niedziela, 20 października 2024
Radosław Figura, Katarzyna Kalicińska "Felicita"
środa, 16 października 2024
Kristan Higgins "Zdejmij z nieba księżyc"
Nic nie jest tak kruche jak życie i szczęście
Wśród morza powieści obyczajowych mnie najbardziej podobają się takie, które mocno chwytają za serce, poruszają istotne tematy i wyciskają łzy. Kocham książki refleksyjne, wzruszające i niosące w treści ważne przesłania. Niewątpliwie taką powieścią jest tytuł nakreślony przez Kristan Higgins „Zdejmij z nieba księżyc”, który powinien być sprzedawany w pakiecie z dużą paczką chusteczek. Nie wyobrażam sobie by ktokolwiek przeczytał go bez łez. To powieść bardzo smutna, bardzo piękna i bardzo ważna. Je treść pozwala docenić dwie najcenniejsze rzeczy: życie i szczęście. Obie są niezwykle kruche i ulotne. Niestety!
Joshua i Lauren Park są dwoma połówkami, które się odnajdują i zakochują w sobie bez pamięci. Biorą ślub i wiedzą, że chcą spędzić ze sobą całe życie. Gdy wypowiadają słowa sakramentalnej przysięgi oboje myślą, że mają przed sobą szmat czasu, wiele wspólnych lat. Wiele marzeń, planów i dni kiedy obudzą się u swojego boku. Niestety los jest wobec nich okrutny i daje w prezencie najgorszy z prezentów. Śmiertelną chorobę Lauren na którą ludzkość nie wymyśliła skutecznego lekarstwa, a jedynie środki, które mogą ją spowolnić. U żony Josha nawet one nie dają zbyt wiele czasu. Świat dwojga młodych ludzi wali się w posadach. Mężczyzna staje się najczulszym opiekunem i chce jak tylko może ulżyć żonie w cierpieniu. Mimo starań lekarzy pewnego dnia zostaje wdowcem i przeżywa ogromną traumę. Kompletnie nie wie, jak sobie poradzić, jak żyć dalej. I wtedy otrzymuje dwanaście listów, z których każdy jest przeznaczony na jeden kolejny miesiąc pierwszego roku bez ukochanej. To ona sama pisze je by ulżyć mężowi w żałobie i oswajaniu nowej rzeczywistości. Każdy zawiera zadanie do wykonania, które ma na celu nauczenie jak żyć dalej po stracie. Młody mężczyzna będący na dnie rozpaczy, niewidzący dalszego celu życia wyrusza w podróż która jest i bolesna i sentymentalna i bardzo mu potrzebna. Każdy krok na tej drodze jest po to, by zrozumiał, a wraz z nim czytelnicy, że droga do szczęścia jest kręta i wyboista. Zawsze wiedzie pod górę i jest trudna. Wymaga wysiłku, wymaga bardzo wiele.
Ach, jaka to była wyjątkowa historia! Od samego początku zatopiłam się w niej bez reszty. Ona pochłonęła mnie z siłą wodospadu i po skończeniu lektury nadal trzyma w swoich okowach. Nie mogę o niej zapomnieć, ona we mnie żyje i chyba zostanie na zawsze. Tak, czytając wylałam ogrom łez, a dodam, że sama czytałam ją w żałobie po stracie bardzo ważnej w moim życiu osoby. Z tego powodu bardzo łatwo utożsamiłam się z głównym bohaterem i potrafiłam zrozumieć co czuje. Czytanie stało się bardzo osobistym doświadczeniem i przeżyciem. Tym bardziej odczuwałam mądrość tej powieści, jej przesłanie i mistrzowskie nakreślenie. Autorka napisała ją genialnie i z niesamowitym kunsztem. Każde zdanie jest w niej potrzebne i przemyślane. Każda scena idealnie dopełnia całość. Tu życie przeplata się ze śmiercią w idealny wzór i pokazuje, że są ze sobą na zawsze związane. Tu jest coś przed i coś teraz. Tu śmierć nie jest końcem, a zdarzeniem które dotyka niczym sztylet i zmusza do dalszej drogi mimo braku sił. Tę historię czyta się wyjątkowo. Ona przenika nas niczym mróz do głębi i nie daje przejść obok niej bez echa. Z fabuły płynie wiele cennych refleksji, ale jedna z nich zrobiła na mnie kolosalne wrażenie. Mocno utwierdziła mnie w przekonaniu, że śmierć to nie koniec, że jest coś dalej, a żywych i umarłych dzieli tylko czas. Mogłabym pisać o tym tytule bez końca. Jest w nim tyle walorów, tyle plusów, że z tekstu recenzji zrobiłoby się opowiadanie. Konkludując napiszę krótko: to literacki artyzm, to idealna książka dla osób po stracie, to powieść, która jest w stanie nadać sens w rozpaczy niczym najlepsza psychoterapia. Dajcie się jej ponieść, sięgnijcie po nią. Jest naprawdę wyjątkowa i fenomenalna. Bardzo mocno polecam. Wierzę, że każdemu z Was wniesie coś do życia i pokaże jak cennym jest każdy dany nam dzień.
piątek, 4 października 2024
Halszka Witkowska, Monika Tadra "Niewysłuchani"
niedziela, 22 września 2024
Agnieszka Lis "Czcij ojca swego"
poniedziałek, 16 września 2024
Marcin Margielewski "Szofer arabskich bogaczy"
Kierowca nietuzinkowych pasażerów
Jestem świeżo po lekturze kolejnej książki Marcina Margielewskiego, która zdradza nam kulisy świata orientalnego. Jej czytanie było niczym oglądanie barwnej mozaiki w której każdy element jest niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju. Narratorem publikacji jest Anglik pochodzący z Manchesteru, który został kierowcą przewożącym pasażerów w Londynie. Nie pracował jednak w komunikacji miejskiej, nie woził bogatych osób należących do londyńskiej elity a pracował w firmie obsługującej angielskie eskapady bogatych Arabów, ich rodzin, bliskich, współpracowników i służby. Swoje zadania wykonywał przy pomocy luksusowych limuzyn firmy dla której pracował, ale jeśli myślicie, że prowadzenie pojazdu to było jego jedyne zajęcie to jesteście w błędzie. Liam musiał być też doradcą, powiernikiem, ochroniarzem, sprzątaczem, psychologiem i nianią. To była dobrze płatna, ale i niezwykle wymagająca praca wysysająca energię niczym głodna pijawka.
Początek tytułu to historia Liama, którego dzieciństwo zostało nagle i brutalnie przerwane przez śmierć ojca, będącego ofiarą pewnych porachunków. To odcisnęło ogromne piętno na psychice młodego chłopca, który przez tę tragedię musiał szybciej dorosnąć. Dzięki ojczymowi otrzymał u progu dorosłości posadę, która wydała mu się bardzo pociągająca i ciekawa. Było w niej coś magnetyzującego co sprawiło, że utknął w tym fachu na dobre. Z pewnością kusiły młodego człowieka pieniądze, które płynęły dość wartkim strumieniem i napiwki, które często otrzymywał. I tak po pracy dla kogoś przeszedł do zarabiania na swoim, a po drodze spotkało go wiele wyjątkowych przygód. Jednym słowem w pracy nudą nie wiało, a konto rosło.
Jako człowiek pracujący dla wyjątkowo majętnego arabskiego klienta Liam poznał jego życie od kulis. Jedne z mitów potwierdził, zaś inne obalił. Poznał wady i zalety świata orientalnego i mentalność jego mieszkańców, Miał dostęp do tego, co skrupulatnie skrywane i zamiatane pod dywan. Nauczył się być dyskretnym, ale i poznał sztukę dyplomacji oraz kompromisu. Doświadczył, że nie każdy się na to miejsce nadaje i nie każdy poradziłby sobie jako kierowca największych krezusów. Poszczególne części książki są poświęcone mężom, żonom, dzieciom, służbie i zawierają historie niekiedy zakrawające o absurd, a niekiedy będące dramatem. Komiczne i śmieszne, wzruszające i wzbudzające współczucie. Niekiedy wydają się one nieprawdziwe, a niekiedy jest w nich samo życie.
Lekturę czyta się lekko i przyjemnie, niekiedy z uśmiechem na twarzy, niekiedy z politowaniem. Z pewnością dostarczy ona wiedzy o bogactwie i luksusie Orientu, a wielu przekona, że ten styl życia to jednak złota klatka, która choć błyszczy to ogranicza poczucie wolności dając jej sztuczną atrapę i złudzenie swobody.
Tajemnice zza przyciemnionych szyb luksusowych limuzyn niekiedy przyprawiają o dreszcze, a niekiedy wydają się dziecinnie infantylne. Niemniej jednak są jak magnes i przyciągają do czytania. Książka mnie nie rozczarowała, a zdecydowanie pochłonęła i pokazała świat mi niedostępny, który jednak mnie nie kusi. Polecam krótką wizytę w nim w ramach życiowej ciekawostki.
czwartek, 5 września 2024
Paulina Rabczak "W starym Wiedniu"
wtorek, 20 sierpnia 2024
Jerzy Stuhr "Z biegiem dni"
poniedziałek, 19 sierpnia 2024
Soraya Lane "Córka z Grecji"
Nigdy nie wybieraj niczego pod dyktando innych
Cykl „Utracone córki” z każdym przeczytanym tomem podoba mi się coraz mocniej. Niby każda z powieści skonstruowana jest w oparciu o ten sam schemat, a jednak w tych historiach nie sposób się nie rozkochać do szaleństwa. Są romantyczne, ale i gorzkie, nie zostały przesłodzone literacką fikcją i mnóstwo w nich realnego życia. Każda chwyta mocno za serce i dostarcza wyjątkowej przyjemności w trakcie czytania.
Tym razem Soraya Lane z Londynu przenosi nas na grecką wyspę Skopelos, gdzie kiedyś, w latach 70-tych XXI wieku zrobiono zdjęcie pewnej kobiety z córką. Ta fotografia wraz z nutowym zapisem muzycznego utworu znalazła się w pudełku, które przez wiele lat przebywało jako pamiątka od biologicznej matki w Domu Hope, który był ostoją dla samotnych matek. Wiele lat później ta „przesyłka” trafia do rąk Emmy w jednej z londyńskich kancelarii prawnych. Dziewczyna jest dość zaskoczona i nie ma pojęcia o istnieniu rodzinnych sekretów. Coś w duszy podpowiada jej, że warto pójść tropem tej tajemnicy. Emma zaczyna swoje prywatne śledztwo i dzięki niemu poznaje uroczego muzyka, a także wybiera się w podróż do Grecji. Jej życie nieco wymyka się spod jej kontroli, ale czeka ją wiele niespodzianek i zaskakujących przygód. Gorąco zapraszam Was wraz z Emmą na Skopelos by tam poznać Aleksandrę, która wybrała w życiu pod dyktando innych i nie mogła pójść za głosem serca. Czy zrobiła właściwie? To oceńcie już sami.
Opisane losy dwóch kobiet które po latach splatają się ze sobą to przepiękna opowieść, która bardzo mocno mnie wzruszyła. Chłonęłam ją wszystkimi zmysłami, byłam tam i przeżywałam mocno perypetie młodej najpierw osieroconej, a potem postawionej pod murem dziewczyny, którą pozbawiono marzeń, a ona nie mając oparcia szybko się z tym pogodziła. Tytuł wręcz krzyczy, że wielkim życiowym błędem jest pozwolenie by inni kierowali naszym życiem, podejmowali za nas decyzje i odbierali nam prawo kroczenia własnymi ścieżkami. Autorka przekonuje nas też, że to, co nam przeznaczone kiedyś dostaniemy i warto szanować każdy dzień życia, bo drugi raz go nie przeżyjemy, a dogrywki w meczu pod tytułem życie niestety nie ma.
Tytuł czyta się lekko i przyjemnie, ale nie jest to książka infantylna i bezwartościowa. Jest w niej coś magicznego, co do niej przyciąga. Wieje od niej nutką romantyzmu, a jej strony dostarczą mnóstwa emocji, uśmiechu, ale i w oczach mogą pojawić się łzy. Proza Sorayi Lane przypomniała mi tym razem klimat książek Danielle Steel, które kiedyś bardzo lubiłam. Autorka wyraziście pokazała życiowe blaski i cienie, a jej postaci są wyraziste i lekko konkretnie pogrupowane. Dzielą się na te białe i czarne. Dwie główne bohaterki to sympatyczne kobiety, które marzą o miłości i ją odnajdują. Ale jak dowodzi fabuła to za mało by osiągnąć szczęście. O uczucie czasem trzeba dbać i walczyć, pokonywać w jego imię przeciwności losu i odważnie przeć do przodu.
„Córka z Grecji” to także literacka podróż do pięknej Grecji i wprowadzenie w świat muzyki, w świat sztuki, w którym artyści to osoby czułe i wrażliwe, które łatwiej zranić. Książkę czyta się od początku do końca z przyjemnym dreszczykiem „co dalej”, a fabuła obfituje w liczne niespodzianki. Polecam gorąco na letnie dni, jesienne wieczory i zimowe dni. Z pewnością Was ten tytuł nie zawiedzie.
poniedziałek, 5 sierpnia 2024
Andrzej Stasiuk "Rzeka dzieciństwa"
Podróże w pogoni za okruchami wspomnień z dzieciństwa
Dzieciństwo to specyficzny i traktowany bardzo sentymentalnie okres ludzkiego życia do którego powracamy wielokrotnie w dorosłości. To w tamtym czasie wszystko przykurzone minionymi latami wydaje się wyjątkowe, piękne i bez wad. Ten period jest niczym bajka w której mieliśmy okazję kiedyś zagościć i który wspominamy z nostalgią. Prawie każdy z nas oddałby wiele by powrócić do tamtych lat choćby na chwilę.
Andrzej Stasiuk w swojej najnowszej książce też udaje się w podróż do przeszłości która w bardzo wyrafinowany sposób łączy się z teraźniejszością. Ci, którzy znają tego Autora bez trudu odgadną, że trasa ma jego ulubiony kierunek – wiedzie na wschód. Wiedzie do źródeł i przeszłości, która jest kontrastowa – słodka i zarazem bardzo gorzka. Brutalna i nostalgiczna. Pełna metafor i symboli. Książka objętościowo jest bardzo niewielka, ale to nie oznacza, że szybko ją przeczytacie. Oczywiście, pewnie można, ale ja osobiście polecam się nią delektować, Smakować i przerywać by z nutą refleksji analizować jej treść i przesłanie. Nic w niej nie jest przypadkowe i nieprzemyślane. Każde słowo, każde zdanie to element misternej układanki, która ma wyrazić ogrom emocji, uczuć i wspomnień. Podróż na wschód jest niczym wędrówka ludu skazanego na przeróżne doświadczenia. Wczoraj w niezwykły sposób łączy się z dziś. Prawidła ewolucji i przemijania wciąż się powtarzają a ludzkość popełnia te same błędy, zbrodnie i smakuje sukcesy, które mają równocześnie aromat porażek. Z Andrzejem Stasiukiem biwakujemy w namiocie jesienią nad rzeką gdzieś przy wschodniej granicy, odkrywamy przeszłość okolic Bełżca, jesteśmy świadkami exodusu uchodźców z Ukrainy po konflikcie z Rosją który dzieje się na naszych oczach, a wreszcie jedziemy z pomocą humanitarną i militarną na ziemie gdzie toczą się walki. Każdy z tych obrazów płynnie przechodzi w kolejny i łączy się z nim przyczyną i skutkami. Ta podróż jest niepowtarzalnym doświadczeniem i otwiera nam oczy na tak wiele istotnych spraw, które w pędzie życia blakną, wydają się oczywiste i dane raz na zawsze. Niestety, tak nie jest, a prawidłem ludzkości jest błądzenie i upadanie. Mimo nauczek wciąż wpadamy w te same pułapki.
Ten tytuł jest wyjątkowy i genialny. Czas przy jego czytaniu staje w miejscu. Rzeczywistość blednie, a zapisane strony przyciągają jak najsilniejszy magnes. Wszystko bije rytmem treści, która wymusza głębokie zastanowienie nad egzystencją, życiem i jego największymi wartościami. Z treści biją wyraziste i nie zawsze łatwe prawdy, o których my, zabiegani ludzie rodem z ekspresu z tabliczką XXI wiek często zapominamy.
Andrzej Stasiuk napisał genialnie. W misterny sposób niepowtarzalnym stylem swojego wyjątkowego pióra skondensował idealnie tematykę, która godzi prosto w serce czytelnika. Wzrusza, otwiera oczy, chwyta za serce, szokuje, wstrząsa, budzi emocje, intryguje, robi mocne wrażenie. Drąży w duszy i sercu. Nie daje o sobie zapomnieć. Trudno o takiej lekturze zapomnieć, trudno nie ulec magii Wschodu jako szeroko ujętej krainy na globie ziemskim.
Pisarz pisze jak zwykle – bez kompromisów, wyraziście i odważnie, szorstko i po męsku, bez ogródek i zasłon. Po imieniu i bezpośrednio. Nie zawodzi i przypieczętowuje swoje niesamowite zdolności w tworzeniu współczesnej prozy genialnej i fenomenalnej. Tej książki nie sposób nie pokochać. Ona coś w nas uruchamia, otwiera drzwi na wyższy poziom wrażliwości. Jest jak okulary dla krótkowidza, które pozwalają zobaczyć we właściwych barwach rzeczywistość i przeszłość. Gwarantuję, że jeśli po nią sięgniecie długo o niej nie zapomnicie. Mnie ona zawsze będzie tętnić w duszy. Gorąco polecam.
wtorek, 23 lipca 2024
Katarzyna Michalak "Iskra"
czwartek, 4 lipca 2024
Tanya Valko "Arabskie łzy"
Orient i nie tylko po raz siedemnasty
Jak ten czas leci! Wciąż pamiętam jak zagłębiłam się w pierwszy tom Orientalnej Sagi pióra Tanyi Valko, a na księgarskie półki trafiła już siedemnasta książka z tej serii. Dla jej miłośników dodam, że cykl nadal trzyma wysoki poziom i jest utrzymany w tym samym klimacie co wszystkie poprzednie powieści. Po raz kolejny mamy okazję do spotkania z Dorotą, jej dziećmi i bliskimi. W ich życiu bardzo wiele się dzieje, a świat w którym żyją wciąż się zmienia i nie zawsze jest bezpieczny oraz spokojny.
Daria Binladen tkwi w śpiączce a jej stan bardzo niepokoi lekarzy. Ich rokowania nie są pomyślne i nie dają oni zbyt dużych szans na wyzdrowienie pani ambasadorowej. Sfrustrowana rodzina może zdecydować się na eksperymentalną i kosztowną terapię w Japonii, która nie gwarantuje powrotu do dawnej sprawności lub odłączyć Darię od aparatury. Losem córki interesuje się jej matka Dorota sama walcząca z nowotworem, która przylatuje do swojego dziecka. Siostra Darii – Marysia musi zdecydować czy tkwić w nieszczęśliwym związku czy wrócić do swojej wielkiej ale już zakazanej miłości. Nadia Binladen i jej brat Adil również przeżywają swoje życiowe burze. Chłopak odkrywa swoją orientację seksualną zakazaną przez islam, a Nadia popada w kolejne życiowe tarapaty i sama oraz samotna musi stawić czoła życiu mając pod opieką synka. To czasem ją przerasta i nudzi. Jej niespokojna natura wciąż daje o sobie znać. A w tle toczy się burzliwa historia. W kulturowym tyglu pomiędzy Izraelem a Hamasem wciąż mocno iskrzy. To, co rozgrywa się w Strefie Gazy na początku XXI wieku woła o pomstę do nieba obojętnie której religii. Giną niewinni ludzie, a historia wkrada się do życia wykreowanych przez Tanię Valko bohaterów i odciska na ich losie mocne piętno...
Siedemnasty tom poczytnej serii możecie czytać zarówno znając treść jego poprzedników ale i jako samodzielną powieść. Autorka na początku zamieszcza wszelkie wyjaśnienia, które nawet laikom pozwolą zorientować się w fabule. A ta porywa do świata w którym wrze i kipi. Odwet za masakrę ludności Izraela odbija się rykoszetem i godzi w spokój mieszkańców Gazy, którzy niewinnie cierpią i tracą dach nad głową. Na tym tle rozgrywają się dalsze losy dobrze znanych już bohaterów i pojawią się nowe postaci. Tanya Valko skupia się nie tylko na kulturze islamskiej ale pokazując życie Malki wprowadza czytelnika w świat ortodoksyjnej rodziny żydowskiej, której realia egzystencji są dla nas Europejczyków bardzo odmiennie i egzotyczne. Los kobiet u boku takiego męża jak Izaak jest równie trudny i wiedzie pod górę jak kobiet wyznających Allaha.
W treści tytułu wciąż coś się dzieje. Mają miejsce romanse, zakazane miłości, kłopoty zdrowotne, rozstania i powroty, bunty i walka o wolne podejmowanie własnych wyborów. A to wszystko rozgrywa się w tle napadu na festival Supernova w trakcie którego smak statusu zakładniczki odczuwa Nadia.
Ten tom, podobnie jak poprzednie, czyta się szybko i przyjemnie. Przypomina on barwną mozaikę która wciąż mieni się zmieniającymi się kolorami i intensywnie błyszczy. Tu kipi od emocji i niespodzianek, które wyskakują z fabuły niczym króliki z kapelusza magika. Każdy z bohaterów czuje, że naprawdę żyje, a jego życie pędzi niczym górski strumień po burzy. Fabuła tytułu rozgałęzia się na wiele wątków które ze sobą współgrają i się wzajemnie uzupełniają. To sprawia, że lektura mocno przykuwa uwagę a jej czytanie jest przyjemne i relaksujące. Nie brakuje też wzruszenia i trudnych emocji gdy czytamy o piekle które ludzie wywołali innym ludziom.
Reasumując wraz z Autorką gorąco zapraszam do książki której z przyjemnością, bez wątpliwości i z pełnym przekonaniem wystawiam bardzo wysoką ocenę i gorąco rekomenduję.
czwartek, 27 czerwca 2024
Przemysław Kowalewski "Sierociniec"
Mroczne tajemnice bolą bardzo długo...
poniedziałek, 24 czerwca 2024
Julia Maj "Gdyby dzisiaj miało jutro"
piątek, 14 czerwca 2024
Małgorzata Mikos "Wróć do mnie"
Magiczna moc wspomnień i tajemnic bywa bezkresna
poniedziałek, 10 czerwca 2024
Remigiusz Mróz "Berdo"
Każdemu z nas los wyznacza jakieś berdo na które musi się wspiąć
Akcja dziewiątego tomu cyklu którego głównym bohaterem jest komisarz Forst, podobnie jak poprzednich, rozgrywa się w górach, ale tym razem nie są to Tatry. Remigiusz Mróz zabiera nas w Bieszczady – tajemnicze, groźne i piękne w swej surowości. Po sezonie szlaki już opustoszały, przyroda szykuje się do zimowego snu. Wśród takiej głuszy ukojenia i azylu szuka po burzliwych przejściach Wiktor Forst. Z bałaganem w duszy trafia do małej wioski zaszytej wśród lasów i połonin gdzie znajduje kwaterę w leciwym domu sympatycznej starszej kobiety. Wiktor za dach nad głową odwdzięcza się pomocą w gospodarstwie i drobnych remontach. I choć otacza go piękna natura to spokoju nie jest dane mu zaznać. Sam wplątuje się w bójkę w obronie zaatakowanej młodej kobiety, a na bieszczadzkich szlakach w miejscach kultowych dla turystów pojawiają się zwłoki z tajemniczym symbolem wypalonym pomiędzy oczami. Miejscowa policja nie radzi sobie ze śledztwem, pomoc z komendy głównej nie nadchodzi, a Forst z przybyłym na wyludnione tereny Osicą jest jedyną możliwą deską ratunku dla miejscowych stróżów prawa. Kto i z jakiego powodu zabija ofiary? Czemu ich ciała odnajdywane są na turystycznych szlakach? Co wspólnego ze sprawą ma miejscowy krezus Wojciech Malm? Co oznacza tajemniczy symbol na czołach zabitych?
Jeśli chcecie znaleźć odpowiedzi na powyższe pytania odsyłam Was do książki która błyskawicznie omotała mnie niczym gigantyczna pajęczyna i rozkochała w sobie od pierwszej strony. W trakcie lektury spotkałam się z dobrze znanymi już postaciami i byłam pod wrażeniem jak ciekawie Autor poprowadził ich dalsze losy. Perypetie Forsta i Osicy perfekcyjnie splatają się bieszczadzkim klimatem i tworzą niesamowitą mozaikę, która gwarantuje jedno – wyjątkowe emocje przy lekturze. Remigiusz Mróz ciekawie zmiksował miejscową historię i przeszłość z teraźniejszością i literacką fikcją czego efektem jest genialna fabuła, która przenosi nas w kultowe miejsca dobrze znane miłośnikom tego zakątka Polski. Motyw kryminalny okazuje się być bardzo zawikłany i do końca trzyma w napięciu. Akcja toczy się wartko, jest skomplikowana i pełna niespodzianek. Tytuł bezlitośnie zdradza, że Autora dotknął skrzydłem bieszczadzki anioł i tym samym połknął on bieszczadzkiego bakcyla. Odbiło się to jak najbardziej na jakości powieści i sprawiło, że jest ona doskonale wkomponowana w tło na którym się rozgrywa. Tym samym książka nie tylko dobrze relaksuje i odrywa od codzienności, ale i zachęca do podróży w Bieszczady. Atutem lektury są dialogi, opisy oraz ciekawie zaserwowane ciekawostki historyczne. To wszystko sprawia, że poszczególne części czyta się jak w amoku i bardzo trudno jest się oderwać choćby oczy ze zmęczenia zamykały się same. Zakończenie jest jest zaskakujące i trudno przewidywalne. Wszystko z każdą stroną nabiera tempa i rozmachu, a zamiast bardziej jasne staje się bardziej zagmatwane. Powieść idealnie wtapia się w pozostałe tomy serii i jak najbardziej trzyma jej poziom. Książka zachęca by sięgnąć po kolejny tom i zagłębić się w dalsze dzieje sympatycznego, choć pokieraszowanego przez los policjanta, którego los nie pieści i którego życie jest dalekie od spokojnej egzystencji. Dzięki „Berdo” jeszcze bardziej polubiłam prozę Remigiusza Mroza i doceniam jego sposób trzymania pióra.
A zatem moi Drodzy dajcie się namówić na lekturę tej powieści i zabieszczadujcie razem z Wiktorem Forstem. Odkryjcie piękno Bieszczad i smak sensacji na najwyższym poziomie. Z całego serca gorąco polecam.
poniedziałek, 20 maja 2024
Ewelina Ślotała "Żony Konstancina"
Przeterminowane żony
Konstancin – kraina bogactwa i blichtru – rządzi się swoimi prawami. Tu wszystko ocieka pieniędzmi, ale i ma swój termin ważności. To miejsce idealnie synchronizuje z dewizą, że nic w życiu nie trwa wiecznie i nic nie jest dane nam na zawsze. W gnieździe snobizmu przeterminowuje się i najdroższy kawior i żony. Konstancińskie małżeństwa zwykle nie są do grobowej deski i kończą się rozwodami, a te bywają i burzliwe i wybuchowe, zaś ich bratem są głośne skandale. Kobiety poślubiające bogatych mężów zwykle muszą podpisać wielostronicowe intercyzy. Sprytne panie wiedząc jaka czeka ich przyszłość zabezpieczają się na czarną rozwodową godzinę już od dnia ślubu.
Główna bohaterka książki i zarazem jej narratorka również wplątuje się w spore kłopoty i wie, że jej zalegalizowany związek chyli się ku końcowi. Z opresji ratuje ją teść, ale ta pomoc okazuje się niekoniecznie bezinteresowna. I to jest kwintesencją tego tytułu który czytało mi się wyśmienicie i z wypiekami na twarzy. Podobnie jak poprzednie publikacje Eweliny Ślotały także ta jest napisana w specyficzny sposób. Jej treść jest zlepiona z dwóch części które się ze sobą przeplatają i tworzą wyjątkową całość. Z jednej strony śledzimy losy przeterminowującej się żony, z drugiej zaś mamy poradnik jak oskubać bogatego mężczyznę i po rozwodzie nie zostać na przysłowiowym lodzie z pustymi kieszeniami. Wbrew pozorom na konstancińskiej ziemi szczęścia nie zapewnią uczucia, ale przebiegłość i spryt którego wielu dziewczynom jak widać na konkretnych przykładach nie brakuje.
Czy Konstancin jest ciekawym miejscem do życia? Nie dla każdego i nie na długo. Bogactwem idzie się udławić, a miłość w tym miejscu istnieje tylko do pieniędzy. Bogaci mężczyźni traktują swoje wybranki jak trofeum do zdobycia, jak maskotkę, która po pewnym czasie się nudzi i nadaje się do wyrzucenia. Kobiety biorą ślub nie z człowiekiem, a z bankomatem, a swoje związki traktują jak cytrynę, którą trzeba wydusić z czego się da.
Czy w tym świecie można być szczęśliwym? Jeśli kogoś zadowala życie bez miłości i przyjaźni to tak.
Jeśli macie zamiar skupić się na tej lekturze ostrzegam, że to petarda, którą trudno odłożyć na półkę. Owszem, nie jest to ambitna klasyka, ale czyta się ją niczym najlepszą sensację. Autorka posuwa się do ironii i sarkazmu by jak najdobitniej pokazać klimat konstancińskich salonów – ich sekrety i tajemnice, ich bogactwo i szlam, ich plusy i minusy. Z aptekarską precyzją podsuwa opisy organizacji przyjęć, sekretnych orgii i słabostek ludzi, których kręci przede wszystkim coś bardzo ekstremalnego, co zwykłym śmiertelnikom nie mieści się w głowie.
Czytając tytuł na jednym wdechu siłą rzeczy nasuwa się pytanie - czy warto poślubić milionera? Książka Ślotały jest wyraźną przestrogą by tego nie robić, chyba że chce się spróbować zagrać w ruletkę i pomarzyć o wygranej, która może mieć słodko-gorzki smak.
„Rozwódki Konstacina” to kolejna lektura, która bez osłonek pokazuje brudny świat bogactwa, demaskuje miliarderów i pokazuje ich prawdziwe twarze zniekształcone przez nałogi, używki i zdeprawowanie władzą oraz fortunami. Z pełnym przekonaniem napiszę więc, że z ciekawością zajrzałam do świata wielkiego bogactwa, ale długo bym w nim jednak nie wytrzymała. Nie żałuję tej literackiej przygody, która niczym dobry reportaż pokazała środowisko które choć pachnie luksusem przypomina bagno i jest na moralnym dnie. Chcecie się o tym osobiście przekonać? Zapraszam do lektury. Na pewno zrobi na Was mocne wrażenie.