wtorek, 29 października 2019

Magdalena Wolińska-Riedi "Kobieta w Watykanie"



Wydawnictwo Znak
data wydania 2019
stron 400
ISBN 978-83-2405-900-3

Adres: Watykan



Watykan to najmniejsze państwo świata, które jest monarchią elekcyjną, a którego głową jest Ojciec Święty dzierżący klucze Świętego Piotra. Naturalne wydaje się, że w Watykanie mieszkają kardynałowie, biskupi, księża i osoby konsekrowane. Zakonnice pełniące przeróżną posługę. Ale świeckie kobiety? Okazuje się, że takim adresem szczyci się kilkadziesiąt pań, które w większości są żonami członków Gwardii Szwajcarskiej. Wśród nich są trzy Polki. Jedna z nich o życiu i mieszkaniu na watykańskiej ziemi napisała ciekawą książkę, którą będę starała się wam zarekomendować i namówić do jej przeczytania.
Magdalena Wolińska-Riedi jest znana z ekranu telewizora. Od 2014 roku jest korespondentką Telewizji Polskiej w Watykanie i Rzymie. Jest lingwistką, tłumaczką, dziennikarką i producentką ponad 20 filmów dokumentalnych. Prywatnie jest żoną i mamą dwóch córek. Sąsiadką trzech papieży. Mieszkała 2 lata niedaleko Jana Pawła II, u schyłku jego pontyfikatu. Sąsiadowała z Benedyktem XVI za czasów jego papiestwa i po abdykacji. Mieszkała w pobliżu obecnie dzierżącego tytuł biskupa Rzymu Franciszka. Miała okazję poznać od kulis funkcjonowanie państwa, które jest inne niż wszystkie pozostałe na świecie.

Konsekwencją powyższych faktów jest niezwykła książka, która zabierze nas do świata znanego nielicznym.Tytuł bardzo ciekawie ujmuje specyfikę Watykanu. Z jednej strony to wyjątkowy teren dla katolików, siedziba papieża, niezwykle ciekawe turystycznie miejsce, nadzwyczajny punkt na mapie pielgrzymów z całego świata, a z drugiej to małe terytorium, które dla nielicznych jest ojczyzną, w której się mieszka i pracuje, spaceruje, robi zakupy, odpoczywa, wychowuje dzieci i spotyka z sąsiadami. Idąc po bułki, można zobaczyć papieża i jego gości i być świadkiem niecodziennych zdarzeń. Watykan urzeka pod wieloma względami. Tradycją, świętością, historią, architekturą. W godzinach nocnych i wieczornych jest enklawą ciszy i spokoju, co tak bardzo różni go od Rzymu, który wiecznie tętni życiem i nie zasypia.

Życie u boku papieża ma swoje plusy i minusy, choć tych ostatnich jest bardzo, bardzo mało. Mając status rezydenta Watykanu, można odczuć zdecydowanie co innego, niż mieszkając w Rzymie. Autorka o prawie dwudziestu latach za Spiżową Bramą pisze ciekawie i z pasją. Łatwo wyczuć, że był to dla niej czas wyjątkowy i szczególny. Za murami Watykanu bowiem dotyka się rzeczywistości bardziej duchowej, gdzie tradycja znaczy o wiele więcej niż w świeckim świecie. Jednak i tam, za sprawą kolejnych następców Świętego Piotra, zachodzą pewne – czasem radykalne – zmiany. Pani Magdalena porównuje trzy ostatnie pontyfikaty. Pokazuje, co ulega metamorfozie i reformom. Wskazuje, że każdy z papieży to inny człowiek, inna osobowość, inny charakter. I choć łączy ich ta sama wiara i te same idee, to swoją misję realizowali w sposób dość odmienny.

Z książki dowiemy się wiele ciekawostek o wychowaniu dzieci w Watykanie, o pozycji kobiet w tym państwie, o panującym systemie prawnym i watykańskich bramach. Poznamy też letnią rezydencję papieską i dowiemy się, jak za Spiżową Bramą robi się zakupy, jak żyje się w państwie kościelnym, które jest inne od świeckiego.

Książkę pochłonęłam z ciekawością. Cudownie było mieć tak wspaniałą przewodniczkę, która – oprócz przedstawienia teorii, faktów historycznych i statystyk – swoją relację urozmaiciła własnymi przeżyciami. Książka jest napisana w sposób przejrzysty, lekki i nie ma w niej sztucznego patosu. Czyta się ją dobrze i bez trudności. Nie bądźcie zdziwieni, gdy po jej lekturze zapragniecie spędzić urlop, zwiedzając tę enklawę położoną na terytorium Włoch.


sobota, 26 października 2019

Joanna Jax "Białe róże z Petersburga"


Wydawnictwo Videograf
data wydania 2019
stron 464
ISBN 978-83-7835-735-3

Tylko śmierć zmienia wszystko raz na zawsze



Joanna Jax to pisarka, w której twórczości jestem zakochana na zabój i na zawsze. Spod jej pióra wychodzą wybitne i fenomenalne książki z historią w tle. Sięgając po jej kolejne powieści, doskonale wiem, czego się spodziewać. Mam gwarancję, że będzie to literatura najwyższych lotów, która bezgranicznie zachwyci i na pewno nie rozczaruje. Rozpoczynając czytanie, pochłaniając pierwszą stronę, przepadam dla otaczającego mnie świata i nic nie jest mnie w stanie wyrwać z lektury. Ten schemat sprawdził się po raz kolejny, gdy zagłębiłam się w „Białe róże z Petersburga”.
Tym razem z autorką „Milczenia aniołów” przenosimy się do początku XX wieku i carskiej Rosji u schyłku panowania dynastii Romanowów. W Petersburgu, w dwóch różnych światach, żyją kobieta i mężczyzna. On nazywa się Aleksander Oboleński i pochodzi z bogatej, arystokratycznej rodziny. Jego dzieciństwo i młodość upłynęły w szczęściu i dostatku pod okiem kochających rodziców i starszej siostry. Ona zna smak biedy. Elena Woronina jest córką lekarza, który zamiast zapewnić byt swoim dzieciom i żonie, oddaje się we władanie wódce. Pije na umór i znęca się nad rodziną. Do mieszkania Woroninów wprowadza się bieda. By utrzymać dzieci i siebie, matka Leny podejmuje pracę jako kwiaciarka. Po śmierci kobiety Lena opuszcza ojca i musi zaopiekować się bratem. Na swej drodze spotyka anioła, który ratuje życie rannego Miszy. Jest nim właśnie Aleksander. Między Oboleńskim a Woroniną rodzi się uczucie, o którym można powiedzieć tylko jedno. To wielka, prawdziwa miłość.
„Białe róże z Petersburga” to poruszająca, mocno chwytająca za serce opowieść o miłości, która przetrwa wszystko i pokona każdą przeszkodę. Niestraszna jej wojna, rewolucja czy mezalians. Przyszło jej się narodzić w trudnym momencie. Wielokrotnie los rzucał zakochanej parze pod nogi ogromne przeszkody. Lenie i Aleksandrowi nieraz przyszło walczyć o swoje szczęście i wspólną przyszłość. Ta walka wydawała się niekiedy bezsensowna i zbyt ciężka. Czytając o perypetiach tej pary, wielokrotnie uroniłam łzy. Na kartach książki chwile szczęścia przeplatały się z godzinami smutku, żałoby i rozpaczy.
Najnowszą powieść Joanny Jax od pierwszej strony czytało mi się fenomenalnie. Chłonęłam ją z wielką przyjemnością aż po ostatnie zdanie, a autorka do końca świetnie budowała napięcie. Ta powieść tętni oceanem emocji. Jest wybitnie napisana, przemyślana i dopracowana. Jej fabuła niesie przesłanie, że póki trwa życie, póki bije serce, wszystko jest możliwe. Dopiero śmierć zmienia wszystko nieodwracalnie i na zawsze. Póki jej nie ma, nieustannie i bezwzględnie trzeba walczyć o uczucie i spełnienie marzeń.
Postaci, które poznałam na kartach tego tytułu, są doskonale wykreowane. Jedne z nich momentalnie obdarzyłam sympatią, jak Lenę, wobec innych (Iwana czy Anny) miałam mieszane uczucia. Powieść ma bardzo wiele atutów. Jest porywająca i tak bardzo wyjątkowa, że trudno o niej zapomnieć po skończeniu lektury. Myśli mimowolnie wracają do jej treści i opisanych zdarzeń. To pozycja obowiązkowa dla każdego miłośnika zniewalających historii obyczajowych z bogatym tłem historycznym. Gorąco rekomenduję ją na długie jesienne i zimowe wieczory. To tytuł na miarę takiego dzieła, jak „Anna Karenina”.


czwartek, 24 października 2019

Patrycja Strzałkowska "Niemoralne decyzje"



Wydawnictwo Pascal
data wydania 2019
stron 400
ISBN 978-83-8103-524-8

Ta powieść to emocjonalna petarda!

To już czwarta książka w dorobku Patrycji Strzałkowskiej. Czytając dwie wydane wcześniej powieści miałam pewne wyobrażenie czego spodziewać się po kolejnej lekturze pióra tej Autorki. A jednak, to było mocne i spore zaskoczenie. Bo ta powieść to prawdziwa emocjonalna petarda. Tu nie ma zbyt wiele postaci, tu nie ma zbyt wielu poplątanych wątków i mocno rozbudowanej fabuły. Tu jest za to jedna konkretna bohaterka. Młoda kobieta o której zdecydowanie nie można powiedzieć, że to grzeczna dziewczynka. Ba, to kobieta z piekła rodem, która ma mocny charakter i niejedno oblicze. 

Gdy się urodziła rodzice nadali jej imię Teresa. Dorastała w dostatku, miała wszystko co chciała, ale … jej dzieciństwo nie było szczęśliwe, a dom nie był ciepły. Matka zdradzała ojca, a córka żyła niczym roślinka w dzikim ogrodzie. Zdana sama na siebie. Emocjonalnie zaniedbana. Gdy dorosła wybrała studia i mieszkanie we Wrocławiu. Luksusowe locum i brak trosk finansowych Leila miała za coś oczywistego. Zmiana imienia miała być wstępem do życia po swojemu. I tak żyła. Bawiła się, brała życie lekko, czerpała z niego pełnymi garściami. W jej życiu było miejsce na szaleństwo, zabawę i decyzje, które nie zawsze były moralne. Ale przyszedł czas gdy Leila zamarzyła o normalnym związku na długą metę opartym nie tylko na szalonym seksie i pożądaniu. Zamarzyła o prawdziwym uczuciu, oświadczynach, ślubie i byciu dla kogoś jedyną mieszkanką jego serca. W jej życiu, a konkretniej gabinecie pojawił się idealny mężczyzna, która pasował do roli narzeczonego i męża. Czy było jak w bajce? Szczęśliwie, słodko i dozgonnie? Czy przeszłość nie stanęła Bartkowi i jego wybrance na drodze do szczęścia? Czy zabiły kościelne dzwony? 
Koniecznie weźcie książkę do ręki, bo takiego romansu i erotyku jeszcze nie czytaliście!!!

Tytuł okazał się bardzo wciągający. Od samego początku ta historia czytała się wręcz sama. Mając czytelniczego nosa czułam, że będzie zaskakująco i mrocznie, tajemniczo …. Było o wiele bardziej. A zakończenie wręcz wbiło mnie w fotel. Miałam pewne wyobrażenie jak ta powieść się skończy, ale się myliłam. Autorka inaczej niż przypuszczałam poprowadziła akcję i rozdała karty. 
Oprócz zakończenia atutem książki jest postać Leili. Kobiety, która jest niczym kameleon. Jej postać przyciąga niczym magnes. Leila jest nieobliczalna, ma nieprzewidywalny charakter, ma wiele masek, która zakłada i ściąga. 
Dobrze napisane są sceny erotyczne. Sama lektura to nie typowa książka lekka i łatwa. Bo treść ma w sobie pewien przekaz. Z jednej strony jest pokazana toksyczna relacja między mężczyzną i kobietą, z drugiej mroczny charakter, który stać na wszystko. 
Tytuł robi wrażenie, nie jest tuzinkowy, nie jest dublem i nie jest podobny do innych książek Patrycji Strzałkowskiej. Polecam lekturę zwłaszcza tym, którzy lubią nieprzewidywalne fabuły i czarne charaktery bohaterów. Czytając miałam wrażenie, że siedzę w literackim rollercosterze. To była mocna jazda bez trzymanki. 

poniedziałek, 21 października 2019

Ewa Formella "Dziewczy z Ogrodu Rozkoszy"


Wydawnictwo Replika
data wydania 2019
stron 320
ISBN 978-83-66217-59-1

Powieść, która obala pewne mity

Ewa Formella mocno mnie zaskoczyła swoją najnowszą książką. Na jej bohaterki wybrała kobiety, które zajmują się specyficzną profesją. Mówią o niej, że to najstarszy zawód na świecie. Ludzie dziwnie, niekiedy z oburzeniem i zgorszeniem patrzą na panie się nim parające. Pada grad złych, niekiedy wulgarnych słów, wyzwiska, itd. Ewa Formella podeszła do tematyki i kobiet pracujących w luksusowym domu rozkoszy w sposób niezwykle zwyczajny, normalny. Jak do osób, które nie zajmują się niczym wyjątkowym czy budzącym zgorszenie. 

Ogród Rozkoszy to miejsce dla posiadaczy pokaźnych portfeli. Tu wszystko jest luksusowe, zmysłowe, eleganckie. Każda z pracujących tu piękności nosi pseudonim będący nazwą kwiatu. Jednym z nich jest Lawenda, której historię poznajemy na kartach powieści. Właścicielką pensjonatu zaś jest dojrzała kobieta zwana Magnolią. 
Losy tych dwóch bohaterek są osią fabuły, której akcja rozgrywa się na przestrzeni pięćdziesięciu lat w Trójmieście. 
Autorka pokazuje życie dwóch kobiet, które z jednej strony nie mają trosk finansowych, stać je na życie w luksusie, drogie kosmetyki, modne ubrania i piękną biżuterię, a z drugiej nie różnią się od milionów pań na całym świecie. Mają więc te same marzenia. Chcą być kochane, chcą mieć kogoś bliskiego, na kogo będą mogły zawsze liczyć. Niestety, muszą żyć w samotności, której nie osładza bogactwo. Dotyka ich krytyka i pogarda, raniące spojrzenia i ostracyzm. Gdy je bliżej poznamy okazuje się, że … No właśnie, tu pozwolę zamilczeć byście z jeszcze większą ciekawością zajrzeli do książki, która z pewnością Was zaskoczy. Opowie ciekawą historię pełną blasków i cieni, pełną prawdziwego życia, chwil szczęścia i smutku, dramatów i radości. 

Z pewnością jest to powieść bardzo tajemnicza, która kryje w sobie wiele niespodzianek. Nie ominie Was wiele zawirowań i z pewnością doznacie zaskoczenia. Treść niesie w sobie ogromny jak na książkę obyczajową poziom emocji. I  co jest dla mnie wielkim atutem możecie oceniać w trakcie czytania bohaterki, ale w miarę im bardziej będziecie je poznawać tym Wasza ocena może się zmieniać. Bo nic tak nie myli jak pozory.

Autorka bardzo ciekawie podeszła do dość trudnego tematu. Napisała w sposób nieszablonowy. Odrzuciła morze mitów odnośnie prostytucji i płatnej miłości. Udowodniła, że każdy zasługuje na kolejną szansę, że błędy popełnione mogą być wybaczone. Nigdy nie jest za późno na zgodę, na naprawę najtrudniejszych relacji. Okładka książki jest bardzo romantyczna. Treść nie jest absolutnie sielankowa i słodka. 
Polecam Wam tej tytuł który zdecydowanie wyróżnia się oryginalnością na obyczajowej półce pióra polskich pisarek. Życzę pasjonującej lektury i wielu ekscytujących chwil z tą książką. 

wtorek, 15 października 2019

Agata Suchocka "Jesienny motyl"



Wydawnictwo Replika
data wydania 2019 
stron  304
ISBN 978-83-66217-57-7

Powieść mocniejsza niż spirytus

Jak się czujesz? To pytanie od miesiąca w związku z moim wypadkiem komunikacyjnym słyszę bardzo często. Fizycznie dochodzę do siebie i zdrowieję. Psychicznie od wczoraj jestem emocjonalnie poturbowana. Czuję się niczym pranie, które przeszło przez wyżymaczkę, które zostało odwirowane przez godzinę na najwyższych obrotach. A wszystko za sprawą książki, którą przeczytałam, o której zdecydowanie nigdy nie zapomnę, bo takich lektur się nie zapomina. Bynajmniej taki wrażliwiec jak ja nie potrafi. 
Biorąc do ręki tytuł wydany nakładem Wydawnictwa Replika nie spodziewałam się, że znajdę w tej książce aż tyle. Tak dużo treści, tak dużo emocji, które dosłownie mnie zasypały. Czytając bałam się oddychać, skupiłam się tylko i wyłącznie na treści. Telefon zadzwonił, herbata wystygła, za oknem zaszło słońce. Dla mnie liczyło się tylko jedno. Do bólu chciałam by bohaterom było ze sobą po drodze, by się ułożyło, by był happy end. Chciałam tego tak, jakbym chciała tego dla siebie. Fabuła zaangażowała mnie jak rzadko kiedy. A dreszcze towarzyszyły do samego końca. A potem były łzy. Morze łez.

Literatura obyczajowa, proza dla kobiet to półka z której od kilku dobrych lat czytam najwięcej. Wydawało mi się, że w tym gatunku już mnie nic nie zaskoczy. A zaskoczyło i to bardzo. Zaskoczyło wszystko. Bo "Jesienny motyl" to nie jest książka jakich wiele, to nie jest tytuł podobny do innych. Książkę skończyłam czytać wczoraj późnym wieczorem. Jest szósta rano, a ja już muszę się z Wami podzielić tym, co mi w duszy i sercu drzemie po lekturze. Musicie być na moim miejscu, musicie tę pozycję przeczytać. Naprawdę warto. A dlaczego? 

Bo to książka, która opowiada wyjątkową historię. To nie jest opowiastka o miłości, o mezaliansie, o tym, że uczucie przekracza wszelkie bariery i granice. To powieść o szukaniu miłości. I nie tej słodkiej i sentymentalnej, takiej którą kończy ślub, a wieńczą dzieci. Tym razem spotykamy dwoje mocno okaleczonych przez życie bohaterów, którzy pochodzą z dwóch różnych światów. Każde z nich dostało od życia solidnie w kość. Nie było w tym ich winy. Było po prostu mocno pod górę i mnóstwo kłód pod nogami, a takie sytuacje wręcz sprzyjają popełnianiu błędów.

 Lidia osiągnęła zawodowy sukces choć cel nie został osiągnięty bezbłędnie. Okupiła go ciężką pracą, wyrzeczeniami i rozpychaniem się łokciami. Była bezwzględna, zdolna i pracowita. Szła po trupach do celu, byle dalej od biedy. Udało się jej, niestety w życiu uczuciowym poniosła same porażki. Sama w duchu marzyła o byciu z kimś, bolał ją popełniony błąd w młodości. 
Olgierd zdolny romantyk został wyrzucony ze studiów i wylądował na ulicy. Moralnie upadł najniżej jak się da. Sprzedawał swoje ciało by mieć na podłe jedzenie. 
Ich drogi skrzyżowały się pewnego dnia. I to spotkanie stało się początkiem czegoś nowego w ich życiu. I zmieniło je, a na świat pozwoliło popatrzeć z innej strony. Chcecie dowiedzieć się czy byli razem i odkryć ich sekrety? Zapraszam do lektury...

Książka to prawdziwe arcydzieło w swoim gatunku. Pełne życia, które bajką rzadko kiedy bywa. Które kopie i bije, często nie ma litości i nie jest sprawiedliwe. Nie jest, bo ma sprawiedliwość w nosie. I daje prezenty jak chce, a czasem wcale. Kobieta po przejściach i mężczyzna bez przyszłości... Co może ich łączyć, gdy wszystko ich dzieli? Gdy żyją w dwóch różnych rzeczywistościach a są tak samo nieszczęśliwi? 
W tej powieści wszystko jest realne i namacalne, nie ma tabu, nie ma miejsca na wstyd, na niedopowiedzenia. Rządzi brutalna rzeczywistość, która nie wybacza błędów. Autorka fenomenalnie nakreśliła swoich bohaterów, poplątała ich losy, oddała ich uczucia. 
"Jesienny motyl" to książka nieprzewidywalna, niesztampowa, jedyna w treści, mająca bardzo wiele walorów i plusów. Mogłabym pisać o niej wiele dobrego. Ale myślę, że zamiast czytać moje słowa zagłębcie się w tej powieści. Gwarantuję, że nie będziecie rozczarowani. Chylę czoła przez Autorką za geniusz, pomysł i sposób napisania książki. Dziękuje z całego serca za te emocje. Po prostu perła wśród książek dla kobiet i nie tylko. 

Moja ocena 11/10. 
(czasem trzeba zapomnieć o regułach matematyki, by oddać odczucia po lekturze)

sobota, 12 października 2019

Roma Ligocka "Jeden dobry dzień"


Wydawnictwo Literackie
data premiery 30 październik 2019
stron 188
ISBN 978-83-0806-944-8

Książka na miarę Nobla

W mojej duszy panuje cisza, spokój, nostalgia, skupienie, zaduma. Tak najkrócej mogę Wam opisać mój stan wewnętrzny po lekturze najnowszej książki Romy Ligockiej, której prapremiera będzie miała miejsce na krakowskich Targach Książki. Dzięki współpracy z Wydawnictwem Literackim już mogłam się zanurzyć w jej treści. To było coś więcej niż dobra, ba doskonała lektura. To było coś metafizycznego, coś jedynego w swoim rodzaju. Coś, co sprawiło, że Autorka "Znajomej z lustra" stała mi się bardzo bliska. Bliska niczym genetyczny bliźniak. Drzwi do tej relacji otworzyła szczerość z jaką napisany jest "Jeden dobry dzień". To proza wyjątkowa, ale dla mnie to jednak nic dziwnego. Bo Roma Ligocka to dla mnie wybitna literacka marka, która gwarantuje spotkanie z literaturą najwyższych lotów. Czytając bardzo wiele, czułam, że ta pozycja wywrze na mnie mocne piętno. Tak się stało. Zapisane słowa wręcz "wytatuowały" moją duszę do żywego. Myślę, że wpływ miały na to w pewnym sensie też okoliczności w jakich przyszło mi czytać książkę. 

Większość ludzi gdy przeżywa trudne chwile sięga po lektury relaksujące, lekkie, łatwe i przyjemne. Ja niestety nie. Mnie wtedy smakują książki bolesne, trudne, tragiczne, smutne. Taka już jestem. Po wypadku komunikacyjnym dane mi było zagłębić się w treść pełną żałoby i boleści. Smutnej prawdy o kruchości ludzkiego życia, pożegnaniu na zawsze, odchodzeniu i przemijaniu. To właśnie ona stanowi oś, trzon, kręgosłup tytułu. Jest w niej też coś więcej. Ale to właśnie choroba i towarzyszenie w chorowaniu jest tym, co najważniejsze. 

Roma Ligocka towarzyszy przez rok bliskiemu mężczyźnie w bólu, walce, szpitalnej rzeczywistości i godzeniu się z tym, że nadzieja umiera wraz z nim. To trudne 12 miesięcy, to cierniowa droga pełna bólu fizycznego i psychicznego. Wiek 55 lat to przecież nie czas by odchodzić. To dopiero preludium do życiowej dojrzałości, przednówek jesieni życia, która przecież może trwać wiele, wiele cennych, dobrych i owocnych lat. Ktoś jednak zdecydował, że to rak wygra i zbierze żniwo. 
Autorka pisze niezwykle osobiście, emocjonalnie i szczerze. Roma Ligocka odsłania swoją duszę bez najmniejszego woalu. Wręcz spowiada się czytelnikom z niełatwych przeżyć, gorzkich chwil, którego mocno zabolały.
 "Jeden dobry dzień" to też książka o radzeniu sobie z bólem po stracie, z pustką która wydaje się być bez dna. Po tej lekturze nie sposób nie docenić życia, jego najmniejszych elementów. Dni, chwil, które trzeba, koniecznie trzeba przeżyć jak najlepiej, jak najbardziej intensywnie. Ta lektura daje pewnego rodzaju receptę, ale i nadzieję. 
Gdyby przyszło mi ocenić tę pozycję nasuwa się jedno konkretne słowo. Wybitna. Wybitna w każdym calu. Wybitna pod względem stylu, treści, przesłania jakie w sobie niesie, języka. Nie jest to proza łatwa, z pewnością ambitna, refleksyjna, ale i nie bezbrzeżnie smutna. 
To książka do przeczytania, ale i przeżycia, przemyślenia. Gorąco ją polecam. 
Moja ocena 9/10.

poniedziałek, 7 października 2019

I znów nie będę!

Nie jestem zadowolona. Bo moje plany trafił szlag. Chciałam i chcę, ale nie wyjdzie. Nie uda się niestety. Nie będę tam gdzie chciałam. Liczyłam, że w tym roku uda mi się być na targach. I tych w Krakowie i tych w Rzeszowie. No ale nie. Gdyby tylko ręka była złamana to myślę, że dałabym radę. Niestety, po 10 dniach od wypadku okazało się, że mam złamaną nogę. Tak, to nie żart. Tak pracuje szpital w moim mieście.

Mam ortezę, ale na takie eskapady, gdzie nogi bolałby nawet zdrowego się nie wypuszczę.
Ktoś powie ciesz się, że żyjesz. Cieszę się, to nie tak, że nie, ale smutno mi trochę. I co tu robić?
Ano mam pewien patent. Tylko się nie śmiejcie. Tulę się do psów i książek. Niestety mąż już w pracy.

Ten rok dla mojej rodziny jest trudny zdrowotnie. Niech się już ta zła passa skończy. Czas najwyższy. To zmykam do wyrka i z książką w ręku wybieram się do Watykanu. Bo książki niwelują wszelkie granice niemożliwego.

Wojciech Scelina, Maciej Kozłowski, Kazimierz Nóżka



Wydawnictwo Znak
data  wydania 2019
stron 382
ISBN 978-83-2405-719-1

Zabieszczaduj razem z leśnikami

Bieszczady, tak jak Tatry, od wielu lat są bardzo modne. Co roku odwiedza je coraz liczniejsza rzesza turystów. Koniunktura sprawiła, że znacznie rozrosła się baza turystyczna, zwiększyła się liczba miejsc noclegowych i polepszył się ich standard. Bieszczady ponoć są najpiękniejsze jesienią, gdy przyroda nie oszczędza na kolorach i maluje krajobraz nadzwyczaj barwnie. Ci, którzy zakochali się w tej krainie na zabój i dozgonnie (tak, w tej grupie jestem i ja), są zdania, że tam zawsze warto pojechać. O Bieszczadach krąży wiele mitów i legend. Ich walorami są piękne widoki, góry, dzika natura, historia i burzliwa przeszłość. Czy warto pojechać tam na urlop? Oczywiście, że tak. A co warto się przed podróżą dowiedzieć, by uniknąć rozczarowania? Tu pomocna będzie książka autorstwa dwóch leśników: Kazimierza Nóżki i Wojciecha Sceliny, spisana piórem Macieja Kozłowskiego – kulturoznawcy, pisarza i historyka, która na mnie zrobiła ogromne wrażenie i szalenie mi się spodobała.
Bieszczady, w których zagościmy z autorami publikacji, są inne niż te pokazywane przez foldery turystyczne. Są bardziej dzikie, prawdziwsze i nieobliczalne. Ta kraina ma bowiem wiele tajemnic i sekretów, które odkryć można, jedynie mając tak wspaniałych przewodników, jak leśnicy prowadzący profil Nadleśnictwa Baligród. Z nimi zobaczymy i dostrzeżemy więcej, niż gdybyśmy zwiedzali sami. Bieszczady to lasy i dzikie zakątki, to połoniny i mnóstwo okazów fauny oraz flory. To specyficzne miejsce do życia i wypoczynku. Tu cywilizacja wkraczała zdecydowanie wolniej, tu po drugiej wojnie światowej tysiące osób wyludniono. Tu nawet dziś żyje się inaczej niż gdzie indziej. Tu nadal wiele do powiedzenia ma pogoda, przyroda i siły natury. O tym wszystkim opowiadają autorzy, których Bieszczady urzekły.
Książka zdradza tajniki pracy leśnika, która w tym rejonie ma swoją specyfikę. Tytuł zabiera nas na wycieczkę po lesie – z lektury możemy dowiedzieć się wiele o sposobie gospodarowania i zarządzania lasem oraz drzewostanem. Miłośnicy zwierzaków z wypiekami na twarzy przeczytają o spotkaniach oko w oko z niedźwiedziami czy wilkami. Ciekawi życia wśród głuszy z pewnością mają okazję sprawdzenia, jak naprawdę mieszka się w leśniczówce. Nie jest to tak romantyczne, jak przedstawiają filmowe telenowele, ale ma swój wielki urok. Autorzy opowiadają również o swoim dzieciństwie i drodze do leśnej profesji.
Książka to prawdziwa skarbnica wiedzy o Bieszczadach, a jej autorzy to wielcy ambasadorzy tego uroczego zakątka Polski. Publikację czyta się naprawdę przyjemnie, a jej treść doskonale wyczerpuje poruszane tematy oraz oddaje klimat opisywanych miejsc i czasów. Jej atutem jest ciekawa kompozycja oraz przejrzystość. Lektura zainteresuje zarówno tych, którzy nigdy nie zwiedzali krainy biesów i czadów, jak i tych, którzy czują się tam jak u siebie w domu. Plusem książki jest język i użyte słownictwo – w pełni zrozumiałe dla przeciętnego zjadacza chleba, gdyż leśnicy umiejętnie wyjaśniają wiele fachowych terminów. Książka jest niczym wybitnie kolorowa mozaika. Mieni się tysiącem obrazów, lśni setkami informacji, oszałamia ilością poruszonych zagadnień związanych z tymi terenami. Dokładnie takie właśnie są Bieszczady.
To niezwykła publikacja, inna niż morze tytułów wydanych w celu poznania bieszczadzkiej krainy. Nie ma w niej sztuczności, nie jest też napisana patetycznym językiem, nie przypomina podrasowanego graficznie zdjęcia. Gorąco polecam lekturę tym, którzy jeszcze nie zaznali smaku bezkresnych buczynowych lasów, połonin, dzikości i zarazem poczucia wolności na bieszczadzkiej ziemi. Nie wszyscy ją pokochają, niektórym po przeczytaniu wyda się zbyt surowa i pierwotna. Zanim jednak wyjedziecie w Bieszczady, warto poświęcić książce czas i mieć świadomość, że nawet w XXI wieku są jeszcze tak dziewicze miejsca.

sobota, 5 października 2019

Co u mnie słychać!

Siemanko Kochani.

Zdrowieję sobie powoli w towarzystwie oczywiście książek. Na szczęście głowa po wypadku i wstrząśnieniu mózgu pracuje ok. Czytam, leczę się książkoterapią. Przygotowałam na wyjątkowo piękną książkę okładkową rekomendację. 

Staram się jak mogę brać jak najmniej środków przeciwbólowych. No i dodam, choć oczywiście nikomu nie życzę złamań i urazów, że ortezy to wynalazki na miarę Nobla. Owszem kosztują dość sporo, macie nawet szansę na częściową refundację NFZ, ale do gipsu to się nie umywa. Gips miałam na ręce 10 dni i to była katorga. A tak w ogóle to złamanie nogi wykryto u mnie dopiero na kontroli po 10 dniach od wypadku. To tak na marginesie. 

W każdym razie cierpię i boleję, że nie mam mojego telefonu i Instagram milczy. Mój Samsung jest w stolicy w serwisie. W wypadku popękał wyświetlacz. Tylko popękał. I wziął na siebie siłę uderzenia dzięki czemu mając go w kieszeni na brzuchu osłonił go. Nie mogę się doczekać kiedy do mnie wróci. A tak na marginesie to gwarancja takich napraw nie obejmuje. Nawet ta przedłużona ochrona. Musicie specjalnie ubezpieczać telefon. W sklepie sprzedawca może Wam mówić co innego, ale prawda bywa kosztowna. Jak u mnie. 

By nie marudzić bo za oknem i tak pada jest jak jest i mam nadzieję, że będzie coraz lepiej. Nudzi mi się trochę w łóżku bo takie leżenie to nie dla mnie, która jak rasowy włóczykij łaziła po 20 km dziennie, ale czasem w życiu trzeba zwolnić. Zatrzymać się i poleczyć. Odespać mało wyspane lato. Zjeść na spokojnie obiad i czytać. 

Nie taka miała być ta jesień, ale czasem życie rozdaje swoje karty. 
Pozdrowienia