piątek, 10 maja 2019

Marcin Margielewski "Jak podrywają szejkowie"


Wydawnictwo Prószyński i S-ka 
data wydania 2019
stron 352
ISBN 978-83-8169-031-7

Życie szejków to nie zawsze baśń z tysiąca i jednej nocy

Szejkowie, krezusi z Bliskiego Wschodu, są ogromnie bogaci. O grubości ich kont i portfeli przesądzają płynące szerokim strumieniem petrodolary. Luksus, jaki ich otacza, jest wręcz niemożliwy do wyobrażenia przez zwykłych zjadaczy chleba. Stać ich na wszystko i każde ich marzenie związane z finansami jest możliwe do spełnienia. Normy moralne związane z arabską kulturą i prawo koraniczne obowiązują ich tylko pozornie. Potrafią je sprytnie obchodzić i korzystać z życia jak im się tylko zamarzy. Wydawać by się mogło, że to ludzie szczęśliwi i zadowoleni. Nic bardziej mylnego. Ich życie bowiem nie zawsze jest bajkowe. Dewiza, że wszystko jest na sprzedaż i wszystko można kupić, często w praktyce okazuje się gorzka w smaku.
Marcin Margielewski w swojej książce, o której, jak sądzę, będzie bardzo głośno, ukazuje przemilczaną prawdę o życiu szejków na przykładzie księcia Abeda i jego kuzyna Wasima. Obaj są młodzi, rozpieszczeni przez życie i mogą mieć wszystko. Ich pasją są piękne kobiety, które tylko pozornie parają się pracą w charakterze modelek. Za pieniądze są one gotowe na najbardziej ekstremalne przygody, zabawę i gry seksualne bez żadnych ograniczeń. Wasim wprowadza w świat seksu młodszego Abeda, który szybko staje się fanem imprez i bezpruderyjnych igraszek. Ich świat obraca się wokół podróży po całym globie, luksusowych hoteli i pięknych kobiet, które spełniają ich wszelakie zachcianki. Takie życie wydaje się ekscytujące, ale na dłuższą metę jednak nie jest pozbawione skutków ubocznych.
Opisana w książce historia dwóch mężczyzn jest pełna pikanterii i odważnych scen. Często wymyślane przez szejków rozrywki budzą bardziej wstręt niż zachwyt. Rozpasanie przekracza wszelkie granice dobrego smaku. A sami bohaterowie okazują się znudzeni i prostaccy. Morał z lektury wypływa wyraziście jeden – pieniądze są do szczęścia potrzebne, ale same w sobie szczęścia nie dają. Nie gwarantują, że ich posiadacze będą zadowoleni i spełnieni. Mogą pozwolić na stworzenie jedynie namiastki raju. Nie zagwarantują prawdziwego uczucia, a pomogą żyć pusto, próżnie i szalenie. Jaka zatem jest odpowiedź na pytanie, które jest tytułem książki?
Szejkowie nie podrywają, nie adorują kobiet. Oni je najzwyczajniej, jak każdy towar na świecie, kupują, płacąc hojnie i terminowo. Z tej racji bywają ofiarami szantaży. Ich małżeństwa zwykle nie mają nic wspólnego z miłością. Uczucia wiążą tylko bardzo nieliczne pary. Matrymonia są kontraktami polityczno-ekonomiczno-religijnymi. Czy takie życie daje radość? Czy daje spełnienie i zadowolenie? Absolutnie nie. Stąd często wkraczają w nie zakazane używki, jak alkohol czy narkotyki. I nic dziwnego, że luksus wydaje się kiczem, wartość pieniędzy zostaje wypaczona, a pozytywne uczucia znikają jak śnieg w maju, pozostawiając miejsce negatywnym obliczom ludzkiej natury.
Książkę czyta się rewelacyjnie, na jednym wdechu. Treść chłonie się z wypiekami na twarzy. Opisana rzeczywistość szokuje, budzi niesmak i odrazę. Przedstawiona w tytule historia jest niezwykle emocjonująca, pełna kontrastów i kontrowersji, a jednocześnie jest prawdziwa i obala zakorzenione głęboko mity o świecie arabskich krezusów. Tak naprawdę są oni zagubionymi ludźmi, niewolnikami fortun, które zamiast ułatwiać życie, stają się balastem i brzemieniem. Jeżeli lubicie orientalne klimaty, jeżeli nie boicie się lektur niezwykle odważnych, to ta publikacja jest wręcz dla was stworzona. Drogie panie, nie łudźcie się, że arabski książę pokocha was na zabój niczym Kopciuszka. Nic bardziej mylnego. On was tylko kupi jak zabawkę, którą szybko się znudzi i wymieni na inną. Zdecydowanie szybciej zakochają się w was biedni śmiertelnicy, bowiem miłość nie jest atrybutem arabskich krezusów. W ich mniemaniu nawet najpiękniejsze kobiety znaczą tyle, ile piękne konie.

czwartek, 9 maja 2019

Anna Binkowska "Mogłam sobie pozwolić..."



Wydawnictwo Edipresse 
data wydania 2019
stron 240
ISBN 978-83-8164-044-2

Żona na medal, Aktorka godna Oscara 

Młode pokolenie kojarzy Ją jako Julię z serialu "Złotopolscy". Starsi widzowie pamiętają role teatralne, występy w serialu "Dziewczyna i chłopak" lub "Rodzina Połanieckich". Miłośnicy gór pamiętają, że Anna Milewska była żoną Andrzeja Zawady - kultowego polskiego himalaisty. 
Jej talent aktorski był ogromny, a osobowość nietuzinkowa i oryginalna. 

Anna Milewska to jedna z moich ulubionych polskich aktorek i  Jej biografii chcę dziś poświęcić dzisiejszą notkę. Urodziła się w 1931 roku, spędziła kilka lat szczęśliwego dzieciństwa, które przerwała wojna i śmierć matki. Ukończyła historię sztuki i PWST w Krakowie. Miłością Jej życia okazał się wybitny himalaista, o którym mówiono Lider. Ich małżeństwo przetrwało aż 47 lat. 
Był to związek zawarty z miłości, w którym oboje małżonkowie dali sobie sporo swobody. 
Życie Anny Milewskiej toczyło się między światem gór, sceną i planem filmowym. Jej dom był otwarty i kwitło w nim życie towarzyskie. Ona sama była żoną tolerancyjną i cierpliwą. 
Anna Milewska to także poetka i autorka książki "Moje życie z Zawadą". 
Jej życiorys jest tak ciekawy, że mógłby stać się interesującym scenariuszem filmu. 

Jeśli zaintrygowały Was fakty z życia Anny Milewskiej musicie sięgnąć po książkę "Mogłam sobie pozwolić". Jest ona napisana lekkim, łatwym w odbiorze językiem. Autorka zachowała w niej pogodny klimat idealnie odpowiadający charakterowi bohaterki. Tekst napisany jest dokładnie, ciekawie i obfituje w wiele szczegółów, anegdot, smutnych i radosnych zdarzeń. Życie zawodowe przeplata się z prywatnym, drogi męża i żony zazębiają się i rozdzielają na czas podróży i górskich wypraw. Z zapisanych słów klaruje się obraz kobiety inteligentnej, pełnej pasji i tolerancyjnej, ciekawej życia i świata. Cierpliwej i troskliwej, opiekuńczej i wytrwałej. 
Anna Milewska zawsze pozostała sobą. Nie uderzyła jej do głowy popularność ani sława męża. 

Lekturę czyta się przyjemnie. Jej tekst czasem śmieszy, wzrusza, pokazuje jak ciekawie żyć, jak cieszyć się tym, co los daje. Od samego początku do ostatniego zdania rozkoszowałam się czytaniem, czułam, że poznaję kogoś wyjątkowego. Jeśli lubicie biografie to będzie to dla Was interesujący tytuł. 

niedziela, 5 maja 2019

Edyta Świętek "Bańki mydlane"


Wydawnictwo Replika
 data wydania II 16 kwietnia 2019
stron 208
ISBN 978-83-66217-14-0

Życie jest bardziej kruche niż bańki mydlane

 Rodzimy się by żyć. Żyjemy by umierać. Tylko w naszym umyśle każdemu z nas ma być dane długie życie, takie do sędziwej starości. Niestety, tak czasem nie jest. Linia życia zostaje przerwana czasem dużo szybciej. W wieku dojrzałym, u progu dorosłości lub w okresie dzieciństwa. Wtedy wielu z nas lamentuje, że ktoś tak wcześnie odszedł. Za wcześnie, mógł jeszcze żyć, bo ten wiek to nie czas na umieranie. To tak po ludzku, ale tak naprawdę nie ma właściwego czasu na umieranie. Każdy z nas dostaje określoną liczbę wschodów i zachodów słońca do przeżycia. Śmierć budzi lęk. Bo co jest dalej? To już koniec i wieczny sen, czy może czeka nas druga, inna rzeczywistość?

Michalina jest młodą, pełną życia dziewczyną. Ma swoje plany, ma swoje marzenia i swój świat, który jest kolorowy. Jest zakochana, szczęśliwa u boku Jakuba. Wydaje się, że nic ani nikt nie jest w stanie zburzyć jej szczęścia. Niestety przychodzi dzień w którym wszystko misternie ułożone w piękną, pełną szczęścia układankę zaczyna się walić. Na początku wygląda to całkiem niegroźnie. Przedłużająca się choroba i złe samopoczucie wydają się być oznaką ciąży. Nieplanowanej i kłopotliwej, ale ten scenariusz się nie sprawdza. Jest o wiele gorzej...

Choć powieść przeczytałam w ciągu kilku godzin kilka dni temu nie mogę uspokoić emocji po jej lekturze, wciąż myślę o jej fabule i ważnym przesłaniu jakie z niej płynie. Ta książka zmieniła wiele w moich poglądach, wniosła w moje myśli ogromne pokłady nadziei. Nadziei niezwykle potrzebnej, którą poglądy religijne skutecznie we mnie zabijały. Przestałam być gorliwą wierzącą, uciszyłam lęki o karze, piekle, pokucie i cierpieniu. Myślę, że to jedynie wymysł człowieka by mieć władzę nad wiernymi. Powieść Edyty Świętek przyniosła ukojenie i spokój wewnętrzny, bowiem, to czego przy końcu życia doznała główna bohaterka jest potrzebne nie tylko chorym, ale każdemu człowiekowi. Czytając książkę bez happy endu, smutną, pokazującą cierpienie, utratę doznałam jednocześnie wewnętrznego oczyszczenia. Oczywiście na początku czytania wściekła na los pytałam dlaczego jest tak okrutny i skazuje młodą osobę na takie męki. Gdy zamknęłam książkę była spokojna jak ocean po burzy, którego tafla wody jest gładka. Idealnie gładka.

Autorka nie boi się podjąć chyba najtrudniejszego z tematów jakim się śmierć. Pisze o niej z optymizmem i przekonaniem, że jest przejściem do kolejnego etapu, a nie końcem. Jednocześnie uczy szacunku do życia, do każdej danej nam w ziemskiej rzeczywistości chwili. Zachęca by spełniać marzenia, realizować swoje plany i żyć pełną piersią. Iść przez życie z głową podniesioną do góry i nie bać się, że kiedyś nastanie ten ostatni dzień. 

Ogromnie się cieszę, że w morzu książek trafiłam właśnie na ten tytuł. Będę do niego wracać w trudnych chwilach. Będę go również polecać innym. 
Czego można się spodziewać po jego treści? 
Mądrej lekcji, która nie powinna ominąć każdego. Łez, bo człowiek to istota wrażliwa. Zadumy, bo człowiek to ciało, ale i dusza. Emocji, bo koło takich tematów nie można przejść obojętnie. 
Edyta Świętek napisała genialną książkę. Tej lektury nie zapomnicie, Wasze myśli będą do niej wracać. Zachęcam byście ją kupili, bo swoje wynagrodzenie Autorka przekaże na rzecz jednego z krakowskich hospicjów. 
Z serca polecam.