środa, 17 października 2018

Hanna Greń "Popielate laleczki"


Wydawnictwo Replika
data wydania październik 2018
stron 368
ISBN 978-83-7674-723-1

Przeszłość zwykle wraca w najmniej odpowiednim momencie

Po raz pierwszy po sensację sięgnęłam gdy miałam 12 lat i chodziłam do piątej klasy podstawówki. Pierwszy kryminał jaki przeczytałam i dzięki któremu przylgnęłam do tego rodzaju książek był pióra rodzimego autora. Dlatego polskie książki o zbrodniach i mordercach cenię wysoko i mam do nich słabość. Od czasu do czasu zabieram się za lekturę takiej właśnie pozycji. Ostatnio, gdy naszła mnie ochota na dreszcz sensacyjnej emocji wybrałam tytuł "Popielate laleczki" pióra Hanny Greń wydany nakładem Wydawnictwa Replika i stanowiący kolejny, piąty tom popularnego cyklu.

Od samego początku lektura przypadła mi do gustu. Szybko wciągnęła mnie jej fabuła i poczułam klimat właściwy dobrej sensacji z domieszką obyczaju. A to bardzo lubię. 

Astrida Szymanowska z córką Beatą zwaną Tulą prowadzą zakład fryzjerski. Interes dzięki talentowi obu pań świetnie prosperuje. Klientek nie brakuje, a pieniądze zasilają rodzinne konto. Spokój codzienności zakłóca pewnego dnia mail od tajemniczego nadawcy. Ktoś za zatrzymanie pewnych informacji i faktów z przeszłości w tajemnicy żąda sporej kwoty pieniędzy. Mail zaadresowany do matki przechwytuje córka, która postanawia za wszelką cenę chronić spokój swojej rodziny. To ona udaje się na wyznaczone spotkanie zamiast rodzicielki. Na miejscu znajduje kwiat i trupa nieznanego mężczyzny. Śledztwo w tej sprawie zostaje umorzone, ale sytuacja powtarza się po trzech latach. Tula znów znajduje  męskie zwłoki z poderżniętym gardłem, inny jest tylko przy nich gatunek kwiatu. Różę zastępuje frezja. Policja znów podejmuje działania śledcze...

Akcja książki jest dynamiczna i pełna nieoczkiwanych zwrotów. Autorka świetnie gmatwa fabułę i "wodzi" czytelnika za nos. Buduje napięcie i wprowadza wątki poboczne. Akcja rozgrywa się w różnych wymiarach czasowych, a tajemnice z przeszłości wkradają się w życie bohaterek bez ich zgody i skutecznie komplikują im codzienność. Czytanie tej książki przypominało mi układanie pasjansa, a scenariusz mógł rozegrać się na wiele sposobów. Sylwetki opisanych bohaterów są bardzo różnorodne i tajemnicze. Każda z nich jest niejednoznaczna i ma swoje asy w rękawie. Tula z jednej strony chce dobrze, ale ma swoje wady i niekiedy jej zachowanie irytuje, a niekiedy wprawia w zachwyt. Astrida jest od samego początku bardzo zagadkowa i tajemnicza niczym zakwefiona kobieta. Jej przeszłość wiele kryje i jest pełna sekretów. Stróże prawa budzą sympatię i są bardzo ludzcy. 
Powieść jest wartka i nie wieje z niej nudą. Obyczaj uzupełnia sensację, a Autorka splotła je w ciekawy w odbiorze wzór. Plusem książki są świetne dialogi i dogłębne prześwietlenie ludzkiej natury poprzez występujące postacie i ich zachowania. Choć książka stanowi piątą część cyklu można ją czytać nie znając wcześniejszych tomów. Lektura jest w odbiorze świeża i łatwa. Wymaga od czytelnika uwagi, bo dzieje się na jej stronach naprawdę wiele. Przyjemność czytania ubarwia też tło, pojawiające się kolejne zagadki i znaki zapytania. 
Książkę zdecydowanie polecam. Przy niej Wasz umysł będzie dymił jak wulkan, a logika zaprowadzi często w ślepą uliczkę. Jestem przekonana, że jeśli przeczytacie ten tom zapragniecie poznać też te wcześniejsze. To dobra proza w swoim gatunku. A zatem zapraszam wraz z Hanną Greń do Beskidzkiego Trójkąta. 

1 komentarz:

  1. Polecamy ją więc wraz z Tobą! Świetna, doskonale skonstruowana fabuła, od której nie da się po prostu oderwać. Idealna pozycja na kilka długich, jesiennych wieczorów.

    OdpowiedzUsuń