Kręć się kręć wrzeciono, wić się tobie, wić …
Po debiuty książkowe zawsze sięgam z olbrzymią ciekawością. Zaczynając ich lekturę mam wrażenie, że wyruszam w podróż w nieznane, nie mam pojęcia co mnie czeka i z jaką treścią przyjdzie mi się mierzyć. Jedne debiuty mnie zachwycają, inne okazują się totalną klapą i nużą, a ich czytanie staje się męką. Do książki Ewy Sobieniewskiej przyciągnął mnie opis i przepiękna okładka. Miałam ochotę na połączenie powieści historycznej z wątkiem romansu i chciałam uciec od współczesnej rzeczywistości kilka wieków wstecz. A co miało tak naprawdę miejsce?
Po prostu oniemiałam, wzdychałam z zachwytu i po lekturze kilkudziesięciu stron wiedziałam, że to z pewnością najlepszy debiut jaki kiedykolwiek miałam w ręku. Zakochałam się w powieści, jej bohaterkach i klimacie jaki mnie otulił. Oczywiście wiedziałam, że rozstanie z tak genialnym tytułem będzie bardzo bolesne i przykre, a ja będę miała problem z powrotem do realnego świata. Z tego powodu delektowałam się czytaniem każdej strony niczym najlepszym smakołykiem i odcięłam się kompletnie od rzeczywistości.
Przez karty książki przewijają się dwie bohaterki, dwie młode kobiety, które dzieli przestrzeń czasu, a łączą pewne cechy charakteru: charyzma, odwaga i hart ducha. W sercach obu drzemie wewnętrzna siła by podjąć walkę o swoje szczęście i pomyślną przyszłość. Obie nie są uległe i nie tulą uszy po sobie. Umieją znaleźć w sobie moc, która pozwoliła im stanąć do walki z przeciwnościami losu. Obie polubiłam i obu gorąco kibicowałam. Obie wykroczyły poza ramy norm jakie panowały we współczesnych im czasach.
Vaiva jest piękną Litwinką i przedmiotem pożądania mężczyzn. Jej uroda działa jak magnes i zamiast ułatwiać życie wręcz je utrudnia. Mężczyzna, który chce ją pojąć za żonę stoi od niej wyżej i jest bogatszy. Vaiva jest jednak nieczuła na jego starania i daje mu kosza. Urażony kowal pragnie zemsty i oskarża dziewczynę o czary. W roku 1641 na Wilenszczyźnie nie ma miejsca wśród żywych dla wiedźm. One muszą spłonąć na stosie, udowodnienie ich winy jest już mniej istotne. Vaivie po torturach jest już wszystko jedno czy będzie żyła czy nie i przyznaje się do winy. Nagle w jej życiu pojawia się ta ostatnia deska ratunku, której ona sama czepia się kurczowo i wykorzystuje ją.
Dwieście lat później w pewnym majątku na Sandomierszczyźnie żyje Wiktoria. Ukochana córka swego ojca, która wiedzie beztroskie życie. Upaja się młodością, cieszy drobnostkami i jest szczęśliwa, ale nagle jej życie wywraca do góry śmierć ukochanego papy. Młoda dama jest na dnie rozpaczy, a jej koszmar pogłębia kolejne zamążpójście jej rodzicielki. Ojczym dziewczyny nie jest jej przychylny, wysyła ją na naukę poza dom, a pewnego dnia decyduje o jej małżeństwie. Chce ją oddać za żonę bogatemu starszemu mężczyźnie, który jest na usługach rosyjskiego zaborcy. Wiktoria nie chce o tym słyszeć ani jako panna na wydaniu, ani jako żarliwa patriotka. By uniknąć swego losu decyduje się na wzięcie sprawy w swoje ręce i wybiera niepewny los...
Uwielbiam sagi z historią w tle, ale to nie jest jedyny powód dla którego debiutowi Ewy Sobieniewskiej oddałam dozgonnie serce. Stało się to błyskawicznie po przeczytaniu kilkunastu stron. Autorka pisze eleganckim językiem, pięknym stylem, malowniczo i z polotem. Jej pióro działa pod wpływem umysłu dyktującego fascynującą fabułę i serca, które dodaje tekstowi uczuć oraz dba o emocje czytelnika. Tę historię czyta się jednym tchem z niekłamaną przyjemnością. W tej książce nie ma słabych punktów. Wszystko perfekcyjnie współgra za sobą i się uzupełnia. Jest bardzo dobry pomysł na fabułę, jest wartka akcja, są emocje i niespodzianki, są dobre dialogi i prześliczne, plastyczne opisy przyrody. Jest i historia w tle, która wkracza w życie zwyczajnych ludzi, są historyczne miejsca, jest ciepły klimat, walka dobra ze złem oraz nietuzinkowo wykreowani bohaterowie, a także dynamika, która nadaje lotności. Przed oczami czytelnika malują się nakładające się na siebie obrazy, a umysł wciąż zastanawia się co stanie dalej. Przeszłość idealnie łączy się z kolejnym okresem czasowym, a wileński klimat pieści wręcz serce. Tej opowieści nie można już ulepszyć, ona jest perfekcyjna i w pełni dopracowana, a jej treść udowadnia talent Autorki oraz jej sentyment do Wilna i okolic.
Dniem i nocą nie mogłam się oderwać od czytania, byłam w tej książce duszą i ciałem. Nie ma w niej schematów, są dwie wspaniałe kobiety, które im nie ulegają, a tym samym dodają skrzydeł nie tylko swojej przyszłości, ale i książce. W ciągu wielu epok padało zdanie, że trzeba mieć odwagę brać los w swoje ręce, nie poddawać się i walczyć bez względu na wszystko. Wiktoria i Vaiva to potwierdzają, a wrzeciono jest symbolem, który ma wymowne znaczenie.
O tej książce mogę tylko pisać i mówić w superlatywach. Bardzo Was proszę byście nie ominęli jej na swojej czytelniczej drodze. Z pewnością rzuci Was na kolana i nie zawiedzie. Koniecznie ją przeczytajcie.