Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydanictwo MG. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydanictwo MG. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 29 października 2015

Katarzyna Enerlich "Prowincja pełna złudzeń"


Wydawnictwo MG
data wydania 2015
stron 256
ISBN 978-83-7779-324-4

Życie nie zawsze obdarza repetą

Tydzień temu, gdy wróciłam do domu czekała na mnie przesyłka. Na pierwszy rzut oka zwyczajny tekturowy karton, a w środku... coś wyjątkowego. Książka na którą bardzo czekałam. Gdy wyjęłam ją z opakowania spojrzałam na okładkę i przytuliłam ją do siebie niczym najcenniejszy skarb. Bo tak dokładnie jest. Książki Katarzyny Enerlich to dla mnie wielkie skarby. 
Gdy ją czytałam miałam zamęt w głowie i moje ciało dopadła choroba. Lektura okazała się nie tylko najpyszniejszym z pysznych czytelniczych kąsków, ale podziałała jak balsam, jak lek na całe zło świata, które na obecną chwilę mnie dopadło. 
Jak zwykle piękna okładka, a potem... kolejne spotkanie z Ludmiłą, jej bliskimi, jej duszą, jej jakże bogatym wnętrzem. I znów zagościłam na Mazurach, które właśnie dzięki cyklowi do którego należy ta powieść znam dość dobrze, choć nigdy realnie tam nie zawitałam. 
A co tam u Ludmiły? Co spotkało moją genetyczną literacką bliźniaczkę?

W życiu Ludmiły znów następują pewne zmiany i zawirowania. Ale i są pewne rzeczy, które nie uległy zmianie. Związek z Kermelem niszczy alkohol. Gdy Ludka widzi go w alkoholowym ciągu rezygnuje z tego mężczyzny. Boi się, by ten nie wciągnął jej i jej córeczki w bagno życia u boku pijącego ponad miarę. To boli, a sama bohaterka cierpi. Wspomina, spogląda w przeszłość i wyciąga wnioski. A zarazem staje się mocniejsza, silniejsza, dojrzalsza. Życie smaga ją jak świat wokół niej mazurskie wiatry. To uodparnia na ból, napełnia życiową mądrością. Ale życie lubi robić różne niespodzianki, a człowiek to nie tylko rozum, ale i serce.


Czy kolejny tom jest równie doskonały jak poprzednie? To pytanie stawia się chyba zawsze, gdy przedmiotem rozważań jest cykl. Śpieszę donieść, że tak! I wcale mnie to nie dziwi, skoro bowiem autorką jest Pani Kasia Enerlich to najwyższy poziom jest gwarantowany z automatu. Jak zwykle książka wyciszyła mnie, wręcz "ustawiła" do pionu. Uświadomiła mi co tak najbardziej jest istotne, a co błahe choć mocno się błyszczy. Ludmiła przeszła w życiu przez kolejne trudne chwile, przez łąki bólu i cierpienia, pola samotności i ugory braku zrozumienia, ale nie zmieniły się jej przekonania i priorytety. Jej system wartości pomógł przeżyć trudny czas, choć zdarzyła się scena w której zachowanie głównej bohaterki mocno mnie zaskoczyło. Po raz kolejny doświadczyłam piękna, wyjątkowości i czaru Mazur, ale i doszły do tego losy pewnego mężczyzny pochodzącego ze Śląska. Opowieść o artyście rzeźbiarzu i samouku pochłonęłam urzeczona jest zwykłością i zarazem niezwykłością. Jej pięknem. Pięknem jakie jest ukryte i w zwyczajnym życiu, w którym nie jest łatwo, lekko, dostatnio i przyjemnie. Czarny chleb czasem przecież smakuje lepiej niż pszenna bułeczka. Wszystko zależy od sytuacji i wielu czynników.
Czytanie "Prowincji pełnej złudzeń" to był naprawdę magiczny, wyjątkowy i wręcz nasycony dobrą energią czas. Lektura uświadomiła mi, że są w życiu sytuacje w których lepiej przystopować, zatrzymać się, pozwolić losowi robić swoje. Dać sobie spokój z walką, poddać się i czekać co dla nas jeszcze przeznaczone. Warto, naprawdę warto wsłuchiwać się w swoją duszę, w rytm życia natury, w przyrodę, która nas otacza. Bo tak naprawdę bogaci jesteśmy w duszy, a nie w banku. Wartość ma to co w naszym sercu, a nie to, co na koncie.
To była piękna literacka przygodna, pełna zapachów i aromatów, które daje nam darmo natura. Zanurzyłam się w niej z przyjemnością, doświadczyłam czegoś magicznego, czegoś duchowego i niepowtarzalnego. Jeśli jeszcze nie znacie prozy Katarzyny Enerlich to gorąco ją Wam polecam. To niesamowita Autorka, której gdybym mogła dałabym Literackiego Nobla.
Za możliwość obcowania z Ludmiłą i jej światem serdecznie dziękuję Wydawnictwu MG.

niedziela, 22 lutego 2015

Katarzyna Enerlich "Prownicja pełna snów"


Wydawnictwo MG
data wydania 2015
stron 288
ISBN 978-83-7779-260-5

Prowincjonalna wizyta

Znów dzięki lekturze odwiedziłam dom Ludmiły Gold. Mojej ulubionej bohaterki wykreowanej przez wybitną polską współczesną pisarkę Katarzynę Enerlich. Ludmiłę nie tylko lubię, jest ona mi bardzo bliska, bo ... to moja literacka genetyczna bliźniaczka. Słowami zdarta ze mnie skóra. Mam podobny jak Ludmiła światopogląd, podobne zapatrywania na życie, podobne marzenia. Oczami Ludmiły patrzę na świat. Dlatego też przeczytanie każdego kolejnego tomu tegoż cyklu jest dla mnie czymś wyjątkowym, czymś więcej niż zagłębieniem się w dobrej książce. Jest czymś niezwykle osobistym, wręcz duchowym przeżyciem. Biorąc do rąk każdy kolejny tom czuję ekscytację, drżenie, emocje, to prawie metafizyczne przeżycie. 
A co tym razem spotyka Ludmiłę? Uff worek nieszczęść. Garść mocnych przeżyć, które zafundował jej los nie oszczędzając naszej bohaterki w żaden sposób. A przecież ona dopiero co uporała się z żałobą po mężu, z depresją, z smutnymi przeżyciami. Cóż, życie nie mówi dość, tylko serwuje kolejne kłopoty, kolejne przeszkody w spokoju i stabilizacji. Do drzwi domu Ludmiły puka pewna kobieta. Ma nietypową urodę i porażające wieści. Jest nią Wiera, osoba, która na Syberii gościła zmarłego męża - Wojciecha. Wiera to jak się okazuje ktoś bardzo bliski Wojtkowi - jego kochanka i matka synka pogrobowca. Ale o tym już ojciec chłopczyka się nie dowiedział. Ludmiłę ta nowina zwala z nóg. A jakżeż inaczej można przyjąć ten fakt! Nagle zmarły traci aureolę świętości, okazuje się zdradzającym draniem. To trudne dla Ludmiły, która w pierwszej chwili odcina się od Wiery i całego zdarzenia. Chce by ta znikła z jej życia i nigdy nie wróciła. Uważa, że wystarczająco ją skrzywdziła i namieszała. Innego zdania jest Janusz. On chce pomóc tej kobiecie, która jest matką jego wnuka. Jak będzie nie zdradzę tylko polecę lekturę. 
 
Zapewniam, że warto się w nią zagłębić. Bo czytelnik ma świetną okazję by zobaczyć kobietę na którą spada grad nieszczęść i wyzwań. A ona wbrew pozorom tylko słaba przeżywa te trudne chwile pięknie. Uczy pokory, dojrzałego podejścia do trudnych spraw, uczy jak najlżej przechodzić przez czas gdy boli, gdy zawala się na głowę cały świat. Ludmiła świetnie sobie moim zdaniem radzi. I nie jest wykreowana idealnie i cukierkowo, nie ma w sobie sztucznego heroizmu. Ona tak po ludzku, z masą mieszanych uczuć musi wyjść na prostą. Dla siebie i dla córeczki. I choć różowo nie jest prze do przodu. Dopieszcza i otwiera pensjonat Baba Joga, gdzie każdy ma prawo nauczyć się nie tylko jogi, ale i lepszego podejścia do życia, nie tylko gotowania, ale i piękniejszego przeżywania danych chwil. Łapania szczęścia, które zwykle jest ulotne i chwilowe. 
Ludmiła podejmuje także wyzwanie pod tytułem "Będę biegać". Uczy się czerpać radość z przemierzonych kilometrów, z wylanego potu. Początki nie są łatwe, ale jak się okazuje trud warty jest zachodu. 
 
Cóż pisać o książce doskonałej, o powieści wybitnej, o lekturze bez wad? Ano chyba tylko to, że jeśli jej nie przeczytacie to ominie Was coś ważnego, coś co pozwoli Wam inaczej popatrzeć na życie i nauczy lepiej żyć. Delektowałam się tą powieścią, dawkowałam jak wyjątkowy smakołyk, upajałam się jej klimatem, mądrością, wyjątkowością. Chłonęłam jak podręcznik, który da niejedną sprawdzoną i skuteczną receptę na lepsze jutro. A gdy skończyłam czytać był smutek i żal podobny temu sprzed lat, gdy kończyły się wakacje, gdy coś wyjątkowego przemijało. Chyba nie potrafię słowami oddać geniuszu pióra Autorki. To nie do podważenia, że on jest. Pani Kasia ma wyjątkowy talent do pióra. Pisze rewelacyjnie, czaruje każdym słowem zawartym w książce. W trakcie lektury wypisałam garść mądrych myśli, wyjątkowych sentencji, które jak zwykle postanowiłam przemyśleć, przestudiować, przeżyć. Wspaniała lektura pozwoliła mi wejść w niesamowity świat, spotkać się z przemiłymi ludźmi. I choć jeszcze nie ochłonęłam po tym tomie to już, już gorąco czekam na następny. Oby szybko się pojawił!

wtorek, 15 października 2013

Antoni Kroh "Sklep potrzeb kulturalnych po remoncie"

Wydawnictwo MG
data wydania 2013
stron 464
ISBN 978-83-7779-152-3
 
Turnie, wierchy i górale czyli sklep inny niż wszystkie
 
Witojcie!
Dziś witam nietypowo - góralską gwarą. Dzieje się tak ze względu na lekturę, którą właśnie przeczytałam. Oj jak powiedzieliby górale ślicno-pikna to książka. Wspaniała i pełna prawdziwych słów o Tatrach, ich mieszkańcach, folklorze, historii tegoż regionu. Mimo, że to nie sensacja czytałam z zapartym tchem i emocji nie brakło. Ożyła tęsknota za halami, smrekami i graniami.
 
Po raz pierwszy znalazłam się na Podhalu mając dziewięć lat. Miałam wtedy dwa warkocze z kokardami i byłam grzeczną dziewczynką o wrażliwym sercu. Wrażliwym na piękno. Nie dziwi więc fakt, że góry i wszystko co z nimi związane zauroczyło mnie na amen. Podobały się widoki, wędrówki po szlakach, jazda kolejką linową, pasące się owieczki, ludowa muzyka, stroje. Miłość okazała się trwała i nadal ma miejsce. I to pewnie to wciąż gorące uczucie spowodowało, że przeczytałam książkę wspaniałego Autora. Etnografa, który do Bukowiny Tatrzańskiej trafił wskutek przypadku, a konkretnie choroby. Warszawiak dzięki znajomości babci spędził ze względu na astmę na Podhalu kilka lat w czasie których zakochał się na amen w górach. Miłość przełożyła się na jego życie zawodowe. Antoni Kroh został etnografem. Chłopięca fascynacja pokierowała jego przyszłym życiem. Ceper i mieszkaniec stolicy miał okazję żyć wśród prawdziwych górali, uczyć się w szkole z ich dziećmi i poznać ich codzienne życie jakie wiedli niedługo po wojnie. Dzisiejsze Zakopane i okolice zdecydowanie różnią się od tego co było kiedyś. Antoni Kroh w swojej książce pisze właśnie o tej przeszłości, której dziś już nie ma. O tym co odeszło i nie powróci. Dokumentuje fakty, zwyczaje, pisze o ludziach którzy wpisali się w historię. Lektura to opowieść o tym jak minęły czasy Bieruta i dalsze lata PRL-u pod Tatrami i nie tylko. Przez chwilę gościmy też wraz z góralami na Łemkowszczyźnie, w Pieninach, Bieszczadach i okolicach mojego rodzinnego miasta, we wsi Kupiatycze. Książka o nietypowym tytule to publikacja z pewnością oryginalna, która podzielona jest na ponad 26 części, które trudno zaliczyć do jakiegoś konkretnego rodzaju. Są to i wiersze, i opowieści na kształt góralskiego bajania i wspomnienia dziecka - ucznia szkoły podstawowej. Te opowieści przypominają i eseje, są pełne cytatów, autentycznych historii. To też teksty o prawdziwych góralach, którzy byli rzemieślnikami, artystami, twórcami. Przed czytelniczymi oczami jawią się jak żywe prawdziwe obrazy, prawdziwe oblicza góralszczyzny, która nie jest identyczna z wyobrażeniami turystów przybywających pod Giewont. Dziś Zakopane i jego okolice to luksusowe pensjonaty, hotele, spa i cała turystyczna infrastruktura stylizowana często na styl góralski. Tych "oryginalnych" prawdziwych góralskich budowli jest coraz mniej. Ale chyba pobyt w starym góralskim domu byłby czymś wyjątkowym. Sztuka ludowa w pewnym stopniu wypierana jest przez tandetne wyroby z Chin, mniej ludzi mówi gwarą. Antoni Kroh dokumentuje inne czasy. Kiedy byli pany i górole, kiedy noszenie typowego ubioru górali było czymś zwyczajnym, kiedy była spora bieda i ludzie obywali się bez wielu cudów techniki. Kiedy na halach wypasały się kierdle owiec, a bacowie mieszkali w szałasach.
Tekst uzupełniają bezcenne zdjęcia.
Przeczytanie tejże publikacji to była dla mnie wyjątkowa chwila. To była podróż w czasie i przestrzeni, to bezcenny dokument dla potomnych. Wspaniała literatura faktu. Autor wydał tą książkę po raz pierwszy kilkanaście lat temu. Obecne wydanie jest nieco zmienione - jak sam Pan Antoni pisze "po remoncie". Książka jest rewelacyjna. Jestem nią po uszy zachwycona. Gorąco namawiam do jej przeczytania miłośników gór i folkloru, ciekawych świata który odszedł do lamusa oraz pasjonatów PRL-u. To góralski świat oczami dziecka, to praca w Tatrzańskim Muzeum oczami pasjonata, to góry oczami ich miłośnika. Wiem jedno - do tej lektury jeszcze nie raz wrócę. Wrócę po to, by choć na krótką chwilę pobyć w świecie którego już nie ma, a który mnie fascynuje, który po prostu kocham.
Długo bym mogła jeszcze pisać o wrażeniach z lektury. Długo i bardzo pochlebnie, ale po cichutku udam się w cień i oddam głos Autorowi książki o pewnym jedynym w swoim rodzaju sklepie.
Serdecznie dziękuję za możliwość lektury Wydawcy.
 

niedziela, 14 lipca 2013

Katarzyna Zyskowska-Ignaciak "Upalne lato Kaliny"


Wydawnictwo MG
data wydania lipiec 2013
stron 288
ISBN 978-83-7779-140-0
 
Upalnego lata ciąg dalszy
 
To już druga książka w serii "Upalne lato". Druga przewspaniała opowieść o losach kobiet z pewnej rodziny o mazowieckich korzeniach. Ale tym razem akcja nie rozgrywa się na nizinach, ale w u podnóża Tatr w Zakopanem. To tu spędza letni wakacyjny czas Kalina wraz z mężem i przyjaciółmi. Zatrzymują się u Pani Boldowej w starej góralskiej willi. Córka Marianny właśnie obroniła pracę magisterską. Jej mąż kończy pracę nad  habilitacją. Ich córeczka przebywa pod opieką Gabrieli. Po wakacjach cała rodzina ma wreszcie razem zamieszkać w stolicy. Kaliny to jednak nie cieszy. Małżeństwo jej najzwyczajniej uwiera. Nie czuje się szczęśliwa, ale przytłoczona, samotna i niezrozumiana. Mąż o kilkanaście lat starszy nie zabiera Kaliny do małżeńskiego nieba. Ich ślub podyktowany ciążą okazuje się balastem, ciężarem i młyńskim kołem. Kalina nie potrafi też kochać córki. Jej narodziny nie budzą w młodej mamie macierzyńskiego instynktu. Kalina ucieka od dziecka. W Zakopanem przeraża ją fakt, że za kilka tygodni będzie musiała sama zająć się dzieckiem. Czy pobyt w Zakopanem pomoże jej uporać się z problemami? Czy górskie powietrze uzdrowi zbolałą duszę i zasklepi wiele blizn na duszy młodej pani doktorowej?
 
Pani Katarzyna jest czarodziejką. Swoimi powieściami mnie zaczarowała i oczarowała. Zawiodła do innego świata, oczywiście fikcyjnego, ale pełnego emocji, niepowtarzalnego klimatu, melancholii i uczuć. Powieść to nie tylko opis jednego, upalnego lata u stóp Giewontu, ale niezwykle skomplikowane losy matki i córki. Obie wrażliwe, często nie mogące się pogodzić z brutalną rzeczywistością kobiety mają obolałe dusze. Każda z nich jest ofiarą pewnych konwenansów. Ich życie w kluczowych sprawach układa się pod dyktando hasła " bo tak wypada". To powoduje zamknięcie się w sobie, izolację od otoczenia, smutek na twarzy. Przeszłość kładzie się cieniem na przyszłości. Kalina ma trudności w uporządkowaniu relacji z mężem, dzieckiem. Potrzebuje kubła zimnej wody, by spojrzeć realnie na swój los, by wziąć go we własne ręce i zacząć żyć, a nie tylko egzystować. Zakopiański urlop miał być odpoczynkiem, nabraniem sił przed szarą małżeńską codziennością. Staje się jednak dla Kaliny momentem przełomowym. Piękno gór, ich majestat, cisza a zarazem groza zachwyca kobietę, ale pomaga jej przejrzeć na oczy. Zobaczyć siebie z boku w prawdzie. Rozmowy, wędrówki i tajemniczy list zmieniają Kalinę. Nasza bohaterka dojrzewa.
 
Książka to literackie mistrzostwo. Chwilami to melancholijna poezja pisana prozą. Spotkałam w niej postacie znane mi już z pierwszej części tej serii. Uważam, że lepiej jedna przeczytać obie książki niż samą drugą część. Wtedy przepięknie utkaną fabułę można przeżyć jeszcze bardziej, jeszcze głębiej. Powieść dostarcza niezapomnianych wzruszeń. Zabiera do realiów powojennej Polski, innej niż ta z lat trzydziestych, która zabiera rodzinny dwór dziadkowi Kaliny. Zabiera również na przecudne tatrzańskie szlaki.
Smutna to lektura, pełna łez i wstrząsających wydarzeń, ludzkich dramatów. Nie sposób się jej oprzeć i przeczytać bez zastanowienia nad sensem pewnych kluczowych dla ogółu ludzkości spraw. Ale w treści można i znaleźć garść optymizmu. Bolesne i trudne do podjęcia decyzje mogą przynieść spokój i szczęście. Dlatego warto je w życiu podejmować. Na kartach książki znalazłam nie tylko piękną historię, ale i bardzo, ale to bardzo mądry ponadczasowy morał. Nie można, a wręcz nie wolno robić nic w życiu pod presją otoczenia i wzorców moralnych. Każdy ma prawo do życia po swojemu, do kreowania własnego losu. Bo żyje się tylko raz, bo nasz ból boli najbardziej nas. Bo nikt za nas życia nie przeżyje.
Piękna książka nie tylko na gorące letnie dni. Z całego serca polecam jej przeczytanie. Sama nurtuję się myślą czy postanie kolejna część o losach małej Gabi?! Bardzo bym chciała.
Za egzemplarz recenzyjny dziękuję Wydawcy.

sobota, 9 marca 2013

Katarzyna Enerlich "Prowincja pełna smaków"


Wydawnictwo MG
data wydania marzec 2013
stron 256
ISBN 978-83-7779-123-3
 
Prowincja pachnąca smakołykami
czyli gotowa recepta na szczęście
 
Stało się! Po ponad roku na księgarskie półki trafiła kolejna książka z cyklu o polskiej prowincji autorstwa Katarzyny Enerlich, której główną bohaterką jest Ludmiła. Powieść zachwyciła mnie i oczarowała na ile tylko może zrobić to książka. Jej przeczytanie dostarczyło mi pięknych chwil. Zachwycił mnie klimat, mądre myśli, których ta lektura jest wręcz pełna.
 
Ludmiła wiele w życiu przeszła. Dobiega do czterdziestki, wieku, którego niektóre kobiety się panicznie boją. Ale nasza bohaterka nie! I słusznie, bo przecież czterdziestka to nie wyrok, a wspaniały czas. Ludmiła jak pewnie zauważą czytelnicy wszystkich czterech powieści w tym cyklu zmieniła się: dojrzała, przeżyła kilka zawirowań i zmian w życiu. Teraz stała się dojrzałą i mądrą tak życiowo kobietą, która jest pewna siebie, nieco wyciszona, ale wspaniale potrafi cieszyć się życiem. Życiem takim zwyczajnym, codziennym w którym jest czas na obowiązki, pracę, ale i spełnianie marzeń. Córeczka Zosia jest już przedszkolakiem. Ludmiła dzieli czas między pracę (pisanie artykułów do gazet) i pasję - uprawę ogrodu oraz gotowanie. W jej życiu następuje stabilizacja uczuciowa. Ludmiła wie, czego chce. Ceni są związek z Wojtkiem, dobre relacje z byłym mężem i chce spełnić marzenie jakim jest wydanie książki. Pisze powieść, która pochłania ją.
 
Akcja książki rozgrywa się na mazurskiej prowincji. Jakże uroczej i pełnej cudownych miejsc. Pachnącej lasem, jeziorem, grzybami. Tu czas płynie inaczej - rytm przyrody dyktuje życie mieszkańców bardziej niż w gwarnym mieście. Ludmiła jest szczęśliwa. Kocha swój dom, realizuje się jako pani domu, matka, kucharka, pisze. Zachwyca się naturą, cieszy ją ogród, sadzenie warzyw, gotowanie posiłków. W jej wykonaniu gotowanie staje się sztuką. Pani Kasia doskonale uchwyciła piękno zwyczajnego życia. To święta prawda, że do szczęścia wcale nie potrzeba góry pieniędzy, wypasionego samochodu i luksusowego domu. Codzienność składająca się z prostych spraw może być niezwykle ekscytująca. Nie trzeba być wziętą aktorką, sławną modelką czy piosenkarką być czuć się spełnioną i szczęśliwą. Skrzydeł może dodać realizacja swoich pasji, ćwiczenie jogi, spacer po deszczu. Sukcesem może okazać się ugotowanie pysznej kolacji, udane grzybobranie. Ludmiła to bohaterka z którą jestem w stanie utożsamić się w 100% - jakże łatwo było mi ją zrozumieć. Mamy identyczną osobowość i charakter. Obie lubimy gotować. Mam podobną jak ona życiową filozofię i czułam się tak jakbym czytała książkę jakby o sobie. O swoim życiu i marzeniach. Po lekturze tej powieści mam jeszcze większą ochotę porzucić moje nieduże, ale jednak miasto i osiąść na wsi. To marzenia, ale wierzę, że może kiedyś się spełnią.
Czytając wielokrotnie sięgałam po ołówek i zaznaczałam w tekście mądre myśli. Wspaniałe cytaty pełne takiej zwyczajnej, ale jakże cennej życiowej mądrości, której wielu ludziom dziś brakuje. Zabił ją pewnie nadmiar środków materialnych, chęć posiadania ogromu dóbr. A przecież prostota bywa taka piękna, taka wspaniała.
"Prowincja pełna smaków" to powieść o niezwykłej kobiecie, zwyczajnej wsi i smakowitej kuchni. W tekście znajdziecie wplecione przepisy kulinarne na dania bardzo ciekawe, złożone z darów natury, które można przygotować we własnej kuchni i cieszyć się nimi niczym malarz namalowanym obrazem. Tak, tak gotowanie może być niesamowitą przygodą. Gorąco naprawdę gorąco polecam Wam najnowszą powieść Katarzyny Enerlich, jak i cały cykl w skład którego ona wchodzi. Dla mnie cykl wspaniały, który stoi u mnie na półce z przymiotnikiem ulubione. Rewelacyjna lektura, mądra książka - Pani Kasiu dziękuję z całego serca za tak wspaniałe chwile.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję ślicznie Wydawnictwu MG.
 

poniedziałek, 15 października 2012

Agata Tuszyńska " Tyrmandowie. Amerykański romans"


Wydawnictwo MG
data wydania październik 2012
stron 272
ISBN 978-83-7779-085-4
 
Ach to była Wielka Miłość!
 
Prozę Tyrmanda już nieco znam, o jego życiu osobistym wiedziałam o wiele mniej. Dzięki wspaniałej książce Agaty Tuszyńskiej braki uzupełniłam.
"Tyrmandowie. Romans amerykański" to wspaniała publikacja stworzona z listów i wspomnień o mężu jego żony Mary Ellen. Tyrmand wyemigrował zza Ocean, przystosował się nieco do życia w Ameryce. I pewnego dnia mając pięćdziesiąt lat poznał młodą i piękną absolwentkę iberystyki myślącą o doktoracie. Parę dzieliła spora różnica wieku, bo 27 lat. Dużo, jedno pokolenie. A jednak Amor strzelił. On zaimponował Jej swoją wiedzą, piórem, dojrzałością i inteligencją. Szanowała Jego poglądy i postanowiła napisać list. Spotkali się i to nie jeden raz. Wykiełkowało prawdziwe uczucie. Cóż młoda i zdolna dziewczyna za nic miała przestrogi matki. Postawiła wszystko na jedną kartę i po pewnym czasie poślubiła ukochanego. Spędzili ze sobą kilkanaście lat. Rozłączyła ich nagła Jego śmierć. Dzieli ze sobą wyjątkowe chwile, doczekali się uroczych bliźniaków. Byli wspaniałym małżeństwem - mogli na siebie liczyć, umieli cieszyć się wspólnie spędzonym czasem, mieli pokrewne zainteresowania. On był Jej przewodnikiem, mentorem, autorytetem. Była w niego zapatrzona. Ale bywały i chwile rozłąki spowodowane wyjazdami. Wtedy pisali listy, takie wysyłane pocztą bo maili i internetu jeszcze wtedy nie były. Ich korespondencja była bardzo dowcipna, szczera, w kolejnych listach nie brakło czułości, miłości, osobistych wyznań.
Jeśli chcecie poznać wyjątkową parę zapraszam do książki. Jest ona dowodem na to, że dla miłości wiek barierą nie bywa. Liczy się uczucie, zainteresowania, szacunek, wsparcie. Książka ta jest poświęcona wyjątkowej parze, która darzyła się miłością mając wspólne żydowskie korzenie, choć według norm religijnych nie żyła. Za to umiała wspaniale dzielić ze sobą zwykle dni. Byli ze sobą bardzo szczerzy, zwierzali się z różnych spostrzeżeń. Wzruszyłam się czując niesamowite uczucie jakim nadal darzy Pani Tyrmand swego nieżyjącego już męża. Wprost czuć jej w jej słowach Miłość. Ktoś mógłby powiedzieć, że taka treść to tylko w wyobraźni pisarza się zrodzi, że taka sielanka bywa w realnym życiu nieosiągalna. A jednak jeśli dwoje ludzi dobierze się tak perfekcyjnie jest możliwa. Książka napisana jest niezwykle ciekawie, czuć w tekście emocje, uczucia. Czytanie przeze mnie cudzych listów było wkroczeniem w czyjąś wielką intymność. Podziwiam Panią Tyrmand za odwagę opowiedzenia tak szczerze o swoim i męża życiu. A ta opowieść jest fascynująca, pełna uczuć i ciepła. Tekst uzupełniają piękne zdjęcia, które jeszcze bardziej wciągają czytelnika w prywatny świat Tyrmandów, ich życie zawodowe i osobiste. Dla mnie ta książka to nowe literackie doświadczenie, bo jeszcze nigdy nie czytałam w taki sposób napisanej książki o wspaniałym uczuciu, o cudownej i prawdziwej miłości.
Publikację gorąco polecam nie tylko miłośnikom Tyrmanda, ale i fanom biografii oraz pamiętników.
Autorce składam gratulacje za doskonałą książkę.

piątek, 28 września 2012

Anne Bronte "Agnes Grey"


Wydawnictwo MG
data wydania 2012
stron 240
ISBN 978-83-7779-082-3
 
Obyś cudze dzieci uczył
 
Praca nauczyciela nie jest łatwym sposobem na zarabianie na chleb. I nigdy nie była. Bo dziś jest mało płatna, a kiedyś, gdy na edukację stać było tylko bogatych, nauczycieli nie darzono szacunkiem. Traktowano ich na równi ze służbą, albo i jeszcze gorzej. Cóż nie było to sprawiedliwe.
 
O pracy nauczycielki, określanej kiedyś mianem guwernantki opowiada w książce pt. "Agnes Grey" Anne Bronte. Jej tytułowa bohaterka wywodzi się z rodziny bardzo szczęśliwej i kochającej się, ale nie najlepiej usytuowanej finansowo. Jej ojciec  był pastorem, a matka pochodziła wprawdzie z majętnej rodziny, ale popełniając mezalians i poślubiając biednego duchownego musiała zapomnieć o sporym posagu. Mimo skromnego i oszczędnego życia nigdy tej decyzji nie żałowała. Agnes wyrosła w domu pełnym miłości, ciepła i zrozumienia. Chcąc pomóc rodzinie finansowo podjęła pracę w dość młodym wieku. W książce autorka opisuje dwa miejsca, w których pracowała Agnes. Oba były mało przyjemne, a uczenie dzieci pracodawcy okazało się niezbyt miłą profesją.
Już w czasie lektury zastanawiałam się dlaczego majętni ludzie w dawnej Anglii tak źle traktowali nauczycielki swoich pociech. Przecież za marne pieniądze osoby takie jak Agnes wyręczały ich w obowiązku wychowawczym i starały się jak mogły wpoić im wiedzę. Niestety często podejście samych rodziców znacznie utrudniało ten proces. Agnes jest bardzo sympatyczną kobietą. Wrażliwą i romantyczną, ma dobre serce i podchodzi do swoich zadań z całą odpowiedzialnością. Chce jak najlepiej wykonać powierzone jej obowiązki, choć jest to czasem niezwykle trudne. Jej wychowankowie są , cóż po prostu nieznośnymi i rozbrykanymi młodymi ludźmi, którzy wobec osób niższego stanu i uboższych od nich zachowują się skandaliczne. Nie wiedzą co to dobre maniery. Liczą się dla nich tylko widoczne gołym okiem korzyści majątkowe i są gotowe jak choćby Rozalia sprzedać się za piękny dom i życie bez finansowych trosk.
Agnes ujęła mnie swoją skromnością, wrażliwością na zły los innych, chęcią niesienia pomocy innym osobom, choćby takim jak Nancy.
Powieść Anne Bronte świetnie odrysowuje czasy współczesne jej głównej bohaterce, ukazuje poszczególne klasy społeczne, ich zwyczaje, wady i zalety. Główna bohaterka jest symbolem wielu kobiet, które zmuszone były do zarabiana na własne utrzymanie jako guwernantka. Na przykładzie doświadczeń Agnes mamy okazję poznać "słodycze" jakimi częstowano kobiety edukując dzieci bogatych.
Książka Bronte jest jakże inna od tych, które piszą współczesne pisarki dla pań. Ale zasługuje na pochwałę. Owszem zgodzę się, że może nie jest najłatwiejsza w odbiorze, że nieco inny od współczesnego język może być  mniej przyjemny w odbiorze, ale do książek takich jakie pisały panie Bronte trzeba niejako dojrzeć, przekonać się, rozsmakować w może dość oryginalnym stylu i gatunku. Mnie bardzo pomogła w tym procesie Pani Dorota z Wydawnictwa MG, której składam nie tylko podziękowanie za egzemplarz tej konkretnej książki, ale i za otworzenie oczu, na coś wspaniałego, co kiedyś nie potrafiłam docenić.
Gorąco zachęcam Czytelniczki, a może i także mężczyzn do zapoznania się z powieścią o kobiecie odważnej, zdeterminowanej, romantycznej i odpowiedzialnej, której przyszło zmagać się z życiem w XIX wiecznej Anglii.

środa, 1 sierpnia 2012

Katarzyna Zyskowska-Ignaciak "Upalne lato Marianny"


Wydawnictwo MG
 data wydania czerwiec 2012
stron 256
ISBN 978-83-7779-081-6

A lato było upalne tego roku ...........

Po najnowszą powieść Katarzyny Zyskowskiej-Ignaciak sięgnęłam z kilku powodów. Po pierwsze miałam ochotę na poznanie prozy tej autorki, którą na blogach chwalą, po drugie staram się czytać każdą sagę rodzinną jaką tylko wypatrzę, bo to mój ulubiony gatunek, skusił mnie filmik  Wydawnictwa MG - tutaj możecie obejrzeć http://www.youtube.com/watch?v=ciiohUVDiuk&feature=player_embedded
i z chęcią powróciłam do czasów młodości moich dziadków, czasów, które znam z ich opowieści, a które były tak inne od dzisiejszej rzeczywistości !
Od samego początku powieść mnie zauroczyła na całego i na ławce w lipcowym słońcu pochłaniałam lekturę strona po stronie. To było bardzo niesamowite przeżycie przenieść się do tamtych czasów, tamtego lata, które ponoć było wyjątkowo piękne i upalne, zajrzeć do ziemiańskiego dworku na Mazowszu, gdzie mieszkała tytułowa bohaterka Marianna. Niedaleko Wyszkowa miał bowiem swoje dobra ojciec Marianny Aleksander - wdowiec mający dwójkę dzieci, któremu żona zmarła przy porodzie syna Michała.To było kilka lat wstecz, a teraz Marianna ma już prawie 18 lat , stoi u progu dorosłości. Ale wydaje się mieć poglądy, które wyprzedzają ideały jej rówieśniczek. Ona jest zdecydowaną feministką i niezwykle drażni ją nierówne traktowanie płci. Chce dosięgnąć tego, co w zasadzie dostępne jest tylko dla mężczyzn. Zdaje z powodzeniem maturę i dostaje się na studia. Jako ich przedmiot wybiera prawo. Wiadomość o pomyślnie zaliczonej rekrutacji ją uskrzydla - nie może się już doczekać wyjazdu z prowincji do stolicy, choć tam czeka ją kuratela ciotki. Mimo to cieszy się, że opuści nudną wieś i zażyje życia wielkiego miasta, jego rozrywek i podejmie naukę. Pozostaje jeszcze przeżyć jej tylko jedno lato - trzy ciepłe miesiące. Tylko, że to lato zmienia ją już na zawsze.... Nie dość, że nad Polską wisi widmo wybuchu wojny, to jeszcze dziewczyna po raz pierwszy się zakochuje. W jej żyłach po raz pierwszy płonie ogień, a serce nie słucha rozumu. Marianna traci głowę dla mężczyzny, który zawitał w te strony na letnisko .............
Nie ma słów, by nachwalić się tej powieści - porywającej i wyśmienitej, która okazała się wspaniałą lekturą. Bardzo spodobał mi się klimat tej książki - autorce udało się go znakomicie oddać. Ziemiański dworek, który otaczają łany zbóż, pola i łąki, na których pasie się bydło, rzeczka Liwiec, nad brzegiem której można odpocząć na kocu przy piknikowym koszu, lasy - piękna przyroda, malownicze krajobrazy ! Dworek, w którym gospodynią jest Gabrysia - kobieta dziś byśmy powiedzieli starej daty, która umie wyśmienicie gotować - przygotowuje specjały staropolskiej kuchni oraz pyszne przetwory - marynaty, konfitury, soki, dżemy i nalewki - dereniówkę i tę z pigwy. Oj chciałabym zjeść obiad wyczarowany jej rękoma. Marianna dziewczyna z sporym temperamentem, która ma plany i marzenia, chce wyrwać się z prowincji i zakosztować smaku życia w Warszawie, ma inne ideały niż jej babka. Leokadia załamuje ręce nad postępowaniem wnuczki. Jej zdaniem szanująca się dziewczyna powinna marzyć o zamążpójściu i byciu matką, wzorową żoną i panią domu, a nie smuć wymysły o karierze studenckiej.
Książka jest doskonałym odzwierciedleniem czasów, które minęły z chwilą wybuchu II wojny światowej i które już nigdy nie powróciły. Nastały nowe czasy, w których na próżno szukać takich uroczych dworków i takich pięknych miejsc.
Postać Marianny jest znakomicie nakreślona. To dziewczyna, która stoi u progu dorosłości i kusi ją świat. Chce go poznać i podbić. Ale ma uparty charakter i swoje pomysły na życie. Nie zamierza uwiesić się na ramieniu męża, chce prowadzić czynne życie zawodowe. Tego lata dziewczyna dojrzewa, buzują w niej hormony, burzy się krew w żyłach. Po raz pierwszy się zakochuje, traci głowę dla przystojnego mężczyzny........ To uczucie ją nieco zaskakuje, zniewala, onieśmiela i opętuje. Zmienia jej zapatrywanie na wiele spraw. Po tym lecie już nic nie będzie takie jak kiedyś. Dzieciństwo i beztroska młodość odejdzie do lamusa, stanie się wspomnieniem.
Mogłabym jeszcze wiele pisać o tej powieści, ale nie chcąc Was może zbytnio nudzić zachęcam do zajrzenia do pięknego mazowieckiego dworku, do wycieczki do świata, którego już nie ma, do przeżycia z główną bohaterką jej pierwszych porywów serca. Gdybyście nie przeczytali tej książki to miejcie świadomość, że stracicie możliwość poznania innego świata, w którym obowiązywały inne normy i obyczaje niż dziś, a który miał swój urok i czar. Gorąco polecam !
Za możliwość wspaniałej lektury dziękuję ślicznie Wydawnictwu MG.

sobota, 30 czerwca 2012

Katarzyna Enerlich "Studnia bez dna"


Wydawnictwo MG
data wydania czerwiec 2012
stron 256
ISBN 978-83-7779-080-9

Jak legenda wkrada się w życie

Nie będę ukrywać, że uważam Autorkę tę książki za jedną z najbardziej utalentowanych polskich pisarek i czekam na Jej każdą nową powieść z niecierpliwością i wytęsknieniem jak maluchy na Boże Narodzenie. I tym razem nie mogłam się doczekać, kiedy otworzę okładkę i odpłynę do innego świata, a lektura okaże się porywająca i wspaniała. I znów tak było ,że czytanie okazało się wspaniałym przeżyciem, którego przez kilka godzin doznałam. No cóż, z pełnym przekonaniem napiszę, że Autorka "Oplątanych Mazurami" po prostu nie umie pisać złych książek. Ma talent do tworzenia i maluje słowami urocze historie. Ale do rzeczy - o czym powieść !
Główna bohaterka ma na imię Marcelina. Jest kobietą dojrzałą, która czuje się spełniona u boku męża. Dorabia sobie renowacją mebli i wiedzie spokojne życie. Nagle trach ! W jednej sekundzie wszystko się zmienia za sprawą niewinnej czynności, jaką jest odebranie telefonu od męża. Naciśnięcie klawisza z zieloną słuchawką okazuje się rewolucją ! Bo mąż tak naprawdę nie dzwoni. Tylko w czasie miłosnych igraszek z kochanką przypadko naciska się klawisz automatycznie łaczący go z żoną. Przez telefon Marcelina jest słuchaczem intymnych chwil niewiernego małżonka i czułych wyznań kochanki, która chce być tą jedyną. Niestety nie jest jej dane, bo wracający do domu mężczyzna jest uczestnikiem kraksy i z poważnymi obrażeniami zostaje odwieziony do szpitala, gdzie po trzech tygodniach umiera. A Marcelina ? No cóż, musi ułożyć sobie życie od nowa i pogodzić się z myślą, że staraciła męża aczkolwiek niewiernego. Mało tego - w czasie szpitalnych odwiedzin spotyka jego kochanką z którą po śmierci Janusza się zaprzyjaźnia. Marcelina zmienia mieszkanie, podejmuje pracę u Tadeusza. Zajmuje się sprzedażą pamiątek na toruńskiej ulicy oraz pomaga  w pracowni rzeźbiarskiej. I tu w jej życie wkrada się pewna legenda. A wszystko przez dłuto, które wpada sobie do studni ................
"Studnia bez dna" to powieść, którą pochłonęłam niczym wspaniały deser, na który leci ślinka. Ta opowieść zaciekawiła mnie na amen i wciągnęła maksymalnie, jak tylko może uczynić to książka. Co mi się podobało ? Oj sporo tego. Po pierwsze pomysł na fabułę. Ciekawe wplecenie historycznego wątku we współczesną historię sympatycznej kobiety, która musi ułożyć sobie życie od nowa. Jak zwykle zauroczył mnie styl Autorki, jej wspaniały warsztat literacki  i talent. Spodobały mi się kreacje Marceliny i Anny - dwóch kobiet, które łączy nie tylko bliskie sąsiedztwo, ale i wspaniała przyjaźń, która w metrykę nie patrzy. Książka jest nieco tajemnicza i czyta się lekko. Jest łatwa w odbiorze i idealnie nadaje się jako lektura na urlop. Zabawna i wzruszająca, pełna ciekawych historyjek sprzed wielu lat po prostu porywa. Staranie wydana z piękną okładką lektura z pewnością nie rozczaruje miłośników Pani Kasi. A jeśli jeszcze do nich nie należycie, to czas najwyższy poznać twórczość tej mazurskiej pisarki, która odkryje przed Wami wspaniały świat pełen ciekawych historii, rodzinnych sekretów i tajemnic. Nigdy nie byłam w Toruniu, ale dzięki lekturze "Studni bez dna" mam ochotę zwiedzić opisywane w powieści miejsca, przejść się uliczkami miasta słynącego z pysznych pierników . A nuż spotkałabym jakąś szeptuchę co mi życie osłodzi ?
Książkę zrecenzowałam dla Wydawnictwa MG. 

czwartek, 17 maja 2012

Anne Brontë "Lokatorka Wildfell Hall”


Wydawnictwo MG
data wydania 2012
stron 528
ISBN 978-83-7779-068-7

Tajemnicza dama w czerni.

Miałam dość pędu współczesnego życia i codzienności rodem z XXI wieku. Naszła mnie ochota na literacką podróż w przeszłość, do czasów, kiedy świat wyglądał zdecydowanie inaczej, nie było prądu i cyfryzacji, nie dzwoniły szaleńczo komórki, a zegary odmierzały chyba czas innym, wolniejszym rytmem. Tym razem za przewodnika w dawne czasy wybrałam książkę pióra Anne Brontë "Lokatorka Wildfell Hall”, która po raz pierwszy na polskim rynku wydawniczym ukazała się dopiero w bieżącym roku nakładem wydawnictwa MG.
To była naprawdę miła i fascynująca przygoda z powieścią w ręku. A wszystko za sprawą dobrej fabuły oraz uroczego i pełnego tajemniczości klimatu tej książki opowiadającej historię pewnej kobiety, która zdecydowała się na bardzo odważny krok we współczesnych jej czasach. To był olbrzymi skandal !!!!
Jest rok 1821. Angielska prowincja, malownicze krajobrazy - wrzosowiska, pola, bezdroża. Do opuszczonej, należącej do pana Lawrence'a rezydencji wprowadza się pewnego dnia kobieta nosząca wdowie szaty. Jest młoda i piękna, a zarazem bardzo tajemnicza i zamknięta w sobie. Wraz z nią we dworze, który czasy świetności ma już za sobą i wręcz prosi się o remont, który zapobiegnie jego całkowitemu upadkowi zamieszkuje leciwa, starsza służąca oraz kilkuletni synek, który ma na imię Arthur. Owa dama przedstawia się sąsiadom jako Helen Graham. W okolicznych domach zaczyna huczeć od plotek i domysłów. Kim jest tajemnicza mieszkanka Wildfell Hall ? Co ją sprowadza w te strony i skąd pochodzi ? Sąsiedzi próbują nawiązać z Helen stosunki towarzyskie, zapraszać ją na przyjęcia i spotkania, ale ona nie ma kompletnie ochoty na zżycie się z miejscową społecznością. Pojawia się publicznie od czasu do czasu jakby z przymusu, ale raczej stroni od ploteczek i rautów. Woli czas spędzać z swoim synkiem, który jest jej oczkiem w głowie i poświęcać chwile jej wielkiej pasji jaką jest malarstwo. Widać, że owa dama ukrywa jakieś sekrety i tajemnice z przeszłości.
Urocza kobieta na dobre wpada w oko pewnemu młodzieńcowi - który jest narratorem tej książki - Gilbertowi Markhamowi, który oczarowany jej postacią usiłuje się do niej zbliżyć, zaprzyjaźnić i zdobyć jej serce. Nie zważa kompletnie na plotki otoczenia i uwagi matki. Z przyjaźni rodzi się między obojgiem coś więcej. Helen chcąc być wobec Gilberta uczciwa postanawia odkryć przed nim swoją przeszłość i daje mu do przeczytania swój osobisty dziennik. Co kryją zapiski pięknej damy ?

Mam nadzieję, że zaciekawiłam Was już wystarczająco byście sięgnęli po tę powieść.
Ta książka to urocza napisana z rozmachem obyczajowa powieść z przeszłości, której fabuła osadzona jest w tajemniczym i romantycznym krajobrazie XIX-wiecznej angielskiej prowincji. Jej akcja nie toczy się zbyt szybko, można rzec, że dość leniwie, a mimo to w tracie czytania nie towarzyszyło mi uczucie nudy. Obraz dawnej Anglii i jej mieszkańców tak bardzo różni się od naszej codzienności. Inny świat, inne obyczaje, inne konwenanse i normy społeczne, ale wady ludzkie takie same !!! Plotka rządzi i podnieca !
Lekturze od samego początku towarzyszyła aura tejemniczości, która i mnie się udzieliła. Czytając o losach Helen dopadła mnie burza emocji.No cóż, po prostu byłam wściekła na całe towarzystwo sąsiedzkie, które tak łatwo krytykowało i skazywało na ostracyzm towarzyski tę młodą kobietę nie znając przyczyn jej zachowania i nie wiedząc, co nią kierowało. W tamtych czasach kobietom nie było łatwo - musiały zawierać niechciane związki małżeńskie i trwać bez względu na
wszystko u boku niekochanego partnera. Samodzielność i samodecydowanie o sobie były wręcz zabronione niczym zakazane owoce w rajskim edenie. A niechby jakowaś dama złamała normy ( chore normy moralne) to traktowano ją niczym najgorszą ladacznicę. Odsuwano się na kilometr. Dobrze, że te czasy minęły już i chyba nigdy nie wrócą. Dobrze, że współcześnie nikt już Polsce nie wybiera na siłę współmałżonka i nie przykuwa do jego boku na całe życie.
Nie żałuję czasu poświęconego na lekturę tej książki, gdyż czytanie jej sprawiło mi przyjemność. Udzielił mi się klimat tamtych czasów i z żalem rozstawałam się z bohaterami tej powieści.
"Lokatorka Wildfell Hall” to dowód na to , że moje czytelnicze gusta zmieniają się w biegiem czasu. Zdradzę Wam ,że jeszcze 10 lat temu ominęłabym tę lekturę szerokim łukiem, a dziś się nią zachwycam i delektuję.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu MG.

niedziela, 15 kwietnia 2012

Maria Rodziewiczówna "Kądziel"


Wydawnictwo MG
data wydania kwiecień 2012
stron 208
ISBN 978-83-7779-039-7

O emancypacji i jej wpływie na kobiecą duszę.

Jako mol książkowy mam możliwość przenoszenia się w czasie i przestrzeni kiedy tylko chcę. Jeśli znudzi mnie współczesna rzeczywistość biorę do ręki książkę i cofam się w czasie. Bardzo często czynię to dzieki powieściom Marii Rodziewiczównej. Lubię jej książki, które tak pięknie odzwierciedlają epokę, w której żyła ta wybitna pisarka.
"Kądziel" to kolejna z jej książek, która umiliła mi deszczowy i pochmurny sobotni dzień. Przeniosłam się w czasy, kiedy polskie ziemie zostały rozgrabione przez zaborców. Na Kresach znajduje się majątek, w którym gospodynią jest pani Taida Skarszewska. Wdowa i mama dwojga synów. Jej życie różami usłane nie było. Ale ona nie rozczulała się nad trudnym losem. Owdowiała w wieku 23 lat, musiała samotnie wychować dwójkę dzieci i spłacić długi, jakie obciążały schedę po mężu. Nie było to łatwe, ale ciężką pracą i wyrzeczeniami udało się. Samotna gospodyni miała wielką pomoc w osobie swej siostry. Po jej niespodziewanej śmierci Taida zmuszona jest poszukać kogoś do pomocy w prowadzeniu domu i gospodarstwa. Tylko to nie jest łatwe, bowiem coraz więcej kobietom w głowie przewraca emancypacja..................
"Kądziel" to powieść o kobietach, które żyły zdecydowanie w innych realiach niż dzisiejsze panie. Nurt emancypacji przyniósł pewne zmiany, ale samotnej kobiecie łatwo nie było. Zdobycie wykształcenia nie dawało zawsze upragnionej niezależności. A pracujące panie choćby były perfekcjonistkami i tak miały o wiele trudniej niż ich koledzy. W społeczeństwie panowały zbyt duże przesądy, które głosiły, iż kobieta nie jest w stanie dorównać mężczyźnie w wielu aspektach. Ale i emancypacja przewróciła nieco damom w głowie. Bo wiele kobiet ze skrajności popadło w skrajność uważając bycie żoną i matką, prowadzenie domu za zbędny balast. Co jest lepsze - bycie kurą domową czy samotną , niezależną kobietą ?
Autorka świetnie ten dylemat rozwiązuje. Jej główna bohaterka Taida jest zdania, że można pogodzić i jedno i drugie. Jaka jest pani Skarszewska ? Rozsądna i posiadająca tzw. mądrość życiową. Dobra i bardzo pracowita. Nie szuka sławy i poklasku. Jest dumna z własnej pracy i cieszy się drobnymi sukcesami dnia codziennego. Zachowuje umiar w wielu dziedzinach życia - od wydawania pieniędzy po stosunek do wiary. To bohaterka o gołębim sercu, wrażliwa i uczuciowa, ale zarazem praktyczna i twardo stąpająca po ziemi.

Akcja książki pokazuje nam życie w XIX wiecznym niewielkim majątku na Kresach i w stolicy. Te dwa miejsca różnią się diametralnie. Chyba jeszcze bardziej niż prowincja i duże miasta dziś.
"Kądziel" to książka o kobietach, które musiały w tamtych czasach walczyć o szacunek i uznanie, miały ambicję i chciały realizować swoje marzenia. To wymagało czasem poświęceń i samozaparcia. Ale jakże słodko smakuje wtedy sukces !!
Zachęcam do lektury, w której zawarte są wątki autobiograficzne. Sama Rodziewiczówna podobnie jak Taida zarządzała majątkiem. I doskonale rozumiała kobiety, które musiały walczyć o swoje racje, szacunek i uznanie.
W książce występuje również wątek romansowy- czytelnik może prześledzić perypetie miłosne synów pani Skarszewskiej Kazia i Włodzia oraz poznać prawdziwą z krwi i kości emancypantkę, której nie obce pozytywistyczne hasła - Stasię.
Zachęcam do lektury i przeniesienia się w nieco inne czasy, poznania odmiennych realiów i dzielnych kobiet.
Za możliwość przeczytania lektury dziękuję Wydawnictwu MG.


poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Joanna M. Chmielewska "Sukienka z mgieł"


Wydawnictwo MG
data wydania marzec 2012
stron 240
ISBN 978-83-7779-076-2

Opowieść o niezwykłej kawiarni.

Po powieść Pani Chmielewskiej sięgnęłam po raz drugi. Po udanym debiucie spodziewałam się ciekawej książki i odstresowującej lektury. I się nie rozczarowałam. A wprost przeciwnie. Bo kolejna książka tej autorki jest jeszcze lepsza od jej debiutu. To wspaniała powieść zwłaszcza dla tak wrażliwych czytelniczek jak ja. Bohaterki "Sukienki z mgieł " to kobiety o dobrym sercu i wrażliwej duszy. To panie, którym nie raz los zrobił psikusa i rzucił kłody pod nogi. A one umiały zebrać się w sobie i pójść dalej. Walczyć o swoje szczęście i być dobrym, uczciwym człowiekiem. Pomagać innym i nie poddawać się złym nastrojom na dłużej.
Weronika przyszła na świat w na pozór szczęśliwej i porządnej rodzinie. Tata i mama - lekarze z wykształcenia umieli zapewnić córce dobra materialne i opiekę niani. Ale nie mieli dla dziecka czasu. Liczyła się dla nich przede wszystkim kariera. Dążenie do perfekcji w zawodzie i odnoszenie sukcesu. Weronika jako dziecko czuła się bardzo samotna. Nie umiała sobie wytłumaczyć czemu jej koleżanki mają mamy, które poświęcają im swój czas, a jej mama zajmuje się tylko pacjentami. Dziecko rosło niczym dzika roślinka. Towarzyszami jej dzieciństwa były koty i książki. Wrażliwa na piękno przyrody dziewczynka wymarzyła sobie, że gdy dorośnie będzie prowadzić kawiarnię. Lokal na przyzwoitym poziomie i z "duszą", w którym oprócz dobrej kawy i herbaty oraz słodkości będzie można jeszcze odpocząć od codzienności i zła tego świata. Otrzymany spadek umożliwił jej realizację marzeń. Piwnica pod Liliowym Kapeluszem to miejsce niezwykle urocze. Przychodzą tu oprócz przypadkowych gości stali bywalcy, którzy wprost przepadają za tym lokalem. Bo w nim czeka na nich nie tylko pyszna kawa, ale i przeurocza właścicielka o gołębim sercu, która jest niczym dobra wróżka.
Zatapiając się w lekturę książki poznałam losy Weroniki i jej gości - Anastazji, Andrzeja, Małomównego oraz Kory i jej mamy. Każda z tych postaci jest bardzo barwna i ciekawie wykreowana. Każdą z nich los na trudny sposób doświadczył. Anastazja z alkoholiczej rodziny trafia na męża, który też lubi sobie często wypić i podnieść rękę na żonę i syna. Andrzej nie ma najszczęśliwszego domu, boryka się z kłopotami szkolnymi i problemami nastolatka. Małomówny pisze w skupieniu książkę, która opowiada właściwie jego dzieje,a w której opisuje pewne bardzo traumatyczne przeżycie, przewracające mu życie do góry nogami. Kora przeżywa w Piwnicy Weroniki pewne niezwykłe zdarzenie ..................
Tak się złożyło, że książkę "Sukienka z mgieł" czytałam w bardzo trudnym i stresującym momencie życia. Musiałam przeboleć pewną porażkę i miałam raczej podły nastrój. A jednak powieść Pani Chmielewskiej zadziałała jak balsam na zbolałe serce. Czytając znów nabrałam wiary, że świat jest pełen nie tylko szczurów pędzących na ślepo w wyścigu po trupach innych, ale są i na nim tacy ludzie jak bywalcy niezwykłej kawiarni, którzy mają serce zamiast kamienia w piersi. Ludzie dobrzy i otwarci, wrażliwi na kłopoty i dylematy innych, gotowi bezinteresownie pomóc. Wzruszyły mnie losy Weroniki, zwłaszcza wtedy, gdy była bardzo samotną i małą jeszcze dziewczynką. Wiem doskonale jak to jest mieć za przyjaciół książki. Podziwiałam Anastazję za podjęcie kluczowej decyzji co do przyszłości swojej i syna.
Było mi po prostu bardzo miło i przyjemnie gościć w Piwnicy pod Liliowym Kapeluszem. Mogę śmiało powiedzieć, że się tam po prostu zadomowiłam. Ujął mnie klimat tego miejsca i bardzo chciałabym znaleźć tak cudne miejsce w realnej rzeczywistości. Mogłaby taka kawiarnia być gdzieś blisko mojego domu tuż za rogiem....................
Liczę, że na rynku szybko ukaże się zapowiadany przez Autorkę na okładce książki "Karminowy szal".
Pani Joasiu dziękuję za świetną lekturę, za możliwość spędzenia z tak uroczymi bohaterami kilku godzin. I dziękuję za wiarę w dobro, które przywróciła mi ta powieść.

sobota, 3 marca 2012

Aleksandra Boćkowska " One za tym stoją"


Wydanictwo MG
data wydania premiera 8 marca 2012
stron 224
ISBN 978-83-7779-064-9

O kobietach i nie tylko dla kobiet.

Autorka jest dziennikarką i redaktorem. Bohaterkami swojej książki uczyniła kobiety wyjątkowe. Damy , które kompletnie nie pasują do stereotypu kobiet jako płci słabej, która do egzystowania potrzebuje koniecznie męskiego ramienia. Opisane kobiety to płeć piękna i zadbana, ale zdecydowanie nie słaba. To silne osobowości, które cechuje wiele uporu, zawzięcia, determinacji i odwagi. To kobiety wyjątkowo inteligentne, kreatywne i stanowcze. Każda z nich jest inna, ale łączy je sporo cech, które są niezbędne w osiągnięciu sukcesu zawodowego. A one są po prostu na niego skazane. Ciężka praca, garść wyrzeczeń, niedospane noce, zmęczenie, a wszystko po to, by dojść do celu. Każda z Pań osiągnęła szczyt w innej dziedzinie, ale łączy ich pasja w jego osiągnięciu. Zdetrminowanie i odwaga. Owszem po drodze zdarzały się porażki, małe potknięcia, lekcje od życia, ale one im niestraszne. Ich przepis na sukces i osiągnięcie założonego celu sprawdził się w 100 %. Są dobrym wzorem do naśladowania dla tych kobiet, które mają chwile wahania, słabości, momenty zwątpienia. W Polsce trudniej jest osiągnąć sukces kobiecie, tak mówią statystyki, ale na szczęście to się powoli zmienia. Opisane przez Boćkowską kobiety udowadniają, że są na równi dobre jak panowie, a może i nieco lepsze. Bo oprócz pracy zawodowej znajdują jeszcze czas dla rodziny, są matkami i radzą sobie z całą masą obowiązków pozazawodowych. A praca jest dla nich pasją. Tak myślę, że pasja jest nieodłączna, jeśli chcemy być w czymś doskonałe. Ona jest jak szczypta właściwej i wyjątkowej przyprawy, która uczyni danie wyśmienitym i niepowtarzalnym. A czym zajmują się opisane Panie ?
Najbardziej znaną jest chyba piosenkarka Kayah , która jest nie tylko wokalistką, ale i producentką, współwłaścielką wytwórni płytowej. Nie ukrywam, że lubię jej utwory. Z tekstu wyłoniła się niesamowita kobieta, mądra i mająca bardzo wartościowe wnętrze. Z jej ust pada niezwykle wartościowe zdanie, które mnie zafascynowało :" Kiedy pasja jest prawdziwa, porażka jej nie złamie." (str 95)
Mnie to stwierdzenie na długo zapadnie w pamięć. Czytając poznałam zupełnie inną Kayah niż ta jaką opisują tabloidy i plotkarskie gazetki. Stąd wniosek, że raczej nie warto ich czytać. A samą piosenkarkę polubiłam jeszcze bardziej. Jest ona przykładem, że są kobiety i mądre i piękne i zdolne w jednej osobie.
Agnieszka Kręglicka - restauratorka pokazuje jak niesamowitą pasją może być gotowanie. Ona podnosi je do rangi sztuki i pokazuje jaką frajdą może być przygotowanie jakiegoś smakołyku dla bliskich.
Beata Stasińska prezes W.A.B- u to ktoś bardzo bliski mej naturze. To właściwa osoba na miejscu, którego piastowanie wymaga kochania książek i nosa do odkryć wspaniałych perełek, które osiągają szczyty na listach sprzedaży.
Ewa Wanat spodobała mi się za odwagę w prezentowaniu swoich poglądów, zaimponowała mi stworzeniem radio dla tych innych od ogółu. Brawa za bezkompromisowość i determinację.
Irmina Kubiak pokazuje, że Polacy nie gęsi i też ..... swoich Diorów mają, że projektanci znad Wisły mają potencjał i tworzą ciekawe projekty oraz mają naprawdę dobre pomysły.
Anna Streżyńska to dzielna i twarda osoba, której zawdzięczamy w pewnym  tańszy internet i połączenia telefoniczne. To za jej kadencji ceny spadły, a ona nie uginała się pod presją operatorów.
Agnieszka Odorowicz pokazuje, że kobieta potrafi i ma zmysł do pracy, która nie zawsze wyuczonym zawodem bywa.
Beata Stelmach zaś to postać, która udowadnia, że Polka może być dobrym i profesjonalnym politykiem i niczym nie ustępuję kolegom.
Te historie o nietuzinkowych Paniach czyta się dość szybko i przyjemnie. Każda opowieść jest zdecydowanie inna i przestawia bohaterkę nie tylko od strony zawodowej, ale i prywatnej. Te opowieści mogą dodać skrzydeł Czytelniczkom, które mają chwile zwątpienia i rozczarowania, bowiem uczą, że do sukcesu prowadzi często kręta droga usiana przeszkodami i potknięciami. Ale upór z czasem procentuje. Ta książka może być impulsem do działania, który zachęci niejedną z Pań do realizacji swoich marzeń, do podjęcia jakiegoś wyzwania, które w niej drzemie. Dla mnie właśnie takie przesłanie ma ta publikacja. I świetnie, że takie książki ukazują się na rynku. Boćkowska napisała ją bardzo interesująco, w niewielkiej objętości ujęła to co najważniejsze, co zasługuje na pokazanie światu ,a w codzienności gdzieś się może czasem zapodziać. Książkę powinny przeczytać nie tylko Panie, ale i niedowierzający w siłę kobiet pracodawcy. To prawda, że czasem płeć piękna lawiruje i zasłania się kobiecymi obowiązkami, ale istnieje też ogrom kobiet, które stać na bardzo dużo, które są potężnie zdeterminowane w pogodzeniu życia prywatnego i pracy. Jestem też przekonana, że w Polsce istnieje jeszcze wiele kobiet, które mogłyby stać się postaciami opisanymi w takiej jak "One za tym stoją" książce. Może zatem Autorka napisze kolejną część ?
Za egzemplarz do recenzji dziękuję ślicznie Wydawnictwu MG.