czwartek, 30 kwietnia 2020

Iwona Wilmowska "Zostawić ślad"



Wydawnictwo Axis Mundi
data wydania marzec 2020
stron 240
ISBN 978-83-66451-02-5

Stara miłość nie rdzewieje, ale stare rany też często nie pokrywają się patyną

Czytanie kryminału to u mnie jak powrót do przeszłości. Ten gatunek zaczęłam namiętnie poznawać w zdecydowanie nieodpowiednim wieku. Miałam zaledwie 12 lat i zamiast czytać książki dla nastolatek to ja rozczytywałam się w sensacji polskich pisarzy. Seria ze srebrnym kluczykiem, Ewa wzywa 07, Seria z jamnikiem.... Ach, co to były za książki. Miały swój klimat i urok. To, że pisali je rodzimi Autorzy było dla mnie atutem. Miłość do polskich kryminałów mi została. I znów odnalazłam jej smak w książce Iwony Wilmowskiej. Spodobała mi się od samego początku. Urzekł mnie jej klimat. Kto lubi prowincję, dreszcz emocji, ciekawą fabułę, która mimo, że nie jest skomplikowana to ma w sobie to "coś" ten powinien przeczytać "Zostawić ślad".

Główną bohaterką jest dziennikarka Paulina Gudejko, która właśnie straciła posadę w miejskiej gazecie. Paulina jest ambitna i nie chce przyjąć byle jakiej pracy, marzy o ambitnym dziennikarstwie. By poprawić stan swoich finansów postanawia napisać książkę. Wynajmuje domek w cichej i pozornie spokojnej miejscowości Mory. Planuje odpocząć od miasta, rzucić się w wir pisania, spędzić czas ze swoim psem Rumcajsem. 
Liczy na ciszę, jesienny relaks w otoczonej lasami przystani, ale czeka ją coś zgoła innego. Los szykuje bowiem spore niespodzianki. Niedaleko domku letniskowego, nad leśnym jeziorem znalezione zostają zwłoki miejscowego mężczyzny. Nie jest to nie jedyny trup, jaki się pojawi.  Paulina przyjmuje rolę lokalnej dziennikarki i relacjonuje swoimi artykułami przebieg wydarzeń, które wstrząsają lokalną społecznością. 
Kto jest zabójcą? Jakie ma motywy? Co łączy ofiary?

Tak, wybór tej lektury był strzałem w dziesiątkę. Okazała się ona książką, która pochłonęła mnie bez reszty. Czułam ją moimi zmysłami, wyobraźnia pracowała na wysokich obrotach, były emocje, były dreszcze, było zgadywanie kto jest winny i zagadka pozostała aktywna do samego końca książki. Za nic nie udało mi się odgadnąć motywu zabójcy. A to oznacza, że świetnie się bawiłam i to była idealna lektura na dwa wieczory. 
Autorka stworzyła ciekawą fabułę, świetnie oddała prowincjonalny klimat i meandry życia małej, lokalnej społeczności w której z jednej strony wszyscy o sobie wszystko wiedzą, a z drugiej istnieją pewne nieodkryte tajemnice, a każdy ma swoje sekrety. W miejscowości, gdzie pozornie mało co się dzieje i panuje względny spokój zło jednak nie śpi i zbiera swoje żniwo. A zemsta bywa słodka. 
W tytule urzekł mnie klimat. Miejsce akcji, pora roku, okolica i ciekawie wykreowane postaci sumują się na atuty powieści, która bez wahania podbiła moje serce. 
Czytałam oderwana i zatopiona w opisany świat. Chłonęłam go, bo prowincjonalne klimaty pociągają mnie od dawna. Sprawdza się w tym tytule reguła, że zło czai się zawsze i wszędzie, a oczywisty podejrzany to nie zawsze sprawca zabójstw. 
Polskie kryminały mają inny klimat niż skandynawskie. Są mroczne inaczej, smakują inaczej, ale są równie dobre, równie ciekawe, równie zatrzymujące oddech i wywołujące szybsze bicie serca. 
Jak najbardziej polecam tę lekturę. Dobra proza, solidny warsztat, idealne tempo akcji, ciekawa zagadka kryminalna, fabuła z pomysłem. Brawa dla Autorki. 

czwartek, 23 kwietnia 2020

Magdalena Krauze "Zdradzona"


Wydawnictwo Jaguar
data wydania 2020
stron 347
ISBN 978-83-7686-890-5

Zdradzona nie znaczy gorsza


Zdrada dotyka par z różnym stażem, a złamanie obietnicy wierności rodzi się z różnych powodów. Jednym zdarza się chwila zapomnienia i jednorazowy skok w bok, inni znudzeni wiernością szukają odmiany, chcą się dowartościować, przeżyć czysto zmysłową przygodę i szukają kogoś nowego na jakiś czas. Są też i tacy, którzy wikłają się w podwójne życie, którego mają po pewnym czasie dość, a nie zawsze mają możliwość powrotu do poprzedniego status quo. Odkryta zdrada zawsze, o ile dowie się o niej strona zdradzana, boli. Zawsze jest mniej lub bardziej mocnym ciosem w serce. Zawsze godzi w dobro związku i rozbija czasowo lub na zawsze rodzinę. Cierpią na niej również dzieci, które nie zawsze są w stanie zrozumieć postępowanie dorosłych.
Jak czuje się zdradzona kobieta? Na pewno nie jest to dla niej komfortowa sytuacja. Czy to oznacza, że jest gorsza od swojej konkurentki, od tej drugiej? Absolutnie nie. Dowodzi tego życie i najnowsza powieść Magdaleny Krauze, która zaciekawiła mnie w trzech różnych aspektach: tytułem, opisem i wyjątkowo miłą dla oka okładką. Gdy zaczęłam ją czytać, szybko wraz z główną bohaterką znalazłam się w małżeństwie, które miało solidne fundamenty, które zawarto z miłości, a w którym zabrakło wierności ze strony męża.
Joanna przekroczyła czterdziestkę, ma męża, dwoje dzieci, ciekawą pracę, w której osiąga świetne wyniki i dom na kredyt. Robert po kilkunastu latach bycia dobrym i czułym mężem zmienia się. Nagle spędza więcej czasu w pracy, częściej wyjeżdża w delegacje i nie rozstaje się z telefonem. Dane od serca rady, by sprawdzić, czy nie ma kochanki, niestety pomagają odkryć brutalną prawdę. Odczytane po kryjomu SMS-y potwierdzają, że mąż Joasi spotyka się z inną kobietą, którą, jak się okazuje, Joanna doskonale zna…
Co zrobi zraniona kobieta? Wybaczy, spróbuje zapomnieć i być z wiarołomnym partnerem dla dobra dzieci? Czy stać ją może na spakowanie mężowi walizek i wystawienie ich za drzwi? Decyzja nie jest łatwa. Mimo wszystko zdradzający małżonek wciąż ma miejsce w sercu Asi.
To moje pierwsze spotkanie z prozą Magdaleny Krauze. Po lekturze „Zdradzonej” nie mam żadnych wątpliwości, że musicie przeczytać choćby jedną z jej książek. Jeśli szukacie dobrze napisanej powieści obyczajowej, to zdecydowanie będzie strzał w dziesiątkę. W tytule autorka podjęła może temat, który często jest fundamentem fabuł. Pisząc powieść, ukazała swoim czytelniczkom drogę, na jaką może wejść zdradzona żona. Czy jest słuszna? Moim zdaniem tak, choć, jak widać jest to droga trudna, wyboista i wymaga zaciętości oraz bycia twardą. Zdrada nie zamyka drzwi do szczęścia, zdrada odsłania jedynie prawdę o nas samych i tym, ile jesteśmy warci.
Joanna to bardzo ciekawa postać. To dojrzała kobieta, którą cios mocno zranił, ale, i która szybko podnosi się z kolan. Tym samym udowadnia, że zdrada to nie koniec świata, to nie jest nieodwracalna i druzgocąca diagnoza, to nie wyrok śmierci. To trudna chwila w życiu, po której można jak najbardziej wrócić do równowagi, stabilizacji i szczęścia.
Czytając nieustannie polemizowałam czy miałabym tyle odwagi co główna bohaterka, czy byłoby mnie stać na tak radykalne kroki. Szybko doszłam do wniosku, że mimo wszystko to najlepsza z decyzji, jaką może podjąć osoba, której zaufanie zostało zdeptane.
Magdalena Krauze napisała świetną powieść, która z pewnością będzie idealną lekturą na pokrzepienie zdradzonych, kobiecych serc. Czyta się ją lekko i z wypiekami na twarzy. Jej treść mocno wciąga. Z tekstu bije dojrzałość warsztatu. Wybitna o tej powieści, to idealnie powiedziane. Jest ona też przemyślana, dojrzała, doskonale wyważona i w szczegółach dopracowana. Warta poznania i przemyślenia. Polecam życząc, by mężowi żadnej z nas nie zdarzył się głupi skok w bok, by żadna z nas nie musiała znaleźć się w sytuacji identycznej jak Asia.
Z serca rekomenduję tę książkę i zachęcam do jej lektury.

poniedziałek, 20 kwietnia 2020

Magdalena Niedźwiedzka "Anna Jagiellonka"



Wydawnictwo Prószyński i S-ka
data wydania 2019
stron 400
ISBN 978-83-8169-143-7
Trylogia Zmierzch Jagiellonów tom III

Opowieść o nieszczęśliwej królewnie i smutnej królowej

W bajkach piękne królewny zakochują się z wzajemnością w urodziwych królewiczach i żyją długo oraz szczęśliwie. W realnym świecie na przestrzeni wieków los dla królewien pochodzących z najbardziej znaczących rodów nie był tak łaskawy. Ich małżeństwa były aranżowane w myśl polityki i interesów państwa, ich uczucia miano za nic, obowiązki często je przytłaczały, a okazywanie uczuć było wręcz zakazane. O losie królewien decydowali rodzice i krewni, możni panowie i duchowni. One miały być religijne, wykształcone, skromne i potulne, miały znać etykietę i języki. Ich rolą było zwykle małżeństwo i macierzyństwo rozumiane jako wydanie na świat męskich potomków i zapewnienie ciągłości dynastii.

Anna Jagiellonka urodziła się jako córka potężnego władcy i wybitnej królowej. Zygmunt Stary i Bona mieli jeszcze trzy córki i dwóch synów, z których jeden zmarł tuż po przedwczesnych narodzinach. Zygmunt August został po ojcu królem Polski, siostry Anny powychodziły za mąż, a ona jako panna żyła u boku matki i brata, w ich cieniu. Mijały lata, Anna stawała się coraz starsza, jej matka wyjechała do Bari po śmierci męża, August zmarł bezpotomnie mimo posiadania aż trzech żon. Wtedy, w 1572 roku oczy wszystkich skierowały się na ostatnią z rodu Jagiellonów. Zaczęto myśleć o wolnej elekcji i wydaniu Anny za nowego króla. Niezbyt młoda już królewna wyszła z cienia i znalazła się w centrum uwagi. Nie była na to przygotowana, a w jej sercu pojawiła się nadzieja na matrymonium i podążenie śladami rodzicielki czy sióstr. Jej szanse na zostanie matką były praktycznie żadne, ale na włożenie korony już bardzo duże... Jak potoczyły się losy ostatniej Jagiellonki, możemy odkryć dzięki lekturze ostatniego tomu trylogii Magdaleny Niedźwiedzkiej „Zmierzch Jagiellonów”, która jest po prostu genialna.

Akcja książki toczy się pomiędzy 1572 a 1576 rokiem i pokazuje bardzo burzliwe dzieje Polski w okresie bezkrólewia oraz rządów dwóch elekcyjnych władców, z których jedne były delikatnie mówiąc wielką farsą. Anna znalazła się wtedy w trudnej sytuacji. Chciano ją bezprawnie pozbawić spadku, wydać za mąż a właściwie przehandlować wraz z koroną, aby tylko zapewnić sobie mocną pozycję u boku nowego władcy.
Autorka wyjątkowo miarodajnie, dokładnie i plastycznie pokazuje owe lata. Głównymi bohaterami obok tytułowej królewny są dwie pierwszoplanowe postacie z areny politycznej Rzeczypospolitej – Piotr Zborowski i Jan Sariusz Zamojski, którzy są bardziej wrogami niż przyjaciółmi. Z ich perspektywy poznajemy życie i obyczaje, jakie panowały na dworze, podczas obrad sejmu oraz elekcji i z ich kuluarów.
Opis postaci Infantki zachwyca. Królewna zostaje pokazana jako kobieta zagubiona, bogata, choć ograbiona, żyjąca na kredyt, otoczona dworem, na którym roi się od intrygantów i fałszywych sług, marząca o normalnej rodzinie, wykształcona, z której zdaniem nikt się nie liczy i mało kto oddaje należny szacunek. Jej charakter jest skomplikowany, a osobowość pełna skrajności. Czuje się wodzona za nos, pomiatana i oszukiwana. Nietrudno ocenić, że nie była szczęśliwa ani jako dziecko, ani jako dorosła kobieta. Jej marzenia są deptane, a los okazuje się dla niej mało łaskawy. Życie Anny jest podobne do losu jej ojczyzny, która pogrąża się chaosie, wielu ją ograbia, a inni kosztem dobra kraju chcą poprawić swoją pozycję i polityczne notowania.
Magdalena Niedźwiecka napisała rewelacyjną książkę i przepiękną trylogię. Wspaniale ukazała losy królewskich postaci na tle wydarzeń historycznych i politycznych. Stworzyła ciekawe biografie nie ujmując koronowanym głowom ludzkiego oblicza i pokazując je od strony prywatnej. Lekturę czytało mi się bardzo przyjemnie. Jej treść zrobiła na mnie szczególne wrażenie, a oceniałam ją jako miłośniczka czasów panowania jagiellońskiej dynastii. Jeśli lubicie dobrej jakości historyczną beletrystykę i dobre biografie śmiało możecie zagłębić się w cyklu opowiadającym o losie Anny, jej matki Bony i szwagierki Barbary. Naprawdę warto! Polecam.

wtorek, 7 kwietnia 2020

Jolanta Kosowska "Wielkie włoskie wakacje"



Wydawnictwo Novae Res 
data wydania 2020
stron 294
ISBN 978-83-8147-735-2

Życie jest za krótkie by przejść obojętnie wobec miłości

Włochy to jeden z dwóch oprócz Nepalu krajów na świecie w którym chciałabym zamieszkać na dłużej. Italia zachwyca mnie od wielu lat. Na moim blogu znajdziecie wiele książek we włoskich klimatach, których akcja rozgrywa się w kraju z rzymską stolicą. Do ich grona dziś dołącza najnowsza powieść Jolanty Kosowskiej, której już kilka książek mnie zachwyciło. Ich recenzje łatwo znajdziecie korzystając z blogowej wyszukiwarki. 

Zabierając się za lekturę "Wielkich włoskich wakacji" miałam świadomość jednego - że połączenie pióra Pani Jolanty i kraju Nerona da ekscytującą i fenomenalną mieszankę. Było jednak jeszcze o wiele lepiej. W moje ręce trafiło arcydzieło literatury obyczajowej. I piszę to z pełnym przekonaniem i odpowiedzialnością. 

Jestem tą historią totalnie zauroczona, nadal chodzę z głową w jej fabule, czuję namacalnie ten wyjątkowy klimat, a gdy zamknę oczy widzę przed oczami opisane obrazy, romantyczne i urokliwe zakątki, czuję aromat ziół i potraw, odgłosy dobiegające z zabytków, dźwięk dzwonów i gwar turystów. Uroku książce dodała naprawdę mocno urzekająca historia młodej dziewczyny i mężczyzny, który przypadkowo znajduje jej pamiętnik. Przypadkowe zdarzenie staje się początkiem czegoś, co przekracza wyobrażenia dwojga bohaterów, których urzekły italskie klimaty i nie tylko. 

Ona studiuje, a kierunkiem jej studiów jest historia sztuki. Nic dziwnego, że podróż do włoskich perełek turystycznych jest dla niej wielką przygodą. On pracuje jako dziennikarz w gazecie. Jest byłym policjantem i na prawdziwego nosa do odkrywania wyjątkowych historii. 
Los splata ich życiowe ścieżki, a to staje się dla nich nowym początkiem...
Każde z nich jest po przejściach, każde ma swoje doświadczenia, ale i w każdym drzemie wiele marzeń i pragnień...

Pokochanie tej powieści zajęło mi mgnienie oka. Złożyło się na to wiele jej atutów. Miałam szczęście w dobie pandemii na odbycie wyjątkowej podróży. Nie ruszając się z wygodnego fotela na skrzydłach wyobraźni momentalnie wtopiłam się w tę opowieść, stałam się cieniem jej bohaterów. Odkrywałam sekrety niczym karty w układanym pasjansie, czułam niesamowite emocje, ekscytację i dreszcze. 
"Wielkie włoskie wakacje" to połączenie powieści obyczajowej, romansu, lektury pełnej sekretów i fascynacji Italią, ale i rodzimymi Bieszczadami. Tak się składa, że te dwa miejsca ubóstwiam, więc niespełna 300 stron przeczytałam bardzo szybko. To była wyjątkowo przyjemna lektura z którą naprawdę trudno było mi się rozstać. Do końca trzymała mnie w napięciu, do końca czarowała i otulała swoją magią. 
Opisy przepięknych miejsc są namalowane słowami wyjątkowo pięknie. Czytając mamy wrażenie jakbyśmy sami wędrowali uliczkami Asyżu czy bieszczadzkimi połoninami w siodle. 
Główni bohaterowie budzą sympatię i są wyraziści. 
Dla mnie to tytuł niczym narkotyk, któremu uległam bez reszty. Bardzo chciałabym by powstała kontynuacja tej powieści, by jeszcze raz pobyć z jej bohaterami pod włoskim niebem, posmakować limoncello, spojrzeć na weneckie gondole i zachwycić się zapachem włoskich ziół. 
Trudno znaleźć mi słowo w pełni wyrażające fenomen tej książki. Genialna to jednak za mało. Z serca polecam. 

poniedziałek, 6 kwietnia 2020

Magdalena Wszelaki "Hormony"


Wydawnictwo Znak
data wydania 2020
stron 390
ISBN 978-83-240-6066-5

Odzyskaj równowagę! Nie daj się hormonom!

Hormony, każdy z nas ma je w swoim organiźmie. Musimy z nimi żyć, są nam do tego potrzebne. Niestety niektórym kobietom hormony nieźle w życiu potrafią namieszać. Zrobić niezłą rewolucję, przestawić świat do góry nogami. Ma to miejsce wtedy, gdy gospodarka hormonalna jest nieprawidłowa. Niestety, jestem właśnie takim człowiekiem i prawdę o moim stanie zdrowia odkrywam od wielu lat. Nie trafiłam od razu na dobrych i konkretnych lekarzy. Wnioski i fakty dochodziły do mnie stopniowo. Dziś mam już konkretny obraz, sporą wiedzę, ale mimo to z wielkim zainteresowaniem i uwagą zagłębiłam się w pewien poradnik. Ta książka bardzo wiele mi pokazała, podpowiedziała. To była naprawdę cenna lekcja, którą odebrałam z uwagą i otwarłam się na zawarte informacje. 

Wnioski nasuwają się same. Poradnik przez duże P, konkretny, rzetelny i solidnie napisany. Zawierający cenną wiedzę, czytelną i klarowną, podaną w sposób przystępny i zrozumiały. Absolutnie nie jest to fachowy bełkot, który nic nie wniesie dla przeciętnej osoby. A takim nakarmił mnie kiedyś mądry aczkolwiek zadufany w sobie lekarz. Oprócz faktów medycznych publikacja zawiera porady odnośnie postępowania w przypadku zaburzeń, które często dotykają kobiety. Mamy szansę by polepszyć swoje samopoczucie tym, co jemy. Tak, wybór produktów, które spożywamy może mieć na to ogromny wpływ. Ja mam problem pod tytułem pcos. Nie jest on u mnie bardzo mocno zaawansowany, ale to, co znalazłam w tym tytule odnośnie żywienia ma sens, sprawdza się i daje efekty. Uwierzcie Kochani!

Pacjentko możesz leczyć się dietą. Jedzenie może wspomóc Twoją terapię lekową czy hormonalną. U mnie pozwoliło ograniczyć spożywanie pewnych pigułek. Bo gdy przeszłam na dietę dla osób z podniesionym poziomem cukru pewne tabletki okazały się zbędne, a inne zaczęłam przyjmować w mniejszej dawce. 

Autorką książki jest farmaceutka, dietetyczka, która mieszka w Colorado. Tytuł podzielony jest na cztery części. Każda z nich jest poświęcona innym zagadnieniom. Ostatnia zawiera przepisy odpowiednie do poszczególnych problemów. Są to receptury na różne dania: obiadowe, śniadaniowe, przekąski. Tekst uzupełniają zdjęcia. W książce znajdziemy informacje jak ułożyć swoją dietę: co jest niezbędne, co obojętne, a co w niej powinno być konieczne. Tekst jest nasycony konkretnymi poradami.Nawet ktoś, kto nie gotuje, kto ma znikome pojęcie o przygotowywaniu posiłków z łatwością da sobie radę. Konkretne jadłospisy aż proszą by je odkryć i wypróbować. 

Jestem pod wrażeniem, bo rzadko kiedy trafia na księgarskie półki tak rzetelny poradnik. Przejrzyście napisany, z tekstem pełnym konkretów a nie bicia piany. Autorka pisze na postawie swoich własnych doświadczeń, tego, co sama przeżyła. Sprawia to, że książka jest wiarygodna. Zwykle jestem do poradników nastawiona sceptycznie, ostrożnie i sięgam po te lektury z pewną dozą nieufności. Tym razem otworzyłam umysł, a wszystko co czytałam w pełni, w stu procentach zgadzało się z tym co sama wiedziałam. 

Gdy polecam Wam jakąś książkę, obojętnie z jakiego gatunku muszę być pewna tego co piszę. Wobec poradników muszę być pewna nie na sto, ale na tysiąc procent, zwłaszcza jeśli chodzi o Wasze zdrowie. 
Nie mam żadnych zastrzeżeń wobec książki Magdaleny Wszelaki. Fakt, nie spróbowałam jeszcze wszystkich przepisów, ale to kwestia czasu. Książka wniesie do Waszego życia cenne rady, więc jeśli niestety macie problemy hormonalne, to ją kupcie, pożyczcie, podarujcie jej swój czas. Warto, bo zdrowie ma się jedno i trzeba o nie dbać. Dzisiejsze czasy nam to wybitnie uświadamiają. Polecam. 

piątek, 3 kwietnia 2020

Agnieszka Lingas-Łoniewska "Bez pożegnania"


Wydawnictwo Burda książki
data wydania marzec 2020
stron 328
ISBN 978-83-8053-709-5

Podróż z piekła do nieba

Agnieszka Lingas-Łoniewska to jedna z moich ulubionych pisarek w której książkach zaczytuję się od lat. I ich fabuły zostają we mnie, a ja wciąż je pamiętam. Na słowa "Piętno Midasa" przechodzą mnie cholerne dreszcze, a tę powieść skoczyłam czytać tak dawno temu. 
Pani Agnieszka zrobiła mi emocjonalną rewolucję czytelniczą nie raz. I jestem za to dozgonnie wdzięczna. Zatem nie mogę napisać, że biorąc się za lekturę Jej najnowszej książki nie wiedziałam co mnie czeka i nie miałam pojęcia jak mocno przeżyję treść tej lektury. A było dokładnie tak, jak zawsze. Czyli rewelacyjnie, świetnie, cudownie, emocjonalnie. W tym miejscu mogłabym dodać jeszcze setkę podobnych synonimów. Cóż, dokładnie tak cudownie było. Zatem Kochani, już wiecie, że warto zatopić się w tej powieści, a ona zaprowadzi nas do czytelniczego nieba. 

Do nieba nie trafił na wojskowej misji w Afganistanie Jacek Krall. Przeżył tam piekło, które odcisnęło na trwale ślad w jego duszy. Choć powrócił z misji szczęśliwie do Polski, nie wrócił do normalnego życia. Dopadł go zespół stresu pourazowego zwany PTSD. 
Dopadł i zaczął niszczyć mu życie. Nie pozwolił osiągnąć spokoju, szczęścia i stabilizacji. Nie dał zapomnieć o tym, co zdarzyło się złego. Wpędził w ślepą uliczkę, która zagradza drogę do normalności. Jacek zaczął popełniać w życiu błędy, balansować na krawędzi, popadać w złe nawyki. Była bezsenność, alkohol, narkotyki, przypadkowy seks. Było bagno, które coraz bardziej pochłaniało. Gdy Jacek był bliski utonięcia i pogubienia się w życiu los na jego drodze postawił pewną kobietę. Weronika też była okaleczona, miała za sobą wielką traumę. 
Najpierw było przypadkowe spotkanie na basenie, potem relacja na gruncie zawodowym, ale przyszedł i czas na coś więcej. 
Czy dwie zranione dusze mogą sobie pomóc i ręka w rękę zastukać do bram nieba? 

Uff, jak mocno mną potelepała ta książka! Jak bardzo mi się podobała! Jak dogłębnie wzruszyła i otworzyła oczy zdecydowanie szerzej na problemy, o których coś wiedziałam, ale nie była to wiedza należyta. O tym zbyt dużo się nie mówi. Żołnierze jadą na misje, wracają, spełniają obowiązek wobec kraju, spędzają tam określony czas i mają żyć jak dawniej. Niestety, to nie zawsze jest możliwe. A ze swoimi problemami zostają wraz z rodziną, która musi także przeżyć coś trudnego. To jedna z przesłanek, dzięki której tak mocno się wzruszyłam. 
Po drugie strasznie mocno chwyciła mnie za serce opisana historia miłosna. Trudna miłość, która musiała wiele znieść, wiele pokonać, z wieloma rzeczami się zmierzyć. Historia tej relacji wyciska łzy z oczu i dotyka. Jest wyjątkowa, jest jedyna w swoim rodzaju. 

"Bez pożegnania" to kontynuacja bestselleru "Bez przebaczenia". Ogromnie udana kontynuacja w której spotykamy ponownie już wcześniej znanych bohaterów. 
Mnie przyszło ją czytać w tych trudnych czasach. Oderwałam się od klimatu jaki nas niestety otacza, ale i ta lektura bardzo mi pomogła. Bo teraz też przeżywamy coś trudnego, coś, na co nie jesteśmy przygotowani, o czym nie zapomnimy. Nasze nerwy też są napięte, a codzienne czynności sprawiają trudność. Powieść Agnieszki Lingas-Łoniewskiej pokazuje jak radzić sobie ze stresem, jak ogarnąć go mentalnie, jak nie dać się ponieść emocjom. I super, że została wydana właśnie teraz.

Cóż napisać o stylu, warsztacie literackim Autorki, języku powieści? Jak ocenić fabułę? 
By się nie rozdrabniać można napisać krótko. Geniusz, fenomen, rewelacja. 
Ta powieść to nie tylko romans, choć niewątpliwie nim jest. To tytuł o sile przyjaźni, o walce dobra i zła, o ludzkich słabościach i sile dobra jaka jest w stanie zamieszkać w naszych sercach. 
Czytałam tę publikację na jednym wdechu, z rumieńcami na twarzy, ze łzami w oczach. Wszystko mnie w niej zachwyciło, wszystko misternie do siebie pasowało. Nie było sztuczności, ckliwości, lukru i cukru. Było samo życie, brutalna prawda i niespodzianki od losu. 
Rzadko kiedy piszę, że nie zapomnę danej książki. Tej zdecydowanie nie zapomnę. Myślę też, że do niej wrócę. By wiedzieć jak być dobrą partnerką, jak pielęgnować związek, jak dbać o miłość, taką prawdziwą, która często się nie zdarza. 

Drogie Panie! Gorąco polecam. Nie ma opcji, by ta powieść się Wam nie spodobała. Po prostu takiego rozwiązania nie ma. 

środa, 1 kwietnia 2020

Sonia Rosa "Nimfomanka"


Wydawnictwo Filia
data wydania 2020
stron 424
ISBN 978-83-8075-995-4

Erotyk, który łamie wstydliwe mity



Kim jest nimfomanka? Wielu ludzi sądzi, że to kobieta, która prowadzi rozwiązły tryb życia, często uprawia seks, ma wielu partnerów i jest z tym bardzo szczęśliwa. Wielu mężczyzn marzy, by ich partnerki miały duży apetyt na seks, by nie były oziębłe i zachowywały się wobec nich niczym nimfomanki. By zawsze były chętne i gotowe, by nie mówiły, że „boli je głowa”. Czy aby mają ci panowie rację? Czy nimfomanka to kobieta szczęśliwa i zadowolona ze swojego życia seksualnego?
Tak nie jest. Bo owszem, owe panie często spędzają czas na intymnych igraszkach, ale te chwile nie dają im zadowolenia, a one same czują się nieszczęśliwe, poniżone, upokorzone, a seksualne zadowolenie zostaje przesłonięte przez ciągłą potrzebę odbywania stosunków intymnych i uczucie nieustannego niezaspokojenia. Przykładem takiej kobiety jest bohaterka powieści o kuszącej okładce i prowokującym tytule, wydanej nakładem Wydawnictwa Filia.
Książkę napisała Sonia Rosa. Pod tym pseudonimem kryje się nazwisko znanej polskiej pisarki. Takie info znajdziemy na okładce. W pełni się z nim zgadzam, bo wystarczy przeczytać kilka stron, by odkryć, że powieść jest świetnie napisana, warsztat dojrzały, a kobieta trzymająca pióro to wytrawny literat, który ma świetny styl i pomysł na fabułę. „Nimfomanka” to nie jest książka opowiadająca wyłącznie o seksualnych podbojach. To rewelacyjnie napisane studium psychologiczne kobiety, która wpadła w sidła seksu, która tkwi w okowach chorego pożądania. Pożądania, które prowadzi donikąd, które rujnuje życie, które przesłania świat i wyniszcza. Anita nie jest radosna. Anita jest poważnie chora, a ulgę może przynieść jej tylko terapia.
Główna bohaterka tej naprawdę wybitnej powieści to ponad czterdziestoletnia kobieta, która nie jest w stałym związku. Jest rozwiedziona i ma syna, z którym spotyka się sporadycznie. Zmienia pracę, miejsce zamieszkania i partnerów. Zdecydowana większość jej kochanków to mężczyźni na jedną noc, na jeden stosunek, na jeden wyskok. Nie zależy jej na żadnym z nich. Liczy się tylko seks, który daje krótki oddech chwilowego uspokojenia. Chęć na intymne obcowanie przygasa tylko na chwilę. Anicie obojętne jest, z kim śpi. Na swoje „łowy” wyrusza wszędzie. Partnerów znajduje w lokalach, na plaży, na stacji benzynowej, w sklepie i na wakacjach. Nie ma dla niej znaczenia, kim są, nie liczy się bezpieczny seks. Jej życie przypomina ciąg w nałogu, jest bardzo samotna, przybita, smutna i doskonale wie, że jej świat rozpada się na coraz drobniejsze kawałki, że ona sama tonie w bagnie swojego uzależnienia od seksu. Chorego seksu, który jest niczym pętla na szyi wieszanego skazańca…
Niezbyt często sięgam po erotyki. Nie jestem też fanką zbyt długich i szczegółowych scen erotycznych na kartach książek. Tym razem jednak z czystym sumieniem mogę napisać o powieści, w której roi się od namiętnych scen łóżkowych, że jest fenomenalna. Publikacja naprawdę mocno mnie zaskoczyła. Zawiera w sobie nie tylko naprawdę ogromną dawkę emocji, ale i prawdę o zaburzeniu seksualnym, które polega na uporczywej i wyniszczającej potrzebie uprawiania seksu. Autorka o trudnym temacie, który na rodzimym gruncie zdecydowanie zalicza się do tabu, pisze odważnie i bez kamuflażu. Być może ktoś poczuje się zgorszony, ale właśnie tak wygląda prawdziwe oblicze trudnego problemu, o którym krąży wiele mitów i nieprawdziwych informacji.
Fabuła jest prowadzona w sposób dojrzały i przemyślany. Akcja przeskakuje w czasie, a dzięki temu zabiegowi pisarka dogłębnie pokazuje narodziny problemu i genezę jego rozwoju. U Anity zrodził się on pod wpływem niejednego czynnika. Jedną z ważniejszych przesłanek było szukanie miłości, ciepła i czułości, których zabrakło bohaterce jako dziecku i młodej osobie.
Książkę czyta się fenomenalnie. Treść naprawdę mocno elektryzuje i wciska w fotel. Na twarzy czytającego pojawia się zdziwienie, zaskoczenie, oburzenie. W duszy rodzi się współczucie, ale i krytyka.
Nawet jeśli stronicie od tego typu tytułów, nawet jeśli nie interesuje was czytanie takiej literatury, zachęcam, byście zaczęli lekturę powieści o Anicie. To książka inna niż wszystkie, to książka w pełni ukazująca sedno poważnego problemu. Lektura naprawdę warta poświęconego jej czasu. Czytajcie ją i poznajcie oblicze piekła, które komuś niesłusznie może wydać się edenem.