piątek, 27 listopada 2020

Magdalena Kordel "Bo nadal cię kocham"

 



Wydawnictwo Znak 

data premiery 25 listopad 2020

stron 384

ISBN 978-83-240-6104-4

seria Malownicze tom 6


Prawdziwa miłość nigdy nie gaśnie

Grudzień to najwłaściwsza pora by sięgnąć po powieści utrzymane w świątecznym klimacie. Jedną z tegorocznych propozycji z tej półki jest najnowsza powieść Magdaleny Kordel "Bo nadal cię kocham", która jest szóstym tomem serii Malownicze. Mogą po nią sięgnąć miłośnicy tego cyklu znający poprzednie tomy, ale i również osoby, które w tej uroczej górskiej wiosce nigdy jeszcze nie były. Lektura otula nas niczym mięciutki kocyk i opowiada historię, na którą wpływ ma przeszłość jednej z bohaterek. 

Leontyna prowadzi sklepik Kuferek, w którym sprzedaje urocze bibeloty i przedmioty z duszą. Jej spokój burzą tajemnicze listy, które od pewnego czasu systematycznie zaczyna dostarczać jej miejscowy listonosz. Kobieta domyśla się od kogo mogą przychodzić. Nie mając najmniejszej chęci by wracać do smutnej i bolesnej przeszłości postawia je ignorować, nie przyjmować, nie otwierać i nie czytać. Nie chce by to, co było wywróciło jej świat do góry nogami. Ale tu chodzi o  wielką, choć przykurzoną upływem czasu miłość, która wprawdzie wybuchła w niewłaściwym czasie i miejscu, ale którą nic nie jest w stanie uśmiercić. Tymczasem nastaje grudzień, najpiękniejszy miesiąc w roku, zaczyna się zima, świat otula pierzyna z białego puchu. Czy magia świat pomoże dwojgu zakochanym ludziom, których rozdzieliła wojenna zawierucha? Czy wigilijny wieczór, który gasi wszelkie spory pomoże zbliżyć się do siebie tym, którzy kiedyś obdarzyli siebie gorącym uczuciem? 

Z ręku na sercu przyznaję, że bardzo stęskniłam się za Malowniczem i jego mieszkańcami. Tym razem trafiłam do tego miejsca w magicznym czasie, gdy rozpoczyna się zima i idą święta. W lekturze są też momenty, kiedy opuszczamy Malownicze, by poczuć klimat Lwowa, wojennej Warszawy i stolicy teraz. Mamy okazję zobaczyć ją oczami kobiety, która boi się spojrzenia wstecz, ale i wysnuwa bardzo mądre wnioski. Historia Leontyny ogromnie podbiła moje serce. Jest w niej tyle emocji! Losy Zosi i Bronka byłyby takie romantyczne, gdyby nie wojna! Z pewnością stanęliby na ślubnym kobiercu. Jednak los postanowił inaczej. 

Lektura "Bo nadal cię kocham" to był strzał w dziesiątkę. Jej wielkim atutem jest klimat, a właściwie kilka klimatów, które wzajemnie się przenikają. Autorka nie odrywa losów bohaterów od przyrody. Tak, jak jesień przechodzi w zimę, tak serce Leontyny z czasem wraz upływem lat zamarło, zamknęło się w sobie, zasklepiło przed tym, co trudne, bolesne. Starsza pani bojąc się wspomnień otuliła je lodową skorupą z myślą by już nigdy nie wracać do tego, co było. Jednak listy kruszą lód i o ile atmosferę grudnia ocieplają święta o tyle pewne spotkanie sprawia, że wszystko staje się inne. Nie wiem, czy dobrze wyraziłam słowami to jak odebrałam treść powieści, niemniej jednak uważam to za przepiękny motyw i niezwykłe przesłanie. Bo święta i dobrzy ludzie wokół nas są właśnie po to, by kruszyć lody, by poczuć blask i ciepło miłości. 

Lektura dosłownie wbiła mnie w fotel. Uroniłam łzy czytając o czasach wojennych, po raz kolejny zrozumiałam dramat tamtych lat. To cenna lekcja, bo pozwala docenić to, co dane jest ludziom teraz.

 W książce Magdaleny Kordel odkrywamy rodzinne tajemnice i sekrety, otulamy się klimatem świąt i ciepłem ludzkich serc. To sprawia, że czytanie poprawia humor i pozwala uwierzyć, że dobro nigdy się nie zdezaktualizuje i zawsze będzie niezwykłą wartością. Gorąco polecam lekturę tej powieści, jak i całego cyklu osobom lubiącym ciepłe, serdecznie i pogodne klimaty w książkach. Jestem pewna, że przeżywanie wraz z bohaterami ich radości i smutków dostarczy każdemu wielu niesamowitych wrażeń. Polecam tytuł na prezent, który z pewnością przypadnie do gustu dzięki swojej magii, która bez wątpienia w nim drzemie. Odwiedźcie Malownicze i poczujcie magię Bożego Narodzenia.  

poniedziałek, 23 listopada 2020

Agata Komorowska "Czy mogę ci mówić mamo?"

 



Wydawnictwo Edipresse

data premiery 25 listopad 2020 

wersja ebook lub audiobook

ISBN 978-83-8177-528-1


Inna droga macierzyństwa


Rodzicem jest ten, kto wychował, a nie ten, kto tylko urodził lub spłodził. To stwierdzenie jest jak najbardziej właściwe i oddaje całą prawdę o rodzicielstwie. Osoby, które adoptowały dziecko, które włożyły trud w jego wychowanie zasługują na wielkie uznanie i szacunek. Przez społeczeństwo nie zawsze są jednak doceniane. Często posądza je się o chęć zysku, czasem o zaspokojenie swoich marzeń o posiadaniu dziecka za wszelką cenę. To bardzo krzywdzące. Niestety, o adopcji krąży wiele mitów. W obalaniu ich pomagają upublicznione prawdziwe historie procesu i funkcjonowania adopcji w rzeczywistości. Nie wszyscy chcą o tym mówić. Milczeniem zasłaniają się przeważnie Ci, które adoptują małe, niczego nieświadome dziecko. Adopcje nastolatków są już bardzo rzadkie, ale też mają miejsce. Agata Komorowska zdecydowała się właśnie na adopcję nastoletniego chłopca i opisała ją na kartach swojej książki. Tytuł ukazuje się na rynku w nietypowej formie - bo póki co tylko jako audio i ebook. Ja miałam okazję poznania go jeszcze przed premierą i dziś chcę się z Wami podzielić moimi wrażeniami. Dodam, że jestem osobą stojącą obok tego tematu, bo ani nigdy nie planowałam ani nie chcę adoptować dziecka, ale publikacja ogromnie mnie zaciekawiła i otworzyła oczy na właściwe spojrzenie na temat, który ma w sobie wiele z tabu wspólnego. 

Anna Komorowska, gdy poznała Michała miała za sobą rozwód. Samotnie wychowywała troje dzieci. Nastoletniego syna, adopcyjną córkę i drugiego syna, który urodził się z zespołem Downa. Jej życie nie było idealne, ale ona była idealną matką. Taką, która rzeczywiście kochała swoje dzieci wszystkie razem i każde z osobna, która robiła wszystko by zapewnić im to, co w życiu najlepsze bez niewłaściwego rozpieszczania. Uczyła je odpowiedzialności, funkcjonowania w rodzinie, przygotowywała do dorosłości. I nagle w życiu jej rodziny pojawił się nastolatek z domu dziecka, którego ojciec zmarł, a matka nie była mu w stanie zapewnić należytej opieki i wychowania. Pani Agata poznała go na szkolnej wigilii u swojego najstarszego syna. Chłopcy się przyjaźnili. Ich relacja szybko się zacieśniała i przerodziła się w ciepłe, braterskie uczucia. Nastolatkowie coraz więcej czasu spędzali razem. Michał w praktyce stał się już częścią i członkiem ich rodziny. Zapadła decyzja by sprawę Michała zalegalizować w świetle prawa. Zaczęła się walka, składająca się z etapów o pełną adopcję. By słowo mamo nie było na wyrost. 

Czym jest tytuł "Czy mogę ci mówić mamo"?

 Ogromnie wzruszającą książką, literaturą faktu, prawdziwą historią i poradnikiem zilustrowanym realnym przykładem dla tych, którzy chcą zostać rodziną zastępczą i myślą o adopcji dziecka. Zawiera w sobie ogromne pokłady emocji i prawdę o tym, jak funkcjonuje w Polsce system prawa w tym zakresie. Jak w praktyce wygląda zostanie adopcyjnym rodzicem. To tytuł napisany z perspektywy kobiety, która zostaje adopcyjną mamą, ale i relacja samego chłopca, który po wielu bolesnych chwilach i doświadczeniach trafia do raju, który nazywa się normalna rodzina. Taka, której obca patologia, takiej w której panuje miłość, a nie rządzi alkohol czy przemoc. Droga do opuszczenia domu dziecka nie jest prosta. Wiedzie przez zawiłości prawne i gąszcz przepisów. Ale to nie jedyna trudność na ścieżce do normalności. Trudna jest także adaptacja do życia okaleczonego psychicznie i emocjonalnie chłopca, który ma pewne zaległości, pewne braki w normalnym funkcjonowaniu, które obce są dzieciom ze zwykłych rodzin. Bo to pewnie dla wielu trudne do zrozumienia, że nastolatek nie wie co to wizyta w banku, na poczcie itd. Obce mu są normalne życiowe sprawy, bo żył w innym świecie. Michał musi się nauczyć normalności, ale i pozbyć emocjonalnego bagażu, traum jakie nabył w młodości. 

Czytałam i płakałam. Lektura sama wyciskała potoki łez. Żal mi było chłopca skrzywdzonego przez ludzi i los. Podziwiałam kobietę, która okazała się silna i nieugięta w walce o normalne życie dla nastolatka. Łatwo jej nie było. Michał nie był grzecznym dzieckiem. Zresztą w jego wieku prawie każdy młody człowiek przeżywa okres buntu. On miał go w sobie o wiele więcej z powodu doświadczeń jakimi nakarmiło go życie. Rozrabiał i upadał. Przeszłość kładła się cieniem na jego życiu. A Pani Agata nie poddawała się. Uparcie i mozolnie, czasem przez łzy walczyła, dążyła do celu, burzyła kolejne mury, przyjmowała od losu ciosy i wyzwania. Na swojej drodze trafiała na dobrych ludzi, którzy wyciągali pomocną dłoń, ale i na przeszkody z którymi trzeba było sobie poradzić. Kibicowałam jej. Mocno trzymałam kciuki czując jak było trudno. Przeżywałam problemy i radości razem z nią, razem z jej rodziną. Zrozumiałam jak skomplikowanym wyzwaniem jest adopcja, jak wielką siłą sprawczą jest macierzyńska miłość, która dosłownie potrafi góry przenosić. 

To naprawdę wielka książka. Mądra i szczera. Obalająca głupie mity, pokazujące prawdziwe oblicze i smak adopcyjnego macierzyństwa. Czytałam ją wzruszona, przejęta i z ręką na sercu napiszę, że jej treść dotknęła mnie do głębi. Książka jest też pomocą jak radzić sobie w rodzicielskich kryzysach, jak dotrzeć do wrażliwych i skrzywdzonych dzieci. To realna lekcja jak trudne bywa macierzyństwo i zarazem odpowiedź dlaczego warto się tak trudzić i wojować. Obowiązkowa pozycja dla każdego rodzica, gorąco polecam zagłębienie się w nią. 

piątek, 20 listopada 2020

Laila Shukri "Perska kobiecość"

 




Wydawnictwo Prószyński i S-ka 

data wydania 2020

stron 440

ISBN 978-83-8169-287-9

W raju też bywają kłopoty

Od wielu lat jestem miłośniczką powieści związanych ze światem Orientu i utrzymanych w arabskich klimatach. Chętnie zagłębiam się w lektury, które pokazują tamtą rzeczywistość, która na pierwszy rzut oka może wydawać się wielu kobietom idealna, kusząca i przypominająca bajkę.

Laila Shukri to pseudonim Polki, która napisała już kilkanaście książek. Ich tematyka oscyluje wokół Bliskiego Wschodu, a głównymi bohaterkami są kobiety. Cykl „Perska miłość” składa się już z sześciu książek. Najnowszą z nich jest „Perska kobiecość”, która skupia się na losach Joanny. Polki, która poślubiła bogatego biznesmena z Kuwejtu. Wiedzie ona życie w luksusie, jednak nie czuje się szczęśliwa. Jej małżeństwo jest dalekie od ideału, a ona sama po latach żywi wobec męża diametralnie inne uczucia niż w dniu ślubu. Ali ją zawiódł, zdradził i rozczarował. Życie utrudniły także kłopoty z dziećmi, z których najstarsza córka przeżyła piekło, po tym, jak związała się z terrorystą i zwolennikiem ISIS. Joanna podczas wakacyjnego pobytu na Bali poznała mężczyznę, w którym się zakochała bez pamięci. Przerażona ogromem miłości i tym, czego może dokonać jej rozsierdzony małżonek, bez pożegnania opuściła ukochanego. Los i przeznaczenie pozwoliły im jednak na ponowne spotkanie. Czy tym razem Joasia pójdzie za głosem serca i będzie miała odwagę zawalczyć o nową miłość? Jak poradzi sobie po przejściach jej córka Sara? Czy kłopoty w raju wreszcie się skończą?

Kolejna powieść Laili Shukri to wspaniała książka, która sprawiła, że błyskawicznie oderwałam się od rzeczywistości. Zabiera nas do Kuwejtu, Dubaju i na niesamowitą wyspę, jaką jest Bali. Akcja książki nie jest zbyt szybka, ale dzięki temu mamy okazję poznać rozterki kobiety, którą związek, na pozór idealny, rozczarował i okaleczył. Powieść pokazuje smutną i brutalną prawdę. Pieniądze nie są gwarantem uczuciowego szczęścia. Bogactwo tworzy nad związkiem złudną ochronę parasola, który owszem ułatwi życie, ale go nie osłodzi. Joanna wpadła w swoim małżeństwie w pułapki, które okazały się kratami złotej klatki. Czytając, byłam ogromnie ciekawa jak potoczą się jej losy. Kolejne strony przewracałam z zaciekawieniem i z rumieńcami na twarzy. Zakończenie, które jest zdecydowanie najmocniejszym punktem książki, wbiło mnie w fotel. Autorka zastosowała fortel, którego się kompletnie nie spodziewałam. Odkładając książkę na półkę, byłam nieco zła, że na dalszy ciąg przyjdzie mi trochę poczekać.

Powieść czyta się lekko i przyjemnie. Autorka stawia jednak ważne pytanie o to, co jest dla kobiety w życiu najważniejsze. Podsuwa pod rozważanie kwestię, która skupia się na tym, co jest fundamentem szczęścia w każdym związku. Jak się okazuje, cenniejsze niż bogactwo jest jednak uczucie, szacunek, przyjaźń, zrozumienie, wsparcie, które sprawia, że wyrastają skrzydła.
Była to niezwykle udana podróż do egzotycznego raju, pełna realnego życia i problemów, z którymi borykają się kobiety z całego świata. Polecam.


poniedziałek, 16 listopada 2020

Lucyna Olejniczak "Apteka pod Złotym Moździerzem. Obca"

 



Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania 2020 
stron 720
ISBN 978-83-8169-297-7

Prequel jakich mało

Prequel kojarzył mi się z twórczością zagranicznych twórców. Nie czytałam do tej pory żadnego prequelu rodzimego pisarza. I nagle jako zagorzała fanka cyklu "Kobiety z ulicy Grodzkiej" przeczytałam, że Pani Lucyna Olejniczak napisała tego typu dzieło i będzie ono składało się z dwóch tomów. Na buzi zagościł uśmiech radości. Nowina, że znów zatopię się w klimat tej serii wprawiła w zachwyt. No i doczekałam się. Jestem po lekturze pierwszego z dwóch tomów, a dodam, że to dość gruba książka, której czytanie to prawdziwa przyjemność i czytelnicza uczta. 

Przenosimy się do Galicji. Polski nie ma na mapie świata. Jest rok 1831. Pod koniec września w małej wsi Bartkowice zapanowała zaraza. Przyniesiona przez wojska rosyjskie z Krymu choroba doprowadziła do izolacji tejże miejscowości. Jej mieszkańcom zabroniono opuszczania tego miejsca, które otoczono kordonem wojsk. Ludzi żyjących do tej pory spokojnie spisano na straty. By ocalić siebie i swoje nienarodzone dziecko jedna z mieszkanek Bartkowic postanowiła przekupić żołnierzy i uciec. Młoda kobieta będąca w ósmym miesiącu ciąży postanowiła posłużyć się mocą gorzałki i udać się do dworu w którym kiedyś służyła. Plan się udał, ale byli chlebodawcy odmówili Agnieszce pomocy. Głodna, zziębnięta i zrozpaczona miała jednak w tarapatach sporo szczęścia i trafiła do podkrakowskiego klasztoru sióstr benedyktynek. Tam znająca się na ziołach i leczeniu nimi kobieta znalazła dach nad głową, wikt i opierunek. Tam przyszło na świat jej dziecko. Córka, która okazała się zgodnie z przepowiednią zielarki osobą nietuzinkową i zdolną. Magda była dzieckiem żywym, odważnym i łaknącym wiedzy. W klasztorze odebrała dobrą edukację. Gdy osiągnęła odpowiedni wiek ksienia postanowiła odesłać ją do Krakowa pod opiekę swojego brata. Magda wyruszyła w nieznane by rozpocząć dorosłe życie. Pierwsze chwile w dużym mieście okazały się nieco trudne, ale sprytna i ciekawa świata dziewczyna szybko zadomowiła się w grodzie Kraka. Tam spotkało ją bardzo wiele przygód. Jeśli jesteście ciekawi jej losów koniecznie sięgnijcie po powieść, która na pewno zrobi na Was ogromne i pozytywne wrażenie oraz z łatwością podbije Wasze serce.

Cóż napisać o lekturze, o której słowo genialna to za mało? Jak właściwie oddać jej wybitny kunszt, klimat i piękno? Od samego początku zapisane przez Autorkę słowa przyjemnie mnie otuliły i zabrały do świata w kolorze sepii, w którym nie ma internetu i telefonów, nie ma na mapie świata Polski, ale żyją w nim dwie nietuzinkowe kobiety, które błyskawicznie skradły moje serce. Do obu poczułam ogromną sympatię i nić porozumienia. Bo owe bohaterki okazały się duszami nieustraszonymi, mężnymi, którym niestraszne spore tarapaty i kłopoty. Miały one w sobie coś zawadiackiego, coś z lwiej natury co pozwoliło im przetrwać i wyjść z podniesioną głową z różnych sytuacji. Zatapiając się w ich życie, ich perypetie, ich koleje losu straciłam poczucie czasu. Zapomniałam, gdzie się znajduję, bo odpłynęłam w tamte czasy. Rozstanie z książką, powrót do rzeczywistości był jednak nieunikniony i bolesny. Osłodził go fakt, że przecież przede mną jeszcze czytanie drugiego tomu, który oby ukazał się jak najszybciej.

Lucyna Olejniczak genialnie odwzorowała słowami odległe czasy. Autorka w swoim umyśle wykreowała wspaniałą historię, którą idealnie przeniosła na papier. Fabuła książki jest przemyślana, pełna zwrotów, a fakty historyczne zwinnie łączą się z tymi, które narodziły się w wyobraźni Pisarki. Efektem jest powieść od której ciężko się oderwać, a która czyta się na jednym wdechu. 
Jej bohaterowie są namacalni, prawdziwi, wywołują emocje, dają się lubić niczym dobrzy znajomi. Błyskotliwe dialogi dodają błysku. Nienużące opisy idealnie obrazują tło w którym rozgrywa się akcja. I tak bardzo łatwo oczami wyobraźni widzimy galicyjską wieś, benedyktyński klasztor czy ulice Starego Miasta w Krakowie, które są jedyne w swoim rodzaju. Tę powieść chłonęłam zachwycona, z rumieńcami i nieobecnym wyrazem na twarzy. Domownicy wiedzieli co za tym idzie, nikt nie śmiał przerwać mi lektury. Przeczytałam ją w dwa popołudnia i wieczory. To były wyjątkowe chwile i emocje. Lekturę polecam tym, którzy znają już cykl Kobiety z ulicy Grodzkiej i tym, którzy o nim jeszcze nie słyszeli. To przednia książka, która zasługuje na wielkie brawa. Otulcie się ciepłym kocykiem, otulcie się aromatem gorącego kakao i dajcie się zabrać do Galicji. Przygotujcie się na wyjątkowe chwile. Zaczytajcie się, zrelaksujcie i posmakujcie fenomenalnej prozy. Gorąco zachęcam. 

piątek, 13 listopada 2020

Robert Ziębiński "Lockdown"

 


Wydawnictwo Kobiece
data wydania 2020
stron 408
ISBN 978-83-6661-187-0

Gdy świat się zatrzymał

Wydawało się, że świat w XXI wieku jest do tego stopnia rozpędzony, że nic i nikt nie jest w stanie go zatrzymać. Nikt nie przypuszczał, że nagle wszystko się zatrzyma i stanie na głowie. Nikt, poza scenarzystami filmów i pisarzami, nie był w stanie wymyślić takiego scenariusza, jaki miał miejsce pod koniec ostatniej zimy. Mały, niewidoczny gołym okiem patogen wywrócił do góry nogami życie milionów ludzi. A cała ta sytuacja dobitnie udowodniła nam, że mimo niesamowitego rozwoju technologii, wciąż jesteśmy słabi. Gdy tylko pandemia się zaczęła, społeczeństwo poznało znaczenie nowego słowa, jakim jest lockdown. Cała ta sytuacja, zgodnie z moimi przewidywaniami poruszyła wyobraźnię wielu pisarzy, którzy chwycili za pióra i osadzili akcję swoich książek w czasie grasowania wirusa z koroną.

Tak właśnie postąpił Robert Ziębiński, który akcję swojej powieści osadził w ciągu trzech pierwszych dni od wybuchu epidemii. Stolica Polski, podobnie jak cały kraj, nagle zostaje całkowicie sparaliżowana. Na ulice wychodzi wojsko i policja, zamierają sklepy, biura, urzędy, instytucje usługowe i szkoły. Pojawiają się pierwsi chorzy, pierwsze ofiary śmiertelne tajemniczego wirusa, który szybko zabija. W tej szalonej rzeczywistości rodem z horroru dochodzi do porwania. Młoda dziewczyna nagle zapada się pod ziemię. Nastolatka jest córką Olgi Maj, która ma na koncie ogromną fortunę i planuje otwarcie największej w Europie galerii handlowej. Porywacze szybko ujawniają swoje żądania. Chcą sporej kwoty pieniędzy, którą posiada kobieta. Jednak podjęcie jej z bankowego konta jest w chwili epidemii niemożliwe. Olga, samotna mama, bardzo kocha swoją jedyną córkę i zrobi wszystko by ją odzyskać. Zawrze pakt z samym diabłem, by jej dziecko było wolne i nie zawaha się przed niczym. Jej wsparciem i bratnią duszą w tym trudnym momencie jest jej prywatny kierowca. Zaczyna się walka z czasem, epidemią i ludźmi, którzy nie mają w sobie żadnych uczuć i stać ich na wszystko...

Powiedzenie o książce „Lockdown”, że to świetny thriller to bardzo adekwatne stwierdzenie. Fabuła przykuwa do powieści od pierwszych zdań i autentycznie zapiera dech w piersiach. Autor dla potrzeb tytułu przerysował epidemiczną rzeczywistość i opisał o wiele bardziej straszny i ponury scenariusz, niż realnie miał miejsce. Panujący w powieści klimat sprawia, że dreszcze emocji są autentyczne i bardzo mocne. W nietypowej sytuacji nic nikomu nie gwarantuje bezpieczeństwa. Nawet fortuna na koncie nie chroni przed podbramkową sytuacją. Główna bohaterka zmuszona jest podjąć śmiertelne ryzyko i zejść do mafijnego podziemia, w którym panują reguły niemające nic wspólnego z moralnością.

Akcja książki toczy się błyskawicznie, jest dynamiczna i chwilami nieprzewidywalna. Zaskakuje czytelnika i ma w swoim zanadrzu wciąż nowe niespodzianki. Główni bohaterowie to bardzo ciekawe postacie. Nikt w tej książce nie jest kryształowy i nieskazitelny. Każda postać jest autentyczna. Każda ma wady i zalety. Autor zasłużył na pochwałę za świetne dialogi, jak i opisy, które wprowadzają nas w świat poza granicą prawa. Zakończenie to po prostu mocna kropka nad przysłowiowym „i”. W tej historii nie wiało nudą, dlatego polecę jej przeczytanie osobom, które lubią książki, w których ciągle coś się dzieje. Reasumując: ciekawy pomysł na fabułę, świetne wykonanie, dobry warsztat literacki, niezapomniany klimat, ogrom emocji. Polecam i zachęcam do lektury.




wtorek, 10 listopada 2020

Zofia Ossowska "Pensjonat samotnych serc"

 


Wydawnictwo Filia
data wydania 2020
stron 384
ISBN 978-83-8195-151-7

Czy można naprawić złamane serce?

Jesień to pora, kiedy szczególnie potrzebujemy ciepła. Zatem przydadzą się ciepłe ubrania, kocyki, gorąca herbatka i kawa oraz rozgrzewające książki. Takie lektury, które otulą nas swoim klimatem, optymizmem, które dodadzą wiary w dobro mieszkające w ludzkich duszach. Z pewnością taką powieścią jest tytuł napisany przez Zofię Ossowską „Pensjonat Samotnych Serc”.

Akcja rozgrywa się na Mazurach. W okolicy jednego z jezior stoi pewien stary dom. Jego gospodynią jest pani Wiesia. Wdowa, która po śmierci męża postanowiła stworzyć niezwykłe miejsce. Jedyne w swoim rodzaju, które ma być niczym „szpital” dla złamanych, zranionych, samotnych serc, które mają tam dojść do siebie. Wyzdrowieć, zapomnieć o doznanych krzywdach, naładować akumulatory i odfrunąć ku szczęściu. Goście mogą liczyć na piękne krajobrazy, cudowną, serdeczną i domową atmosferę, znalezienie pokrewnej duszy i powierniczki w osobie Wiesławy oraz pyszną szarlotkę w dwóch wariantach. Pewnego dnia do tego miejsca trafia Matylda Jaśmin. Młoda kobieta robiąca karierę w korporacji, którą życie do tej pory niestety nie rozpieszczało. Matylda ma za sobą straconą w imię odpowiedzialności pierwszą miłość, po której wplątała się w małżeństwo. Niestety okazało się ono potworną pułapką i toksycznym związkiem. Mąż, który ślubował miłość, uczciwość i wierność okazał się tyranem, alkoholikiem i psychicznym oraz fizycznym dręczycielem. Wojtek zabrał kobiecie radość życia i poczucie własnej wartości. Strapiona codziennością, przybita poronieniami Matylda trafiła pod skrzydła gospodyni, która też wiele przeszła i spotkała jej syna, w którego sercu tkwił bardzo bolesny cierń. Czy w takiej sytuacji możliwe jest jeszcze wyjście na prostą? Zaczęcie wszystkiego od nowa i nabranie wiatru w skrzydła? Czy można naprawić złamane serce? A jeśli tak, to jaka jest na to recepta?

Od wielu lat zaczytuję się w powieściach obyczajowych naszych rodzimych pisarek. Sięgam zarówno po kolejne tytuły ulubionych i znanych autorek, jak i po książki debiutanckie otwierające drogę do literackiej kariery. Mogę powiedzieć z ręką na sercu, że nie pamiętam by jakakolwiek publikacja z tego gatunku literackiego, tak mocno chwyciła mnie za serce, jak najnowsza powieść Zofii Ossowskiej. Od samego początku uznałam, że za sprawą czytania trafiłam do wyjątkowego miejsca i poznałam nietuzinkowych bohaterów. Mężczyznę i kobietę, którzy na własnej skórze odczuli, co to nieszczęśliwa, wyniszczająca miłość. Ich historie są całkowicie odmienne i różne, ale oboje doznają tego samego — bólu i cierpienia. Zostają zranieni, choć nie zawinili. Ich dobre intencje los miał za nic. Po takiej dawce zła oboje muszą powstać z kolan i od nowa ułożyć sobie przyszłość. Czy to jest możliwe?

Autorka przepięknie nakreśliła dwie ciekawe historie, które w lekturze umiejętnie ze sobą splotła i połączyła. Czytając, ma się wrażenie rzeczywistego funkcjonowania w fabule i kontaktu z bohaterami. Do czytania przyciąga klimat książki i jej magia. Ta powieść ma w sobie coś przykuwającego, coś kojącego i pozytywnie nastrajającego. Jej lektura uspokaja, odpręża i bardzo mocno wciąga. Zofia Ossowska nie boi podjąć się trudnych tematów i nie lęka się zmierzyć z pokazaniem brudnych stron miłości. Czyni to bardzo naturalnie, plastycznie i otwarcie.

Lektura „Pensjonatu Samotnych Serc” dostarcza wielu emocji i niezapomnianych wrażeń, a powieść będzie miała swoją kontynuację. To z pewnością ucieszy jej fanów. Zakończenie książki wróży bowiem, że w kolejnym tomie wiele będzie się działo, a postaci czeka podjęcie trudnych decyzji, które zaważą na ich przyszłości. Gorąco polecam lekturę tej powieści, która jest naprawdę genialna i zapada na długo w pamięć.


niedziela, 1 listopada 2020

Jojo Moyes "Dwa dni w Paryżu"

 




Wydawnictwo Znak litera nova 

data wydania 2020

stron 352

ISBN 978-83-240-7033-6


Paryż lekarstwem na wszystko co złe

Po lekturze najnowszej książki Jojo Moyes chce się powiedzieć, że gdy Ci smutno, gdy Ci źle do Paryża udaj się. Bo to takie magiczne miejsce, że wszystko co złe, tam na dobre odmieni się. Tak, Autorka przekonała mnie, że Paryż to takie zaczarowane miejsce, gdzie pech opuszcza, a nasze życie odmienia się na lepsze. A tak naprawdę, to stolica Francji mieni się z kart książki jako naprawdę wyjątkowe i klimatyczne miejsce, gdzie możemy się odprężyć, wyluzować i zmienić. Nabrać pewności siebie, znaleźć nową miłość albo zobaczyć, że ta stara to wcale nie miłość, a jedynie jej atrapa. 

"Dwa dni w Paryżu" to nie powieść, a zbiór jedenastu ciekawych opowiadań. Pierwsze z nich, przedstawione w opisie jest najdłuższe. Kolejne są już krótsze, ale to wcale nie odbiera im uroku. 

Na pierwszy ogień, jeśli zaczniecie czytać te historie po kolei, poznacie Nell. Dziewczynę, która jest wielką romantyczką i ma bardzo bojaźliwą naturę. Każdy krok w przód jest dla niej krokiem milowym. Każde nowe doświadczenie kosztuje ją wiele nerwów i emocji. Pewnego dnia coś w niej się wyłamuje spod utartego schematu i Nell wchodzi do biura podróży. Angielka korzysta z romantycznej weekendowej oferty i rezerwuje bilety oraz hotel dla siebie i swojego chłopaka Pete'a. Niestety, mężczyzna wystawia ją do wiatru i w ostatniej chwili informuje, że nie zjawi się w cudownym mieście. Nell ma ochotę zapaść się pod ziemię, ale dzielnie udaje się do hotelu. Tam okazuje się, że nastąpiła pomyłka w systemie rezerwacji i pewna kobieta zamieszka z nią w tym samym pokoju. Los przygotował jednak dla Nell pewną niespodziankę i przeciął jej drogą z drogą pewnego przystojnego Francuza, który chce być pisarzem i leczy swoje serce po rozstaniu z dziewczyną...

Z tej świetnej lektury płynie wyraziście jeden morał. Czasem warto porzucić rozsądek, czasem warto zapomnieć o rozumie. Czasem trzeba poczuć konieczność życia chwilą i podejmować decyzje w rytm bijącego mocno serca. Jojo Moyes pisze lekko, romantycznie, przyjemnie. Jeśli planujecie relaks z książką to ten tytuł będzie idealny. 

Wyrysowane słowami postacie mają w sobie coś magnetyzującego. Coś, co sprawia, że łatwo się z nimi zaprzyjaźniamy i traktujemy jak starych, dobrych znajomych. Każde z opowiadań jest troszkę inne, ale mają i cechy wspólne. Paryż w nich jest magiczny i wyjątkowy. Urzeka swoim urokiem, ale i podpowiada jak ważnym, cennym i wyjątkowym jest prawdziwe uczucie, jak warto o nie dbać i go szukać. Wobec miłości nie ma utartych schematów, ona zaskakuje, przychodzi skąd chce i kiedy chce. Nie zawsze jesteśmy na nią gotowi, nie zawsze chcemy się jej poddać. Nie możemy jej jednak przegapić, bo to tak, jakbyśmy zgubili cenny skarb. 

Jojo Moyes wspaniale pisze o miłości. Jej pióro ma w sobie jakiś czar i lekkość. Jej warsztat literacki jest genialny i jedyny w swoim rodzaju. Czytając nie można wątpić,  że prawdziwa miłość istnieje i wędruje po świecie godząc swoją strzałą wybranych. Książkę gorąco polecam osobom, które szukają wyciszenia, poprawy nastroju, romantyzmu w literaturze kobiecej. "Dwa dni w Paryżu" mają kojącą moc, są przytulne jak puchaty kocyk i mają smak słodki, ale nie przesłodzony. To dla mnie wielka zaleta, jeśli Autorka pisząca o uczuciu nie przekroczy pewnych granic, nie przedobrzy z lukrem, bo wtedy tytuł staje się mdły i mówiąc kulinarnie niesmaczny. Jojo Moyes jednak takie schematy skutecznie omija i przygotowała dla nas kolejną, naprawdę wartą rekomendacji lekturę. Zajrzyjcie do niej, zajrzyjcie do Paryża, złapcie spokojny oddech w tych niełatwych czasach. Polecam z całego serca.