Wydawnictwo Harper Collins
data wydania 2015
stron 400
ISBN 978-8-276-1472-8
Czy to już naprawdę koniec?
Bieg codziennego zwyczajnego ludzkiego życia zakłócają choroby. Bajka, gdy są przejściowe, trwają krótko i nie pozostawiają po sobie żadnego śladu. Jednak nie wszystkie schorzenia takie są. Są też także choroby, których diagnozy brzmią poważnie, wręcz wrogo. Rak, nowotwór to prawie jak nieodwołany wyrok. Są ludzie, którzy z niego nie wychodzą na prostą. Mają pecha i ta choroba jest tytułem ostatniego tomu ich życia.
Na raka zachorowała główna bohaterka powieści Anny McPartlin. Mia Hayes tyle co przekroczyła czterdziestkę, gdy jej domem stało się hospicjum. Trafiła tu po długiej walce w kilku rundach. Niestety lekarze po przerzutach do kości bezradnie rozłożyli ręce i stwierdzili, że już nie mogą pomóc kobiecie zwanej przez jej rodzinę Królikiem. Pierwsza scena powieści to właśnie przekroczenie progu hospicjum do którego Mia trafia w towarzystwie matki. Obie próbują robić dobrą minę do złej gry. Bliscy nie dają za wygraną i wciąż szukają jakiejś nowatorskiej terapii, która dałaby choć cień nadziei na happy end. A sam Królik? Chce walczyć, bo ma dla kogo żyć, bo wie, że jako matka jest niezbędna swojej dwunastoletniej córeczce...
Szczerze, z ręką na sercu miałam wielką ochotę na poznanie tej powieści, ale i ... bardzo bałam się tej lektury. Nie było to ze względu na to, że książka mi się nie spodoba (miałam nosa, że będzie wspaniała co też się sprawdziło), ale lękałam się jak podołam jej emocjonalnie. Jestem potwornym wrażliwcem, wiele spraw biorę sobie do serca zbyt mocno. Czułam, że przy czytaniu będę ryczeć jak bóbr i przygotowałam masę chusteczek. Były bardzo potrzebne, bo naprawdę solidnie się wzruszyłam, ale czyż można inaczej odebrać tak smutną, tragiczną po ludzku historię?
Pisarka podjęła w swoim dziele bardzo trudny temat. I co najważniejsze zrobiła to wspaniale. Zawiodła czytelnika w świat pełen bólu, żalu, ludzkiej bezsilności, dramatu, rozpaczy. Pokazała tym samym, że dany nam każdy dzień jest czymś niesamowicie cennym, ba bezcennym. I nie można go zmarnować. Trzeba cieszyć się tym, co dostajemy codziennie od losu, bo nigdy nie wiemy, ile tej codzienności, zwyczajnej aczkolwiek pięknej nam jeszcze zostało. Mia bardzo cierpi, ale i wspomina. Analizuje swoje życie i uświadamia sobie, że przeżyła wiele pięknych chwil. Odchodzi, boli ją, że osieroci córkę, ale i uśmiecha się na wspomnienie chwil z młodości. Miała to szczęście, że żyła w cudownej rodzinie. Zwyczajnej, nieidealnej, ale kochającej się mimo wszystko. Królik wspomina swoją niespełnioną miłość, którą przyszło jej utracić. I tym samym uczy jak robić życiowe bilanse i podsumowania - warto, bo pozwalają uchwycić dane nam skarby.
Akcja książki rozgrywa się w Irlandii. Po dłuższym zastanowieniu myślę, że to bez większego znaczenia. Bo choroba i bezlitosne wyroki bolą wszędzie niezależnie od numeru równoleżnika czy południka. Pisarka opisuje chwile trudne, wyrysowuje uczucia i odczucia swoich bohaterów w sposób wyrazisty i przejrzysty. Nie idealizuje, pokazuje chwile słabości, rozpaczy, wybuchów niekontrolowanej bezsilności. To bardzo ludzkie, choć ktoś może powie, że nieeleganckie. Ale tym samym ta historia wydaje się niezwykle prawdziwa i bardzo realna. Czytając mamy zatem okazję przyjrzeć się ludziom, których los nie oszczędza, boleśnie dotyka i wręcz miażdży.
Długo bym mogła jeszcze wychwalać walory tej książki, którą w każdym rankingu oceniłabym notą najwyższą. Długo jej nie zapomnę, będę gorąco polecać tym, którzy lubią ambitne lektury obyczajowe. Warta polecenia, godna przeczytania, przemyślenia. Książka, która pozostawia w czytelniczym sercu trwały ślad. Wybitna lektura zasługująca na miano księgarskiego hitu.