środa, 30 września 2015

Gorąca zapowiedź - czyli ciąg dalszy wspaniałej serii

Już niedługo, a konkretnie 19 października ukaże się nakładem Wydawnictwa Zysk i Spółka wspaniała książka opowiadająca dalsze losy niezwykle wyjątkowych bohaterów:


Opis Wydawcy:
"Mroczny sekret, od lat skrywany przez Kaydena w końcu wyszedł na jaw. Co gorsza, chłopak stoi w obliczu groźby oskarżenia przed sądem o pobicie. Jedynym sposobem, by mógł oczyścić swoje imię jest zdradzenie przez Callie jej tajemnicy. Ale Kayden nigdy jej o to nie poprosi. Zamiast tego zrobi wszystko, co w jego mocy, by ją chronić. Nawet jeśli oznacza to opuszczenie przez niego jedynej dziewczyny, którą kiedykolwiek pokochał.
 
Callie wie, że Kayden pogrąża się w ciemności i rozpaczliwie pragnie go ocalić. Lecz uda jej się to jedynie wtedy, gdy stawi czoła swojemu największemu lękowi i wyzna wszystkim własne bolesne tajemnice. Pomysł przerwania milczenia wzbudza u niej trwogę, ale nie tak wielką, jak myśl o utracie Kaydena."


Myślę, że kto czytał pierwszy tom bez wahania sięgnie po ten drugi. Ja już jestem po jego lekturze, moja recenzja ukaże się oczywiście na moim blogu. Zdradzę jedynie, że tom drugi jest jeszcze lepszy niż pierwszy. Kto nie czytał niech nadrabia zaległości.

sobota, 26 września 2015

Liane Moriarty "Wielkie kłamstewka"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania 22 września 2015
stron 496
ISBN 978-83-8069-067-7

W pajęczynie kłamstw i kłamstewek

Kłamstwo ma krótkie nogi. A jednak kłamiemy! Czasem jak najęci. Brniemy w bagno kłamstwa w imię wygody, pewnych zasad, niejasno sprecyzowanych celów. Niekiedy w pewnym momencie widzimy, że to nie tędy droga i mamy dość łgania, ale ... Kłamstwo bywa jak narkotyk i trudno się go pozbyć. Trudno wejść na drogę prawdy. Wtedy w naszym życiu zaczynają się schody, wyrastają kłody pod nogami i zwyczajnie się gubimy...
Do serii Kobiety to czytają! mam słabość, jestem jej zagorzałą wielbicielką i staram się nie omijać wydawanych w jej ramach pozycji. Czytając opis powieści Moriarty miałam jednak pewne obiekcje. Nie byłam do końca przekonana czy odnajdę się w świcie mam kilkuletnich dzieci, które tworzą dość specyficzną grupę mającą swoje priorytety. Książka wciągnęła mnie jednak od samego początku i to dość mocno. Chłonęłam losy przedstawionych kobiet i z każdą przeczytaną stroną moja sympatia wobec nich rosła, a one stawały mi się bliskie i znajome.


Madeline, Jane i Celeste są różne i takie same zarazem. Czy są szczęśliwe? Nie, choć niektórzy mogą myśleć, że ich życie jest pełne blasku i promieni szczęścia. Pozory jak zwykle mylą, a każda z kobiet boryka się z problemami i traumami.
Madeline ma drugiego męża, nastoletnią córkę z pierwszym i dość spory bagaż różnych przeżyć. Z kolejną żoną byłego męża musi się spotykać, bo ich córki chodzą do jednej szkoły. Te relacje niby są poprawne, ale czy takie naprawdę mogą być? Czy przeszłość mniej lub bardziej nie zgrzyta, a pewne rzeczy są robione na pokaz?
Jane samotnie wychowuje synka. Jest on owocem jednorazowej przygody, a zarazem jego poczęcie nie kojarzy się Jane przyjemnie i miło. Bo wcale tak nie było. Czy ta skromna kobieta nie chce zemsty na mężczyźnie dla którego była zabawką?
Celeste to na pierwszy rzut oka szczęśliwa mama i żona. Żyje w materialnym dostatku, ma przystojnego i ustabilizowanego zawodowo męża, ale ... Jest pewne ale, pewien sekret, który stanowi rysę na doskonałym związku. I choć drzemie w domowym zaciszu to jednak powoli wychodzi z cienia...


 W tej książce dzieje się wiele, bardzo wiele. Autorka świetnie połączyła kilka wątków, które razem stanowią świetne sidła na umysł czytelnika. Lektura wciąga jak wędrówka po pełnym niespodzianek labiryncie. Obyczaj miesza się z sensacją, emocje buzują, a autorka śmiało porusza trudne i wstydliwe tematy. Pokazuje skutki przemocy w rodzinie, która staje się problemem nie tylko osób z marginesu społecznego. Jest niczym zaraza, która potrafi dosięgnąć każdego. Jej skutki są opłakane i stanowią zagrożenie dla tych, którzy niewiele jeszcze z tragicznej sytuacji rozumieją - dla dzieci.
W książce nawiązano też do problemów małżeńskich, ukazano blaski i cienie samotnego wychowywania dziecka, zdrady. Autorka ciekawie pokazała środowisko rodziców, których łączą dzieci uczęszczające do tej samej szkoły. Choć każdy jest inny, to wspólne sprawy rodzą nowe więzi, jednoczą i dzielą, a zarazem wywołują konflikty i doprowadzają do bliskich i prawdziwych przyjaźni.
Ta powieść to kolejna wspaniała lektura, która doskonale przypadła mi do gustu, zaintrygowała, zaciekawiła. Kolejna ciekawa propozycja idealna na długi jesienny wieczór.

czwartek, 24 września 2015

Włodzimierz Malczewski "Antoś Mrówek i Hania Biedronka"


Wydawnictwo Novae Res
data wydania - wkrótce premiera
stron 64
ISBN 978-83-7942-922-6

Witajcie w Pięknej Bajce

Zdziwił Was tytuł recenzji? Ale tak jest. Dziś chciałabym zaprosić Was do przeczytania tekstu poświęconego wspaniałej książeczce dla najmłodszych. Z niekłamaną przyjemnością napiszę, że w tej lekturze wszystko jest perfekcyjne, dopracowane, dopieszczone. I dodam, że to dokładnie taki typ literatury dziecięcej na jakim ja zostałam wychowana ponad trzydzieści lat temu - bez przemocy, bez cyfryzacji, bez cybernetyki i robotów. W tej bajeczce króluje świat dokładnie taki jaki powinny widzieć maluchy - rzeczywistość zagadkowa, pełna dobra, prostoty a zarazem fascynacji i tego czegoś, co trudno nazwać a co tracimy wraz z wiekiem, z dorastaniem. 
 
I okładka i tytuł są po prostu słodkie i urocze. 
W królestwie mrówek na świat przychodzi dziecko królowej - Antoś. Jego narodziny są bardzo radosnym momentem budzącym euforię i zachwyt. Wszyscy się cieszą i powtarzają radosną nowinę. Antoś jako dziecko pewnego pięknego, jesiennego wieczoru w październiku przeżyje ciekawe wydarzenia. Jakie to już treść lektury. A za jakiś czas nasz bohater pozna dziecko Pani Biedronki - Hanię...
Ta książeczka jest właśnie o przygodach tych dwojga. Od razu dodam, że wielkim atutem tej opowieści są prześliczne, barwne, kolorowe, utrzymane w ciepłych pastelowych tonacjach ilustracje Kamili Stankiewicz. Warto to podkreślić, bo pamiętajcie, że to książka dla najmłodszych, a ta grupa wiekowa lubi nie tylko słuchać czy czytać ale i oglądać. Tekst jest napisany w sposób sprawny i wyważony, w pełni zrozumiały dla dziecięcego adresata. To lektura pogodna, pełna przygody, idealna na czytanie przed snem. Zawiera ona wartości edukacyjne i poznawcze. Rozbudza wyobraźnię, bawi i uczy. Właśnie lektury takie jak ta polecałabym najmłodszym odbiorcom. 
Moja ocena 9/10.


poniedziałek, 21 września 2015

Bartłomiej Trokowicz "Pan Misio"

Wydawnictwo RW2010
data wydania 2015
ISBN 978-83-7949-131-5

Witajcie w pewnym Lesie

Miś - ulubiona pluszowa zabawka tysięcy dzieci tak naprawdę niewiele ma wspólnego z prawdziwym niedźwiedziem żyjącym w lesie. Nie jest on bowiem łagodny, słodki i milutki. W bajkach misie bywają różne - takie jak Kubuś Puchatek i takie bardziej prawdziwe jak w lekturze autorstwa Bartłomieja Trokowicza. Tu, miś określany Panem Misiem mieszka w lesie i jest jego niekwestionowanym królem. Dostojny, władczy jest niczym guru. To do niego zwierzęta przychodzą po radę i pomoc. Jest rozjemcą i autorytetem. 
W tej lekturze czytelnik przenosi się do lasu pełnego różnych zwierząt, ale nie tylko. Ma okazję zobaczyć niejako porównanie świata nam bliskiego ludzkiego i tego leśnego. Przedstawione zwierzęta tworzą społeczność na wzór ludzkiej. Obowiązuje w niej hierarchia, a poszczególni przedstawicie gatunków mają i cechy im typowe i cechy niejako przypisane im przez ludzi.
Opowiedziana historia jest bardzo sympatyczna, idealna dla dzieci od lat pięciu, ale i świetna dla dorosłego czytelnika. Mnie osobiście czytało się ją doskonale i dałam się jej wciągnąć. Leśne perypetie wilków, misia, wiewiórki, lisa, szczura czy myszy bardzo mnie zainteresowały i uległam urokowi jaki ma w sobie ta bajka. 
Kilka dni, bo tyle trwa ta dość krótka historia daje możliwość poznania dziecku życia leśnego ekosystemu, typowych cech przypisanych poszczególnym gatunkom, oraz zależności pomiędzy środowiskiem naturalnym, a tym w którym żyjemy.
Książka napisana jest ciekawie, dynamicznie, efektownie. Akcja toczy się wartko, składa się na nią wiele ciekawych scen. Dialogi to mocny atut pióra Trokowicza. Lektura bawi, uczy, wzrusza, edukuje. Jest pełna ponadczasowych mądrości i prawd. Ukazuje plusy i minusy stosunków między zwierzętami, które odzwierciedlają relacje międzyludzkie. Warto poświęcić jej czas, warto podsunąć ją dziecku. Bardzo spodobały mi się zamieszczone w niej ilustracje autorstwa Dalii Żmudy-Trzebiatowskiej. Lektura w stylu bajek z mojego dzieciństwa, godna rekomendacji i polecenia.

piątek, 18 września 2015

Anna McPartlin "Ostatnie dni Królika"


Wydawnictwo Harper Collins
data wydania 2015
stron 400
ISBN 978-8-276-1472-8

Czy to już naprawdę koniec?

Bieg codziennego zwyczajnego ludzkiego życia zakłócają choroby. Bajka, gdy są przejściowe, trwają krótko i nie pozostawiają po sobie żadnego śladu. Jednak nie wszystkie schorzenia takie są. Są też także choroby, których diagnozy brzmią poważnie, wręcz wrogo. Rak, nowotwór to prawie jak nieodwołany wyrok. Są ludzie, którzy z niego nie wychodzą na prostą. Mają pecha i ta choroba jest tytułem ostatniego tomu ich życia. 
 
 
Na raka zachorowała główna bohaterka powieści Anny McPartlin. Mia Hayes tyle co przekroczyła czterdziestkę, gdy jej domem stało się hospicjum. Trafiła tu po długiej walce w kilku rundach. Niestety lekarze po przerzutach do kości bezradnie rozłożyli ręce i stwierdzili, że już nie mogą pomóc kobiecie zwanej przez jej rodzinę Królikiem. Pierwsza scena powieści to właśnie przekroczenie progu hospicjum do którego Mia trafia w towarzystwie matki. Obie próbują robić dobrą minę do złej gry. Bliscy nie dają za wygraną i wciąż szukają jakiejś nowatorskiej terapii, która dałaby choć cień nadziei na happy end. A sam Królik? Chce walczyć, bo ma dla kogo żyć, bo wie, że jako matka jest niezbędna swojej dwunastoletniej córeczce...

Szczerze, z ręką na sercu miałam wielką ochotę na poznanie tej powieści, ale i ... bardzo bałam się tej lektury. Nie było to ze względu na to, że książka mi się nie spodoba (miałam nosa, że będzie wspaniała co też się sprawdziło), ale lękałam się jak podołam jej emocjonalnie. Jestem potwornym wrażliwcem, wiele spraw biorę sobie do serca zbyt mocno. Czułam, że przy czytaniu będę ryczeć jak bóbr i przygotowałam masę chusteczek. Były bardzo potrzebne, bo naprawdę solidnie się wzruszyłam, ale czyż można inaczej odebrać tak smutną, tragiczną po ludzku historię? 
Pisarka podjęła w swoim dziele bardzo trudny temat. I co najważniejsze zrobiła to wspaniale. Zawiodła czytelnika w świat pełen bólu, żalu, ludzkiej bezsilności, dramatu, rozpaczy. Pokazała tym samym, że dany nam każdy dzień jest czymś niesamowicie cennym, ba bezcennym. I nie można go zmarnować. Trzeba cieszyć się tym, co dostajemy codziennie od losu, bo nigdy nie wiemy, ile tej codzienności, zwyczajnej aczkolwiek pięknej nam jeszcze zostało. Mia bardzo cierpi, ale i wspomina. Analizuje swoje życie i uświadamia sobie, że przeżyła wiele pięknych chwil. Odchodzi, boli ją, że osieroci córkę, ale i uśmiecha się na wspomnienie chwil z młodości. Miała to szczęście, że żyła w cudownej rodzinie. Zwyczajnej, nieidealnej, ale kochającej się mimo wszystko. Królik wspomina swoją niespełnioną miłość, którą przyszło jej utracić. I tym samym uczy jak robić życiowe bilanse i podsumowania - warto, bo pozwalają uchwycić dane nam skarby. 
Akcja książki rozgrywa się w Irlandii. Po dłuższym zastanowieniu myślę, że to bez większego znaczenia. Bo choroba i bezlitosne wyroki bolą wszędzie niezależnie od numeru równoleżnika czy południka. Pisarka opisuje chwile trudne, wyrysowuje uczucia i odczucia swoich bohaterów w sposób wyrazisty i przejrzysty. Nie idealizuje, pokazuje chwile słabości, rozpaczy, wybuchów niekontrolowanej bezsilności. To bardzo ludzkie, choć ktoś może powie, że nieeleganckie. Ale tym samym ta historia wydaje się niezwykle prawdziwa i bardzo realna. Czytając mamy zatem okazję przyjrzeć się ludziom, których los nie oszczędza, boleśnie dotyka i wręcz miażdży. 
Długo bym mogła jeszcze wychwalać walory tej książki, którą w każdym rankingu oceniłabym notą najwyższą. Długo jej nie zapomnę, będę gorąco polecać tym, którzy lubią ambitne lektury obyczajowe. Warta polecenia, godna przeczytania, przemyślenia. Książka, która pozostawia w czytelniczym sercu trwały ślad. Wybitna lektura zasługująca na miano księgarskiego hitu.

środa, 16 września 2015

Jan Wróbel, Ewa Wróbel "Polak potrafi, Polka też..."


Wydawnictwo Znak Horyzont
data wydania 2015
stron 240
ISBN 98-83-240-3056-9

Cudzych chwalicie, a swoich znacie?

Historia i ta współczesna i ta dawniejsza i starożytna byłaby pasją i hobby większej ilości młodych ludzi, gdyby bardziej nią ich zainteresowano. Napisano ciekawsze podręczniki, urozmaicono ich formę, zdecydowano się może na niestandardowy przekaz, wprowadzono do nauki elementy przesiąknięte nowymi technologiami. Gdyby skupiono się na szczególikach, ciekawostkach, a historycznych bohaterów potraktowano jak ludzi mających nie tylko zalety, ale i wady pewnie więcej osób zainteresowałaby przeszłość. 
 
Na oryginalny pomysł pisania o dziejach przeszłych wpadło pewne małżeństwo - Państwo Wróblowie - Ewa i Jan, którzy edukują młodzież w jednym ze stołecznych liceów. Seria Historia Polski 2.0 podbiła serca wielu czytelników, w tym i moje. Nie przeczytałam tomu pierwszego, ale właśnie skończyłam lekturę tomu drugiego, który opowiada o sławnych Polkach i Polakach żyjących współcześnie oraz tych którzy już nie żyją. Przez książkę przewija się korowód barwnych, mniej lub bardziej znanych postaci, który wniosły spory wkład w rozsławienie Polski w Europie i na świecie. Niektóre osobistości - może i wstyd się przyznać- nie były mi znane. 
 
Publikację pochłonęłam od deski do deski w jedno popołudnie. Momentalnie, od samego początku przypadła mi do gustu forma tej książki i sposób przekazywania informacji oraz faktów. 
Jest dynamicznie, spontanicznie, kolorowo. Jest ciekawie i nieszablonowo. Na ponad dwustu stronach roi się od życiorysów osobistości, które wiele w życiu osiągnęły, zyskały sławę, ale i w pewien sposób wpłynęły na bieg wydarzeń odnotowywanych w historycznych kronikach. Książka to zwyczajny tekst, rysunki, komiksy, przekaz właściwy forom internetowym i portalom społecznościowym. Nie ma tu długich opisów, statystycznych wyliczanek, żmudnego steku słów trudnych do zrozumienia przeciętnemu zjadaczowi chleba. To sprawia, że lektura jest łatwa w odbiorze, przyjemna, a przekazane informacje łatwo zapamiętać. Jestem pewna, że każdy czytelnik wśród zaprezentowanego grona bohaterów znajdzie kilka sylwetek, które mu zaimponują, zaciekawią go na tyle, iż sięgnie głębiej w świat historii by je poznać. 
Dobór bohaterów jest bardzo urozmaicony. Wiadomości umiejętnie wyselekcjonowane i przekazane w świetny sposób sprawią, że ta książka bez trudu trafi do młodego odbiorcy, którego guru jest internet i nowoczesne technologie. 
Stałam się zagorzałą fanką tej serii, której kolejny tom ukaże się w styczniu 2016 roku. Gorąco polecam lekturę tym, którzy nie połknęli jeszcze bakcyla historii, ale i tym, którzy poznali ją z innej strony niż ta na którą postawili Autorzy przedstawionej powyżej publikacji. 
Konkluzja - My, Polacy to naród zdolny i wyjątkowy, który nie ma powodu do kompleksów. Wielu naszych Rodaków to prawdziwe Asy Historii. Bez nas świat nie wyglądał by tak, jak prezentuje się dziś.


niedziela, 13 września 2015

Janis Heaphy Durham "Ślad na lustrze"


Wydawnictwo Literackie
data premiery 23 września 2015
stron 300
ISBN 978-83-0806-012-4

Znaki zza grobu

Śmierć czeka każdego z nas. I co dalej? Czy jest dalej, a może jednak to definitywny koniec? Nie ma chyba dorosłego człowieka na ziemi, który by się nie zastanawiał nad tą kwestią choć raz w życiu. Jednia sądzą, że po prostu zasną na wieki, inni wierzą według swojej religii czy przekonań, że przejdą do lepszego świata lub zaczną nowe życie w innej skórze. Jak jest naprawdę? Wszyscy się tego dowiemy w odpowiednim czasie, ale najpierw musimy umrzeć. Ale czy stamtąd możemy jeszcze zerknąć do dawnego życia, mieć jakiś kontakt z przeszłością, z osobami, które zostały żywe w sensie ziemskim?
Otóż są ludzie, które dają temu świadectwo i potwierdzają znaki wysłane przez bliskich im zmarłych. O tej właśnie kwestii opowiada w swojej książce Janis Durham - Amerykanka, publicystka , dziennikarka, szefowa wpływowej i poczytnej gazety. Osoba cechująca się inteligencją, twardo stąpająca po ziemi, która utraciła kochanego męża. Max Besler umarł w wieku zaledwie 56 lat na raka. Bardzo kochał swoją żonę z którą był zaledwie kilka lat. Nim odszedł złożył obietnice, że mimo rozłąki miłość się nie skończy, a on sam będzie obecny w jakimś wymiarze w życiu Janis. I słowa dotrzymał. Po pogrzebie wdowa zaczęła obserwować pewne zdarzenia. To, co zdarzyło się dokładnie rok po zgonie Maxa potwierdziło, że świat realny i pozagrobowy mają pewne styczne punkty. Na lustrze ukazał się ślad męskiej dłoni - odcisk przypominający zdjęcie rentgenowskie. Był to jeden z wielu znaków...
Biorąc do ręki tę książkę byłam po pierwsze bardzo ciekawa i zaintrygowana, ale i ... tak zwyczajnie po ludzku bałam się. Bałam się nie tak jak podczas oglądania filmu z dreszczykiem, ale bałam się by ... i swoim życiu nie odkryć, nie dopasować pewnych znaków z zza światów. To nie była łatwa lektura, chwilami czułam, że muszę ją na jakiś czas, na kilka godzin porzucić, by opanować nadmiar myśli, refleksji, emocji. Być może jest tu winna moja ekspresyjna natura, ale i tematyka też nie jest łatwa. I co zdziwiło mnie najbardziej nie miałam żadnych, ale to żadnych wątpliwości, że autorka pisze tylko i wyłącznie prawdę, nie koloryzuje, nie dodaje czegoś od siebie, nie upiększa, nie nakręca atmosfery. To, co działo się wokół Janis było dla niej na pewno zaskoczeniem, ale i ona sama podążyła nie bojąc się do czego doprowadzi ją jej własne "śledztwo". Wielu ludzi od tematu śmierci, odchodzenia odchodzi, unika go, boi się i zwyczajne zamiata kwestię pod dywan. Niemniej jednak każdemu z nas przychodzi się z tą problematyką zmierzyć. Dosięga nas żałoba, ból, tęsknota. Często z zaskoczenia i nagle. I właśnie po to, by wtedy było nam łatwiej w takich chwilach warto wpleść tę pozycję do naszego czytelniczego terminarza.

Myślę, że autorce nie było łatwo całkowicie się otworzyć, spisać swoje najbardziej osobiste, intymne przeżycia. A jednak miała odwagę to zrobić. I jestem jej za to bardzo wdzięczna , że zrobiła to mimo skazania się na ludzkie osądy nie zawsze z pewnością przychylne. Swoją lekturą Durham dowodzi, że świat paranormalny możemy negować, krytykować, szydzić z niego, ale on i tak jest. Ukryty, tajemniczy, ale jest. Myślę, że wielu osobom ta książka pomoże się uporać z trudnymi chwilami żalu i żałoby, że będzie w tym okresie niezastąpionym przewodnikiem.
To naprawdę wymagająca pozycja i wcale nie było mi łatwo przez nią przejść. Ale dobrze, że ją poznałam. Inaczej patrzę na życie i ... na śmierć. Z większą wiarą i nadzieją, że istnieje "dalej". Bo śmierć na pewno nie jest końcem. A w przysiędze małżeńskiej powiedziała bym inaczej - "...że nie opuszczę Cię już NIGDY..." a nie "...do śmierci". 

piątek, 11 września 2015

Katarzyna Woźniczka "We dwoje"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania 2015
stron 368
ISBN 978-83-8069-034-9

Życie to najbardziej pomysłowy scenarzysta 

Mamy swoje plany, marzenia i oczekiwania. Dążymy do ich spełnienia i realizacji. Wszystko toczy się zaplanowanym rytmem i nagle... krach, trach i już nic nie jest takie samo. Wystarczy chwila, by nasz świat runął w gruzach, a wszystko zaczęło układać się inaczej niż miało być. Tak jest wtedy, gdy z cienia wyłania się inny scenarzysta i to on jest tym,który pociąga za wszystkie sznurki, a nie my. Kim jest ów scenarzysta? To życie, samo życie...

Karolina i Krzysztof Tyrolscy to bardzo sympatyczne małżeństwo. Szczęśliwe i zakochane w sobie po uszy. Wiele już mają. Nie muszą martwić się o pracę, są ustabilizowani finansowo. Do szczęścia brakuje im tylko dziecka. Para jest dobrej myśli. Oboje małżonkowie są przekonani, że zostanie rodzicami to tylko kwestia czasu. I dokładnie tak się dzieje, tylko... Tylko Ten Dzień, ten wyczekany dzień niesie w sobie radość, ale i gorycz, łzy i tragedię. A przecież nie tak miało być, zupełnie nie tak...

Książka Karoliny Woźniczki to wspaniała powieść z kręgu książek obyczajowych, która mile mnie zaskoczyła. In plus. Z każdą stroną byłam nią coraz bardziej zauroczona. I ciągle, w niektórych momentach prawie bez przerwy czytając głośno komentowałam książkowe wydarzenia, a jedną z bohaterek miałam ochotę rozszarpać na strzępy. Drugą sadzałam na tronie Królowej Anielskiej Cierpliwości i zastanawiałam się skąd u niej takie pokłady spokoju, opanowania i cierpliwości. Wreszcie miarka się przebrała, a ja odetchnęłam z ulgą. 
W fabule powieści dość sporo się dzieje, ale ja w trakcie lektury właściwie głównie skupiłam się nie na wątku uczuciowym, ale na pewnej relacji pomiędzy synową a teściową. Obie reprezentują biały i czarny charakter. Ba, książkowa teściowa to kobieta z piekła rodem, którą ja nie trawiłam przez całą powieść. Świetnie wykreowana teściówka przytłoczyła chwilami skutecznie w moim odczuciu inne postacie i stała się symbolem zła, nietaktu, egoizmu, samolubstwa. 
Lektura wywołała u mnie sporo emocji, wypieki na policzkach i zaangażowała z łatwością całkowicie moją uwagę. To książka uświadamiająca, że szczęście to tylko chwile i że nic ani nikt nie jest nam dany na zawsze. To książka wzruszająca i smutna, ukazująca zwyczajne życie dokładnie takie, jakim ono bywa. Pokazująca życie w całej krasie - jego blaski i cienie. To książka o utracie, o tęsknocie i miłości. I o budowaniu swego świata od nowa. O cudzie macierzyństwa i o tym jakiego ono jest w stanie dać nam kopa energii, siły i werwy. To historia jaka zdarza się niestety naprawdę, ale i lektura o tym, że życie jest zbyt krótkie by umierać i grzebać się gdy ono trwa.  Nie jest to wbrew przewidywaniom (dzięki okładce i tytułowi) słodki romans, ale książka o traceniu miłości i jej odradzaniu się. Nad tą lekturą, może na pozór dość przewidywalną warto się zastanowić, warto przemyśleć jej treść. Jest w niej coś głębiej ukrytego, co nie musimy dostrzec na pierwszy rzut oka. Gdybym miała już coś skrytykować to wolałabym, by zakończenie było bardziej przejrzyste, domówione, wyjaśniające "kawa na ławę" jak ta historia się skończyła. Dodam, że wykreowany przez Autorkę koniec nie jest wcale zły. Czy to historia z happy endem? Nie potrafię określić, być może będzie kontynuacja tej lektury? Chciałabym tego.

poniedziałek, 7 września 2015

Dorota Schrammek "Horyzonty uczuć"

Wydawnictwo Szara Godzina 
data wydania 2015
stron 240
ISBN 978-83-64312-58-8

Z nie każdej czarnej chmury pada deszcz

Jedną z metod przegonienia złego nastroju i smutku jest lektura dobrej, pogodnej powieści, która bywa idealną bronią na chandrę. Zbliża się jesień i w związku z pluchami i słotami oraz brakiem słońca takie książki będą mi szczególnie potrzebne. Właśnie jestem po lekturze pozycji w tym typie i z przyjemnością polecę ją innym. Mowa o drugiej powieści Doroty Schrammek, którą wydała Szara Godzina. To książka w typowo wakacyjnym nastroju, której akcja rozgrywa się w nadmorskim kurorcie, a konkretnie w rodzinnej miejscowości Doroty Schrammek - w Pobierowie.
 To właśnie tam swój niewielki pensjonat prowadzi Matylda - kobieta mająca dorosłego syna i spory bagaż doświadczeń. Także trudne małżeństwo za sobą. Mimo wielu ciężkich i smutnych przeżyć nie jest ona jednak pesymistką, która ciągle na coś narzeka ani smutną osobą. Ma w sobie wiele werwy i pomysłów na życie. U progu lata w jej progach zjawia się kilka wyjątkowych osób. Z Wrocławia przyjeżdża syn z małżonką, zjawia się też u cioci Iwona z córeczką, pokój rezerwuje też Aldona i tajemniczy mężczyzna wraz z wnuczkiem oraz Zoja, która zjawia się nad morzem by w czasie urlopu dorobić do skromnej pensji. Każda z tych postaci ma w swoim życiu problemy, dylematy jak postąpić, jaką drogę wybrać na przyszłość. Autorka do korowodu postaci, które przyjechały dorzuca jeszcze sylwetki osób na stałe mieszkających w Pobierowie. Efektem jest naprawdę barwna i wyjątkowa plejada postaci z których jednak żadna nie jest tą główną w tej książce. Na pierwszym planie stoi więc wiele ciekawych bohaterów, których losy dzięki nadmorskiej miejscowości się zbiegają i łączą. Każdy tu jest inny i oryginalny. Aldona zmaga się z chorobą i jej skutkami, Iwona po małżeńskich nieporozumieniach próbuje dojść do siebie, Ryszard mimo niezależnych od niego trudności chce by kilkuletni Antoś spędził beztroskie chwile na plaży, Zoja liczy, że choć troszkę podreperuje domowy budżet. Dorota i Piotr przeżywający małżeński kryzys szukają skutecznego sposobu na jego zakończenie. 
Czy ten krótki czas jaki spędzą nad Bałtykiem odmieni ich życie? 

Nie chcą być autorką spojlera, więc nie zdradzę nic więcej z treści lektury, a skupię się na moich odczuciach i ocenie. Otóż jest to naprawdę ciepła, przyjemna i lekka książka. Jej akcja rozgrywa się w nadmorskiej miejscowości, która ożywa na czas letniej kanikuły. Autorce doskonale udało się oddać klimat tego miejsca. Zagłębiając się w lekturę miałam przed oczami plażę, morze, piasek, słyszałam szum fal i mew. I choć nie było w książce zbyt długich opisów, to moja wyobraźnia szybko odmalowała tło. Wyjątkowy klimat miejsca akcji ubarwniły przeżycia ludzi, którzy tam zawitali. Wakacje dały im pewną lekcję życia, pozwoliły zajrzeć do swego wnętrza i podjąć ważne decyzje, odnaleźć siebie i sprecyzować swoje plany. Nie obyło się bez wzruszeń, łez, ale i humorystycznych sytuacji. Czytelnik każdą z postaci poznał stopniowo. Z każdą kartą coraz bardziej dogłębnie i szczegółowo. I w końcu wyłonił się pejzaż dość skomplikowanych osobowości, z których oczywiście jedne polubiłam bardzo inne raczej mniej. Ale trzeba przyznać, że każdy portret jest inny, oryginalny i dopracowany. Każdy ma swoje troski i lęki, marzenia i dążenia. I nie są one jakieś wyjątkowe czy niespotykane. W każdej postaci możemy odnaleźć coś z siebie, coś ze swojego świata. 
Książka urzekła mnie od początku, spodobała się od pierwszej strony. Była przyjemna w odbiorze, a zarazem nieprzesłodzona, choć z przewidywalnym końcem. Nie czułam się czytaniem znużona, zniechęcona. Dałam się oderwać tej książce od swojej codzienności, przeniosłam się nad Bałtyk, by wczuć się w życie innych. Nie mogę odradzić tej lektury tym, co szukają książki relaksującej i ciepłej, niosącej nadzieje, że w życiu wiele spraw może skończyć się happy endem, a marzenia mogą się spełnić z nawiązką. Idealna pozycja do czytania nie tylko na plaży i nie tylko nad morzem.

środa, 2 września 2015

Graeme Cameron "Zwykły człowiek"


Wydawnictwo Harper Collins
data wydania sierpień 2015
stron 288
ISBN 978-83-276-1460-5

Seryjnego mordercy portret własny

Istnieje taka teza, że każdy z nas jest potencjalnym zabójcą. Każdy człowiek może zabić drugiego w ramach obrony koniecznej, ratowania własnego życia czy życia swoich bliskich. Zabijają też żołnierze na wojnie, bo taki mają rozkaz. Choć wielokrotnie zastanawiałam się na tym, czy ja mogłabym zabić nigdy nie doszłam do konkretnej odpowiedzi. Wiem jedno, że nikt normalny nie ma z zabijania radości, nikt oprócz psychopatycznego mordercy. 
No właśnie, to jakim człowiekiem jest ten, co zabija dla zabawy, dla rozrywki, dla przyjemności?  Czy to ktoś naznaczony i widać to gołym okiem, czy to może ktoś całkiem normalnie wyglądający kogo byśmy w życiu nie posądzili o dokonanie morderczych czynów?
Portretu mordercy szukałam w książce "Zwykły człowiek". Liczyłam, że lektura wiele w tym temacie wniesie w mój umysł. Nastawiłam się na mocny kryminał, no bo skoro rekomenduje go Lee Child to jaki ma być? Niestety, książka okazała się całkiem inna niż oczekiwałam. Nie jest ona zła, ale daleko jej do doskonałości. I nie jest dynamicznym kryminałem z wartką akcją lecz bardziej powieścią psychologiczną w której wprawdzie są i stróże prawa i zabójca, ale ... czegoś właściwego idealnej sensacji brakuje. 
Narratorem jest człowiek, który wydaje się całkiem zwyczajny. Młody i miły, przeciętny, niczym nie wyróżniający się. Ale ma on drugie oblicze, mroczne i mrożące krew w żyłach. Jest kimś, kto lubi dręczyć, męczyć i zabijać, kto kocha widzieć strach w oczach swoich ofiar. Nie ma sumienia, nie czuje litości, nie współczuje. Jego sumienie jest martwe. Nie ma w sobie uczuć właściwych ludzkiej naturze i nie określiłabym go mianem człowieka lecz bestii. 
To była bardzo trudna lektura. Ba spore wyzwanie dla mojej subtelnej jakby nie było osobowości. Czułam lęk i przerażenie, nie mogłam czytać tej książki dłużej niż 15 minut. 
Z pewnością jest to lektura oryginalna, wyróżniająca się z grona publikacji gatunku jaki reprezentuje. Nie było mi łatwo przez tę powieść przejść, ale i nie czułam emocji - napięcia co dalej. Bo wciąż był człowiek mylnie nazwany człowiekiem. Był potwór w ludzkiej skórze i jego opowieść o czynach niecnych. Nie twierdzę, że ta książka jest zła, z pewnością jest ona dla ludzi o mocnych nerwach, nie radziłabym ją czytać przed snem do poduszki. Mnie "Zwykły człowiek" nie oczarował, ale to nie znaczy, że nie może on być waszym strzałem w dziesiątkę.

Książka sierpnia 2015 - "Wbrew sobie" Katarzyny Kołczewskiej