poniedziałek, 14 lutego 2022

Tomasz Rezydent "Niewidzialny front"




 

Wydawnictwo Rebis
data wydania 2020
stron 336
ISBN 978-83-8188-198-2

Zapiski z pierwszej linii frontu

Zimą 2020 roku świat obiegły informacje o tajemniczym wirusie, który szaleje w Chinach. To było dla wielu ludzi na końcu świata, gdzieś daleko i to niebezpieczeństwo nie wydawało się groźne. Przecież do tej pory było tyle lokalnych epidemii! 

Ale ten wirus objął w swe objęcia cały świat i szybko dotarł do Europy. We Włoszech rozpoczął konkretny pogrom, a miejscowość Bergamo znalazła się na ustach całego globu. Wkrótce tajemniczy patogen nazwany covid 19 dotarł i do Polski. Początkiem marca cała Europa zamarła. Świat stanął w miejscu, dosłownie się zatrzymał. Zaprzestały pracy szkoły i uczelnie, zakłady pracy, stanęły linie produkcyjnie, a ludzie wykupowali w sklepach zapasy na "dwa tygodnie". Z półek znikała żywność i papier toaletowy oraz mydła i środki czystości. Maseczki jednorazowe osiągały gigantyczne ceny. Tych z filtrami prawie nie można było dostać, a ich ceny wzrosły o kilkaset procent. Wszyscy rozumieli co znaczy "zostań w domu", zamknięto teatry, kina, centra handlowe i obiekty kultury. Pojawiły się hasła izolacja, kwarantanna i wielu uświadomiło sobie jak ważną instytucją są Sanepidy. A w szpitalach ... Tam zaczął się prawdziwy szał. Ochrona zdrowia nieprzygotowana na trudną sytuację musiała się zorganizować i zacząć pracować w nowym, dziwnym trybie jak nigdy dotąd niewprowadzonym na masową skalę. Do walki z tajemniczym i śmiertelnie groźnym patogenem stanęli medycy. Lekarze, laboranci, średni personel medyczny, diagności i wszyscy od których pracy działanie jednostek medycznych jest uzależnione. 

Jednym z lekarzy, który znalazł się na pierwszej, jakże niebezpiecznej, linii frontu był Autor książki, którą chcę w tym tekście zaprezentować. Tomasz Rezydent pracował w jednym z niewielkich polskich szpitali, które zdecydowano się przekształcić w tzw. szpital jednoimienny, który miał przyjmować chorych na covid19. Tam mieli trafiać na diagnostykę chorzy podejrzani o zakażenie, tam mieli walczyć o życie i zdrowie pacjenci w poważnym stanie, którzy wymagali hospitalizacji. Tam personel medyczny miał uczyć się nowego stylu walki na początku nie za bardzo dysponując sprzętem i środkami ochrony w postaci masek, środków dezynfekcyjnych czy respiratorów. 

Tę książkę nie potrafię ocenić w przedziale podobała mi się czy nie. To nie ten typ literatury. To dokument, genialny reportaż i świadectwo dla potomnych jak naprawdę było. Bo ten tytuł jest na wskroś prawdziwy i pełny prawdy w przeciwieństwie do tego, co serwowały media i social media. Tu wygrywa prawda, która niekiedy jest gorzka i bolesna. Tu jest miejsce na strach, ale i bohaterstwo. Tu nie owija się niczego w bawełnę. Tu nie ma miejsca na korekty, poprawki czy upiększenia. Tu jest realna walka, dramaty, ludzkie uczucia z których nawet opanowany mężczyzna, któremu nie obce są prawdziwe szpitalne dramaty, nie jest wyzuty. Na kartach książki zapisane są na gorąco wspomnienia. Ten dziennik pisany gdzieś w sporym stresie i nieludzkim zmęczeniu otwiera wyobraźnię czytelnika. Tym samym otwiera oczy i uświadamia z czym tak naprawdę musieliśmy się zmierzyć. 

Autor nie oszczędza nikogo, choć robi to anonimowo. Pokazuje błędy, które mogły sporo kosztować. Krytykuje, wyraża swoje niezależne zdanie, pokazuje ludzkie słabości, solidarność, ale i głupotę. Zapomina o filtrach, które w dzisiejszym świecie mają tak częste zastosowanie. Pozwala przeżyć ten czas, kilka pierwszych miesięcy pandemii jeszcze raz, pokazując je z perspektywy tego, który musiał się zmierzyć z bezpośrednim niebezpieczeństwem. Takich lekarzy w Polsce było setki. 
Dziś, gdy minęły prawie dwa lata i znamy dalszy rozwój wydarzeń odczułam, że i tak los obszedł się z ludźmi w miarę łaskawie. Wirus zebrał swoje żniwo, ale stracił na sile i choć wiele osób zachorowało widać pewne światło w tunelu. 

Ten tytuł został napisany by pokazać prawdę i dokładnie tak się stało. Czuć ją z kartek książki, a jej największym atutem jest właśnie autentyczność. Tu nie poszło o propagandę sukcesu czy bicie braw, choć te jak najbardziej należą się tym, którzy pracowali i pomagali. 
Ten dokument robi ogromne wrażenie. Ja czytałam go z perspektywy osoby, która nie zachorowała objawowo na ten patogen. Wiem jednak, że ci, którzy leżeli na szpitalnych łóżkach i wygrali mogą mieć problem z lekturą. Koszmary mogą wrócić. Ta książka powinna nade wszystko trafić w ręce osób, która ironizują z  choroby oraz tych którzy cenią mistrzowską literaturę faktu i reportaż. 
Jestem już po lekturze, ale głową nadal w niej. Czytanie było też dla mnie chwilą refleksji i zadumą nad kruchością życia i słabością człowieka, który mimo swoich osiągnieć jest słaby i bywa bezsilny. 
Niesamowita książka, którą gorąco polecam. Jest naprawdę warta poznania. Z serca rekomenduję. 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz