo barwnymi. No cóż, przyznam szczerze, że przy lekturze jesienny wieczór nie okazał się nudny i długi - a wręcz minął jak mgnienie oka.
Szczerze polecam powieść Miszczuk każdej pani - bez względu na to czy jest matką, córką czy babcią . Na pewno Wam się spodoba. Książkę oceniam na "6", bo w pełni na nią zasługuje !
Za egzemplarz do recenzji dziękuję uprzejmie Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

piątek, 7 października 2011

Stosik następny z kolei !!!

Na długie jesienne wieczory !! "Ostatnia konkubina " to wygrana w konkursie - Mary ślicznie dziękuję. Pozostałe książki to egzemplarze recenzyjne od Wydawnictw - bardzo dziękuję .

czwartek, 6 października 2011

Colin Thubron "Po Syberii"


Wydawnictwo Czarne
data wydania 25 sierpień 2011
stron 380
ISBN 978-83-7536-285-5

Syberia to niezwykła, tajemnicza kraina, która do niedawna była zupełnie niedostępna dla obcokrajowców. Dopiero po odwilży politycznej i rozpadzie Związku Radzieckiego możliwe jest jej zwiedzanie przez osoby zza granicy. Colin Thubron – znany brytyjski pisarz i podróżnik, laureat nagrody im Nicolasa Bouviera – swoje wrażenia z syberyjskiej eskapady opisuje w książce “Po Syberii”. Wydana jedenaście lat temu lektura dopiero jesienią bieżącego roku doczekała się polskiego wydania.
“Po Syberii” to lektura obowiązkowa dla miłośników literatury podróżniczej, fanów doskonałego reportażu i pasjonatów Rosji. Brytyjski podróżnik przemierza blisko 30 tysięcy kilometrów podróżując różnymi środkami komunikacji: koleją transsyberyjską, statkiem, samolotem, autobusem i samochodem, a wszystko po to, by dotrzeć do miejsc niedostępnych, takich “gdzie diabeł mówi dobranoc” i gdzie przyjazd kogoś z obcym paszportem urasta do wydarzenia dużej rangi, a rytm życia wyznaczają pory roku i surowy klimat.
Wędrówkę rozpoczynamy na Uralu, w mieście Jekaterynburg, gdzie znajduje się słynny dom kupca Ipatowa, w piwnicach którego stracono rodzinę Romanowów. Na kartach książki zagościmy m.in. w Omsku, Nowosybirsku, Krasnojarsku, Ułan Ude, przemierzymy ziemię ociekającą krwią więźniów gułagów Workuty i Kołymy oraz dotrzemy w góry Ałtaju, Sajany i nad Bajkał, by zakończyć podróż w Magadanie.
Pisarz, jako wnikliwy obserwator, bez ogródek opisuje bolesną, lecz ciekawą historię tego rozległego rejonu, który był kiedyś miejscem podbojów i zesłania, podnosi jego problemy i bolączki oraz przedstawia Czytelnikom wielu mieszkańców. Mieszkańcy Syberii to ludzie, którzy znaleźli się tu z różnych powodów- wielu z nich jest potomkami zesłańców, inni przyjechali tu za dobrze płatną pracą, obiecywaną przez władze radzieckie. Dziś, choć Syberię często określa się jako kwintesencję Rosji, bo oparła się wpływom z Zachodu, nie żyje się tu w dostatku i spokoju. I to wcale nie przez klimat... Wszelkie pomysły stworzenia centrum przemysłu i wykorzystania surowców naturalnych oraz nowoczesnej bazy naukowo- technicznej upadły wraz z rozpadem imperium Breżniewa i Stalina. Zabrakło funduszy i koncepcji na rozwój Syberii, na której zapanowała bieda. Ludzie pracują w dogorywających fabrykach, często nie otrzymując przez kilka miesięcy wynagrodzenia. Wśród mieszkańców panuje bieda, bezrobocie, beznadzieja i przygnębienie, a wielu topi smutki w alkoholu. Ludzie młodzi, nie widząc perspektyw, marzą o wyjeździe na Zachód lub do Stanów Zjednoczonych. Mimo fatalnej sytuacji bytowej po upadku komunizmu odrodziła się tu religia. Buduje się wiele świątyń, restauruje zniszczone cerkwie, bożnice i kościoły buddyjskie.
Czytając tę książkę poznajemy przeróżnych mieszkańców Syberii- bezdomnych, pracowników muzeów i bezrobotnych z kołchozów, naukowców i rybaków. Wszystkich łączy bieda i brak perspektyw na lepsze jutro. Z lektury wyłania się wstrząsający obraz uroczej krainy – cechującej się przepiękną przyrodą, różnorodnym krajobrazem, ale źle zarządzanej, stojącej u progu bankructwa i coraz bardziej zanieczyszczonej przemysłowo. Rzeki syberyjskie są tak brudne, że ich woda przestaje zamarzać nawet przy kilkudziesięciu stopniach mrozu.
Tragiczna historia, z której pozostały do dziś resztki ruin obozów pracy m.in. na Kołymie i w Workucie oraz w okolicach Bajkału pokazuje, jak wiele tysięcy ofiar pochłonęła ta ziemia, ilu ludzi straciło tu życie z głodu, chorób i katorżniczej pracy ponad ludzkie siły. Nie sposób czytać o tym bez wzruszenia i łez w oczach – tym bardziej, że na Sybir wywieziono tak wielu naszych rodaków.
Opowieść Thubrona czyta się jednym tchem mimo, że to lektura niełatwa. “Po Syberii” jest przepiękną gawędą o olbrzymim kawałku Rosji, pokazującą jego prawdziwe oblicze - to wczoraj i to dziś. Jeśli zatem chcecie udać się w fascynującą podróż do serca ojczyzny Puszkina i Tołstoja zachęcam do lektury książki, która na pewno na długo zostanie w Waszej pamięci. Nie sposób bowiem oprzeć się doskonałemu pióru autora i czarowi Syberii, a ta książka to fascynująca literacka podróż i niesamowite przeżycia. Dzieło Colina Thubrona w mojej ocenie zasługuje na najwyższe uznanie i oceny. Gorąco polecam.
Za egzemplarz do recenzji dziekuję serwisowi Lubimy Czytać i Wydawnictwu Czarne

wtorek, 4 października 2011

Przemek Wechterowicz "Każdy kot ma dwa końce"


Wydawnictwo MG
data wydania 6.10.2011
ISBN 978-83-7779-005-2

Język polski obfituje w bogactwo porzekadeł, powiedzonek i przysłów. Są powszechnie znane i dość często używane w potocznej mowie. Przemek Wechterowicz znany jako autor książek dla najmłodszych dokonał bardzo ciekawego "literackiego eksperymentu". Bowiem "poprzerabiał " i zmodyfikował kilkadziesiąt przysłów zamieniając słowa z nich wyrazem kot, przymiotnikiem koci lub słowem kojarzącym się z tym zwierzakiem jak np. miauczenie. I co z tego powstało ? Przezabawne powiedzonka o całkiem nowej wymowie, które czasem mają bardzo humorystyczny wydźwięk. Czytając je świetnie się rozbawiłam i uśmiałam do łez, ale i znalazłam w nich głębszą treść. Bo zgodzę się z tym, iż zwierzak upodabnia się do właściciela, a powiedzonko kot w worku jest w dużej mierze przerysowane.
Książkę upiększają fantastyczne ilustracje pędzla Anny Nowocińskiej-Kwiatkowskiej.
Spędzenie czasu z tą książką polecę miłośnikom kotów przede wszystkim.Ale nie tylko - bo ta lektura to "bomba humoru", która świetnie poprawi nastrój zepsuty przez jesienną słotę.
Koty są niewątpliwie godnymi bohaterami tej książeczki, która może stać się sympatycznym prezentem na każdą okazję. 
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu MG.

A przy okazji tej notki pozwolę sobie wstawić pewną fotkę. Nie mam własnego kociaka - powód mój pies. Wiko mój owczarek niemiecki niestety nie zaakceptuje miauczącego współlokatora. A ja dokarmiam różne kotki - u męża w pracy i nie tylko. Niedawno pewnej znajomej mi parce kociaków urodziło się dziecko. Poniżej jego fotka - prawda,że cudowny maluszek ?