sobota, 31 maja 2014

Ból i żal..

Dziś po długiej chorobie odszedł do lepszego świata mój Przyjaciel Wiko. Nigdy nie przestanę Go kochać i wierzę, że spotkamy się ponownie w lepszym, wiecznym życiu. Nie wiem, kiedy otrząsnę się na tyle by znów pisać moje czytelnicze wrażenia. Ból jest tak wielki, że słów brak.


czwartek, 29 maja 2014

Theodor Kroger "Syberia. Moje miejce na ziemi"


Wydawnictwo Replika
data wydania 2014
stron 440
ISBN 978-83-7674-291-5

Syberyjskie życie

Syberia kraina piękna i dzika. Syberia dla wielu miejsce zesłania, w którym jakoś trzeba było żyć. W ciągu pierwszej połowy XX wieku w to miejsce trafiło wielu zesłańców. Jedni mieli na sumieniu jakieś grzechy, inni trafiali tu za swoją narodowość. 
Państwo Krogerowie przed wybuchem I wojny światowej mieszkali w Rosji, a konkretnie w Petersburgu. Prowadzili rozliczne interesy, byli ludźmi majętnymi. Theodor trafił na Syberię jako młody człowiek, który został oskarżony o szpiegostwo i zabicie rzekomo kilkunastu osób w trakcie ucieczki do Niemiec. Początkowo osadzono go w Twierdzy Pietropawłowskiej, potem przewieziono do Twierdzy Schlissenburg. Po krótkim procesie zapadł wyrok śmierci. Powieszenie zamieniono na dożywotnie zesłanie na Syberię. Po długiej drodze często w bardzo ciężkich warunkach trafił do wsi Nikitino. Miejscowości o której można powiedzieć, że leży za górami, za lasami, gdzie diabeł mówi dobranoc. Gdzie jest się niczym rozbitek na morzu. Otacza wprawdzie nie woda, ale dzika tajga, bagna, a przyroda dyktuje warunki życia. Zima jest długa i mroźna, temperatury często przekraczają 40 stopni na minusie. Lato jest krótkie, ale równie uciążliwe. Dokuczają spore upały, komary, muchy i inne insekty. Pogoda bywa kapryśna - susze niszczą plony i sprowadzają głód zimą. Trudno tu żyć zwłaszcza tym, którzy nie urodzili się tu. Theodor musiał się przystosować do całkowicie odmiennych warunków bytowania. Do braku wygodnego domostwa, insektów, skromnego pożywienia. Początkowo przebywał na terenie więzienia, ale później pozwolono mu znaleźć dom poza jego murami. Dzięki pieniądzom od rodziny i pracy Theodor radził sobie całkiem nieźle. W jego życiu pojawiła się też urocza tatarska dziewczyna...
Książka o której piszę to wzruszająca relacja syberyjskiego zesłańca, który spędził wśród tajgi blisko cztery lata. W tym okresie życie bardzo go doświadczyło. Ukazało, że może być trudno i pięknie, że mając odpowiednie cechy charakteru można nawet w syberyjskiej głuszy dokonać wiele dobrego, nawiązać przyjaźnie, zyskać szacunek u wroga i zarobić spore pieniądze. Można wśród dzikiej przyrody odnaleźć miłość i sens życia, odkryć to, co najpiękniejsze. Można też  stracić to, co według serca najważniejsze. 
Autor świetnie nakreślił przeżycia syberyjskich zesłańców w czasie trwania I wojny światowej. Swoich rodaków, niemieckich żołnierzy przetrzymywanych w obozie jenieckim. Dokuczało im wiele - głód, choroby, tęsknota, trudne warunki bytowe, ale i takie zwyczajne ludzkie słabości, które mogą dopaść wszędzie. Kroger kreśli również portrety rdzennych mieszkańców Syberii, ludzi prostych i niewykształconych, którzy do perfekcji opanowali sztukę przetrwania w trudnym środowisku. Ich wady i zalety, ich niezwykłe umiejętności i cechy osobowości. Relację z syberyjskich dni pełnych grozy, rozpaczy, ale i drobnych radości, małych zwycięstw czyta się niezwykle przyjemnie. Urzeka piękno opisywanej dziewiczej przyrody, wzruszają ludzkie relacje, budzą grozę historyczne fakty i wydarzenia. A wszystko to nie jest literacką fikcją, wymysłem autora o bujnej fantazji, a relacją człowieka, który przeżył wiele dobrego i złego na zesłaniu. Polecam lekturę tej publikacji tym, którzy lubią literaturę z historią w tle, osobom zafascynowanym Syberią i tym, którzy lubią literackie pamiętniki.
 

poniedziałek, 26 maja 2014

Michalina Kłosińska-Moeda "Kota lubi szanuje"


Wydawnictwo Replika
data wydania 2014
stron 212
ISBN 978-83-7674-042-3

Warszawska kariera Hanki

Książka nieznanej mi dotąd polskiej autorki to opowieść o młodej dziewczynie, która po skończeniu studiów musi się odnaleźć we współczesnej rzeczywistości. Ta jest niestety bezlitosna dla absolwentów kierunków, które ukończyła główna bohaterka. Magisterium z filozofii i licencjat z socjologii nie znajdują uznania w oczach potencjalnych pracodawców. Pochodząca z Rymanowa zdolna dziewczyna, po ukończeniu edukacji na najstarszym polskim uniwersytecie, przybywa do stolicy, gdzie odziedziczyła mieszkanie w jednej z kamienic. Lokum nie jest apartamentem i wymaga pilnego remontu. Nakłady finansowe muszą być na ten cel dość spore, więc Hance nie pozostaje nic innego jak szukanie pracy. Zaczyna lawinowo wysyłać swoje CV. Odpowiedź nadchodzi z agencji reklamowej. Tu wolna jest tylko posada .... I to tyle, jeśli chodzi o treść. Ciekawych kariery sympatycznej Hani odeślę do książki, która od samego początku podbiła moje serce.
Ta powieść spodobała mi się z kilku powodów. Doceniam świetne pióro i doskonały, lekki styl. Idealny dla tego gatunku. Komedia romantyczna, tym razem nie w wersji filmowej, ale na kartach papieru, jest wspaniałą lekturą na odprężające popołudnie, spędzone w parku czy w działkowej altance. Ta książka to przyjemny w odbiorze romans, ale też lektura, która ma drugie dno. Autorka bowiem w bardzo trafny sposób opisuje dzisiejszą rzeczywistość stołecznej aglomeracji. Warszawa to, jak się okazuje, miasto sporych możliwości dla przybywających do niego tzw. „słoików”. Nie miałam pojęcia, o kogo chodzi. Jak się okazało, „słoiki” to przybysze z prowincji, którzy przywożą przysmaki z rodzinnych miejscowości w szklanych pojemnikach. Michalina Kłosińska-Moeda świetnie i z dużym poczuciem humoru opisała miłosne i zawodowe perypetie młodej dziewczyny, stojącej na rozdrożu. Gdyby Hanka szukała pracy zgodnie ze zdobytym wykształceniem, pewnie długo zasilałaby szeregi bezrobotnych odwiedzających pośredniaki. Ale nasza sympatyczna bohaterka bierze los we własne ręce. Dzięki temu poznaje różne aspekty wielkomiejskiego życia, zawiera dość nietypowe znajomości, bywa na ekskluzywnych eventach i przyjęciach. Hani należą się wielkie brawa za to, że nie stara się wtopić w tłum, nie ulega modom i nie kopiuje innych. Pozostaje sobą. Autorka czyni swoją bohaterkę niejako reprezentantką młodego pokolenia, które nawet mimo wykształcenia musi borykać się z masą problemów. Emigrować, pracować poniżej kwalifikacji, by mieć na czynsz i inne rachunki.
Zakończenie jest przewidywalne, aczkolwiek inne do treści by nie pasowało. Mimo to przeczytałam tę powieść z przyjemnością do samego końca. Z książki wyniosłam też pewne przesłanie, by wykorzystywać wszelkie szanse, jakie daje nam los, nawet te, które są sprzeczne z naszymi oczekiwaniami. Nigdy bowiem nie wiadomo, jak karta się w życiu odwróci i co okaże się dla nas najlepsze.
Książka zrecenzowana dla portalu Lubimy Czytać.

sobota, 24 maja 2014

Paweł Żuchowski "Uzdrowił mnie Jan Paweł II"


Wydawnictwo M
data wydania 2014
stron 152
ISBN978-83-7595-856-0

Otrzymać drugie życie

O tym, iż Karol Wojtyła był kimś wyjątkowym wiedziałam intuicyjnie jeszcze za Jego życia. Gdy oglądałam transmisję z papieskiego pogrzebu w kwietniu 2005 roku w pełni zgodziłam się z napisami na transparentach "Santo subito". Świętość polskiego Ojca Świętego była dla mnie bezdyskusyjna i oczywista. Ale jak to według procedur prawa kościelnego bywa ustaleniom musiało stać się zadość. Proces beatyfikacyjny trwał niezwykle krótko. 
Już 1 maja 2011 roku Karola Wojtyłę uznano za błogosławionego. W tym dniu miliony osób na całym świecie oglądały relację Mszy beatyfikacyjnej z Placu Świętego Piotra. W tym gronie była też pewna para z Kostaryki. W ich domu jednak radość mieszała się z bólem i łzami. Floribeth Mora Diaz niedługo przed tym dniem usłyszała wieść potworną. Wyrok śmierci z ust lekarza. Tętniak wrzecionowaty, który powstał w jej mózgu nie nadał się do leczenia i usunięcia. Medycy bezradnie rozłożyli ręce. Mogli tylko uśmierzać ból i obniżyć ciśnienie. Dawali miesiąc życia. Floribeth z mężem tego dnia gorąco modlili się o cud. Bo tylko cud mógł uratować Kostarykankę. I stało się . Paraliż ciała się cofnął, a kobieta wróciła do zdrowia i pełni sił. Choroba nie pozostawiła żadnych śladów. Ten przypadek został zgłoszony do Watykanu i był kluczowym w procesie kanonizacyjnym. 
27 maja 2014 roku naszego Rodaka z Wadowic wyniesiono na ołtarze. Został świętym, a Jego relikwie w procesji niosła właśnie Floribeth. 
Uzdrowioną Kostarykankę wiosną tego roku w jej ojczyźnie odwiedził Paweł Żuchowski. Korespondent RMF FM pracujący w Stanach Zjednoczonych. Spotkał się z panią Moro Diaz, przeprowadził z nią rozmowę. Rozmawiał także z jej bliskimi, znajomymi, kapłanami i zwyczajnymi ludźmi spotkanymi gdzieś po drodze. Z tej podróży powstała książka reportaż. Niezbyt gruba, ale jakże ciekawa relacja okraszona zdjęciami. Książka od której nie mogłam się oderwać i którą przeczytałam jednym tchem. Nie obyło się bez olbrzymiego wzruszenia i wielu łez. Czy wierzę w cud? Bezapelacyjnie i rozumiem postępowanie Floribeth. Rozumiem jej potrzebę głoszenia tego, co zdarzyło się jej w ciągu ostatnich lat. Publikacja to bardzo dobrze i wnikliwie napisany reportaż. Nie ma tu sensacji, podsycanej ciekawości. Jest rzetelna relacja, jest opisane niezwykle zdarzenie. Tę lekturę proponuję przeczytać każdemu. Nie jest ona napisana by przekonać, by wymóc wiarę w uzdrowienie. Ta książka głęboko przemawia, uświadamia, że często wokół nas dzieją się różne cuda. Spływa wiele łask. Tylko czasem je po prostu nie zauważamy. Jesteśmy jakby ślepi, a warto je dostrzec. Zapraszam Was do przeczytania i poznania osoby Floribeth. 

czwartek, 22 maja 2014

W atrakcyjnej cenie

Od dziś na stronie http://ebookpoint.pl/promocja/831/ wszystkie ebooki wydawnictwa Novae Res kosztują 9,90zł.
Wielka promocja potrwa do 28 maja.

Życzę udanych zakupów.


środa, 21 maja 2014

Stosik - kolejny majowy

 Od góry przedstawiając:
- nowy miś w kolekcji, a raczej misia o imieniu Amelka - wypatrzona w lumpeksie za całą złotówkę
- Paweł Żuchowski "Uzdrowił mnie Jan Paweł II" od Wydawnictwa M
- Wacław Korabiewicz "Słońce na ambach" od Zysk i S-ka
- Igor Sokołowski "Białoruś dla początkujących" od Wydawnictwa MG
- Beata Kępińska "Taniec z czarownicą" od Zysk i S-ka

Biblioteczką elektroniczną uzupełniły:
  - od Wydawnictwa Replika
 od Wydawnictwa Prószyński i S-ka
od Wydawnictwa Otwartego.
Coś szczególnie Was zaciekawiło? Macie którąś z lektur w planach?

wtorek, 20 maja 2014

Ciekawa zapowiedź - Colleen Hoover

18 czerwca nakładem Wydawnictwa Otwartego ukaże się książka Hopeless Colleen Hoover.
To jedna z najpopularniejszych na świecie książek w kategorii New Adult. O jej fenomenie najlepiej świadczy liczba wpisów na portalu GoodReads.com – ponad 100 tys. ocen i 12 tys. recenzji!
Czasem odkrycie prawdy może odebrać nadzieję szybciej niż wiara w kłamstwa.
To właśnie uświadamia sobie siedemnastoletnia Sky, kiedy spotyka Deana Holdera.
Chłopak dorównuje jej złą reputacją i wzbudza w niej emocje, jakich wcześniej nie znała. W jego obecności Sky odczuwa strach i fascynację, ożywają wspomnienia, o których wolałaby zapomnieć. Dziewczyna próbuje trzymać się na dystans – wie, że Holder oznacza jedno: kłopoty. On natomiast chce dowiedzieć się o niej jak najwięcej. Gdy Sky poznaje Deana bliżej, odkrywa, że nie jest on tym, za kogo go uważała, i że zna ją lepiej, niż ona sama siebie. Od tego momentu życie Sky bezpowrotnie się zmienia.
Hopeless to znacznie więcej niż romans nastolatków. Dotyka trudnych tematów, odległych wspomnień i cierpienia tak potwornego, że zostało wyparte z pamięci.

Powieść polecają Marzena Rogalska (dziennikarka), Basia Kurdej-Szatan (aktorka), Maria Rotkiel (psycholog) oraz Eliza Wydrych-Strzelecka „Fashionelka” (blogerka). Książka podbija serca polskich czytelników, niektóre ich opinie zostały zamieszczone na kilku pierwszych stronach Hopeless.

Jak daleko możesz uciec od siebie, żeby pokonać niewyobrażalny ból? Jak wiele musisz zapomnieć, żeby móc dalej żyć – tylko dlatego, że życie okazało się trudniejsze, niż powinno być? Książka dla odważnych, którzy nie boją się trudnych tematów.
MARZENA ROGALSKA

Książka bardzo intrygująca i wciągająca do tego stopnia, że czytałam nawet w przerwach spektaklu! Polecam!
BASIA KURDEJ-SZATAN

Miłość bezwarunkowa, głęboka i odważna jest silniejsza niż zło, które podstępnie odbiera nam dusze... Przeczytaj „Hopeless” i dowiedz się, czy można odzyskać utraconą nadzieję. Gorąco polecam.
MARIA ROTKIEL

Uporządkowane i spokojne życie Sky zmienia się z dnia na dzień. Wszystko, co uważała za pewnik, okazuje się kłamstwem. Komu ma zaufać, jakie decyzje podjąć? Czy będzie chciała i mogła wybaczyć? Wciągająca książka, pełna nastoletniej miłości, humoru, ale dotykająca także poważnych tematów.
ELIZA WYDRYCH-STRZELECKA „FASHIONELKA”

O autorce:
Colleen Hoover jest jedną z najpopularniejszych obecnie amerykańskich autorek z nurtu New Adult. Napisała między innymi: Losing Hope, Finding Cinderella, Slammed, Point of Retreat, This Girl.
( info Wydawcy).
Ta propozycja bardzo mnie zaintrygowała. Wkrótce jej recenzję znajdziecie tutaj, na moim blogu.

poniedziałek, 19 maja 2014

Anna Czerwińska" GórFanka na szczytach Himalajów"


Wydawnictwo Annapurna
data wydania 2009
stron 208
ISBN 978-/83-61968-02-3

Himalajskie życie Pani Anny

Od jakiegoś czasu, mniej więcej od kilku lat pokochałam czytanie książek o górach. Z przyjemnością sięgam po relacje ze zdobywania szczytów zwłaszcza polskich autorów. Czytam i dzięki lekturze przenoszę się tam, gdzie nie docierają zwykli śmiertelnicy. Tam, gdzie docierają tylko nieliczni, najodważniejsi, twardzi psychicznie i fizycznie miłośnicy "łojenia" gór. 
Do tego ekskluzywnego grona z pewnością należy Pani Anna Czerwińska, która od ponad trzydziestu lat należy do elity światowego himalaizmu. Dla gór poświęciła wiele. One odpłaciły jej się też dość hojnie. Anna Czerwińska zdobyła sześć z czternastu szczytów ośmiotysięcznych i ma w swoim dorobku Koronę Ziemi. Swoje wrażenia spisała w wielu książkach. Niejako podsumowaniem kariery wspinaczkowej jest seria wydana przez Wydawnictwo Annapurna "GórFanka". To pięć książek, które są nie lada gratką dla miłośników literatury wysokogórskiej. Opisywany przeze mnie tom jest drugi w kolejności. W nim zawarte są wspomnienia ze zdobywania trzech himalajskich olbrzymów Mount Everestu, Lhotse i Makalu. Ten pierwszy był konieczny do "włożenia" Korony Ziemi. Tę publikację Autorka dedykuje swoim górskim Partnerom. Lektura jest to rozmowa, wywiad rzeka Anny Czerwińskiej z Romanem Gołędowskim . Publikacja to nie tylko słowa, ale i wspaniałe zdjęcia przybliżające górskie zmagania w Himalajach. 
 
Oczywiście niezwykle przyjemnie czytało mi się wspaniałą relację z gór najwyższych. Ale coś mnie w tej książce wyjątkowo urzekło. Coś powaliło na kolana. Za to należą się Pani Ani równie wielkie brawa jak za górskie wyczyny.Co mam na myśli? Skromność i pokorę wobec wspinania. Ikona polskiego himalaizmu nie pisze tej książki by się chwalić, by czekać na pochwały za to, co w górach osiągnęła. Zabiera czytelnika w inny, jakże piękny ale i groźny świat. W niedostępne miejsca, w strefę śmierci. Przybliża te himalajskie realia. Ich czar, piękno, ale i grozę. Wspomina, a tym wspomnieniom towarzyszą refleksje, zastanowienie na tym, co w górach istotne. Nie brak zachwytu pięknem krajobrazu, ale i nie brak opowieści pełnych grozy, dramatycznych wręcz podbramkowych sytuacji, które na znacznych wysokościach się zdarzają. Szczególnie zaintrygowały mnie słowa dotyczące pomocy w górach, ratowania innych. Z pewnością miało to miejsce w związku z wyprawą na Broad Peak w 2013 roku. Padają słowa: "Bo tak naprawdę rzadko który biały człowiek byłby w stanie zerwać się do akcji ratunkowej na grani szczytowej. Przychodzi tam, mając za cel wejście na szczyt, a potem z trudem schodzi. Szerpowie natomiast mają taki power, że nawet jeśli byli na szczycie, to tego samego dnia wieczorem mogą jeszcze pójść i ściągnąć kogoś ratując życie. Są pod tym względem niesamowici." (str. 38)  Tymi słowami Autorka podkreśla jak niesamowite możliwości mają ludzie, którzy urodzili się na znacznych wysokościach i mają tzw. pamięć do aklimatyzacji. To w górach coś niezwykle cennego. 
Książka podobała mi się niezmiernie. Nie mogłam się od niej oderwać. Relację z biwaku bez namiotu na Makalu czytałam mając gęsią skórę. Jaka dzielna z Pani Anny kobieta! A jak skromna, jaka szczera. 
Tę książkę jak i i cały cykl tej Himalaistki z całego serca fanom gór polecam.

czwartek, 15 maja 2014

Wanda Chotomska "Bobry mówią dzień bobry"


Wydawnictwo Znak emotikon
data wydania maj 2014
stron 224
ISBN 978-83-240-2912-9

Mistrzowskie rymy!

Z twórczością Wandy Chotomskiej zetknęłam się po raz pierwszy w bardzo wczesnym stadium mojego życia, w okresie, gdy jeszcze nie potrafiłam samodzielnie czytać. Zawsze przed snem literaturę dziecięcą czytał mi dziadek. Pierwsze były wiersze, potem bajki, baśnie, opowiadania. Wśród dziecięcej poezji utwory Pani Wandy należały do moich ulubionych, których słuchałam wielokrotnie aż nauczyłam się ich na pamięć. 
Jako dorosła kobieta za sprawą tomiku wydanego nakładem Znaku emotikon znów wróciłam do wierszy tej autorki. Tomik "Bobry mówią dzień bobry" przeczytałam jednym tchem. Zawarte w nim utwory spodobały mi się tak samo te, które poznałam w czasach gdy nosiłam dwa warkocze z kokardami. Czytałam je sobie na głos, a w tle bębnił o rynnę i parapet deszcz. Efekt był niezwykły. Czytałam i prawie non stop na mojej twarzy gościł uśmiech. A oczy podziwiały ilustracje Bohdana Butenki, które perfekcyjnie skomponowały się z tekstem. Szkoda tylko, że są one czarno-białe, a nie w kolorze. 

Książeczka podzielona jest na pięć części. Pierwsza z nich nosi tytuł Bajki gdybajki. Jak się można domyśleć w wierszach Chotomska snuje tezy co by było gdyby? Na przykład gdyby Czerwony Kapturek udzielił w lesie wilkowi innej odpowiedzi na pytanie dokąd idzie, czy gdyby tygrysy nie były mięsożerne a jadły irysy. Cześć druga To Rymy i rymki - wiersze w których królują kapitalnie wymyślone przez autorkę rymy. Czytając na głos jeszcze lepiej mogłam je wyłapać i docenić kunszt kompozycji. Kolejne dwie części to Rymy i rymki, których bohaterami są kwiaty i ptaki. Ostatnią częścią stanowią Limeryki i żarciki, których czytaniu towarzyszyły wybuchy śmiechu. Ten tomik to wspaniała propozycja skierowana do najmłodszych i młodych czytelników, ale gwarantuję, że osoby dorosłe czytając go również będą miały ogromną przyjemność i frajdę. Dodam jeszcze, że książka wydana jest w przyjemnym formacie, niezwykle starannie i w twardej oprawie. Przydatna jest przyszyta do niej zakładka. 
Zachęcam do sięgnięcia po tę lekturę wszystkich bez względu na wiek. Tym, którzy czytali lub którym czytano w dzieciństwie poezję Wandy Chotomskiej grożą miłe wspomnienia.

Lino Zani "Był człowiekiem, był świętym"


Wydawnictwo Esprit
data wydania 2014
stron 280
ISBN 978-83-6362-166-7

Odwiedziny niezwykłego Gościa

Jan Paweł II był papieżem, który kochał góry i wędrówki po nich oraz jazdę na nartach. Jako ksiądz wielokrotnie udawał się na górskie trasy w gronie młodzieży, która nazywała go wujkiem. Swojej górskiej pasji nie zaniechał w czasie całej swojej duszpasterskiej drogi. Jako głowa Kościoła Katolickiego również uwielbiał choćby na kilkadziesiąt godzin wyrwać się z Watykanu w góry, by podziwiać piękno natury, by doświadczyć chwil samotności i kontemplacji , ale i by oddać się białemu szaleństwu. Jedna z takich eskapad miała miejsce w pewien lipcowy poniedziałek 1984 roku. Dokładnie 16 lipca Ojciec Święty rozpoczął króciutkie wakacje w towarzystwie ówczesnego premiera Włoch i swojego przyjaciela Sandro Pertiniego. Ten wyjazd objęty był ścisłą tajemnicą. Karola Wojtyłę serdecznie powitała i ugościła w prowadzonym przez siebie schronisku Ai Caduti dell'Adamello rodzinia Zanich, która od lat była związana z tym miejscem. Jego Świętobliwość serdecznie zaprzyjaźnił się z Zanimi. Ta relacja przetrwała wiele lat. Lino Zani – instruktor i przewodnik alpejski to syn ówczesnego gospodarza schroniska. Jemu to przypadł zaszczyt towarzyszenia papieżowi w trakcie jazdy na nartach oraz w czasie spaceru po lodowcu, jak i w trakcie posiłków. Obaj szybko nawiązali bliski i serdeczny kontakt. To spotkanie ogromnie zmieniło życie Lina, a on sam stał się świadkiem świętości Jana Pawła II i jego przyjacielem.
Swoje wrażenia i przeżycia spisał w książce „Był człowiekiem, był świętym”, na podstawie której został nakręcony film fabularny „Święty i człowiek”. Tej produkcji nie obejrzałam, ale przeczytałam książkę Lino. Zrobiła ona na mnie olbrzymie wrażenie.
O polskim papieżu napisano wiele książek. Sporo z nich jest autorstwa najbliższych współpracowników i przyjaciół. Ale książka włoskiego instruktora zdecydowanie się na tym tle wyróżnia. Dzieje się tak z pewnością dlatego, iż jest ona bardzo, bardzo osobista i szczera. Napisana ze wzruszeniem, które udziela się i czytelnikom. Ta lektura zrobiła na mnie o wiele większe wrażenie niż „Świadectwo” kardynała Dziwisza czy „Najbardziej lubił wtorki”. To książka, która zawiera wspomnienia z dwóch papieskich wizyt na alpejskim lodowcu, w rejonie, gdzie w czasie wojny toczyły się intensywne walki. Ale to nie wszystko. Lino Zani opowiada też o przyjaźni, która łączyła go przez wiele lat z Ojcem Świętym, o tym jak bardzo go ta relacja zmieniła i wpłynęła na jego życie. Ale uwaga – ta publikacja pozwoliła mi też w pełni zrozumieć wszystkie szczegóły III tajemnicy fatimskiej, której proroctwa rozegrały się częściowo na oczach mojego pokolenia.
Co napisać, gdy emocje związane z książką są tak bardzo żywe i intensywne mimo, iż skończyłam lekturę jakiś czas temu? Wypada uprzedzić, że to książka bardzo wzruszająca dla tych, którzy papieża z Wadowic pokochali. Trzeba dodać, że mimo iż znam dość dobrze biografię Karola Wojtyły dowiedziałam jeszcze wiele. Dzięki relacji Lino czułam się tak, jakbym gdzieś tam w cieniu była i obserwowała naocznie papieskie odwiedziny. Tytuł książki mówi wiele. Jan Paweł II był kimś wyjątkowym, który widząc niebo nie stracił kontaktu z ziemią. Był człowiekiem kontemplacji i żywej wiary, ale i rozumiał zwykłych zjadaczy chleba, szybko nawiązywał międzyludzkie kontakty i był świetnym przewodnikiem w drodze ku niebiosom.Książka Lino Zaniego to kolejne świadectwo o świętości i człowieczeństwie Wojtyły. Gorąco polecam jej lekturę pokoleniu JPII. Jej przeczytanie dostarczy wyjątkowych wzruszeń podobnie jak obejrzenie zamieszczonych w książce zdjęć. Publikacji stawiam z całkowitym przekonaniem najwyższą ocenę. Jest tego jak najbardziej warta.
Książka zrecenzowana dla portalu Lubimy Czytać.

środa, 14 maja 2014

Stosik majowy

Zaczął się maj. Ten miesiąc dla moli książkowych niesie w tym roku wiele miłych niespodzianek. Premier bez liku. Kolejnych w dorobku znanych pisarek powieści. Wiele z tych lektur marzy mi się przeczytać. Od razu dodam, że wiele w tym miesiącu czeka mnie multum książek do recenzji. Kilka patronatów dla portalu Lubimy Czytać, ale i sporo książek od Wydawców. Listonosze i kurierzy zatem odwiedzą mnie często. Dziś początek prezentacji nowych nabytków.
Wanda Chotomska "Bobry mówią Dzień bobry!" od Znaku emotikon
Hugh Lofting " Największa podróż doktora Dolittle" j.w.
Katarzyna Grochola "Zagubione niebo" od Lubimy Czytać
Katarzyna Archimowicz "Miłość w Burzanach" j.w.
Bartek Dobroch, Przemysław Wilczyński "Borad Peak. Niebo i piekło" j.w. już po lekturze - książka kapitalna, niesamowita, mistrzowska
Jak się ten stosik Wam podoba? Znaleźliście coś  dla siebie?

wtorek, 13 maja 2014

Wywiad z Panią Wandą Szymanowską

Dziś w skromnych progach mojego bloga goszczę Autorkę niedawno recenzowanej przeze mnie książki "Zielone kalosze" Panią Wandę Szymanowską. Zachwycona lekturą zadałam pisarce kilka pytań. Dziś wywiad udostępniam na blogu i jeszcze raz zachęcam Was do lektury powieści - moja opinia pod linkiem http://cudownyswiatksiazek3.blogspot.com/2014/05/wanda-szymanowska-zielone-kalosze.html

Wanda Szymanowska (zdjęcie zamieszczone dzięki uprzejmości Autorki)


1 – Co sprawiło, że chwyciła Pani za pióro i napisała swoją pierwszą wydaną książkę? Czy marzenie o zostaniu pisarką narodziło się już dawno czy raczej był to błyskawiczny impuls?

Pisaniem zajmuję się od dawna. Zaczęłam już w szkole średniej. Może ,,pisanie” to sformułowanie na wyrost. Jestem tekściarzem na zamówienie, na zawołanie. Piszę różne teksty: użytkowe, okolicznościowe, felietony, opowiadania, bardziej natchnione lub mniej. Rzadko natomiast rymuję i poetyzuję, bo nie miewam skłonności lirycznych.
Przyjaźnię się ze znaną pisarką – Martą Fox. Jest dla mnie wielkim autorytetem, a jej słowa traktuję jak święte.
Pewnego dnia powiedziała mi : ty już powinnaś zacząć konkretnie pisać! I tak to się zaczęło.

2 – Ile czasu poświęciła Pani na pisanie opowieści o Antoninie?

Pochlebiam sobie, że piszę jak Kraszewski - bardzo szybko. W zasadzie zajęła mi ta powieść dobry miesiąc.

3 – Skąd zaczerpnęła Pani inspirację do fabuły? Czy w wykreowaniu bohaterki miała udział jakaś realnie istniejąca kobieta?

Najlepszą inspiracją jest życie i otaczający świat. A Antonina rzeczywiście ma swój realny prototyp. O ile mi wiadomo prototyp ma się dobrze i jest bardzo szczęśliwy. Podobno z każdym dniem coraz bardziej.

4 – Jak przyjęła Pani pozytywną wiadomość od Wydawnictwa Novae Res o wydaniu „Zielonych kaloszy”?

Prawie spadłam z krzesła!

5 – Czy w pracy nad książką dopingowali Panią rodzina i przyjaciele? A może był to osobisty sekret?

Moja konstrukcja psychiczna ma dziwną formę. Raczej potrzebny mi jest antydoping, bo jestem pracoholiczką. Kiedy siadam przy biurku, świat przestaje istnieć.
Połowa moich dorosłych dzieci, to filolożki polskie. One są moimi pierwszymi recenzentkami, ale nigdy nie poganiają. Ewentualnie pytają nad czym aktualnie pracuję.

6- Czy debiut literacki miał wpływ na Pani pracę zawodową? Jak przyjęli ją Pani koledzy z grona pedagogicznego i uczniowie?

Jestem przede wszystkim nauczycielką. Zawsze szkołę stawiać będę na pierwszym miejscu. W pracy nie rozmawiam na tematy niezwiązane z zawodem. Środowisko nauczycielskie jest dość osobliwe pod każdym względem. Prawdopodobnie wiedzą o książce. No i fama głosi, a ona nigdy się nie myli.
W lokalnym środowisku jestem natenczas najgłośniejszą postacią. Wchodzę do banku, a tam pani urzędniczka wyjmuje spod kontuaru moją książkę i prosi o autograf. Pani w sklepie, w którym codziennie robię zakupy, powiadziała, że wciągam jak bagno. Zaczęła czytać z wieczora i skończyła nad ranem, wobec tego się nie wyspała. Biblioteka miejska wypożycza mnie ,,na zeszyt” i ,,Zielone kalosze” wolno trzymać najwyżej dwa dni.
Najwięcej fanów mam wśród rodziców moich uczniów i dorosłych absolwentów.

7 – Czy w planach ma Pani pisanie kolejnych powieści dla polskich kobiet?

Moje komputerowe archiwum pęka w szwach. Są tam głównie felietony oraz całkiem pokaźny zbiór opowiadań. Kończę powieść adresowaną do grupy kobiet, która jest w specyficzny sposób upośledzona społecznie. Mam wielką nadzieję, że uda mi się znaleźć wydawcę.

8- Jaki jest Pani ulubiony autor?

Nie mam jednego ulubionego pisarza. Miewam raczej okresowe fascynacje jednym twórcą, a potem fascynacja przechodzi innego.
Nie lubię literatury fantastycznej. Lubię świat przedstawiony mocno osadzony w realiach.

9 – O czym marzy Autorka „Zielonych kaloszy”?

Zielone kalosze już ma. Jeszcze chciałaby mieć niebieskie sandały, czerwone szpilki…

10 – Jakie poza czytaniem( bo daję sobie głowę obciąć, że lubi Pani czytać) jest Pani hobby?

Może to zabrzmi dziwnie, ale moją największą pasją jest praca zawodowa. Poświęcam jej bardzo dużo energii i czasu. Na drugim miejscu stawiam poznawanie świata. Jestem dość osobliwym podróżnikiem. Nigdy nie podróżuję w towarzystwie, nie nocuję w gwiazdkowych hotelach, nie wlokę za sobą wielkiej walizki. Lubię i potrafię być sama ze sobą. Samotność w podróży pozwala mi na gwałtowne zmiany planów, bez konieczności tłumaczenia się.
I kolejną pasją jest muzyka – jest ze mną wszędzie: w szkole, w podróży, w trakcie pisania.

11 – Czy ma Pani ulubione książki do których Pani wciąż wraca i odkrywa ich piękno na nowo?

Nie mam takich. Staram się przeczytać jak najwięcej. Boję się, że nie zdążę przeczytać wszystkiego, co bym chciała. Ostatnio czytam z premedytacją – czyli z zamiarem podejrzenia warsztatu, co mnie martwi trochę, bo przestałam traktować książkę jako całościowy, autonomiczny twór. Rozkładam na czynniki pierwsze, obserwuję strategię tworzenia fabuły, dialogów, opisów, podglądam i notuję ,,chwyty stylistyczne”.

12 – Jakie przeżycia towarzyszą spotkaniom z czytelnikami?

Ciekawość! Wielka ciekawość! Chociaż niezupełnie zostanie ona zaspokojona, bo to niemożliwe. Ciekawa jest jak czytelnik skonkretyzował sobie w swoim umyśle skonstruowany przeze mnie świat przedstawiony. Nade wszystko interesują mnie wrażenia czytelnicze. Myślę, że słowa krytyki nie są w stanie mnie zirytować, lecz zmobilizować do ulepszania warsztatu pracy.

13 – Co jest trudniejsze pisanie czy nauczanie języka polskiego?

Obie te sztuki są bardzo trudne. Nauczanie w XXI wieku jest sztuką naprawdę karkołomną. Myślę, że wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, jaka wielka tragedia narodowa dzieje się na naszych oczach. Coraz mniej dzieci i młodzieży czyta. Wiele z nich nie jest w stanie przebrnąć przez całą lekturę, a zrozumienie sensów tzw. ,,naddanych” , czyli tego, co między wierszami, powoli staje się niemożliwe. A pisanie na razie nie jest dla mnie tak bardzo trudne. Po prostu wylałam na papier, to co zalegało w przepełnionej duszy. Trochę się opróżniło, ale mam nadzieję, że nigdy nie będzie beznadziejnie kapać. Zamierzam do tego nie dopuścić.
 
14 – Idealna książka na zły humor, chandrę i zawalenie się świata na głowę to...

Tylko Edward Redliński – przede wszystkim Listy z Rabarbaru. Konopielka, Awansteż się znakomicie do tego celu nadają.

15- Jak liczna jest Pani domowa biblioteczka?

Ha! Tego nie wiem, bo jest bardzo rozrzucona po wszystkich pokojach, regałach, zakamarkach mieszkania. To wielopokoleniowa scheda. Wszyscy w mojej rodzinie lubią czytać. Wszak większa część rodziny to filolodzy polscy. Wobec czego czytanie mamy wpisane w życie ,,z urzędu”.

Pani Wandzie bardzo serdecznie dziękuję za udzielone odpowiedzi. 

poniedziałek, 12 maja 2014

Peter Longerich "Himmler. Buchalter śmierci"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania 2014
stron 960
ISBN 978-83-7839-746-5

Życiorys nazistowskiego kata

Historia od wielu lat leży w kręgu moich zainteresowań. Oczywiście nie wszystkie epoki pasjonują mnie jednakowo. Szczególnie zajmuje mnie okres, kiedy Polska była pod rządami dynastii Jagiellonów i czas trwania II wojny światowej. Swoją wiedzę czerpię nie tylko z książek popularnonaukowych i podręczników, ale też uważam, że warto zagłębiać się w biografie czołowych postaci danej epoki, ludzi, które ją w dużej mierze kreowały.

 Właśnie dlatego na liście moich wiosennych lektur znalazła się biografia Heinricha Himmlera. Jej autorem jest wybitny niemiecki historyk Peter Longerich, który jest specjalistą w dziedzinie holocaustu. Książka jest bardzo obszerna i niezwykle dopracowana. Zawiera wiele szczegółów z życia Reichsführera-SS zarówno prywatnego jak i politycznego. Celem autora było bowiem przeniknięcie osobowości człowieka na wskroś przesiąkniętego złem i znalezienie odpowiedzi na pytanie co spowodowało, że pochodzący z mieszczańskiej rodziny katolickiej chłopiec stał się jednym z najokrutniejszych zbrodniarzy wojennych. Autor opisując życie współpracownika Hitlera analizuje je krok po kroku od narodzin. Ukazuje je z najdrobniejszymi szczegółami. Stara się perfekcyjnie wyrysować osobowość człowieka, który po zwycięstwie w 1945 roku nie miał odwagi odpowiedzieć za swoje czyny i popełnił samobójstwo. Rekonstrukcja osobowości kata o wyglądzie niepozornego urzędnika jest niezwykle wnikliwa. Z książki wyłania się postać okrutna i bezwzględna. Osoba o sztywnych poglądach, która była zapatrzona w faszyzm niczym w boga. Zagłębiając się w meandry duszy Himmlera czułam wzburzenie i przerażenie. Przerażała mnie przemiana spokojnego chłopca w bestię. 
Lider III Rzeszy był człowiekiem równie zakompleksionym, jak i okrutnym. Pedant w swoich służbowych obowiązkach był bezwzględny w okrutnych wyrokach nawet wobec członka bliskiej rodziny. 
Jestem pod ogromnym wrażeniem przeczytanej biografii. Praca nad nią wymagała od autora wręcz tytanicznej pracy, wielu godzin spędzonych na badaniem materiałów źródłowych i dokumentów. Żmudnego przedzierania się przez archiwa. Efekt jest w tym wypadku znakomity. Dzieło zasługuje na uznanie. Z pewnością lektura wyczerpie ciekawość tych, którzy lubują się w najbardziej dokładnej analizie przedstawianej postaci. Mnóstwo przypisów, szczegółowa bibliografia i słowniczek czynią lekturę bardziej przystępną. 
Książka mocno mną wstrząsnęła. Przekonała, że można być mordercą nie plamiąc sobie rąk krwią. Można bowiem mordować słowami rozkazów. Gorąco polecam lekturę tę publikacji osobom zainteresowanym III Rzeszą i najokrutniejszą z wojen XX wieku. 
 

niedziela, 11 maja 2014

Wiesław Olszewski "Przez Afrykę Środkową"


Wydawnictwo Zysk i S-ka
data wydania 2014
stron 400
ISBN 978-83-7785-344-3

W sercu Czarnego Lądu

Kolejna książka wydana w serii Człowiek poznaje świat to relacja z czarnego serca Afryki napisana przez Wiesława Olszewskiego - profesora Uniwersytetu Adama Mickiewicza, podróżnika i globtrotera. Miłośnika Czarnego Lądu, który przemierza ten kontynent i odkrywa jego najbardziej dzikie zakątki, a swoimi przeżyciami dzieli się z gronem czytelników. Jego relacje są niesamowite - ciekawe i pełne mnóstwa szczegółów. Podczas podróży odbytej w 2011 roku Olszewski odwiedza trzy kraje: Angolę, Republikę Środkowej Afryki i Czad. Państwa, które turyści nie odwiedzają prawie wcale. Nie są to przyjazne tereny dla białych. Nie ma rozwiniętej infrastruktury turystycznej. Ceny są kosmiczne i przyprawiają o zawrót głowy. Tereny są dzikie i niebezpieczne dostępne tylko dla najbardziej odważnych śmiałków, którym niestraszne niewygody, malaria i upał. Tu nie działa poza miastami telefon komórkowy, nie ma zasięgu internetu, a niekiedy nawet prądu. Ale to właśnie tu na ziemi o burzliwej i krwawej przeszłości można poczuć ten prawdziwy klimat Afryki, który jest nieco inny niż ten dający się odczuć w Kenii czy Tanzanii. Właśnie taka Afryka najbardziej fascynuje autora, który pisze o niej bardzo niezwykłe słowa: " Afryka mnie nie przeraża. Jest taka, jaka jest. To ja muszę się do niej dostosować. Nauczyłem się jej. A trzeba się jej uczyć ze zrozumieniem i gadać o niej własnymi słowami." ( strona 259) 
 
W towarzystwie Pana Wiesława przeżyłam niesamowitą literacką przygodę. Dotarłam do miejsc, które z pewnością nie miałabym szans odwiedzić nigdy w życiu. Poczułam smak jakże odmiennego od Europy miejsca, w którym niepodzielną władzę sprawuje nie człowiek a Natura. Tu ludzkie ja znaczy mniej niż gdzie indziej. Tu najważniejsze jest mieć zapas wody. Luksusy dostępne w turystycznych kurortach całego świata są czymś irracjonalnym. Tu Natura jest "... dzika, rozpasana, szalona w swojej mocy, nieprzyjazna słabym, nieprzychylna nadwrażliwym, wroga sentymentalistom i współczującym wzruszeniowcom z łezką w oku. Otwarta dla survivalowców i hardcorowców." ( stron 259). 
 
Podróż o której traktuje książka to podróż w przestrzeni, ale i czasie. Autor w przejrzysty sposób nakreśla historię odwiedzanych państw, ich bolączki i problemy wczoraj i dziś. Oddaje ich specyfikę, piękno i brzydotę. Pisze o kulturze, sztuce i dzikości. Zabiera nas na targi miejscowego rękodzieła, na wędrówkę po dzikich ostępach w poszukiwaniu goryli i słoni. Przybliża życie i codzienność w katolickich misjach i afrykańskich szpitalach. To w tej książce zawędrujemy nad niezwykłe Jezioro Czad, do wioski Pigmejów czy do parku Dzanga-Sangha. Złowimy egzotyczne ryby, poczujemy zapach grilla po afrykańsku i przeczytamy o religijnych zamieszkach, które pochłonęły wiele ofiar. A wszystko będzie arcyegzotyczne, niepowtarzalne i zachwycające. 
"Przez Afrykę Środkową" to książka barwna niczym najbardziej wyrafinowana mozaika. Pełna niepowtarzalnych opisów, które znakomicie uzupełniają rewelacyjne zdjęcia. Napisana po mistrzowsku, z humorem i niekiedy przymrużeniem oka. To pozycja obowiązkowa dla tych, którzy Afrykę kochają i których ona pasjonuje. O Czarnym Lądzie czytałam już wiele książek. Ta spośród nich zdecydowanie się wyróżnia. Jej Autor pisze odważnie i prawdziwie. Unika koloryzowania, zasłaniania tego, co złe, ale i nie wpada w grafomański zachwyt. Dzieli się osobistymi przeżyciami, dygresjami i spostrzeżeniami, a czyni to bez żadnej taryfy ulgowej. Lektura zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie i chętnie będę do niej wracać by znów podczytywać i odkrywać, by znów czuć prawdziwy koloryt kontynentu na którym rasa biała to mniejszość.

poniedziałek, 5 maja 2014

Wanda Szymanowska "Zielone kalosze"


Wydawnictwo Novae Res
data wydania marzec 2014
stron 192
ISBN 978-83-7942-131-2

Odnaleźć drogę ku szczęściu

Odnaleźć drogę ku szczęściu bywa czasem bardzo trudno. Pierwszym krokiem jest z pewnością uświadomienie sobie, że tej drogi trzeba szukać. W sytuacji, gdy mamy spory bagaż trudnych życiowych przejść trudno jest się zebrać w sobie i zacząć walczyć o to, by było nam lepiej. Niekiedy ogrania nas zniechęcenie, niemoc. Wydaje się, że i tak wszystko pójdzie na marne i się nie uda. Tak to już jest, że najtrudniejszy pierwszy krok. Ale gdy go nie uczynimy to z pewnością nic się nie zmieni. 
Antonina główna bohaterka powieści Wandy Szymanowskiej postanawia zmienić swoje życie. Zakończyć niezbyt udane małżeństwo, które trwało blisko trzydzieści lat. Szmat czasu, ogrom doświadczeń i wiele złego. Złota klatka, która była niczym więzienie. Mąż, który lubił wypić, który bardziej kochał siebie, alkohol, towarzystwo niż żonę, sprawił, że Tosia pewnego dnia zdecydowała zerwać toksyczny związek. I tak nasza bohaterka bez planu na przyszłość, z niewielką sumką odkładaną na czarną godzinę zjawia się w niewielkiej wsi Ruczaj Dolny. Tu zamieszkuje w skromnej chatce i chce zacząć swoje życie od nowa. Nie wie, co ją czeka, nie wie czy się uda osiągnąć upragnione szczęście, ale jest zdeterminowana i zdecydowana na odważny krok. Atrybutem jej nowego świata stają się kupione na pierwszych zakupach w wiejskim sklepie kalosze, które na błotniste drogi są o wiele praktyczniejsze niż pasujące do wybrukowanych miejskich trotuarów balerinki. Tosia musi znaleźć swoje miejsce w innym, nieznanym jej świecie. Musi sama zatroszczyć się o finanse, posiłek na stole. A przede wszystkim musi uśpić koszmary i traumy z przeszłości. Bez tego nie będzie jej przecież dane rozkoszować się życiem na nowo...
 
"Zielone kalosze" to bardzo trafnie dobrany tytuł. Zielony to kolor nadziei, a kalosze to obuwie praktyczne, idealne na swobodny spacer nawet kiedy jest niepogoda. Książka jest niezwykle prawdziwa i realistyczna. Opisuje trudną w życiu kobiety sytuację. Związek Tosi okazał się porażką. To nie nastraja optymistyczne. Smakuje gorzko. Ale nieudane małżeństwo nie może być wiekiem trumny, które zamyka się na amen. Nie może być przeszkodą na drodze do szczęścia. Decyzja Tosi z pewnością wiele ją kosztowała. Ale jak się okazało była niezbędna. Powieść to nie grube tomiszcze, ale lektura w sam raz na jeden wieczór. Nie jest to jednak książka banalna, szablonowa i z gatunku tych "przeczytać, dobrze się bawić i zapomnieć". To lektura, która dodaje odwagi, nadziei i niesie mądre przesłanie : Nie warto marnować dni na nieszczęśliwe związki. Drogie Panie jesteście warte nie tylko kupić sobie nowy ciuch, świetny kosmetyk czy markowy but. Macie jeszcze być szczęśliwe, wolne i nic nie powinno Was ograniczać. Macie brać życie pełnymi garściami, rwać jego radości, a przeganiać smutki. Nie możecie pozwolić stłamsić się przez partnera.
"Zielone kalosze" to książka o pokonywaniu życiowych trudności, o dokonywaniu ważnych wyborów i przeogromnej sile kobiecej przyjaźni, która potrafi czynić cuda, która bywa lekiem na całe zło. Lektura zrobiła na mnie spore wrażenie. Ogrzewała mnie energią i optymizmem tak mocno jak majowe promienie słońca w których ją czytałam. Książka o kobietach i dla kobiet. Doskonały debiut. I dodam jeszcze, że to też powieść z prowincją w tle.
A już niedługo na moim blogu zostanie zamieszczony wywiad z Autorką tej książki.

niedziela, 4 maja 2014

Miriam Collee " W Chinach jedzą księżyc"


Wydawnictwo Pascal
data wydania 2014
stron 304
ISBN 978-83-7642-254-1

Gdy znudzi się stabilizacja...

Gdy znudzi się osiągnięta w życiu  stabilizacja można ... na przykład zmienić miejsce zamieszkania, udać się na drugi kraniec świata, podjąć spore wyzwanie i zmierzyć się z życiem w kraju, który różni się kulturowo od ojczyzny. Tak właśnie zrobili Miriam i Tobias - Niemcy, którzy przeprowadzili się do Chin, a konkretnie do Szanghaju. Tobias miał tam podjąć pracę, a kontrakt opiewał na dwa lata. Pierwszy rok życia w państwie, gdzie znajduje się Wielki Mur Miriam opisała w książce pod bardzo interesującym tytułem. Z góry dodam, że należy go przyjąć z przymrużeniem oka. Nikt bowiem nie je satelity Ziemi, tylko ciasteczka w jego kształcie. 
Niemiecka para wyjeżdża do Chin z trzyletnią córką. Jadą ciekawi świata, ale życie w największym azjatyckim państwo ogromnie na każdym kroku od samego początku ich zaskakuje. Jest totalnie inaczej niż w Europie. Niespodzianka ( zwykle przykra) goni niespodziankę. Ale do odważnych świat należy. 
Chiny zaskakują rodziców Amelie bez końca. Są miejscem nieprzewidywalnym, które na samym początku wydaje się niemożliwym do życia niczym strefa śmierci w Himalajach czy gorąca pustynia. Wszystko co otacza jest inne, obce, nieznane i trudne do rozeznania. Inne powietrze (bardzo zanieczyszczone), inne reguły życia, inny język, inna kultura - można wymieniać bez końca to, co nie jest takie jak na Starym Kontynencie. Miriam musi sobie poradzić z prostymi czynnościami, które w tamtym miejscu ze zwyczajnych spraw mogą urosnąć do rangi poważnego problemu. Nie jest łatwo zamieszkać w chińskim domu, w którym awaria goni awarię, ciągle coś się psuje, coś nie działa. Chińska "jakość" towarów i usług sprawia, że jeżą się włosy na głowie. Ale powoli, powoli idzie się przyzwyczaić, oswoić i sprostać codziennym kłopotom. 
Książkę czyta się jednym tchem za sprawą sposobu napisania. Lektura tryska humorem i to właśnie dzięki niemu Niemcom udaje się przetrwać w niezbyt przyjaznym środowisku. Spełnia się powiedzenie, że co nie zabije to wzmocni. Życie w Państwie Środka bywa pasmem szoku, zdziwienia i zaskoczenia. Często przyprawia o ból głowy, ale z czasem można je nawet polubić. Z książki można się sporo dowiedzieć o życiu w chińskiej rzeczywistości. Zapewne ta lektura przebije niejeden przewodnik. Czy po niej mam ochotę odwiedzić to państwo? Cóż, niestety nie. Ale uważam, że przeczytanie relacji Pani Collee było czymś niezwykle cennym. Uśmiałam się do łez, poznałam od podszewki inną kulturę. Odkryłam przezabawną historię Europejki, którą z każdą przeczytaną stroną coraz bardziej podziwiałam. Serdecznie polecam tę książkę osobom lubiącym lektury tryskające humorem oraz tym, które lubią czytać relacje ludzi osiedlających się na obczyźnie.

sobota, 3 maja 2014

Cecelia Ahern "Pora na życie"


Wydawnictwo Świat Książki 
data wydania 2014
stron 424
ISBN 978-83-7943-223-3

Za zasłoną kłamstw czai się prawda

Cecelia Ahern to dość młoda pisarka, która zyskała swoimi powieściami sporą sławę. Jej książkami zachwycają się czytelnicy w wielu krajach. Wiele z jej publikacji zyskało miano księgarskich hitów. Osobiście mam w swojej biblioteczce już jakiś czas książkę „P.S. Kocham Cię”, ale jakoś do niej jeszcze nie sięgnęłam. „Pora na życie” to pierwsza z lektur tej pisarki, którą przeczytałam. I która bardzo mnie zaskoczyła. Liczyłam na dobre (bo tak wiele sprzedanych książek na koncie autorki) babskie czytadło, pogodne, lekkie i przyjemne w odbiorze. Okazało się, że ta książka ma jednak zdecydowanie inne oblicze. Nie ma bowiem opcji, by po lekturze i w jej czasie nie zastanowić się nad swoim losem, na tym jak przeżywamy każdy dzień, jak gospodarujemy tym, co los daje nam w darze.
Główna bohaterka to kobieta, która nazywa się Lucy Silchester. Jej życie w momencie, gdy ją poznajemy nie jest zbyt ekscytujące. Mieszka w dość przeciętnej wynajętej kawalerce wraz ze znalezionym na śmietniku kotem. Praca nie daje jej satysfakcji, a Lucy nie wspina się po zawodowej drabinie sukcesu. Dziewczyna jest singielką, ale nie z wyboru. Jest sama po tym jak po dłuższym związku porzucił ją chłopak. Nasza bohaterka wiązała z nim plany na całe życie, ale związek nie wypalił. Strącona w otchłań porażek i smutku kobieta nie radzi sobie z prawdziwą, realną aczkolwiek bolesną rzeczywistością i ucieka w kłamstwa. Chroni się za ich zasłoną przed całym światem i najbliższymi. Staje się wręcz notoryczną kłamczuchą. Swoje zachowanie tłumaczy przed sobą wstydem. Pewnego dnia czeka ją niezwykłe spotkanie. Lucy spotyka się z Życiem...
Cecelia Ahern ma niewiele ponad trzydzieści lat. Jej proza jest niezwykle dojrzała, mądra, pełna ciekawych sentencji. Kryje w sobie wiele życiowych prawd. Każdy z nas chyba kiedyś w życiu zaczął postępować jak główna bohaterka. Jakże łatwo przychodzi to pierwsze, często niewinnie brzmiące kłamstwo! A potem zaczyna się już lawina. Zaczynamy żyć w fikcji, iluzji, w świecie wyrzeźbionym w naszej głowie. Tracimy kontakt z rzeczywistością. Tak nie można. W życiu Lucy pojawia się Życie. Ale nie każdy z nas będzie miał tyle szczęścia.
Książka nie ma moim zdaniem pięknej i zachwycającej okładki, ale za to niezwykły tytuł. Pora na życie jest chyba zawsze, gdy oddychamy, gdy bije nam serce. Owszem w naszej egzystencji to naturalne, że będą zdarzać się przykre zdarzenia, smutne niespodzianki. Będą boleć. To nie znaczy jednak, że wolno nam popadać w skrajną rozpacz i się poddawać. W życiu trzeba czasem zmierzyć się i z bolesną prawdą. Nie można wtedy chować się w mysią dziurę, ale trzeba odważnie podnieść głowę. Stawić czoła problemom. To hartuje i czyni nas odporniejszym na ciosy.
Postać głównej bohaterki jest ciekawie wykreowana. Nie brak jej wad, kompleksów, co czyni ją taką zwyczajną. Lucy wzbudziła we mnie różne uczucia. I współczułam jej i byłam na nią wściekła. Miałam jej za złe, że tak szybko się poddaje, tak szybko rezygnuje. Popada w coś na kształt paranoi. Widzi wady innych, wszyscy poza nią są winni. Tak nie można. Grozi to otuleniem się całunem czarnego humoru i zgorzknieniem. Czy warto tak marnować swoje życie? To pytanie na które łatwo i trudno odpowiedzieć. Lekiem wydaje się pogoda ducha i dystans. I pewna sentencja mówiąca, że gdy zamykają się jedne drzwi otwierają się drugie.
„Pora na życie” to książka, której lektura może wywołać w nas sporo refleksji nie tylko nad życiem Lucy, ale i własnym. Mnie jej przeczytanie uświadomiło cenność każdej chwili.
Książka zrecenzowana dla portalu Lubimy Czytać.

piątek, 2 maja 2014

Virginia C. Andrews "Mroczny anioł"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania 2014
stron 480
ISBN 978-83-7839-724-3
 
Wzruszające losy Heaven c.d.n.

Jakiś czas temu dzięki lekturze książki Virginii C. Andrews poznałam sympatyczną bohaterkę, której dzieje bardzo mnie zafascynowały. Z przyjemnością zatem zabrałam się za lekturę kolejnego tomu autorki "Kwiatów na poddaszu". Po lekturze tomu poprzedniego miałam apetyt na równie dobrą książkę i od razu dodam, że dokładnie tak było. Znów powieść znakomicie mnie uwiodła. 
Siedemnastoletnia Heaven Leigh Casteel - dziewczyna wywodząca się z ubogiej rodziny mieszkającej na Wzgórzach Strachu stanęła na progu dorosłości. Marzyła by skończyć studia i żyć godnie. Zapomnieć o biedzie, głodzie i chłodzie, które stale towarzyszyły jej w dzieciństwie. Jej plany oscylowały wokół zostania nauczycielką. By spełnić marzenia potrzebowała pomocy bogatych dziadków ze strony nieżyjącej matki. Z duszą na ramieniu udała się do Bostonu. Była to jej pierwsza w życiu podróż samolotem. Dziewczyna udawała się w nieznane. Nie wiedziała jak zareagują nieznani dotąd jej krewni. Miała znaleźć się w całkowicie innym świecie - wspaniałej rezydencji, w świecie bogactwa. Czy los będzie jej sprzyjał nie zdradzę, aczkolwiek dodam, że w życiu młodej panny pojawi się dwóch mężczyzn - jeden z przeszłości i ktoś całkiem nowy, a serce Heaven nie będzie już biło tak obojętnie...
 
Książka jest pełna wielu zdarzeń, które składają się na misternie utkaną fabułę bogatą w wiele niespodzianek i zakrętów. Jest to zarazem powieść obyczajowa utrzymana w klimacie nieco bajkowym, choć nie brak momentów, gdy staje się dramatycznie. Heaven dorasta, zakochuje się, dojrzewa. Poznaje świat, który do tej pory był dla niej wielką zagadką. Nagle stać ją na wszelkie luksusy, drogie stroje, samochody i wspaniałe jedzenie. Ale w miejsce starych kłopotów pojawiają się nowe troski, jak się okazuje stan konta nie decyduje o szczęściu. Powieść jest napisana lekko i przyjemnie, momentami może nieco infantylnie. Czyta się ją szybko i jest łatwa w odbiorze. Tym, którzy ulegli czarowi "Rodziny Casteel" nie grozi rozczarowanie. Oba tomy są moim zdaniem jednakowo doskonałe. Lektura dostarczyła mi wzruszeń, emocji, odrobinę łez. Współczułam Heaven w wielu momentach. Ale zdarzyło się też i zaskoczenie zachowaniem tej postaci. W wielu opiniach o tej książce czytelnicy zarzucali autorce schematyczność. Ja osobiście nie mam jej tego za złe. Książka mi się podobała, trafiła w mój gust. Zgodzę się z określeniem, że to baśń dla dorosłych kobiet, ale czyż takie lektury nie są na czytelniczkom niekiedy w życiu po prostu niezbędne? 
Wspaniała propozycja dla kobiet w każdym wieku, które lubią sobie pomarzyć, pofantazjować i w których duszy nie znikła fascynacja bajkowym światem z dzieciństwa.